Aktualizacja strony została wstrzymana

Zagłuszanie Katynia na Kapitolu

Dosłownie w ostatniej chwili biuro Marcy Kaptur zaczęło modyfikować program uroczystości związanej z publikacją akt katyńskich na Kapitolu. Nieoczekiwane zmiany w programie dla amerykańskich obserwatorów były jasnym sygnałem, że wokół wydarzenia toczy się gra polityczna. W efekcie wielu zaproszonych gości nie przybyło

Takiej batalii o sprawy polskie Waszyngton nie widział od czasów negocjacji dotyczących przystąpienia do Paktu Północnoatlantyckiego. Tym bardziej rozczarowuje, że rodzima dyplomacja na własne życzenie zaprzepaściła szansę wyniesienia na forum międzynarodowe sprawy katyńskiej.

Odtajnienie amerykańskich dokumentów o Katyniu mogło stać się okazją do nagłośnienia ważnych polskich postulatów w Stanach Zjednoczonych w gorącym okresie kampanii prezydenckiej. Jednak ważniejsze było niedrażnienie Rosji.

Grupa działaczy polonijnych walczyła o coś podobnego od wielu lat. Przynajmniej od roku funkcjonowali jako Rada Katyńska (ang. Katyn Council). Pracowali w niej przedstawiciele wielu środowisk dążących do zdecydowanego podnoszenia polskich interesów w USA.

Ich oczekiwania są bardzo konkretne, sięgają znacznie dalej niż martyrologia. Mają nadzieję na powstanie w Stanach Zjednoczonych Instytutu Katyńskiego. Podkreślają konieczność rozpatrywania zbrodni katyńskiej w połączeniu z innymi represjami sowieckimi od 17 września 1939 roku aż do ataku Niemiec na ZSRS 22 czerwca 1941, obejmującymi w szczególności masowe wywózki rodzin jeńców (wśród nich rozstrzelanych przez NKWD), często rozszerzane na całe społeczności, do których należeli. Stąd naturalna bliskość organizacji rodzin katyńskich ze stowarzyszeniami sybiraków i ich potomków. Domagają się od władz zdecydowanych działań wobec współczesnej Rosji. Czekają na przeprosiny, na formalną i imienną rehabilitację ofiar, zadośćuczynienie dla ich bliskich. Nalegają też na używanie wobec zbrodni katyńskiej określenia „ludobójstwo”.

Te oczekiwania nie zawsze znajdują zrozumienie w Polsce. – MSZ i inne instytucje, takie jak Urząd ds. Kombatantów, próbowały wydzielić ze środowiska rodzin katyńskich grupę bardziej konformistyczną, która będzie gotowa współpracować z linią rządu, sprowadzającą się do hasła „Nie drażnić Rosji”. Taki był też cel operacji przejęcia przez MSZ pieniędzy przeznaczonych na pomoc dla Polaków za granicą i odebrania tego zadania Senatowi. Wsparcie z Senatu było bardziej spluralizowane, a ministerstwo stawia na grupy lojalne i prorządowe. Już teraz ta sytuacja bardzo wyraźnie się rysuje, szczególnie w odniesieniu do Wschodu – ocenia prof. Ryszard Terlecki, poseł i były dyrektor krakowskiego oddziału IPN.

Wystarczą kwiaty na grobach?

Niektórzy, jak faworyzowana przez obecne władze grupa skupiona wokół Izabelli Sariusz-Skąpskiej, prezesa Federacji Rodzin Katyńskich, koncentrują się wyłącznie na kwestii upamiętnienia miejsc kaźni, organizacji wyjazdów do Katynia, Charkowa i Miednoje, natomiast podnoszenie jakichkolwiek roszczeń wobec Rosji uważają za zbędne i szkodliwe. – Ja tego nie rozumiem. Jestem przekonany, że powinniśmy wspólnie dążyć do ujawnienia wszystkich faktów, ujawnienia nazwisk wszystkich sprawców, nazwania tego ludobójstwa po imieniu. Oni zginęli bestialsko zamordowani za Polskę i zasługują na naszą pamięć. A rząd Platformy Obywatelskiej, mówiąc o tym, że łączy, w większości spraw raczej dzieli, szukając sobie mniejszościowych, ale głośnych sojuszników. W tym przypadku zadziałał ten sam mechanizm – mówi poseł Adam Kwiatkowski (PiS), który dostał się do Sejmu głównie dzięki głosom Polonii. Zwraca uwagę, że opcję zdecydowanego mówienia prawdy o Katyniu i domagania się jej uznania od innych podzielał i wspierał prezydent Lech Kaczyński. – Dla niego polityka historyczna była jedną z najważniejszych dziedzin. To dlatego udał się w ten tragiczny lot. W pewnym sensie dla tej prawdy zginął, jednocześnie mówiąc swoją śmiercią, co się tam 70 lat wcześniej wydarzyło – dodaje parlamentarzysta.

