„Tak wylazła z archanioła stara świnia reakcyjna; absolutnie apolityczna i zupełnie bezpartyjna” – pisał w czasach stalinowskich poeta, zgodnie ze społecznym zapotrzebowaniem chłoszcząc zaplutych karłów reakcji.
Dzisiaj czasy są inne – już nie stalinowskie, co to, to nie – ale nie bez kozery starożytni Rzymianie twierdzili, że consuetudo est altera natura, co się wykłada, że przyzwyczajenie jest drugą naturą.
Oto pan pułkownik Rzepa z niezależnej Prokuratury Wojskowej ujawnił, że niezależna prokuratura wcale nie zabraniała rodzinom ofiar katastrofy w Smoleńsku otwierania trumien. A jednak taki zakaz obowiązywał, bo nikt nie odważył się na otwarcie, i teraz trzeba nieboszczyków ekshumować, bo nasze demokratyczne państwo prawne po raz kolejny „zdało egzamin”.
Po raz kolejny – bo wcześniej w podobny sposób zdawało egzamin już wielokrotnie. Na przykład w roku 1988, kiedy to wprowadziło moratorium na wykonywanie kary śmierci. Zarówno niezależna prokuratura, jak i niezawisłe sądy w podskokach się do tego dostosowały. Ale kiedy w roku 1995 Sejm to moratorium przedłużył, zapytaliśmy pisemnie ówczesnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Jerzego Jaskiernię, kto to moratorium w roku 1988 wprowadził. Otrzymaliśmy odpowiedź, że „nie można ustalić autora tej decyzji”.
No proszę! „Nie można ustalić” – ale niezawisłe sądy w podskokach się do tej decyzji anonimowego dobroczyńcy ludzkości akomodowały. A teraz znowu: prokuratura niczego nie zabraniała, więc kto zabronił?
Pan Nowacki, mąż Izabeli Jarugi-Nowackiej, twierdzi, że zakaz wyszedł od jakiegoś nieznanego „niższego urzędnika ambasady” – miejmy nadzieję, że chociaż polskiej, a nie rosyjskiej.
Znaczy – wszystko po staremu, jak w czasach stalinowskich: przyszedł ubek i zabronił, a organy naszego demokratycznego państwa prawnego w podskokach co? Tak jest, czy już wszyscy się śmieją? Oczywiście, jakże by inaczej – „zdały egzamin”!
Toteż dzisiaj wszyscy – od ministra prof. Tomasza Nałęcza, poprzez posła Grzegorza Schetynę, aż po skromnego funkcjonariusza „Gazety Wyborczej” Pawła Wrońskiego przekonują, że państwo – no naturalnie, jakże by inaczej – „zdało egzamin”.
Najdalej posunął się pan minister Nałęcz, formułując zastawkę, że jeśli ktoś twierdzi, iż nasze państwo nie zdało egzaminu, to jest „wrogiem Polski”. No proszę! To wrogiem Polski nie jest ten, kto zadłużył kraj na bilion złotych, zastawiając u lichwiarskiej międzynarodówki dochody obywateli na kilkadziesiąt lat naprzód, tylko ten, kto ośmiela się o tym głośno powiedzieć!
Wrogiem Polski nie są organy wymiaru tzw. sprawiedliwości, ewidentnie kryjące oszusta wynajętego w charakterze „słupa” przez bezpieczniaków pragnących się szybko dorobić, tylko „ohydni prowokatorzy”, którzy to pokazują.
Wrogiem Polski nie są wreszcie utytułowani figuranci, którzy w zamian za powierzenie zewnętrznych znamion władzy umożliwiają bezpieczniackim watahom okupowanie.
Toteż w przeddzień jutrzejszej manifestacji w obronie wolności słowa znowu odezwała się orkiestra „pudeł rezonansowych” nastrojona z tego samego kamertonu. „Wierny syn Kościoła”, czyli były prezydent Lech Wałęsa, który znów jest „za, a nawet przeciw” – naturalnie z pozycji państwotwórczych, jakże by inaczej.
Z tego samego klucza w „Gazecie Wyborczej” śpiewa Tomasz Dostatni – żeby „nie podpalać Polski”. No bo i po co, kiedy przecież jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej, a państwo co i rusz „zdaje egzamin”? Jak tak dalej pójdzie, to kto wie – może znowu skończy się rozbiorami? PS Napisał do mnie pan prof. Jan Woleński, iż od urodzenia nazywa się Jan Wiktor Hertrich-Woleński – co potwierdzają również dokumenty tożsamości. O czym z przyjemnością informuję.
Stanisław Michalkiewicz