Aktualizacja strony została wstrzymana

Pascendi o taktyce modernistów – ks.Franciszek Knittel FSSPX

Pragniemy uczcić pamięć św.Piusa X pierwszego kanonizowanego papieża, jakiego nasz dobry Pan dal nam od czasów św. Piusa V. przypominając jego nauczanie. Zadanie to nie jest proste, jako że owoce jego 11-letniego pontyfikatu są przeobfite. Obejmują katechizm papieski, zachętę do częstej Komunii św. i obniżenie wieku pierwszej Komunii, powołanie Akcji Katolickiej, nabożeństwo do Matki Bożej, naukę o odpowiedzialności tych, którzy sprawują władzę w Kościele, o kapłaństwie, o doktrynie św. Tomasza z Akwinu i wiele innych.

Szczególnie istotne jednak jest nauczanie św. Piusa X odnośnie do modernizmu. Trzema ważnymi dokumentami w tej kwestii są: Lamentabili sane (3 lipca 1907), Pascendi Dominici gregis (8 września 1907) i Sacrorum antistitum (l września 1910). Bez wątpienia, najbardziej znanym aspektem nauczania odnośnie do tego błędu jest prezentacja przez św. Piusa X różnych obliczy modernisty: filozofa, wierzącego, teologa, krytyka, apologety i reformatora. Jest to długi i trudny tekst, podejmujący wyzwanie rzucone Kościołowi i jego Magisterium.

Szczególne znaczenie dla nas ma to, co św. Pius X pisał o taktyce modernistów. święty papież przejmował się nie tylko doktrynalnym aspektem problemu, ale również postępem, jaki błąd ten czynił w umysłach i sercach. W jaki sposób doktryna tak złożona i sprzeczna z naturalną strukturą ludzkiej inteligencji mogła rozprzestrzenić się do tego stopnia? Jak można wytłumaczyć wszystkie nowe środki przedsięwzięte przez papieża: Przysięgę antymodernistyczną, rady nadzorcze, usuwanie modernistów od kapłaństwa i pozbawianie ich możliwości nauczania, zakaz publikacji, kontrolę zjazdów kapłańskich – wiedząc, że Kościół w swej historii zawsze musiał walczyć z taką czy inną herezją? Skąd tak szczególne środki bezpieczeństwa? Na samym początku swej encykliki o modernizmie św. Pius X napisał: „A wyznać musimy, że szczególniej w ostatnich czasach wzrosła liczba takich nieprzyjaciół krzyża Chrystusowego, którzy za pomocą nowych a podstępnych środków usiłują paraliżować ożywcze działanie Kościoła, a nawet, gdyby się udało, doszczętnie wywrócić samo nawet królestwo Chrystusowe” (Pascendi, nr 1).

O jakie to nowe i podstępne środki stosowane przez modernistów chodziło?


Wrogowie wewnętrzni

Przede wszystkim są oni wrogami działającymi wewnątrz samego Kościoła. Jeśli sięgniemy do naszych katechizmów, uczą one, że poza Kościołem znajdują się niewierni, heretycy, schizmatycy i apostaci. Jedni nigdy nie byli częścią Kościoła (niewierni), inni porzucili go ze względu na swe grzechy przeciw wierze (heretycy i apostaci) lub miłości (schizmatycy), ale wszyscy, jedni wcześniej, a drudzy później, odłączyli się od niego. Miało to tę zaletę, że czyniło sytuację jasną i powodowało, że katolicy zachowywali ostrożność wobec nauczania i postępowania owych „drapieżnych wilków”.

Z modernistami sprawa przedstawia się zupełnie inaczej – ich cechą charakterystyczną jest to, że za wszelką cenę usiłują pozostać w Kościele: „Będziemy więc mówić, Czcigodni Bracia, nie o niekatolikach, lecz o wielu z liczby katolików świeckich, oraz – co jest boleśniejsze – o wielu z grona samych kapłanów, którzy wiedzeni pozorną miłością Kościoła, pozbawieni silnej podstawy filozoficznej i teologicznej, przepojeni natomiast do gruntu zatrutymi doktrynami, głoszonymi przez wrogów Kościoła, zarozumiale siebie mienią odnowicielami tego Kościoła (…). W ten sposób działając, działają z zupełną świadomością i rozwagą; już to twierdząc, że władzy nie należy burzyć, lecz raczej ją inspirować; już też, zostając w obrębie Kościoła z konieczności, aby zmienić niepostrzeżenie samowiedzę zbiorową: przyznając tym samym pomimo woli, że samowiedza zbiorowa nie jest po ich stronie i że niepowołani narzucają się na jej tłumaczów” (nr 37).

