Aktualizacja strony została wstrzymana

Darwin, Kreacjonizm i Kościół – z ojcem Michałem Chaberkim OP rozmawia Alicja Bukowska

Dzisiaj zwolennicy darwinizmu bardzo niechętnie wspominają o tym, że  Hitler całymi garściami czerpał z teorii doboru naturalnego i walki o  byt, że Francis Galton, kuzyn Karola Darwina, inspirując się dziełami  swojego wuja, był twórcą i propagatorem eugeniki – mówi ojciec Michał Chaberek OP.

Kiedy i jak zrodziło się u Ojca zainteresowanie ewolucją?

Właściwie od dziecka interesowały mnie odpowiedzi na tak zwane  pytania graniczne – co jest po śmierci, co jest poza wszechświatem,  kiedy będzie koniec świata, itp. Wszystkie te pytania łączy to, że nie  możemy poznać pełnych odpowiedzi na nie. Dla mnie pytanie o ewolucję, to  przede wszystkim pytanie o pochodzenie różnych gatunków zwierząt i  roślin. To pytanie można by także sformułować inaczej: Skąd wzięło się  bogactwo życia na Ziemi? Na naszej planecie obserwujemy niewiarygodną  wprost różnorodność form biologicznych. Jednocześnie warto sobie  uświadomić, że to tylko jeden lub kilka procent wszystkich form, które  istniały w przeszłości. Siłą rzeczy nasuwa się pytanie, skąd to się  wzięło? Ewolucja biologiczna może wydawać się atrakcyjną odpowiedzią.  Kilka lat temu postanowiłem po prostu sprawdzić, czy odpowiedź ta jest  prawdziwa. Stąd właśnie zainteresowanie tematem.

Ojca książka, Kościół a ewolucja, jest odpowiedzią na  teorię ewolucjonizmu Darwina. Uważa Ojciec, że nadal jest potrzebny  odzew Kościoła na przypadkowe stworzenie?

Wyobraź sobie, że żyjesz w XV wieku. Jakimś trafem znalazłaś się  w okolicach miejscowości Grunwald dnia 16 lipca 1410 roku. Wychodzisz  rano na pola i widzisz obraz pobojowiska. Moja książka jest raczej próbą  opisania pobojowiska jakie mamy obecnie w teologii katolickiej po  przeszło stu latach walk wokół teorii Darwina. Podobnie jak pole po  bitwie, książka jest pełna rozbitych, martwych koncepcji, ale także  pokazuje jakimi metodami walczono, jakie przesunięcia, zmiany pojęć i  znaczeń teologicznych zachodziły w Kościele. Zatem książka ma przede  wszystkim wartość historyczną. Pomaga teologom, ale także filozofom i  przyrodnikom poznać drogę, którą przeszła myśl Kościoła. W ten sposób  każdy może sam wyrobić sobie zdanie, podjąć refleksję, gromadzić i  porównywać argumenty. Niestety na rynku praktycznie nie ma całościowych  opracowań tego zagadnienia. Ukazujące się raz po raz książki  chrześcijańskich filozofów przyrody są pisane całkowicie tylko z jednego  punktu widzenia – z perspektywy teistycznego ewolucjonizmu. Jednym z  celów mojej publikacji było pokazanie, że nie jest to jedyne stanowisko  obecne w debacie. Zrozumienie różnorodności spojrzeń na koncepcję  Darwina w nauce, a także uznanie istnienia różnych podejść do  teistycznego ewolucjonizmu w teologii, jest warunkiem prowadzenia  owocnej debaty również dzisiaj. Czy potrzebny jest odzew Kościoła? –  Myślę, że potrzebny jest jednoznaczny głos Kościoła w tej ważnej  teologicznej kwestii. W książce pokazałem, że nie ma obecnie  jednoznacznego stanowiska Magisterium Kościoła w kwestii ewolucji  rozumianej jako sposób powstania gatunków, człowieka i samego życia. Nie  ma także jakiegoś powszechnego konsensusu teologów. Debata może trwać  jeszcze wiele lat, ale sprawa jest na tyle ważna, że jestem przekonany,  że w przyszłości Kościół powszechny dookreśli swoje nauczanie w tej  kwestii.

Jak chrześcijanie mają się odnosić do koncepcji Darwina, np. najbardziej znanej myśli: człowiek pochodzi od małpy?

Współcześnie ewolucjoniści używają pewnego wybiegu słownego,  mówiąc, że człowiek i małpa mają wspólnego przodka. Sam Pius XII pisał o  „żywej materii” jako możliwym przodku człowieka. Są to jednak tylko  słowne zabawy, bo z założeń ewolucyjnych wynika, że owym „wspólnym  przodkiem” w najlepszym razie byłaby małpa. (Mógłby być na przykład  jakiś gad czy płaz, gdyby domniemane „linie ewolucyjne” rozdzieliły się  dużo wcześniej). Chrześcijanin musi przede wszystkim szukać prawdy.  Czasami wierność prawdzie oznacza sprzeciw wobec większości, czasami  prawda jest kosztowna. Prawda może na przykład wymagać poszukiwania  argumentów i dowodów, co nie jest łatwym zajęciem, zwłaszcza, gdy  większość środowiska naukowego popiera pogląd ewolucyjny. Niemniej,  stopień rozpowszechnienia jakiejś idei nie jest jednoznacznie  skorelowany ze stopniem jej prawdziwości. Innymi słowy może się okazać  (i nie raz się okazywało), że pogląd powszechnie akceptowany bywał  zupełnie błędny. Chrześcijanin musi więc szukać trudnej prawdy, ale  także słuchać głosu Pisma Świętego i Tradycji. Jak wiemy katolicyzm  odrzuca protestancką zasadę sola Scriptura. Niemniej wielu teologów  katolickich w praktyce zupełnie ignoruje Tradycję w kontekście  interpretacji na przykład opisu stworzenia człowieka. Ja uważam jednak,  że w tej konkretnej kwestii głos Tradycji nigdy nie został unieważniony  przez nowożytne odkrycia naukowe.

