Aktualizacja strony została wstrzymana

Budowana naprędce teoria

W niektórych miejscach bliźniaczego Tu-154M poddanego badaniom pirotechnicznym urządzenia biegłych reagowały tak jak w Smoleńsku, podając sygnały mogące wskazywać na obecność materiałów wysokoenergetycznych, w tym wybuchowych.

Badania na stacjonującym w Mińsku Mazowieckim Tu-154M, bliźniaczym egzemplarzu maszyny, która uległa katastrofie 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku, przeprowadzono 7 i 12 listopada. Dokonali ich ci sami eksperci, którzy na przełomie września i października br. pracowali przy wraku Tu-154M w Smoleńsku.

To prokurator Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, biegli z Zakładu Fizykochemii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji oraz specjaliści z Centralnego Biura Śledczego.

Jak poinformowała wczoraj Naczelna Prokuratura Wojskowa, biegli „przeprowadzili eksperyment rzeczoznawczy mający na celu sprawdzenie wskazań urządzeń wykorzystywanych w czynnościach przeprowadzonych w Smoleńsku”. Z oczywistych względów do badań użyto tych samych urządzeń.

– Są to urządzenia przeznaczone do przesiewowego badania pod kątem obecności związków chemicznych mogących stanowić materiały wysokoenergetyczne, w tym materiały wybuchowe. Fachowe nazwy tych urządzeń to: Pilot-M, MO-2M oraz Hardened Mobile Trace – informuje płk Zbigniew Rzepa, rzecznik NPW.

Badaniom zostały poddane „różne elementy samolotu Tu-154M nr 102, w tym fotele załogi, pasy foteli załogi, pasy foteli pasażerów, salonka”.

– W wyniku przeprowadzonego eksperymentu rzeczoznawczego stwierdzono, że w niektórych miejscach wyszczególnione powyżej urządzenia reagowały w analogiczny sposób jak w Smoleńsku, podając sygnały mogące wskazywać na obecność materiałów wysokoenergetycznych, w tym wybuchowych – podkreślił płk Rzepa.

Prokurator zaznaczył, że uzyskane wyniki „nie mogą być traktowane jako podstawa do wydania kategorycznej opinii o obecności materiałów wybuchowych lub wybuchu”, a są one jedynie „podstawą do dalszych specjalistycznych badań laboratoryjnych”.

Co wykrywało BOR?

W ocenie mec. Bartosza Kownackiego, pełnomocnika kilku rodzin poszkodowanych w katastrofie smoleńskiej, informacje przekazane przez NPW rodzą pytania o to, jak prowadzone były badania pirotechniczne samolotu przez Biuro Ochrony Rządu i czy potwierdzały one występowanie takich materiałów.

Ta kwestia jest o tyle interesująca, że dotąd nigdy nie mówiono o szczegółach takich badań i nie relacjonowano reakcji urządzeń. To zaś może świadczyć o budowanej naprędce teorii czy też o niekompetencji BOR.

– Z pewnością tego rodzaju komunikat to dziś oczywista próba rozbrojenia przekazanych wcześniej informacji. Wydaje się, że wynika on z chęci uspokojenia opinii publicznej, aby tego rodzaju informacje jak najmniej bulwersowały czy niepokoiły. To jednak nie zmienia faktu, że próbki wciąż znajdują się w Moskwie i można domniemywać, że po ich bezpańskim pozostawieniu badania mogą być już niewiarygodne – ocenia pełnomocnik.

Piloci zaskoczeni

Informacją przekazaną przez NPW zdziwiony jest też doświadczony pilot wojskowy, który wiele lat służył w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego i latał jako dowódca na Tu-154M.

– Tyle lat lataliśmy tymi samolotami, a nie słyszałem, by urządzenia BOR, które przecież wielokrotnie sprawdzało samolot, wskazywały na obecność materiałów wysokoenergetycznych. Przyznam, że informacja NPW mnie zaskoczyła – mówi pilot.

Jego zdaniem, trudno jednoznacznie ocenić, czy jest to kwestia czułości użytych przez biegłych urządzeń, czy też są podstawy ku temu, by sądzić, że funkcjonariusze nie wypełniali właściwie swoich obowiązków albo że nie mogli tego właściwie czynić z uwagi na posiadany sprzęt.

