Aktualizacja strony została wstrzymana

Czyjej śmierci chce Gazeta Wyborcza?

Zacznę od końca, czyli od wniosku, zwanego też czasem konstatacją. Źeby móc w dzisiejszych czasach prowadzić skuteczną kampanię medialną i skutecznie niszczyć politycznego przeciwnika trzeba opanować pewną umiejętność. Mianowicie trzeba umieć osadzać siebie i swoją bandę w roli ofiary. To jedynie gwarantuje skuteczność i powodzenie. Pis tego nie potrafi i dlatego przegrywa. Ludzie z GW, nawet gdyby zdarzyła się sytuacja, że jednego z drugim ktoś nakryłby z nożem w zębach przy krojeniu portfeli, powiedzą: chyba żartujecie, popatrzcie jak cierpimy, jak nam się nóż wżyna w wargi i jak cierpnie nam skóra na dłoniach kiedy w ten zimowy wieczór musimy zajmować się tymi waszymi nędznymi portfelami.

Od chwili kiedy obejrzałem debatę, na którą zupełnie niepotrzebnie zapraszał wszystkich Igor Janke myślę tylko o tym, że oni potrzebują świeżego trupa. Nic więcej ich nie interesuje. Kiedy tak siedzieli w tej sali, kiedy jeden przez drugiego opowiadali jak są prześladowani i niszczeni przez Ziemkiewicza i Wildsteina, kiedy używali tych wszystkich chybionych metafor i próbowali nas przekonać, że najważniejszy na całym świecie Bożym jest konflikt pomiędzy rozumem a emocjami i to oni reprezentują rozum, a my emocje, doszedłem do wniosku, że potrzebują nieboszczyka. Adam Michnik odniósł się w końcu do sprawy Smoleńska w drugiej części debaty, ponieważ przypomniał sobie, że z sondaży wynika iż 25 procent Polaków to wyznawcy „religii smoleńskiej”. 25 procent oznacza, że co czwarty Polak wyznaje taką religię i to bardzo podziałało Adamowi Michnikowi na wyobraźnię. Powiedział nawet, że ci wszyscy inni, czyli my pochodzący z plemienia, które on traktuje wrogo, także zasługują na miano ludzi. Myślę, że gdyby sondaże były nieco niższe nie awansowalibyśmy tak wysoko i to jest pocieszająca konstatacja, która daje nam nadzieję. Jest to także ważna informacja, która mówi nam czego boi się najbardziej wódz Adam. Otóż on się boi masy. Niepotrzebnie, bo masa w dzisiejszych czasach nic nie znaczy. Są to więc lęki całkowicie nieuzasadnione.

Zanim jednak przyszło do omawiania religii smoleńskiej, wymienił Michnik sprawy i wypadki polityczne bardziej dla niego znaczące. Były to: śmierć prezydenta Narutowicza, sprawa Dreyfusa, wojna secesyjna. To jest ważna rzecz, bo widzimy dokładnie w jakie mielizny spychana będzie polityczna narracja GW w najbliższych dniach. Oto nieodpowiedzialny PiS nie dość, że wyhodował w swoim łonie Niewiadomskiego, który dawno temu zastrzelił prezydenta wybranego głosami Żydów, to jeszcze przygotowuje nagonkę na nowego jakiegoś Dreyfusa, którego co prawda jeszcze na odcinek nie wydelegowano, ale prace trwają, cierpliwości. No, a kiedy już do tego dojdzie i nagonka uzyska odpowiedni rozmach, przyjdzie pora na wywołanie, nieodpowiedzialne rzecz jasna, wojny domowej, przeciwko siłom postępu, rozumu i przeciwko parowozom z północy, jak to dawno temu pisano w amerykańskich gadzinówkach, przekonujących obywateli, że Jefferson Davies zjada dzieci żywcem.