Czynią oni wszystko, by nie znaleźć się poza widzialną strukturą Kościoła i móc, wedle swych upodobań, zmieniać go od wewnątrz. Są wilkami w owczych skórach, o których mówił swego czasu Chrystus Pan (Mt 7,15). Ich kamuflaż nie jest czymś przypadkowym, posiada on dla ich działania zasadnicze znaczenie, bez niego nie mogliby nic osiągnąć.


Atak na samą wiarę katolicką

Pozostając wewnątrz Kościoła pod fałszywymi pretekstami, moderniści usiłują zmienić, a więc zniszczyć, wiarę katolicką. Ich ataki nie są wymierzone w instytucję czy jakiś szczególny dogmat, ich celem jest sama cnota wiary: „Nadto, przykładają siekierę nie do gałęzi i latorośli, lecz do samych korzeni, to znaczy do wiary i do jej żył najgłębszych. Dotknąwszy zaś tego korzenia nieśmiertelności szerzą dalej jad po drzewie całym, tak że nie oszczędzają żadnej cząstki prawdy katolickiej, żadnej takiej, której by nie starali się zarazić (nr 3).

„To wystarcza aż nadto, by wykazać jakimi manowcami prowadzi modernizm do zniszczenia wszelkiej religii. Protestantyzm uczynił pierwszy krok; modernizm – drugi zaś następny prowadzi do ateizmu” (nr 55).

„Teraz, obejmując niejako jednym rzutem oka cały ten system, czyż zadziwimy kogokolwiek, jeśli ich zasady nazwiemy zbiorem wszelkich herezji. Gdyby ktoś zadał sobie trud zebrania wszystkich błędnych twierdzeń, wymierzonych przeciw wierze, i wyciśnięcie z nich niejako soków i krwi – zapewne nie mógłby tego dokładniej uczynić, niż moderniści” nr 53)

Prawdą jest, że każda herezja atakuje wiarę katolicką poprzez pośrednie poddawanie w wątpliwość autorytetu objawiającego się Boga. Dlatego, jeśli wierzymy w prawdy objawione (Trójcę Świętą, Wcielenie, Eucharystię ete.), nie czynimy tego wedle naszego osobistego gustu, kaprysu czy opinii ani dlatego, że prawdy te są dla nas oczywiste. Jedynym prawdziwym motywem, który sprawia, że wierzymy w nie bez cienia wątpliwości, jest właśnie autorytet Boga, który nie może błądzić ani wprowadzać w błąd. Kwestionowanie dogmatu jest równoznaczne z zarzucaniem fałszu Bogu, który objawił nam swe tajemnice, oznacza kwestionowanie Jego nieomylności. W tym sensie skutkiem formalnej herezji jest utrata cnoty wiary.

Skutkiem modernizmu jednak, jak uczy św. Pius X, jest nie tylko utrata cnoty wiary, jak to ma miejsce w przypadku wszystkich innych herezji; czyni on nawet samo istnienie tej cnoty niemożliwym. W modernizmie wszystko zredukowane jest do wymiaru naturalnego, wszystko jest subiektywne, wszystko rodzi się z pragnień pochodzących z głębi świadomości. Nie ma już miejsca na rzeczywistości nadprzyrodzone, tajemnicze, zewnętrzne i obiektywne. Problem leży już nie w jakimś elemencie doktryny czy moralności, niszczona jest sama możliwość aktu wiary (…).

Dlatego słuszne jest twierdzenie, że moderniści „nie oszczędzają żadnej cząstki prawdy, żadnej takiej, której by nie starali się zarazić”. Stąd również definicja modernizmu jako „zbioru wszelkich herezji”. W sposób oczywisty, ostateczną konsekwencją tego rewolucyjnego ruchu jest ateizm.


Zasłona dymna

Aby dokonać radykalnego przewrotu w doktrynie katolickiej pozostając równocześnie w Kościele, modernista używać będzie kilku forteli. Po pierwsze, pomiesza w swojej mowie i pismach, w osobliwy i niebezpieczny sposób, katolicyzm i racjonalizm.

