W pojęciu przeciętnego Polaka Unia Europejska to jakby wielki cyc, do którego dossaliśmy się, aby w nieskończoność ciągnąć wszelkie dobra. Głównie materialne − choć tak zwane elity chętnie widzą w niej także źródło nadrzędnej mądrości. Za prawo ciągnięcia z tego rogu obfitości warto zapłacić każdą cenę, w takiej walucie jak suwerenność, godność narodowa czy międzynarodowa podmiotowość. Tym bardziej że te pojęcia to dla większości obywateli niezrozumiałe abstrakcje. A promocje w marketach, trzy w cenie dwóch, obniżone raty, kredyt na dowód bez poręczycieli i zaświadczeń, który można przeznaczyć na bardziej wystawne święta lub fajniejsze wakacje − to wszystko wartości konkretne, korzyści tu i teraz.
Pomagdalenkowa władza doskonale tę mentalność zna i wykorzystała ją bardzo skutecznie. Jaki ten Tusk jest, taki jest, ale jest grzeczny, więc wyżebrze dla nas 300 mld. Może nie 300, ale coś tam ma szansę wyżebrać. A Kaczyński by podskakiwał, upominał się o jakieś należne Polsce względy, więc jemu na pewno nie dadzą. Rachunek był dla polactwa prosty.
W przeddzień budżetowego szczytu Unii Europejskiej, jak zauważyli wścibscy internauci, sławny spot wyborczy o 300 mld zniknął ze stron PO bez śladu, a politycy rządzącej partii zaczęli się wycofywać chyłkiem z podawanej wcześniej sumy i uciekać od tematu w poszczekiwania na „nieprofesjonalizm” Kaczyńskiego, który niesłusznie rozmawiał z premierem Wielkiej Brytanii, choć nie wiadomo właściwie, dlaczego było to niesłuszne i nieprofesjonalne. A cała propagandowa orkiestra zaczyna nam sączyć, iż naszym prawdziwym negocjacyjnym sukcesem będzie, jeśli uratujemy Unię, wstrzymując się od wetowania jej ustaleń.
To nieomylne znaki, że wieści z europejskiego targowiska wskazują, iż w sprawie wspólnotowego budżetu na następne lata sukcesu ogłosić się władzy raczej nie uda. Muszę powiedzieć, że nieco mnie to zdziwiło. Spodziewałem się raczej, iż rząd pójdzie na wszelkie ustępstwa, aby tylko móc wykazać te 300 miliardów na papierze. To znaczy, zgodzi się na takie obostrzenia w wydatkowaniu funduszy spójności i wspierania rolnictwa, które de facto uczynią je fikcją. Widać jednak unijnym potęgom tym razem chodzi nie tylko o realne oszczędności − tamtejsi przywódcy też potrzebują propagandowego sukcesu, a będzie dla nich takowy, jeżeli zdołają swym wyborcom pokazać: patrzcie, oszczędziliśmy wasze podatnicze pieniądze, marnowane dotychczas na dokarmianie Polaków i innych takich.
A wobec potrzeb propagandowych Frau Kanzlerin potrzeby propagandowe jej polskich nadskakiwaczy niestety muszą ustąpić. Sorry, Donald, ale medal i tytuł honorowy to wszystko, czym ci się możemy odwdzięczyć.
Mając do wyboru wojnę albo hańbę, wybraliście hańbę, a i tak mieć będziecie wojnę − powiedział swego czasu Churchill. Mając do wyboru narodową suwerenność albo michę, wybraliście michę, a i tak ją stracicie − można dziś sparafrazować te słowa na użytek tej części mieszkańców III RP, którą zwykłem nazywać polactwem.
Rafał A. Ziemkiewicz
Źródło: Gazeta Polska