Równocześnie NPW poinformowała, że wciąż trwają uzgodnienia w zakresie sprowadzenia próbek zabezpieczonych przez polskich biegłych w Smoleńsku. Prowadzić je będzie Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji.

– Obecnie finalizujemy uzgodnienia ze stroną rosyjską dotyczące sprowadzenia próbek do Polski. Liczymy, że zostaną przywiezione do kraju jeszcze w grudniu 2012 roku. Planujemy, że zakończenie badań próbek nastąpi w ciągu kilku miesięcy – do pół roku – zaznacza płk Rzepa.

Jednak te wyniki nie będą końcową formą, bo laboratoryjne ekspertyzy próbek zostaną ujęte w opinii końcowej biegłych CLK, którzy mają dostęp do całości zgromadzonego w toku śledztwa materiału dowodowego.

Marcin Austyn

Za: Nasz Dziennik, Sobota, 17 listopada 2012- 'Prokuratura rozbraja bombę’

Pirotechnik od tupolewów nie żyje

Wiedza zmarłego w Kazachstanie pirotechnika, funkcjonariusza BOR mogła mieć znaczenie – uważają pełnomocnicy rodzin smoleńskich. BOR przyznaje, że Adam A. zajmował się sprawdzaniem rządowych tupolewów. Zarówno przed katastrofą, jak i po niej.

– Każda nagła śmierć funkcjonariusza BOR, stosunkowo młodego człowieka, jest niepokojąca i wymaga zbadania, tym bardziej że jakieś nitki mogą prowadzić też do sprawy katastrofy – uważa mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik kilku rodzin smoleńskich. – Szczególnie że właśnie została podana przez prokuraturę informacja, iż takie same ślady mogące wskazywać na materiały wybuchowe wykryto na drugim tupolewie – wskazuje adwokat. – Rodzi się zasadnicze pytanie, czy tego rodzaju badania były wcześniej robione, a jeżeli były robione, to jakie były ich efekty przed kwietniem 2010 r., i ten funkcjonariusz BOR jest jedną z takich osób, która mogłaby coś na ten temat powiedzieć – wskazuje mecenas.

BOR przyznaje, że pirotechnik BOR Adam A. w ostatnich latach brał także udział w sprawdzaniu rządowych samolotów, którymi podróżowali dygnitarze państwowi. BOR zastrzega, że nie uczestniczył jednak w operacjach bezpośrednio przed wylotami do Katynia dwa lata temu. – Nie był w grupie rozpoznawczej 7 i 10 kwietnia 2010 r., jak również nie był w grupie sprawdzającej po remoncie tupolewa w Samarze – mówi Patrycja Kozub z biura prasowego BOR. Podporucznik Adam A. miał 43 lata, w BOR pracował od 1999 roku. W Kazachstanie od sierpnia zajmował się ochroną placówki w Ałma Acie.

– Nawet jak nie robił sprawdzeń po powrocie z Samary, to wcześniej miał styczność z tupolewami i wykonywał takie badania – zwraca uwagę Kownacki. – Jeżeli nie robiono tego typu badań, to powstaje kwestia pytania o odpowiedzialność – dodaje. – Każdy wątek trzeba sprawdzić i ewentualnie potwierdzić lub wykluczyć – mówi płk rez. Andrzej Pawlikowski, były szef BOR. Pawlikowski znał zmarłego funkcjonariusza BOR od dawna. Pamięta, że brał udział w badaniach obiektów pod kątem zabezpieczenia pirotechnicznego. Zaznacza, że badania większych obiektów, jak np. samolotów, musiało przeprowadzać kilka osób. – Źeby taki samolot sprawdzić, trzeba cały dzień na to poświęcić, sprawdzić różne elementy konstrukcyjne itp. – wskazuje.

Śmierć Adama A., po zawiadomieniu złożonym przez BOR, bada Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Została już przeprowadzona sekcja zwłok. Ale śledczy czekają na jej szczegółowe wyniki. – Teraz czekamy na ostateczne wyniki badań sekcyjnych, które wpłyną mniej więcej za miesiąc. Zostały też zabezpieczone próbki do dalszych badań histopatologicznych i toksykologicznych – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” prok. Dariusz Ślepokura, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie. – Dopóki nie otrzymamy ostatecznych wyników badań, nie możemy przesądzać o przyczynie śmierci mężczyzny, na razie pozostaje ona nieznana – zaznacza. – Wyniki sekcji zwłok będą decydowały o kierunku postępowania. Jak się okaże, że zgon miał charakter naturalny, to nie będzie sensu prowadzić sprawy – mówi prokurator.