Czym jest racjonalizm? Pius XI zdefiniował go Syllabusie (1864) jako twierdzenie, iż: „Rozum ludzki, bez wszelkiego względu na Boga, jest jedynym sędzią prawdy i fałszu, dobrego i złego, sobie samemu jest prawem i przyrodzonymi siłami wystarcza do zapewnienia szczęścia ludziom i narodom” (propozycja potępiona nr 3).

Po przeczytaniu tej definicji racjonalizmu dostrzegamy natychmiast radykalną sprzeczność pomiędzy nim a wiarą Katolicką. Jedną z niezawodnych oznak cechujących modernistę (…) jest właśnie owo cudzołożne połączenie racjonalizmu i katolicyzmu:

„(…) udają bowiem na przemian to racjonalistów, to katolików, i z taką zręcznością, iż łatwo mogą wprowadzić w błąd każdego nieostrożnego” (nr 3).

„Na niejedno zdanie w ich dziełach mógłby się śmiało każdy katolik pisać, ale wystarczy odwrócić kartę, a będzie się zdawało, że się czyta racjonalistę” (nr 20).

To cudzołożne połączenie myśli katolickiej i racjonalistycznej jest bezpośrednim skutkiem usiłowania modernisty, by pozostać w Kościele i zmieniać go od wewnątrz. Występowanie otwarcie przeciwko wierze mogłoby uczynić go widzialnym i naznaczyć w oczach wszystkich hańbiącym piętnem heretyka czy apostaty! Dlatego właśnie nigdy nie mówi on w sposób jasny.

Każdy modernista nosi w sobie wiele osobowości, które pojawiają się i znikają wedle potrzeby i okoliczności chwili. To właśnie nadało encyklice Pascendi jej szczególną strukturę. By zdemaskować ukrytych modernistów, św. Pius X musiał wyjaśnić szczegółowo wszystkie kamuflaże, sztuczki i tricki używane przez nich, w celu uniknięcia osądu Magisterium: „każdy z modernistów przedstawia niejako i łączy w sobie wiele osób, a mianowicie: i filozofa, i wierzącego, i teologa, i historyka, krytyka i reformatora. Tych wszystkich musi pojedynczo rozróżnić, kto chce dokładnie poznać ich system oraz przeniknąć początki, jak i następstwa ich doktryn” (nr 5).

Na koniec, ogólna cecha modernisty: sprawia on wrażenie, że „jego doktrynie brak spójnej wizji. Tak więc w oczach nieświadomych katolików, doktryny modernistów sprawiać będą wrażenie zmiennych, niepewnych, niezdecydowanych, a nawet wewnętrznie sprzecznych. św. Pius X nie podzielał jednak tego poglądu, jak to wyjaśnił w kilku miejscach: „Modernistów (tak przecież zwą się oni zwykle) najprzebieglejszy manewr polega na tym, że nie przedstawiają swych doktryn ujętych w pewien porządek i zebranych w pewną całość, lecz jakoby rozproszone i oddzielone jedne od drugich, ażeby uchodzić za chwiejnych i niejako niestałych, gdy tymczasem są pewni i stanowczy: wypada, Czcigodni Bracia, zebrać najpierw te doktryny w jedną całość, wykazać związek, który je łączy, ażeby następnie wyśledzić przyczyny błędów i wskazać na środki na odwrócenie ich zgubnych następstw” (nr 4).

„Słuchając ich lub czytając, wydaje się, jakoby byli sami z sobą sprzeczni, chwiejni i niepewni. Tymczasem taktyka ta jest z góry nakreślona, a wypływa z ich założenia, iż wiara i wiedza są sobie zupełnie obce” (nr 20).

„Zdawać by się mogło, Czcigodni Bracia, że zbyt długo zatrzymaliśmy się przy tym wykładzie zasad modernistycznych. To jednak było koniecznie potrzebnym już to dlatego by odeprzeć ich zwykły zarzut, jakobyśmy nie znali ich poglądów; już też by wyjaśnić, że modernizm nie polega na luźnych teoriach nie złączonych ze sobą, lecz stanowi jedną niepodzielną całość, tak, iż jeśli jedno przyjmiesz, reszta konsekwentnie nastąpić musi” (nr 53).

