Aktualizacja strony została wstrzymana

Testowanie i tresura – Stanisław Michalkiewicz

Trudno nie zauważyć, że nasz mniej wartościowy naród tubylczy jest przez starszych i mądrzejszych coraz częściej testowany, co można bezpiecznie z nim zrobić, a czego jeszcze nie można. Ostatnim takim testem był występ Ludwiki Weroniki Ciccone na Stadionie Narodowym w Warszawie, wynajętym na tę okazję 1 sierpnia przez firmę Live Nation. Ile i komu Live Nation za możliwość tego przetestowania naszego mniej wartościowego narodu tubylczego zapłaciła oficjalnie i naprawdę – tego już pewnie nigdy się nie dowiemy, więc warto chociaż wiedzieć – kto płacił.

Prezesem firmy Livre Nation jest pan Artur Fogel, a we władzach – Ari Emanuel – podobno brat Rahma Emanuela, byłego szefa administracji Białego Domu u prezydenta Obamy, Mark Shapiro, Jakub Kahan – i tak dalej. Słowem – sami swoi, dzięki czemu lepiej rozumiemy przyczyny, dla których Ludwika Weronika Ciccone podczas występów pozwala sobie na bluźnierstwa pod adresem chrześcijaństwa oraz „interesuje się” kabałą oraz powstaniem Judy Machabeusza przeciwko Seleucytom.

Powiadają o niej, że swoją pozycję w branży rozrywkowej zawdzięcza nie tyle swoim umiejętnościom artystycznym, co „bliskim kontaktom osobistym”. Chętnie w to wierzę i chyba nawet się domyślam, na czym te bliskie spotkania III stopnia mogą polegać. Jest w tym zresztą pewna ciągłość, bo bodajże Ignacy Daszyński w swoich pamiętnikach wspomina, jak to pewien Izraelita opowiadał mu, iż celebrytki zwabiane przezeń do burdeli w Buenos Aires upijają się tam „parą z szampana”. Oczywiście w tej zasadniczej ciągłości są też i pewne zmiany, bo Ludwika Weronika Ciccone „parą z szampana” dzisiaj już by się nie zadowoliła. Jak już Live Nation w jakąś celebrytkę zainwestuje, to nie żałuje jej też szampana, podczas gdy „para” zostaje dla głupich gojów. W ten oto sposób starsi i mądrzejsi zalewają świat tandetą, skutecznie wmawiając naiwniakom, że oferują im sam cymes. Durniów, którzy w takie rzeczy wierzą, jak się okazało, jest już u nas całkiem sporo, więc to może być zachętą do zrobienia następnego kroku. Kto wie, czy w ramach dalszego testowania i tresury naszego mniej wartościowego narodu tubylczego, Live Nation nie wykorzysta Ludwiki Weroniki Ciccone do artystycznej oprawy Dni Judaizmu?

Rodzajem testu na wytrzymałość naszego mniej wartościowego narodu tubylczego była, a właściwie jest tak zwana afera taśmowa. Ujawniła ona bowiem rzecz powszechnie znaną – że mianowicie nasi Umiłowani Przywódcy wykorzystują zewnętrzne znamiona władzy, jakie udostępniły im okupujące nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniackie watahy, do bezceremonialnego dojenia Rzeczypospolitej. Oczywiście nie robią tego bezinteresownie – bo przywilej dojenia Rzeczypospolitej bezpieczniackie watahy przyznały i przedłużają w zamian za podtrzymywanie modelu kapitalizmu kompradorskiego, dzięki któremu okupanci nasi ciągną z okupowanego kraju zyski, kosztem obywateli, sprzedawanych w coraz głębszą z roku na rok niewolę lichwiarskiej międzynarodówce. Bo istota niewolnictwa polega na tym, iż niewolnik pracuje na swojego pana, tzn. – oddaje mu bogactwo, które swoją pracą wytwarza. W roku bieżącym tylko obsługa długu publicznego będzie kosztowała ponad 42 mld zł, czyli prawie 1200 zł rocznie na obywatela mieszkającego w Polsce. I co? I nic!

Tymczasem pani Jadwiga M. Hafner z Austrii krytykuje mnie nie tylko za „mentalność wyssaną z mlekiem matki”, ale również za brak spostrzegawczości, który nie pozwala mi zauważyć, że „mamy wolność”. Cóż można na to powiedzieć? Chyba tylko za Stanisławem Wyspiańskim uprzejmie założyć, że „naiwne to i niewinne”. W przeciwnym razie wiedziałaby, że zabezpieczeniem, jakie oferują nasi okupanci lichwiarskiej międzynarodówce, jest zastawienie dochodów obywateli na całe dziesięciolecia naprzód! Ładna mi „wolność”! Ale dopóki suwerenowie nie mają nic przeciwko temu, by okupujące Polskę watahy w ten sposób rozporządzały ich majątkiem – to dlaczego bezpieczniacy mieliby sobie żałować? Nikt chyba nie ma wątpliwości, że w razie czego natychmiast zostaną folksdojczami – tyle, że już oficjalnie. Ciekawe, że wiedzą o tym nie tylko Umiłowani Przywódcy, ale również ich potomstwo. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – bo dzięki „aferze taśmowej” uzyskaliśmy potwierdzenie, że ci wszyscy nadęci Umiłowani Przywódcy, to tylko figuranci. Oto premier Tusk zażądał od ministra Kalemby, by jego syn zrezygnował z pracy w Agencji Rynku Rolnego – a ten pokazał mu „gest Kozakiewicza”! Co więcej – taki sam „gest Kozakiewicza” pokazał również syn premiera Tuska, zatrudniony na lotnisku im. Lecha Wałęsy w Gdańsku. I co? I nic! Ciekawe, czy sekretarki delegowane do Kancelarii Premiera słuchają premiera Tuska, czy tylko go pilnują?

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Ścieżka obok drogi” ukazuje się w „Naszym Dzienniku” w każdy piątek.

Felieton    „Nasz Dziennik”    4 sierpnia 2012

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2573

Skip to content