Aktualizacja strony została wstrzymana

Wigilie z Dziadkiem Mrozem

Po 23 latach niepodległości Polacy zdają się nie pamiętać pustych półek, nawet tych świątecznych, kiedy kupienie karpia czy śledzia graniczyło z cudem. Zapomnieli już też, jaki ton PRL nadawał świętom.

Komunistom nie udało się co prawda wykreślić Bożego Narodzenia z kalendarza, ale skutecznie je obrzydzali, starając się wylansować zamiast nich dzień Sylwestra (nie wspominali, że to święty). Duchowe doznania miały zostać zastąpione przez huczne bale. Aby dać „dobry” przykład, chętnie sami na nich się pokazywali.

Ta nowa świecka tradycja niestety przetrwała do dziś (dla wielu krajanów sylwestrowy ubaw jest ważniejszy niż „jakieś tam” święta z rodziną). Nie uchował się jedynie importowany ze Wschodu Dziadek Mróz, który miał wyrugować Świętego Mikołaja. Rok 1945 był pierwszym i ostatnim, kiedy komuniści obchodzili Wigilię w sposób oficjalny. Na uroczystości zaproszono przedstawicieli polskiego i sowieckiego wojska, członków PPR-u. Wśród gości znaleźli się nawet księża, ale zostali wymienieni dopiero na ósmym miejscu. Zamiast kolęd śpiewano: „Jak to na wojence ładnie” i „Przybyli ułani”. Źyczenia w imieniu wojska składał dzieciom płk Piotr Jaroszewicz. W 1947 r. „Źycie Warszawy” w czołówkowym artykule na święta pt. „Pokój zwycięży” napisało: „Chciałoby się niczym nie zmącić uroczystej ciszy świątecznej. Chciałoby się mówić jedynie słowa dobre, kojące (…) Skąd niepokój? Powodują go i szerzą ci, których solą w oku jest postęp społeczny, realizowany przez coraz liczniejsze narody. Szerzą ten niepokój ci, którzy nie mogą pogodzić się z myślą, że ludzie pracy – w  innych krajach i w ich własnym kraju – zdecydowani są budować społeczeństwo wolne od wyzysku kapitalistycznego”.

W 1953 r., w roku śmierci Stalina, „bez choinek pozostało wiele instytucji. W związku z tym powstał projekt, aby instytucje wypożyczały od siebie nawzajem choinki, bo przecież nie wszystkie organizują u siebie gwiazdkowe imprezy w tym samym terminie”. W 1970 r. Gomułka zwierzał się: „Przyjdzie czas, gdy zapotrzebowanie ludzi na mięso i wszystkie wysokobiałkowe artykuły nasze państwo socjalistyczne będzie mogło zaspokajać w takim stopniu, jak dziś zaspokaja w chleb i inne artykuły spożywcze”. Za życia towarzysza Wiesława (zmarł w 1982 r.) te życzenia nigdy się nie spełniły.

W 1980 r. przed świętami władze Warszawy „podjęły decyzję o wprowadzeniu jednorazowego bonu na zakup wyższych gatunków mięsa, wędlin oraz masła. Na jednorazowy bon przysługuje 80 dag wędzonek, 50 dag mięsa, 25 dag masła. System wprowadzania bonów będzie analogiczny jak biletów towarowych na cukier. Wszystkie kartki mają pokrycie w towarze”. „Obywatel” (czyli Polak) miał przy tym „prawo wyboru”. Za pół litra alkoholu można było dostać 1 paczkę kawy (10 dag) lub 0,5  kg wyrobów czekoladowych; 12 paczek papierosów można było zamienić na 0,4 kg cukierków. Znów zabrakło karpi i śledzi. Eksperci radzili np. „jak odświeżyć czerstwy chleb, a nawet zeschnięte kromki i inne małe kawałki”. To tylko ułamek życia w PRL-u. Pamiętajmy o tym.

Tadeusz Płużański

Autor jest publicystą, szefem działu Opinie „Super Expressu”, właśnie ukazała się jego nowa książka „Oprawcy. Zbrodnie bez kary”.

Źródło:

Za: niezalezna.pl (26.12.2012) | http://niezalezna.pl/36440-wigilie-z-dziadkiem-mrozem

Skip to content