Bez wątpienia jednym z dobrodziejstw Pascendi było pokazanie doktryny modernistycznej w jej pełni, jako spójnego systemu. Nieopatrzne włożenie nawet jednego palca w tryby modernistycznej maszynerii oznacza zgubę dla całego ciała. Bycie modernistą w dziedzinie historii doprowadzi, krok po kroku, do zostania modernistą również w egzegezie i filozofii. Papieże bardzo często potępiali ów cudzołożny związek pomiędzy zasadami katolickimi i racjonalistycznymi.


Modernizm w praktyce

Ukazawszy, dlaczego moderniści są wrogami wewnętrznymi, atakującymi samą wiarę, św. Pius X opisał trzy praktyczne zasady, które czynią ich działania szczególnie niebezpiecznymi. Kiedy, pomimo swych podstępów, niektórzy moderniści demaskowani są przez władzę kościelną i wzywani do publicznego odwołania swych poglądów, czy nawet publicznie potępiani, zazwyczaj pozornie podporządkowują się oni w sposób mogący wzbudzić wzruszenie: „Wiecie jednak, Czcigodni Bracia, jak dalece pozostało to bez skutku: na chwilę zdawali się skłaniać czoło, lecz je natychmiast jeszcze bardziej w górę podnieśli” (nr 4).

„Więc i tu należy odnaleźć jakąś środkową drogę, która zabezpieczałaby jednocześnie prawa władzy i prawa wolnościowe. Tymczasem katolik tak postępować powinien, aby publicznie wyrażał władzy najgłębszą cześć, nie wyrzekając się swoich poglądów” (nr 31).

„Idą więc wciąż naprzód na obecnej drodze; postępują mimo upomnień i kar, ukrywając niesłychaną zuchwałość pod płaszczykiem udanej pokory” (nr 37).

To udawane podporządkowanie się wynika z taktyki modernistów zakładającej konieczność pozostania w Kościele. Gdyby buntowali się oni przeciw władzy lub otwarcie gardzili prawdami wiary, mogliby się zdemaskować. Owo udawane podporządkowanie się decyzjom władz, a nawet ciężkim karom, jest kluczowym elementem taktyki modernistów.

Inna sprawa, że powrót modernisty do pełni wiary jest zawsze wątpliwy. Jak można być pewnym szczerości takiego nawrócenia, kiedy fundamentami owego systemu są hipokryzja i fałsz? Czyż wszyscy ci modni teologowie modernistyczni ostatnich 50 lat nie składali wielokrotnie Przysięgi antymodernistycznej: Chenu, Rahner, Congar, Kung, Drewerman i Boff, by wspomnieć tylko kilku z nich? Symulując uległość wobec władzy, moderniści często prowadzą również zewnętrznie przykładne życie: „Dodać tu jeszcze trzeba – co najskuteczniej właśnie może uwodzić dusze – że prowadzą tryb życia nadzwyczaj czynny, że nieustannie i usilnie oddają się wszelkiego rodzaju studiom, i że bardzo często są ludźmi surowych obyczajów” (nr 3).

Nie mogliby oni pozostać w Kościele bez pozornego trzymania się jego dyscypliny i jego sposobu życia. Apostata czy człowiek propagujący laicyzm zwróciłby na siebie uwagę katolickich wiernych.

Z powodu koniecznego związku pomiędzy tym, co się myśli i czyni, słusznie można podejrzewać, że to przykładne życie jest jedynie na pokaz. Przypomnijmy sobie na przykład podejrzane kontakty utrzymywane przez Teilharda de Chardin, Karola Rahnera czy Jana Ursa von Balthasara i „księcia teologów wyzwolenia”, franciszkanina Leonarda Boffa, który niedawno porzucił kapłaństwo.


Pozyskiwanie opinii publicznej

Ostatnią taktyką modernistów, o jakiej wspomina św. Pius X, jest manipulowanie opinią publiczną. Jest ono przeprowadzane w dwóch fazach: 1) Konieczne jest zamknięcie ust wszelkim poważnym przeciwnikom modernizmu. Unikać się więc będzie wszelkiej poważnej dyskusji z takim oponentem, o jego pracach, sprzeciwiających się modernizmowi, nie będzie się wspominać, a ich publikacji będzie się, jeśli to możliwe, zapobiegać. 2) W tym samym czasie każde modernistyczne wystąpienia czy książki będą wychwalane pod niebiosa.