Niech się nikomu nie wydaje, że to są sprawy zabawne. To wszystko idzie na serio, w czasie rzeczywistym i będzie eskalować, dopóki dopóty nie znajdzie się wariat z nożem, który kogoś porani, dopóki nie pojawi się nowy Ryszard Cyba, tym razem z rewolwerem wymierzonym w polityka lub działacza PO. Ja nie wierzę, żeby to się zdarzyło, a przekonuje mnie do tego pewien aspekt praktyczny całego tego, dość złożonego układu. Otóż po naszej stronie nie ma ubeków w stosownym wieku, którzy mogliby zwariować i do tego jeszcze mieli w domu broń. Po naszej stronie są jedynie babcie moherowe, biedni emeryci z budżetówki i nikt więcej. Wszelkie ruchy młodzieżowe, im głośniej krzyczą, tym silniej przekonują mnie, że nie są po tej stornie po której się deklarują. Niestety. Jeśli ktoś tego nie rozumie, niech wróci do początku tekstu. Tak więc szansa, że ten sabat czarownic, w którym uczestniczył Igor Janke wywoła zło z ciemnego lasu i dojdzie do tragedii, jest znikoma. Próby jednak sprowokowania zła i przywołania na ulice czystej grozy będą podejmowane. Jedną z nich opisał dzisiaj na swoim blogu Jacek Kowalski. Ponieważ PiS chce uczcić w nadchodzącym roku 150 rocznicę wybuchu Powstania Styczniowego, jakaś dziewczynina z GW napisała artykuł o tym, że Powstanie poprzedzone było demonstracjami patriotycznymi, które propagowały odnowę moralną. Ale to nie wszystko, przed Powstaniem, w czasie jego trwania i nawet po jego zakończeniu, wszyscy carscy urzędnicy i zdrajcy bali się tak zwanych sztyletników. Byli to zamachowcy, którzy znienacka likwidowali Rosjan i sprzedawczyków za pomocą długich na kilkadziesiąt centymetrów sztyletów. Ze zgrozą donosi nam autora tekstu, że pracę o owych strasznych sztyletnikach pisał nie kto inny tylko sam Mariusz Kamiński.

Cóż ja mogę rzec na to? Łaskawa Pani, niepotrzebnie się pani nakręca, bo jak sama pani nadmieniła, sztyletnicy likwidowali jedynie carskich oficerów, zdrajców i jakieś męty. Człowiek uczciwy, kochający ojczyznę i myślący o jej przyszłości nie miał się w tamtych czasach czego obawiać. Podobnie, myślę, jest i teraz, choć przecież nie ma i nie będzie żadnych sztyletników.

Warto zastanowić się do kogo owa pani kieruje przesłanie swojego artykułu. Bo przecież nie do nas. Ona ten tekst napisała do ludzi, którzy jednak jakieś obawy mieć muszą. Ich tło pozostaje dla nas niejasne, bo nie wiemy przecież wszystkiego, ale pojawienie się tego materiału w GW oznacza, że są ludzie którzy w dzisiejszych czasach pozycjonują się po stronie przeciwnej niż Powstańcy Styczniowi. To jest bardzo, proszę Państwa ciekawe, bo za tej komuny, którą ja pamiętam, wszyscy, najczerwieńsi nawet ubecy, deklarowali się jako szczerzy patrioci kochający ojczyznę. I do głowy by im nie przyszło, by ustawiać się w taki sposób, w jaki swoich czytelników ustawiła miła pani z GW.

Skoro już do tego doszliśmy i GW ładnie nas podzieliła na sztyletników i niesztyletników, warto może przypomnieć czym charakteryzowały się działania tych drugich. Jeśli ktoś zna prozę Stanisława Rembeka to wie, a jeśli ktoś jej nie zna to przypomnę. Wojsko pacyfikujące Powstanie stosowało doraźne sądy wieszając niewinnych ludzi, w tym dzieci na gałęziach drzew. Dochodziło do mordów, gwałtów i rabunków na niespotykaną do tej pory w Królestwie skalę. Po powstaniu zaczęły się konfiskaty, czyli mówiąc wprost – rabunki. Były oczywiście także długoletnie zesłania i śmierć w lochach, było wszystko na co carski aparat sprawiedliwości mógł sobie pozwolić. I o tym dziś właśnie poprzez swój artykuł chciała nam przypomnieć dziennikarka z GW. Dziękujemy, będziemy pamiętać.

Powstanie Styczniowe jest najbardziej znienawidzonym przez lewicę zrywem niepodległościowym. Myślę, że powód jest jeden: walczyła głównie szlachta i ona na tym powstaniu najwięcej straciła. Insurekcja styczniowa okazała się być w istocie wojną o zachowanie własności ziemskiej, a co lewicę, która buduje swoją ideologię na legalizacji rabunku może obchodzić jakaś własność? Po prostu nic, a nic. Powstanie Styczniowe nie podoba się również „naszym”, jest bowiem dla nich za bardzo romantyczne. Myślę, że trzeba będzie chyba poświęcić osobny tekst idiotyzmom i niezrozumieniu realiów przez tak zwanych naszych, bo jest to tak samo groźne zjawisko, jak zapędzania nas do narożnika sztyletem, przez rozemocjonowane wariatki z Czerskiej.

Z niepokojem myślę, co przyniesie dzień kolejny, obyśmy tylko w następnej sekwencji tych ogłupiałych opowieści nie okazali się nowymi Mongołami, którzy zalewają Arabię Szczęśliwą, gdzie rządzi dobry kalif Adam otoczony przez oddanych sobie eunuchów.

Coryllus

  • Całość, wraz z reklamą książki Autora „Baśń jak niedźwiedź” – tutaj

Za: 'baśń jak niedźwiedź' - Coryllus blog (18.12.2012) | http://coryllus.salon24.pl/473110,czyjej-smierci-chce-gazeta-wyborcza

Skip to content