Aktualizacja strony została wstrzymana

Prosiliśmy o wsparcie – rozmowa z Małgorzatą Wassermann

Z mec. Małgorzatą Wassermann, córką ministra Zbigniewa Wassermanna, który zginął pod Smoleńskiem, rozmawia Marcin Austyn

Jeśli pomyłki ciał ofiar katastrofy smoleńskiej to rzekomo efekt błędów, to w jakim celu robiono analizy DNA?

– Pragnę tu przypomnieć, że te badania były poprzedzone wejściem do niektórych pokoi poselskich i mieszkań bez obecności właścicieli. Tam funkcjonariusze odbierali rzeczy, które miały być potrzebne do badań DNA, i działo się to w dużym pośpiechu. Ponadto informowano nas, że nie ma konieczności wyjazdu do Moskwy, że i tak wszystkie czynności identyfikacyjne opierać się będą na badaniach DNA. Stąd też niektóre rodziny nie pojechały do Federacji Rosyjskiej. Mnie samą wielokrotnie przekonywano, że nie muszę jechać. W tej sytuacji wszelkie zarzuty wobec rodzin są absurdalne. Jeżeli nałożymy na to fakt, że do Rosji skierowano za mało sił, że brakowało tam profesjonalistów, to otrzymujemy obraz tego, co się tam faktycznie działo. Tymczasem z sejmowej wypowiedzi pana premiera Donalda Tuska wynika, że spośród podległych mu urzędników to tak naprawdę nikt nic nie musiał, a wszyscy podejmowali działania z dobrej woli. A za pomyłki odpowiadają rodziny. To niedorzeczność.

Dowiedzieliśmy się, że urzędników, którzy wyjechali do Federacji Rosyjskiej, nie można obciążać odpowiedzialnością za pomyłki, a tych, którym nie wystarczyło sił i determinacji, trzeba zrozumieć.

– Nie pojmuję, jak można sugerować, że instytucje państwowe de facto nie były do niczego zobowiązane. Istotne jest tu także to, kto był w grupie tych osób, które powinny pojechać, a nie wystarczyło im sił i determinacji. Jeśli pan premier ma tu na myśli rodziny, to rzeczywiście nie starczyło im sił i determinacji. Jeżeli jednak pan Tusk zamierza starym zwyczajem obciążać opozycję za wszystkie niedociągnięcia, które istnieją, to mamy do czynienia z absurdem. A odebrałam tę wypowiedź właśnie jako wyrzut skierowany do osób żądających debaty sejmowej w sprawie pomyłek przy identyfikacji ciał ofiar katastrofy. Tylko gdyby te osoby 10 kwietnia 2010 r. i w kolejnych dniach chciały pojechać do Federacji Rosyjskiej, to byłoby to niemożliwe, bo nie dostałyby wizy w trybie natychmiastowym ani też nie zostałyby wpuszczone do żadnego zakładu czy instytucji.

Do tego słyszymy, że Ewa Kopacz nie była w Moskwie przedstawicielem polskiego rządu, ale była tam prywatnie, jako lekarz.

– To dlaczego, będąc w Moskwie, pani Kopacz sama podkreślała, że jest tam jako minister zdrowia? Rozumiem, że kiedy prace w Moskwie można było jeszcze jakoś zaliczyć na poczet sukcesu, bo pani minister ciężko pracowała przy tak trudnej sprawie, to nie było problemu, by się z nimi utożsamiać jako minister. Kiedy jednak okazało się, że całe te działania były jedną wielką katastrofą, to słyszymy, że pani Kopacz była tam grzecznościowo. To wpisuje się w ton ostatniej debaty sejmowej.

Zadziwia także narracja prowadzona wokół kwestii zakazu otwierania trumien. Prokuratura mogła uczynić więcej, mogła wyjść naprzeciw rodzinom?

– Prokuratura przede wszystkim nie wykonała swojego podstawowego obowiązku, jakim było przeprowadzenie sekcji zwłok, a wcześniej identyfikacji ciał. Sprawa trumien to tylko kolejny element. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że kilka rodzin otworzyło trumny. Zwróciły się one w tej sprawie do odpowiednich organów z pisemnym wnioskiem i otrzymały zgodę. Tymczasem kiedy kolejne rodziny zadawały takie pytania ustnie, to słyszały, że nie mogą otwierać trumien. A odpowiedź powinna być inna. Rodziny powinny otrzymać wskazówkę: proszę złożyć wniosek, a my go rozpatrzymy i trumna prawdopodobnie będzie mogła być otwarta. To byłby jasny przekaz.

Czemu miała służyć ta dezinformacja?