Używanie i mnożenie pseudonimów przez kilku modernistycznych publicystów sprawiać będzie wrażenie miarodajnej opinii, podczas gdy często mamy w rzeczywistości do czynienia z kilkoma autorami wychwalającymi się nawzajem.

„Stąd też wielce dziwić się należy, że niektórzy katolicy przypisują tej krytyce znaczenie. Dwojaka jest tego przyczyna: po pierwsze łączność ścisła, która wiąże historyków i krytyków modernistycznych bez względu na różnice narodowościowe i wyznaniowe; powtóre niesłychana ich śmiałość: niech tylko ktoś ich zgani, uważają go za ignoranta; kto im sprzyja i broni, tego wynoszą pod niebiosa. I stąd tak wielu w ten sposób oszukanych; ale gdyby lepiej rzecz samą rozważyli, na pewno cofnęliby się ze zgrozą” (nr 46).

„Moderniści z całą swą złą wolą i z całą cierpkością prześladują katolików, walczących mężnie w obronie Kościoła. Nie ma obelg, którymi by oni ich nie obrzucali, zazwyczaj jednak wyrzucają im ignorancję i upór. Kiedy zaś ulękną się erudycji i siły przeciwnika katolickiego, wówczas walczą, niejako sprzysiężonym ignorowaniem go. Taka taktyka w stosunku do katolików tym bardziej zasługuje na potępienie, że jednocześnie nie szczędzą pochwał tym, którzy do nich przystają: ich książki pełne nowości witają powszechnym oklaskiem i okrzykiem podziwu; im bardziej zuchwały jest autor w napaściach na rzeczy stare, im bardziej podrywa Tradycję i urząd nauczycielski, tym pochopniej okrzykują go uczonym. (…) gdy wreszcie – i to już powinno przejąć zgrozą każdego katolika – który z nich zostanie potępiony przez Kościół, inny natychmiast otaczają go tłumnie, nie tylko składają mu hołdy publiczne, ale czczą go niemal jako męczennika prawdy” (nr 6O).

„Wydają książki, dzienniki, pisma pod swoimi nazwiskami lub pod pseudonimami. Niekiedy jeden z nich przybiera kilka nazwisk, aby udaną mnogością autorów tym łatwiej zwieść nieostrożnego czytelnika. Jednym słowem – piórem, czynem, wszelakimi możliwymi sposobami, manifestują swoje poglądy” (nr 62).

Kiedy prawda nie jest już miarą wagi argumentu, wówczas nie ma innego sposobu, niż tylko szukanie półśrodków, by pokryć jego wewnętrzną słabość. W epoce demokracji prawda nie ma większego znaczenia, liczy się jedynie większość, ważna jest nie uczciwość, a tylko siła i rozgłos. Biada tym, którzy nie wsiadają na pokład wielkiego statku wolności – zostaną pogrzebani za życia w ołowianych trumnach. Nie znajdą wydawców dla swych książek, ani jednego czasopisma dla publikacji swych artykułów, katedry, na której mogliby nauczać, a wierni nigdy nie usłyszą ich głosu, chociaż jest to w istocie głos Dobrego Pasterza.


Tajne stowarzyszenie?

Kończąc swą analizę taktyki modernistów praktyczną radą, św. Plus X wezwał do publicznego demaskowania modernizmu. W obliczu tak wyrafinowanego i zwodniczego błędu, można zrobić tylko jedno: wydobyć go na światło dzienne, by wszyscy mogli zobaczyć tkwiące w nim zło: ..Dlatego

też należy już zaniechać milczenia, które dłużej by się stało winą, aby okazać całemu Kościołowi, kim są w rzeczywistości ludzie, co tak źle się przyoblekają” (nr 4).

Bardzo ciekawe jest porównanie tego polecenia Ojca świętego z zaleceniem zawartym w encyklice Leona XIII Humanum genus o masonerii: „Pragniemy, by waszą pierwszą regułą było zerwanie maski z twarzy masonerii, by można było zobaczyć ją taką, jaką naprawdę jest”.