Z informacji „Naszego Dziennika” wynika, że Adam A. mógł odnieść uraz głowy, przez kilka dni czuł się źle, miał torsje, ból głowy. Według doniesień medialnych, miał zostać pobity w restauracji.

Prokuratura nie dysponuje takimi danymi i stwierdza, że biegli nie stwierdzili urazów mechanicznych. – Może takie zdarzenie nastąpiło, ale my badamy, czy to miało wpływ na śmierć człowieka – wyjaśnia Ślepokura. – Ze wstępnych ustaleń wynika, że śmierć tego człowieka nie miała charakteru przestępczego – dodaje.

Prokuratura zapowiada dalsze działania, ale dopiero po wynikach sekcji. – Podejmiemy więcej działań, jak już ta opinia z sekcji zwłok wpłynie. Planujemy przesłuchać w charakterze świadków pracowników ambasady, gdzie funkcjonariusz pracował, ewentualnie zwrócimy się do Kazachstanu o pomoc prawną – zapowiada Ślepokura.

Były szef BOR uważa, że takie działania powinny już nastąpić. – Przy podobnych wydarzeniach z przeszłości prokuratura wcześniej podejmowała odpowiednie czynności i występowała o pomoc prawną – wskazuje Pawlikowski.

– Jeżeli państwo się szanuje, to powinno uzyskać zeznania ambasadora, pracowników ambasady i wystąpić o pomoc prawną – dodaje mec. Kownacki.

Obecnie jedynie BOR prowadzi przewidziane w takich wypadkach wewnętrzne postępowanie. – Prowadzone jest postępowanie wewnętrzne przez BOR. Ale ono się jeszcze nie zakończyło – informuje Kozub. Prokuratura przyznaje, że w Kazachstanie przeprowadzono już sekcję zwłok funkcjonariusza. – Nasza sekcja była już drugą sekcją – stwierdza rzecznik. Ale nie posiada jej wyników, bo należałoby wystąpić w tej sprawie o pomoc prawną.

Zenon Baranowski

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 17-18 listopada 2012, Nr 269 (4504)

 

Spektrometry nie „wariują”

Z mjr. rez. Robertem Terelą, pirotechnikiem, byłym funkcjonariuszem Biura Ochrony Rządu, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler

Pracował Pan ze sprzętem, którym polscy biegli badali wrak?

– Na modelach urządzeń, którymi dysponowali polscy biegli badający wrak Tu-154M, nie pracowałem, ale używałem innych detektorów wykorzystujących technologię IMS, czyli technologię zwaną spektrometrią przepływów jonów.

Na czym polega wykorzystanie technologii IMS w tych spektrometrach?

– Jeden ze sposobów polega na umieszczeniu próbki, tj. membrany, z badanym materiałem między grzałką – elementem „odrywającym” cząstki z membrany – a wlotem do układu IMS. W czasie procesu badana próbka jest podgrzewana w celu odparowania składników. Cząstki po odparowaniu, przy pomocy gorącego, czystego i suchego powietrza, dostają się do detektora IMS. Opary próbki zostają zjonizowane za pomocą emitera promieniowania beta. W wyniku zderzenia z cząstkami beta uzyskujemy zarówno dodatnie, jak i ujemne jony. Materiały wybuchowe zazwyczaj po zderzeniach z cząstkami beta zmieniają się w jony ujemne, tworząc jony lub ich grupy. W czasie przemieszczenia się jonów tzw. siatka bramkująca pozwala jonom o właściwej polaryzacji przejść do strefy przepływu jonów, gdzie zostają „zogniskowane” i przyspieszone w polu elektromagnetycznym, przyłożonym wzdłuż tunelu przepływu tych jonów. Tak uformowana wiązka jonów dociera do kolektora w czasie kilkunastu milisekund. Wytworzony prąd, przepływający przez elektrodę kolektora, który stanowi amplitudę funkcji czasu proporcjonalną do liczby jonów dochodzących w określonej jednostce czasu, stanowi o rozdzielczości detektora IMS, wykorzystując różne czasy przepływu jonów, które są typowe dla konkretnych związków. W następstwie operator urządzenia otrzymuje plasmagram z pikami związków, które zostały zidentyfikowane. Oczywiście zakres identyfikacji jest uzależniony od zawartej bazy danych w urządzeniu i warunków otoczenia, w jakich jest używany.

