Aktualizacja strony została wstrzymana

Państwowa strategia strusia

Ze Zdzisławem Moniuszką, ojcem Justyny Moniuszko, stewardesy, która zginęła na Siewiernym, rozmawia Adam Białous

Jak Pan zapamiętał wydarzenia z czasu identyfikacji ciała córki w Moskwie?

– Po katastrofie w Moskwie byli m.in. moja żona, siostrzeniec oraz przyjaciel Justyny. Ja ze względów zdrowotnych nie mogłem tam polecieć. Moi bliscy byli w ostatniej grupie rodzin ofiar, jaka została dowieziona na miejsce identyfikacji. Kiedy weszli na salę, pani minister Ewa Kopacz poinformowała rodziny, że identyfikacje będą dla nich bardzo trudne, gdyż wszystkie ciała, które pozostały jeszcze do rozpoznania, są rozczłonkowane, że właściwie do identyfikacji pozostały tylko szczątki ciał. Moja żona była tą wiadomością wprost porażona. Dlatego do sali, w której leżało ciało Justyny, najpierw wszedł siostrzeniec i przyjaciel Justyny. Jak się okazało, pani minister niepotrzebnie doprowadziła moją żonę do tej, kolejnej już, strasznej traumy, gdyż ciało córki było – można powiedzieć – w stanie nienaruszonym. Wynikła jednak jeszcze inna bardzo przykra dla nas sytuacja, ponieważ okazało się, że ciała Justyny nie umyto po katastrofie. Było pokryte jakimś błotem. Dlatego siostrzeniec i przyjaciel Justyny stanowczo zaprotestowali, mówiąc, że matka nie może zobaczyć ciała córki w takim stanie. Dopiero po tej interwencji Rosjanie umyli ciało Justyny.

Były jakieś nieprawidłowości w opisie ciała?

– Tak. Była taka sytuacja. Siostrzeniec mówił mi, że ciało córki było opisane imieniem i nazwiskiem innej osoby. Oni zwrócili na to, przez tłumacza, Rosjanom uwagę, ale co było z tą sprawa dalej – nie wiemy. Bardzo nas również zabolało, że choć prosiliśmy, aby Justynie włożono do trumny różaniec, Rosjanie nie zgodzili się na to. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego. Skandalem nazywam również nieubranie ciała córki w strój, który dostarczyliśmy do Moskwy. Przykrą sprawą dla naszej rodziny był też fakt, że wśród rzeczy Justyny, jakie nam zwrócono, nie było pierścionka, jaki dostała od mężczyzny, z którym miała się wkrótce zaręczyć. Nie było też jej dosyć cennego, szwajcarskiego zegarka, miał cyferblat z cyrkoniami. Chyba kogoś te kamyki skusiły.

Był Pan świadkiem wypowiedzi, w których padały słowa, że nie można otwierać trumny?

– Polska i katolicka tradycja każe, aby ciało zmarłej osoby przed pogrzebem mogło być pożegnane w otwartej trumnie. Nie wiem, dlaczego tej bardzo ważnej dla rodzin tradycji nie uszanowano. Ja nie mogłem być w Moskwie podczas identyfikacji, dlatego chciałem pożegnać ciało córki, kiedy trumna wraz z innymi stała kilka dni na Torwarze w Warszawie. Prosiłem o pośrednictwo w tej sprawie opiekuna przydzielonego nam przez pułk lotniczy, w którym służyła Justyna. Poinformował mnie ze smutkiem, że jest zakaz otwierania trumien. Nie pojmuję, dlaczego.

Co sądzi Pan o odmowie przez Polską Agencję Prasową publikacji apelu Krystyny Kwiatkowskiej w sprawie jak najszybszego powołania komisji międzynarodowej do sprawy wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej?