Porównanie tych dwóch tekstów, jednego o modernizmie, a drugiego o masonerii – ukazuje podobieństwo pomiędzy tymi dwoma rewolucyjnymi ruchami. Dwaj papieże wydają się sugerować pokrewieństwo pomiędzy masońską a modernistyczną sektą. Być może niektórzy pomyślą, że przesadą jest używanie w stosunku do modernistów określenia „sekta”. Powtarzamy w ten sposób jednak jedynie nauczanie św. Piusa X: „Myślimy, że dla każdego biskupa oczywiste jest, iż ludzie zwani modernistami, których opisaliśmy w encyklice Pascendi nie zaprzestali agitacji w celu zakłócenia pokoju Kościoła. Nie zaprzestali oni również pozyskiwać zwolenników posuwając się nawet do tworzenia tajnych grup. W ten sposób wprowadzają oni wirusa swej doktryny do życia chrześcijańskiego społeczeństwa, publikując książki i artykuły nie podpisane, albo pod fałszywymi nazwiskami. Ponowne i staranne odczytanie naszej wspomnianej wyżej encykliki pokazuje jasno, że po ludziach w niej opisanych słusznie należy oczekiwać takiej rozmyślnej przebiegłości. Są pni wrogami tym groźniejszymi, że pozostają tak blisko [nas] Czerpią korzyści ze swej posługi, ofiarują zatruty pokarm i podchwytują niebacznych z zaskoczenia. Szerzą fałszywą doktrynę, która jest zbiorem wszystkich błędów”.

Tak więc św. Pius X mówił o modernistach jako o „tajnym ugrupowaniu”. Kilku autorów zauważyło i zbadało ten szczegół. W tekście z kwietnia 1964 roku Jean Madiran poczynił następujące spostrzeżenia:

„W encyklice Pascendi papież Pius X wspomniał kilkakrotnie i na różne sposoby o „tajemnychÅ¥ działaniach modernistów. Czy jest to tajne stowarzyszenie w ścisłym znaczeniu tego słowa? Encyklika Pascendi sugeruje to, choć nie stwierdza tego wprost.

Jednak trzy lata później Pius X w encyklice Sacrorum antistitum zawarł następujące oskarżenie:

„(…) ludzie zwani modernistami, których opisaliśmy w encyklice Pascendi Dominici gregis, nie zaprzestali agitacji w celu zakłócenia pokoju Kościoła. Nie zaprzestali oni również pozyskiwać zwolenników, posuwając się nawet do tworzenia tajnych grup”.

(…) Zbadaliśmy książki i pisma przedstawiające „historię” czy też „osiągnięcia” modernizmu od II wojny światowej: nie znaleźliśmy żadnej wzmianki o tym specyficznym aspekcie zagadnienia. Nie tylko pomija się milczeniem fakt istnienia tajnego stowarzyszenia, ale sama historia modernizmu przedstawiana przez wielu autorów pośrednio przeczy, że kiedykolwiek ono istniało. (…) Wspominają oni pisarzy, badaczy, wydawców i duchownych -jako bez wątpienia błądzących, ale w dobrej wierze. Z pewnością w wielu przypadkach tak było, ale interpretacja taka jest niewystarczająca dla wyjaśnienia historycznego fenomenu modernizmu. Nie wyjaśnia j ego zorganizowanych działań, wspólnych kampanii, mieszaniny zniewag i pochwał, starannie wypracowanej taktyki ani tajnych działań opisanych w encyklice Pascendi. Nie wyjaśnia też oskarżeń o tworzenie „tajnej grupyÅ¥ w motu proprio z l września 1910 roku (Sacrorum antistitum).

Wszystkie te artykuły o kryzysie modernistycznym, te „analizy” modernizmu i wnioski są całkowicie nieprawdziwe i błędne, z powodu rozmyślnego ukrywania tak ważnego elementu. (…) Ukrywając fakt istnienia tajnego stowarzyszenia, historycy nie mogą oczywiście wyjaśnić okoliczności jego zniknięcia.

Niewyjaśniona pozostaje więc kwestia historyczna: kiedy przestało istnieć tajne stowarzyszenie modernistów? Nie możemy nawet pytać, czy zostało ono potem „odtworzoneÅ¥, gdyż żeby mogło być reaktywowane, musiałoby najpierw przestać istnieć; nie wiemy jednak czy i kiedy zostało ono rozwiązane. Nie tylko nie ma dotąd odpowiedzi na to pytanie, ale nawet samo to pytanie nie zostało zadane.