Jaka jest wiarygodność odczytu tych urządzeń?

– Spektrometry, z którymi pracowałem, były przystosowane do pracy na wolnym powietrzu, w normalnych warunkach. Przez normalne warunki należy rozumieć, że spektrometry pracują w dodatnich temperaturach, tj. od 3-4 do 35 stopni Celsjusza, i wilgotności względnej do 95 procent. Oczywiście te urządzenia najlepiej pracują w pomieszczeniach zamkniętych. Progi minimalnych ilości wykrywanych materiałów są to wielkości rzędu kilkuset nanogramów. W czasie wykonywania swoich analiz ich możliwości oceniałem pozytywnie co do identyfikacji związków.

Z jaką dokładnością pracują te aparaty?

– Wykonanie analizy przy pomocy spektrometru polega na zebraniu cząstek, a następnie ich analizie. Próbki są zbierane m.in. przy pomocy przenośnego zasysacza próbek na filtr membranowy lub pobierania ręcznego na membranę. Oczywiście podczas pobierania próbek zachodzi prawdopodobieństwo zbierania „zanieczyszczeń”, jak wcześniej bowiem wskazałem, zakres pracy jest ograniczony temperaturą otoczenia. Jeśli stworzymy odpowiednie warunki pracy urządzenia i zachowamy odpowiednią metodykę pracy – analizy będą dokładne.

Jak Pan rozumie informację prokuratora Szeląga, że na wraku znaleziono cząstki wysokoenergetyczne?

– Nie słyszałem wypowiedzi prokuratora, ale jeśli stwierdził, że na elementach wraku zostały znalezione cząsteczki wysokoenergetyczne, rozumiem, że chodzi o związki wysokoenergetyczne lub ich mieszaniny, które są zdolne do wykonania pracy poprzez wybuch. Tak ten przekaz rozumiem jako pirotechnik.

Prokurator stwierdził, że pobrane próbki z namiotów z PCV będą dawały taki sam wynik pozytywny, jak próbki z materiałem wysokoenergetycznym.

– Niejednokrotnie zbierałem próbki z różnych tworzyw, w tym także z PCV, i nie miałem wtedy pozytywnych wyników, czyli takich, jak w przypadku materiałów wybuchowych. Gdy nie było w próbce określonych cząstek, to ich po prostu nie było. Próbki z PCV w żaden sposób nie dawały wyników pozytywnych.

Czy takie urządzenie może „zwariować”, przekraczając swoją skalę od nadmiaru śladu pewnych materiałów w próbkach?

– Nie ma czegoś takiego jak przekroczenie skali. Spektrometr nie bada wartości ilościowych związku. Stwierdzenia o przekroczeniu skali są nieprawdziwe. Urządzenie może się co najwyżej – jeżeli będzie zbyt duża próbka danych cząstek czy w ogóle jakichkolwiek cząstek – „zapchać”. Jeżeli próbki pobrane do badania spektrometrem dają wynik pozytywny, świadczy to o tym, że rzeczy, elementy, z których pobrano próbki, miały kontakt ze wskazanymi związkami. Co do zabezpieczenia innych materiałów dowodowych do badania adresatem pytania jest prokurator, to on pozna wyniki ekspertyzy biegłego.

Możliwe jest, by ślady pochodziły z wylotów tupolewa do strefy działań wojennych m.in. do Afganistanu?

– Przed startem samolotu, w ramach prowadzenia rozpoznania pirotechnicznego na pokładzie, dokonuje się rozpoznania również z użyciem psa służbowego do wyszukiwania materiałów wybuchowych. Gdyby na tych fotelach pasażerskich były ślady trotylu, pies by te miejsca zaznaczył. Takie wydarzenie powinno zostawić ślad w dokumentacji Biura Ochrony Rządu.

Pochodzenie cząstek wysokoenergetycznych na wraku będzie trudne do ustalenia?

– Jestem przekonany, że badanie przeprowadzali pracownicy Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego i specjaliści od katastrof lotniczych. Wszystko zależy od tego, co tam na miejscu mogli zrobić i jaki materiał mogli zabezpieczyć do badania. To pytanie należy skierować do badających.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Czartoryski-Sziler

Za: Nasz Dziennik, Sobota, 17 listopada 2012

Skip to content