– Trudno to jednoznacznie ocenić, ale fakty są takie, że owa dezinformacja towarzyszyła nam od chwili katastrofy. Przypomnę tu sekwencję zdarzeń, w których uczestniczyłam. Najpierw, po katastrofie, nikt nas o niczym nie informował. A kiedy w niedzielę na pasku informacyjnym w telewizji pojawiła się notatka, że rodziny gromadzą się w Warszawie w celu wyjazdu do Moskwy, to do mojej rodziny jeszcze nikt nie zadzwonił w tej sprawie. Niestety, próby pozyskania informacji o wyjeździe w rządowym centrum kryzysowym nie przyniosły skutku, dowiedzieliśmy się tylko, że nie ma żadnego wyjazdu. Media jednak nie prostowały tej informacji. Po kolejnym telefonie do centrum usłyszeliśmy, że wyjazd to „plotka medialna” i że jeśli taki będzie organizowany, to zostaniemy o nim poinformowani. Potem nagle okazało się, że wyjazd jest jednak aktualny. Tymczasem my byliśmy w Krakowie i pojawił się problem logistyczny. Wówczas okazało się, że nie ma potrzeby wyjazdu, bo ciało mojego ojca jest już zidentyfikowane. Taką informację uzyskałam zarówno ja, jak i moja bratowa w wyniku odrębnych działań. Po czym w poniedziałek rano dowiedziałam się z radia, że mojego ojca nie ma na liście zidentyfikowanych. Znowu dzwoniłam do centrum, gdzie przez wiele godzin nikt nie był w stanie ustalić, jak jest w rzeczywistości. Dopiero późnym popołudniem otrzymałam informację, że ciało ojca nie jest zidentyfikowane i że mam jechać do Moskwy. Ta informacja została wydobyta dopiero po tym, jak posłowie z PiS zaczęli nam pomagać i domagać się precyzyjnej informacji. Co ciekawe, posłowie usłyszeli, że mówię nieprawdę, bo rzekomo nikt nigdy mnie nie informował, że ciało ojca jest zidentyfikowane. Tyle że mam zapisane nazwisko i numer telefonu osoby, która taką informację mi przekazała. Zatem widać, jak wyglądała praca urzędników od pierwszych chwil po katastrofie. W końcu udałam się do Federacji Rosyjskiej. Nie będę już mówić, na jakie „wsparcie” mogłam tam liczyć. Dodam tylko, że na płycie lotniska napisałam notatkę, informując, że prosimy o wsparcie z kraju, że trzeba przygotować ludzi do pracy, że jest ich za mało, są zmęczeni i nikt nie przygotowuje rodzin do tego, co je czeka. A pan premier twierdzi, że żadne sygnały do niego nie dotarły.

Teraz premier bierze na siebie odpowiedzialność za błędy i przeprasza.

– Tylko to, że Donald Tusk bierze na siebie odpowiedzialność, nie jest niczym dziwnym ani nadzwyczajnym z jego strony, bo jest premierem i ta odpowiedzialność z tego faktu wynika. Skoro jesteśmy przy przeprosinach, to muszę powiedzieć, że jeżeli Donald Tusk powiedziałby publicznie, tak jak na zamkniętym spotkaniu z rodzinami: „Przepraszam, żeśmy stracili głowę i panowanie nad sytuacją”, to zapewne byśmy to przyjęli. Natomiast jeśli ktoś mówi „przepraszam”, a następnie przechodzi do ataku i wypowiada cały szereg półprawd i nieprawd, to jest to przejaw ogromnej arogancji. Podczas debaty w Sejmie pan premier mocno grał na emocjach. Mówił: „Staraliśmy się, dawaliśmy z siebie wszystko, a wy nam zarzucacie złą wolę”. Tyle że my nigdy nie zarzucaliśmy nikomu złej woli, ale niekompetencję. Dalej premier mówił o pracy 2tys. urzędników, że w tej sytuacji mogło dojść do pomyłek. Ale gdzie były te rzesze urzędników? Bo na pewno nie w Moskwie i Smoleńsku. Powiem tylko, że jest lista osób, które faktycznie były na miejscu, i jest na niej może 30, 40 nazwisk. Cóż, od strony wizerunkowej przemówienie premiera było doskonale przygotowane, ale z prawdą stykało się ono tylko w małych elementach.

Pojawiła się też ocena, że teza zamachowa jest groźna dla państwa.

– Śmiało można by uznać, że pan premier od razu po katastrofie przyjął ową tezę zamachową i uznał, że jest ona groźna dla państwa i nie chce o niej słyszeć. Dlatego strona polska podeszła do katastrofy w sposób, który można zamknąć w zdaniu: niech Rosjanie zrobią, co uważają, ustalą, co chcą, a my to przyjmiemy.

Debata nie przyniosła nic nowego prócz bólu rodzin?

– Jestem w kontakcie z wieloma rodzinami i wiem, że to, co stało się w Sejmie, oznaczało dla nich nieprzespaną noc, płacz i ogromne oburzenie. Nie możemy uwierzyć w to, co usłyszeliśmy. Co więcej, odbieram to tak, że wyciągnięcie przed nawias rodzin śp. Anny Walentynowicz i śp. Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej miało swój polityczny cel. Dotarł do nas wyraźny przekaz: nie wychylaj się, bo wskażemy cię palcem i napiętnujemy przed społeczeństwem.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Środa, 3 października 2012 | http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/11453,prosilismy-o-wsparcie.html | Prosiliśmy o wsparcie

Skip to content