Historycy kryzysu uważają, że encyklika Pascendi zadała modernizmowi śmiertelny cios i że był to jego koniec, a nawet koniec zbyt brutalny i całkowity. Nie uważał tak jednak Pius X, który trzy lata później, l września 1910 roku, jasno stwierdził: „Nie zaprzestali oni też pozyskiwać zwolenników posuwając się do tworzenia tajnego ugrupowaniaÅ¥. Nie zaprzestali. Kiedy, wobec tego, zaprzestali? I czy kiedykolwiek zaprzestali?”.


Modernista jest apostatą i zdrajcą

Konkludując, pozwólmy o. Calmelowi OP przedstawić przekrojowy pogląd na kwestię modernizmu w jego teologicznym, duchowym i taktycznym aspekcie:

„Klasyczny heretyk: Ariusz, Nestoriusz, Luter – nawet jeśli posiadał jakieś ukryte pragnienie pozostania w Kościele katolickim, robił niemniej wszystko, by zostać niego wykluczonym. Walczył otwarcie przeciwko Bożemu objawieniu, świętemu depozytowi strzeżonemu przez Kościół. Heretyk, a właściwe modernistyczny apostata, jak Loisy czy Teilhard de Chardin, rozmyślnie odrzuca całą doktrynę Kościoła, ale pragnie w Kościele pozostać i robi, co tylko może, by nie zostać ekskomunikowany. Symuluje i udaje, powodowany nadzieją na zmianę Kościoła w długofalowym procesie, albo. jak pisze jezuita Teilhard de Chardin, na oczyszczenie wiary – od wewnątrz. Wspólną cechą modernisty i heretyka jest odrzucenie katolickiego objawienia. Ale modernista różni się od innych heretyków tym, że ukrywa ten fakt. Musimy to podkreślić: modernista jest apostatą i zdrajcą.

Możecie zapytać: „Skoro postawę modernisty charakteryzuje zasadniczy brak lojalności, w jaki sposób może on zachowywać tę postawę przez całe życie, nie niszcząc swej wewnętrznej równowagi psychicznej?”. Czy można zachować równowagę psychiczną, praktykując dwulicowość w najbardziej zasadniczych kwestiach? Musimy odpowiedzieć, że jest to szalenie trudne, przynajmniej odnośnie do przywódców.

Jeśli chodzi o zwolenników, prawdopodobieństwo zaburzeń psychicznych w wyniku stałej hipokryzji nie jest aż tak poważne. Jeśli są kapłanami (niestety, aż nazbyt często), zwykle kończą wstępując w związki małżeńskie, w ten sposób kładąc kres konieczności udawania. Gdy zawrą małżeństwo, nadal będą apostatami, ale przestaną być modernistami. Ich sytuacja stanie się klarowniejsza. Nie będą już musieli udawać cnót katolickiego księdza.

Co do przywódców, prałatów na ważnych stanowiskach, wątpliwe jest, czy mogą oni praktykować swój modernizm bez poważnych konsekwencji [psychicznych], ponieważ są nieustannie odurzani przez pochlebstwa swych zwolenników i powstrzymywani od uczciwego spojrzenia na siebie samych. W ten sposób udaje im się uciec od palących wyrzutów powoli zamierającego sumienia.

Zaślepienie umysłu i zatwardziałość serca zawsze będzie końcem ich drogi, jednak niekoniecznie musi doprowadzić do obłędu. Z pewnością nie od razu pogrążą się oni w duchowej ciemności, jednak dążą do tego stopniowo poprzez liczne akty opierania się łasce Bożej. Ta Boża kara jest skutkiem licznych grzechów. Ponadto, o ile każdy inny grzesznik może uznać swą winę i błagać o Boże miłosierdzie, musimy przyznać, że grzesznik tego rodzaju nie może nawrócić się bez wielkiego cudu łaski – zdarza się to bardzo rzadko”.


ks.Franciszek Knittel FSSPX


Za „The Angelus” kwiecień 2004. Tłumaczył Tomasz Maszczyk. (Zawsze Wierni, nr 12/2004) | Organizacja Monarchistów Polskich
Skip to content