Spotkanie na Kapitolu miało być ukoronowaniem długich wysiłków, pracy i poświęcenia Rady Katyńskiej. Od kiedy kongresman Marcy Kaptur zgodziła się patronować inicjatywie, członkowie Rady nawiązali z nią kontakt, współpracowali z jej biurem. A gdy amerykańskie Archiwa Narodowe oficjalnie zajęły się sprawą, także z zespołem ekspertów tego urzędu. Jedna z najbardziej zaangażowanych osób, Maria Szonert-Binienda, dyrektor Instytutu Libra w Cleveland, przygotowała uroczystość, która dzięki Kaptur mogła się odbyć w najbardziej prestiżowym miejscu, waszyngtońskim Kapitolu, czyli siedzibie Kongresu. Zaplanowano wystąpienia Kaptur, przedstawiciela polskiej ambasady w Waszyngtonie i Archiwów. Według scenariusza zebrani mieli obejrzeć dziesięć krótkich prezentacji zasłużonych ludzi z dziesięciu stanów, zaangażowanych w upamiętnienie Katynia i akcję odtajnienia. – Każdy miał precyzyjnie określony aspekt zbrodni katyńskiej i pięć minut na wystąpienie, żeby pokazać całokształt problematyki katyńskiej. A więc byli bliscy zamordowanych z poszczególnych obozów jenieckich, przedstawiciele deportowanych i tych, którym udało się opuścić ZSRS z gen. Andersem – relacjonuje Szonert-Binienda.

Dzielenie za oceanem

Wszystko było zapięte na ostatni guzik, przygotowano ciekawą oprawę wizualną, pokazującą m.in. pomniki katyńskie na terenie USA. Działacz polonijny, który od lat pomaga w organizacji różnych wydarzeń polskich w Waszyngtonie, robił nawet próby techniczne w sali wyznaczonej na uroczystość. W tym samym bloku prezentacji miał wystąpić autor znanej książki o Katyniu – Allen Paul, a także profesor Harvardu Mark Kramer i przedstawiciel Kongresu Polonii Amerykańskiej.

Jak dowiedział się „Nasz Dziennik”, pomysł bardzo nie spodobał się Barbarze Andersen z waszyngtońskiego biura Kongresu, o której wiadomo, że ma silne relacje z polską ambasadą. Według naszych informatorów, razem z Krystyną Piórkowską miały dyskredytować Radę Katyńską wobec współpracowników Kaptur i urzędników Archiwów Narodowych. Piórkowska jest autorką książki o anglojęzycznych świadkach zbrodni katyńskiej, pracuje w warszawskim Muzeum Katyńskim, jest współpracownicą Izabelli Sariusz-Skąpskiej. Ich zabiegi musiały osiągnąć efekt, gdyż biuro Kaptur zaczęło niespodziewanie modyfikować program. Wszystko wskazuje na to, że ktoś przekonał kongresman, iż temat katyński może być dla niej politycznie niewygodny. To Republikanie w kampanii Mitta Romneya zarzucają administracji Baracka Obamy zbytnią uległość wobec Rosji. Mówienie o zbrodniach sowieckich może więc wspomagać argumentację politycznych przeciwników prezydenta. A Kaptur jest demokratką.

– W pewnym momencie zaszła zmiana w zachowaniu organizatorów z biura Marcy Kaptur. Przestali mówić, jaki jest program, jakie wymagania stawia się tym, którzy mieliby wystąpić. Nie chcieli powiedzieć, kto będzie miał na to wpływ. Ostatecznie delegacja polskiej ambasady wypadła dość blado, bez charakteru. Na sali siedziało dwóch polskich oficerów w mundurach. Spodziewałem się, że skoro mowa o zamordowanych innych polskich oficerach, to któryś z nich wstanie i jakoś wspomni tych towarzyszy broni z przeszłości. Ale nic takiego się nie stało. To nie wzbudziło uznania – mówi „Naszemu Dziennikowi” prof. Witold Łukaszewski, który kieruje Fundacją Kresy-Syberia. Jest emerytowanym wykładowcą politologii, stosunków międzynarodowych, zajmował się też sowietologią i zagadnieniami bezpieczeństwa państwowego.

