Aktualizacja strony została wstrzymana

Proces jak z Kafki

15 listopada częstochowski sąd okręgowy wyda wyrok w sprawie Andrzeja K. oskarżonego o napaść na ekipę Polsatu i zniszczenie sprzętu. Do zdarzenia miało dojść w trakcie ubiegłorocznej pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. Wczoraj strony wygłosiły mowy końcowe.

Jeszcze przed zamknięciem przewodu sądowego mec. Zbigniew Cichoń zgłosił wniosek o powołanie biegłego, który dokonałby oceny możliwości uszkodzenia kamery przez uderzenie łokciem i zakresu możliwych zniszczeń. Ekspertyza ta miała wykazać, że zarzucane K. zachowanie nie jest zgodne z rzeczywistością, a skala zniszczeń nierealna. Straty ostatecznie wyceniono na kwotę prawie 30 tys. zł, choć oględziny sprzętu dokonane jeszcze w dniu zajścia na komisariacie policji nie wskazywały na taką skalę zniszczeń. Obrońca wnosił też o przeprowadzenie eksperymentu procesowego, który wykazałby, że przypisywane K. zachowanie nie mogło mieć miejsca. Mecenas Cichoń wnioskował o wywołanie opinii biegłego lekarza, który oceniłby, jakie uszkodzenia ciała powinny być efektem uderzenia w kamerę z siłą, która skutkowałaby jej zniszczeniem. Jednak rozpatrujący sprawę sędzia Piotr Sroka nie przychylił się do żadnego z wniosków i po ujawnieniu materiałów procesowych zamknął przewód.

W mowie końcowej prokuratura pozostała na stanowisku, że wina oskarżonego jest bezdyskusyjna i wobec dwóch zarzutów stawianych K. zażądała łącznej kary 4 miesięcy pozbawienia wolności zawieszonej warunkowo na 2 lata, jak również naprawienia szkód i pokrycia kosztów sądowych. Łączne obciążenia oskarżonego to kwota ponad 30 tys. złotych.

Ze stanowiskiem prokuratury nie zgodził się ani mec. Cichoń, ani sam oskarżony. Pełnomocnik w swoim wystąpieniu wskazał na liczne rozbieżności w zeznaniach składanych przez dziennikarzy Polsatu dotyczących zajścia. Tak np. operator w prokuraturze zataił fakt, że kopnął K. – rzekomo w obronie własnej, a do przyznania się do tego czynu zmusiły go dopiero relacje świadków zajścia. Operator miał też widzieć, jak oskarżony uderzył dziennikarkę w twarz, ale przed sądem wyznał, że nie był świadkiem takiego zajścia. Twierdził również, że był uderzony kilka razy, ale, o dziwo, w dniu zajścia na komisariacie policji operator o tym zapomniał i takie zeznanie nie zostało zaprotokołowane. W ocenie mec. Cichonia, nie jest możliwe, by funkcjonariusz, realizując czynności w związku z zawiadomieniem o napaści na dziennikarzy, nie odnotował tak istotnej okoliczności.

Rozbieżności pojawiło się jednak dużo więcej. Dziennikarka Polsatu nie była w stanie precyzyjnie określić, ile razy i jakim przedmiotem miała zostać uderzona, a ilość otrzymanych rzekomo razów wahała się od jednego do czterech. Obrońca uznał też, że okoliczności całego zdarzenia, sposób postępowania dziennikarzy, którzy działali bez akredytacji i wbrew woli pielgrzymów rejestrowali ich twarze i głosy oraz naruszali intymność modlących się ludzi, wskazują, że ich praca nakierowana była na prowokację z nadzieją na ostrą reakcję pielgrzymów. Obrońca wobec braku jasnych dowodów na agresywne działanie K. wniósł o jego uniewinnienie. Sam oskarżony poprosił o sprawiedliwość i chociaż – jak wyznał – nie wierzy w sprawiedliwość sądów, to wierzy w sprawiedliwych sędziów. Przypomniał przy tym, że dziennikarze Polsatu twierdzili, iż całe zajście zostało zarejestrowane drugą kamerą, a takiego dowodu w postępowaniu nie było. Podkreślał też, że operator, opisując na policji skalę zniszczeń zewnętrznych kamery, nie podał do protokołu tak oczywistych spraw, jak np. uszkodzenia lampy czy pęknięta obudowa – a elementy te znalazły się później na liście zniszczeń.

Obrońca nie rezygnuje

– Jestem dobrej myśli, albowiem jest tyle sprzeczności tylko w zeznaniach świadków, osób rzekomo pokrzywdzonych, że to wszystko przemawia za przyjęciem, że mój klient jest niewinny, a w zasadzie to on był ofiarą, bo to on został kopnięty przez operatora i ten przyznał się do tego na rozprawie – mówi w rozmowie z „Naszym Dziennikiem” Cichoń. I dodaje, że skarżący składał tak rozbieżne zeznania, iż podważają jego wiarygodność, a jego twierdzenie przed sądem, że zeznawał coś na policji (że został uderzony), a funkcjonariusz tego nie zapisał, jest znamienne. – Twierdzenie, że policjant nie zapisał tego, co on zeznał, nie zapisał tak ważnej okoliczności, jest głęboką naiwnością – wyjaśnia. – Na pewno w sprawie jest wiele dowodów, sąd musi je przeanalizować, szczególnie że wskazywaliśmy na szereg sprzeczności – dodaje mecenas.

Do zdarzenia doszło 10 lipca 2011 r. podczas pielgrzymki Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. Andrzej K., widząc ekipę telewizyjną, która wbrew woli pielgrzymów dokumentowała ich modlitwę, podszedł do operatora i zasłonił flagą pielgrzymów. Mężczyzna odtrącił ręką drzewiec, a K. przysłonił obraz ręką, co spotkało się z odepchnięciem przez dziennikarza. Pielgrzym, widząc, że mężczyzna chce go sprowokować, zaczął się oddalać. Wówczas dostał kopniaka. Gdy oskarżony się odwrócił, pielgrzymi już wypraszali ekipę. K. został oskarżony o uderzenie dziennikarki i uniemożliwienie realizacji materiału dziennikarskiego oraz obciążony odpowiedzialnością za rzekomo zniszczony sprzęt. Wczoraj sąd nie zdecydował się na wydanie wyroku. Z uwagi na zawiłość sprawy zostanie on ogłoszony 15 listopada.

Marcin Austyn

Częstochowa

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 9 listopada 2012, Nr 262 (4497) | http://www.naszdziennik.pl/wp/14586,proces-jak-z-kafki.html

Skip to content