– Ta decyzja Polskiej Agencji Prasowej jest skandaliczna. Niestety, podobne podejście w sprawie publikacji niewygodnych materiałów informacyjnych dotyczących katastrofy prezentuje wiele innych mediów. Tak jak pani Krystyna Kwiatkowska uważam, że potrzebne jest powołanie międzynarodowej komisji składającej się z ekspertów, która mogłaby w sposób obiektywny i rzetelny zbadać przyczyny katastrofy. Jednak, szczerze mówiąc, nie wierzę, żeby za tej władzy taka komisja mogła powstać. Natomiast apele do czynników państwowych, które odpowiadają za prace nad ustaleniem rzeczywistego przebiegu zdarzeń, jakie doprowadziły do katastrofy Tu-154M, są moim zdaniem bezcelowe. Od dawna widzę bowiem, że komisja Millera, która zajmowała się dociekaniem przyczyn katastrofy, oraz prowadząca obecnie śledztwo prokuratura wojskowa przyjęły pozycję strusia – czyli głowa w piach, a kuper w stronę tych, którzy mają poważne wątpliwości co do ustaleń ich specjalistów. Jaki więc sens ma słanie apeli do kogoś, kto stoi do nas plecami i udaje, że nic nie słyszy? My, rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej, chcemy, aby prawda ujrzała światło dzienne. Chcemy być strażnikami pamięci o tym znaczącym w dziejach Narodu wydarzeniu. Do kogo jednak mamy się zwrócić o pomoc, do kogo apelować? Kiedy nawet premier na spotkaniu z nami potrafił obrazić wdowę.

Słysząc o ekshumacjach, zamianie ciał ofiar zastanawia się Pan, czy modli się nad grobem Justyny?

– Te okropne pomyłki sprawiły, że nie mamy dziś już zupełnej pewności, iż pochowaliśmy ciało Justyny. Te wszystkie ekshumacje, fakt zamiany ciał, ujawnienie przerażających zaniedbań, jakie do tego doprowadziły, zasiały w naszych sercach niepokój. Ten ból potęgują pełne nienawiści, ostatnie wypowiedzi niektórych członków rządzącej partii, m.in. posła Niesiołowskiego, które są kierowane do najbliższych ofiar katastrofy smoleńskiej. Słowa posła Niesiołowskiego skierowane do pani Joanny Racewicz uważam za obrzydliwe i nieludzkie. Bardzo mną wstrząsnęły. To przekracza wszelkie granice. Do czego jeszcze ten poseł, za aprobatą swoich przełożonych, może się posunąć, strach nawet myśleć. Nie mogę zrozumieć, jak rządzący, którym Naród zaufał, powierzając im władzę, mogą tak nieludzko obrażać wdowy po tych wybitnych Polakach, którzy zginęli pod Smoleńskiem?! To jest karygodne.

Jak Pan ocenia stopień zaangażowania rodzin ofiar w sprawę rzetelnego zbadania przyczyn tragedii?

– Zauważam, że im więcej ujawnianych jest faktów, które podważają oficjalne ustalenia MAK czy komisji Millera, im dłużej trwa śledztwo prokuratury wojskowej, tym większe jest zaangażowanie rodzin ofiar w wyjaśnienie tej sprawy. Nawet te rodziny, które do tej pory jakby „z boku” przyglądały się temu, co się dzieje w sprawach dotyczących katastrofy, teraz zaczynają mocno się angażować. Tę aktywność rodzin potęguje ujawnianie coraz to nowych błędów, jakie popełniono w działaniach przed katastrofą i po niej. Padają kolejne teorie stworzone zarówno przez komisję Millera, jak i przez MAK. Dla przykładu, po ustaleniach profesora Wiesława Biniendy, z którymi się zapoznałem, dla mnie i dla wielu innych członków rodzin teoria tzw. pancernej brzozy legła w gruzach. Coraz większym błędem okazuje się też oddanie śledztwa i wraku tupolewa Rosjanom. Właściwie po co ten wrak Rosjanie do tej pory trzymają u siebie, skoro go wcale nie badają – a najwyżej myją. Po ostatniej wizycie naszych prokuratorów pewnie ponownie ten wrak wymyją.

Dziękuję za rozmowę.

Adam Białous

Za: Nasz Dziennik, Czwartek, 29 listopada 2012, Nr 279 (4514) | http://www.naszdziennik.pl/wp/16411,panstwowa-strategia-strusia.html

Skip to content