Nie róbcie „propagandy katyńskiej”

Przebieg uroczystości na Kapitolu był rozczarowujący nie tylko z powodu mało wyrazistej postawy polskich dyplomatów. Niemal w ostatniej chwili okazało się, że godzinnej prezentacji w ogóle nie będzie. – Ludzie, którzy doczekali momentu odtajnienia, przyjechali z różnych miejsc w Ameryce i nie mogli w oficjalnej części przemówić. Kolejny raz rodzinom katyńskim zamknięto usta. Źal mi było tych starych ludzi, wyobrażałam sobie, że jednym z nich mógłby być mój ojciec. Mówiono nam, żeby nie robić „propagandy katyńskiej” – mówi Anna Seweryn-Wójtowicz, córka twórcy pomnika smoleńskiego w Chicago Wojciecha Seweryna, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Wspomniany działacz polonijny nie pamięta takiego napięcia od czasu batalii o ratyfikację polskiej akcesji do NATO, w której uczestniczył.
Ambasada RP w Waszyngtonie twierdzi, że nie miała wpływu na przebieg wydarzenia z 10 września i uzgadniała jedynie obecność swojego przedstawiciela. Był nim dyplomata w stopniu radcy-ministra, gdyż obecnie w Waszyngtonie nie mamy ambasadora. Nie było ingerencji w program? – Nic mi o tym nie wiadomo. Ambasada nie uczestniczyła w przygotowaniu uroczystości. Była jedynie zaproszona i wzięła udział w ten sposób, że chargé d´affaires ad interim, który obecnie kieruje polską placówką dyplomatyczną, pan Maciej Pisarski przeczytał list ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Organizatorem było biuro kongresman Marcy Kaptur – mówi attaché prasowy ambasady Rafał Perl. O niezadowoleniu ze strony środowisk katyńskich i syberyjskich oficjalnie także nic nie słyszał.
Ku naszemu zdziwieniu od imprezy odcina się też Marcy Kaptur. Szef jej biura Nathan Facey odpowiada, że kongresman była tylko gościem. Nie robi na nim wrażenia nawet fakt, że jego zastępca prowadził całą uroczystość. Odsyła do… Archiwów. – To jakieś nieporozumienie. Archiwa Narodowe USA są częścią administracji [czyli władzy wykonawczej], dokonaliśmy publikacji zbioru akt dotyczących masakry katyńskiej w internecie. To, co działo się na Kapitolu, organizowało biuro Kaptur i polska ambasada – usłyszeliśmy w Archiwach. I tak koło się zamyka.

Niewygodna zbieżność dziesiątek

„Nasz Dziennik” ustalił, że w MSZ w Warszawie przestraszono się daty wydarzenia. 10 września to miesięcznica katastrofy smoleńskiej. Zawsze tego dnia składane są wieńce przed Pałacem Prezydenckim, a wieczorem zbierają się na Mszy Świętej i marszu osoby walczące o rzetelne wyjaśnienie katastrofy. Obawiano się więc, że ktoś wykorzysta zbieżność dziesiątek. Pojawiły się naciski na przeniesienie wydarzenia. Ale było już na to za późno. Sala na Kapitolu nie jest łatwa do wynajęcia. Co ciekawe, dzień wybrało biuro Kaptur, której amerykańscy pracownicy najprawdopodobniej nie mieli pojęcia o osobliwej alergii niektórych polskich środowisk na wszystko, co się kojarzy ze Smoleńskiem. – Myśmy walczyli o tę salę od pół roku. Jeśli chodzi o datę, to chodziło jedynie o to, żeby to było przed 17 września. A ze względu na przebieg sesji Izby Reprezentantów proponowałam raczej 12 września, tylko że ten termin był zajęty, a 11 wszyscy zajmowali się rocznicą zamachów. I w rezultacie dostaliśmy 10 września – wspomina Maria Szonert-Binienda.

Jak wyglądała uroczystość? Wystąpiła Kaptur, po niej Maciej Pisarski, a następnie nieplanowana Piórkowska, która odczytała list Sariusz-Skąpskiej, wreszcie troje przedstawicieli Archiwów. Dla większości obecnych program to obraza ich uczuć i pamięci. Byli na sali, a rzekomo w ich imieniu przemawiała obca ideowo Piórkowska, reprezentantka środowisk skonfliktowanych z żyjącymi polskimi sprawami amerykańskimi rodzinami katyńskimi.

