Nowy rząd Quebecu, który tworzy separatystyczna Partia Quebecka (PQ), rozpoczął pracę od zdjęcia kanadyjskiej flagi z budynku parlamentu i powrotu do hasła suwerenności prowincji.
– Jesteśmy przekonani, że przyszłość Quebecu to przyszłość suwerennego kraju. Pozostanie prowincją Kanady jest dla Quebecu ryzykiem nie do przyjęcia – podkreśliła premier zaprzysiężonego 19 września rządu frankofońskiej prowincji Pauline Marois. Dodała, że stoi na czele separatystycznego gabinetu. Słowa te, którym towarzyszyło zdjęcie z budynku parlamentu kanadyjskiej flagi, wywołały debatę. Jedni przyklaskują posunięciom PQ, inni zaś – jak np. dziennik „National Post” – oceniają, że działania quebeckich niepodległościowców graniczą z farsą, gdyż – jak zauważają – pomimo całej niechęci do Kanady parlamentarzyści przysięgać jednak musieli na wierność królowej Elżbiecie II, która jest formalnie głową państwa. „Podczas próby odseparowania partii od wszelkich widocznych związków z monarchią ministrowie zostali zaprzysiężeni przez przedstawiciela monarchii brytyjskiej w prowincji (lieutenant-governor of Quebec) podczas ceremonii za zamkniętymi drzwiami, jeszcze przed oficjalną uroczystością publiczną w parlamencie´´ – zauważa gazeta. „Wobec utrudnionego prowadzenia wielkich projektów PQ musi ograniczyć się do niewielkich i ostatecznie nieistotnych gestów. Kanadyjska flaga może być chowana do pakamery, lieutenant-governor może być traktowany jak persona non grata, ale jest to „rząd niepodległościowy” tylko w wyobraźni pani Marois” – ocenia „National Post”. O wiele ostrzej zareagował przeciwnik secesji Quebecu z Kanady, lider Liberalnej Partii Kanady Stéphane Maurice Dion. – To jest nie do zaakceptowania – zaznaczył były minister, dodając, że jego zdaniem większość obywateli Quebecu chciałaby widzieć powiewające na budynku parlamentu obie flagi.
Marta Ziarnik