Po przerwie rozpoczęły się wystąpienia ekspertów. Początkowo miał to być panel z udziałem reprezentantów różnych wizji polityki wobec Katynia i rozumienia konsekwencji tej zbrodni. Zaproponował go prof. Łukaszewski, oferował nawet swój udział – ale ktoś zdecydował inaczej. Przemówili Andersen i Allen Paul, po czym niemal wszystkie media opuściły salę. Dopiero wtedy zabrał głos prof. Kramer – najbliższy poglądami i postawą do Rady Katyńskiej. Dla Łukaszewskiego nie było już miejsca. Co gorsza, Andersen i Paul mówili bardzo długo, wchodząc w bardzo szczegółowe kwestie historyczne, tak że wiele osób musiało już wyjść. Między innymi Anna Seweryn-Wójtowicz, ale także Piotr Uzarowicz, twórca filmu opartego na historii Katynia pt. „Źona oficera”.

Dlaczego nie przyszli

Nieoczekiwane zmiany w programie dla amerykańskich obserwatorów były jasnym sygnałem, że z wydarzeniem 10 września wiąże się jakiś spór i sprawa może tylko narazić na kłopoty. W efekcie wielu zaproszonych gości nie przybyło. Nie było m.in. głównego archiwisty Stanów Zjednoczonych Davida Ferriero, kongresman Dan Lipinski pojawił się pod sam koniec imprezy, i to tylko na chwilę. I nie było żadnego innego członka Izby Reprezentantów ani senatora, chociaż trwała sesja i wszyscy byli w Waszyngtonie. To samo stało się z wieloma amerykańskimi mediami.

Większość zainteresowanych nie wierzy w zaprzeczenia ambasady. Sądzą, że co najmniej pośrednio ingerowała. – Ambasada weszła, przejęła inicjatywę w swoje ręce i zmieniła cały przebieg spotkania – uważa ppor. Antoni Chróścielewski. Mieszka w Nowym Jorku. Jest żołnierzem Andersa i uczestnikiem Bitwy pod Monte Cassino. Jego dwaj bracia zostali zamordowani w Katyniu. Udało mu się krótko zabrać głos podczas końcowej części uroczystości. Planowano, że tak jak Seweryn-Wójtowicz weźmie udział w prezentacji. Jego przesłanie rzeczywiście mogło się nie podobać przedstawicielom polskiego rządu. – Spodziewamy się, że Amerykanie czy Anglicy będą tę naszą sprawę pchali do przodu, tymczasem polski rząd nic nie robi, żeby doprowadzić do rozwiązania sprawy zbrodni katyńskiej. Bardzo nas boli to, że w Polsce jest taka nagonka na patriotyzm – nazywa się go szowinizmem, nacjonalizmem. A jednak bez patriotyzmu dzisiaj Polski by nie było – powtarza weteran, komendant Okręgu Nowojorskiego Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej w Ameryce i od 1980 roku prezes Polskiego Domu Narodowego na Greenpoincie. Obawia się, że bierność polskich władz to efekt niejawnego szantażu energetycznego ze strony Rosji, któremu rząd od lat ulega. – Jestem uroczystością na Kapitolu rozczarowany. Mniejsze znaczenie mają szczegóły ujawnione w dokumentach, chodzi o to, co z tym zrobimy: czy poprzestaniemy na wiedzy, czy też będziemy domagali się satysfakcji – dodaje nasz rozmówca.

Nieplanowany głos Chróścielewskiego wyraźnie oburzył zastępcę ambasadora. Chargé d´affaires krzyczał na znanego i zasłużonego kombatanta, wzbudzając zdziwienie większości obecnych na sali. Pisarskiemu nie podobała się także uwaga Krzysztofa Nowaka z Jersey City o utajnieniu przez pion śledczy IPN przekazanych przez Rosję akt śledztwa katyńskiego i niedostępności ich dla niezależnych historyków. Chociaż ta kwestia jest znana od dawna w kręgu naukowców zajmujących się Katyniem, to dyplomata uparcie zaprzeczał, nawet gdy prof. Kramer wyraźnie poparł Nowaka.
Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że z polskiego punktu widzenia odtajnione dokumenty (a odtajniono nie wszystkie) niewiele wnoszą. Jednak w Stanach Zjednoczonych odpowiednio nagłośnione ich odtajnienie i szokująca dla zwykłych Amerykanów treść mogły stać się przełomem. – To dla nas moment historyczny, ponieważ odtajniając te dokumenty, Amerykanie przyznają się do ukrywania prawdy przez administrację Roosevelta i następnych prezydentów. To niezwykle ważne, że zdobyli się wreszcie na ten gest – komentuje Anna Seweryn-Wójtowicz.

Piotr Falkowski

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 18 września 2012, Nr 218 (4453) | http://www.naszdziennik.pl/wp/10186,zagluszanie-katynia-na-kapitolu.html

Skip to content