Można przenieść teorię Darwina na przemiany w  społeczeństwie? Nie da się ukryć, że my w porównaniu z naszymi  dziadkami, jesteśmy inni i mamy inne priorytety.

Oczywiście istnieje cała gałąź filozofii społecznej zwanej  darwinizmem społecznym. Pamiętajmy zresztą, że sam Darwin dokonał ruchu  odwrotnego – przeniósł koncepcję społeczną walki o byt Th. Malthusa w  dziedzinę biologii. Pod koniec XIX wieku darwinizm został rozszerzony na  badania społeczne, na medycynę, prawo etc. Zaowocowało to takimi  zjawiskami jak eugenika, rasizm, a później rewolucja seksualna. Dzisiaj  zwolennicy darwinizmu bardzo niechętnie wspominają o tym, że Hitler  całymi garściami czerpał z teorii doboru naturalnego i walki o byt, że  Francis Galton, kuzyn Karola Darwina, inspirując się dziełami swojego  wuja, był twórcą i propagatorem eugeniki. Te „ciemne karty” darwinizmu  zostały poddane rzetelnym analizom dopiero w ostatnich latach w pracach  między innymi Richarda Weikerta. Warto znać te analizy, aby zrozumieć,  że koncepcje Darwina nie są, i nigdy nie były, „neutralne  światopoglądowo”. Obecnie rasizm jest raczej powszechnie odrzucany, ale  na przykład całkowicie ewolucyjna interpretacja zasad moralnych  pozostała. Z kolei w dyskusjach o „in vitro” w nowym przebraniu powraca  eugenika. I to są tak samo niebezpieczne, haniebne i kompromitujące  ludzkość praktyki jak rasizm, czy antysemityzm.

Są chrześcijańscy teologowie, próbujący pogodzić teorię  ewolucji Darwina z kreacjonizmem chrześcijańskim. Jest możliwe  połączenie tych dwóch koncepcji?

Niektórzy teologowie uważają, że znaleźli łatwe rozwiązanie  trudnego problemu. Rozwiązania łatwe nie zawsze są prawdziwe. Teologowie  ci, korzystając z klasycznej koncepcji tak zwanej „przyczynowości  wtórnej” uznali, że Pan Bóg mógł się posłużyć ewolucją stwarzając ten  świat. Ewolucja w tym ujęciu jest więc jakby narzędziem Boga. Brzmi to  całkiem nieźle, tak długo, jak długo nie zapytamy, jakie jest właściwie  chrześcijańskie rozumienie stworzenia i czym właściwie jest ewolucja  biologiczna? Jeżeli więc wejdziemy nieco głębiej w to zagadnienie, to  napotykamy szereg logicznych, dogmatycznych, filozoficznych, a nawet  przyrodniczych problemów. Po pierwsze stworzenie jest bezpośrednim  działaniem Boga i żadne stworzenie nie może służyć Bogu za pomoc. Po  drugie, ewolucja jest zmianą, a stworzenie nie jest zmianą, lecz prostym  wyłonieniem bytu. W końcu stworzenie się zakończyło, a ewolucja nie. Z  drugiej strony ewolucja biologiczna najczęściej jest definiowana jako  proces zupełnie przypadkowych zmian poddanych naturalnej selekcji. W ten  sposób cała różnorodność stworzeń miałaby być dziełem przypadku. To zaś  kłóci się z chrześcijańskim rozumieniem stworzenia jako materialnej  realizacji jasnego planu tkwiącego w Boskim umyśle. Z kolei, jeżeli  teologowie mówią o ewolucji kierowanej przez Boga, to twierdzenie, że  jakiś proces jest jednocześnie chaotyczny i kierowany jest niespójne  logicznie. Jak dotąd więc teologowie nie przedstawili takiej wersji  ewolucji, która byłaby wolna od tych lub innych problemów. Moim zdaniem  te dwie wizje są nie do pogodzenia.

W XIX wieku były próby, nieudane, obrony chrześcijańskiej koncepcji stworzenia. Gdzie Magisterium Kościoła popełniało błąd?

Tutaj dotykasz samego centrum zagadnień omawianych w mojej  książce. Śledząc debatę ewolucja-stworzenie w Kościele katolickim  widzimy jasny i jednoznaczny sprzeciw wobec poglądów Darwina obecny  wśród teologów przynajmniej do połowy XX wieku. Urząd Nauczycielski  Kościoła za pośrednictwem Kongregacji Indeksu, św. Oficjum i Papieskiej  Komisji Biblijnej, a także sami papieże w encyklikach i przemówieniach  prezentowali nauczanie, które albo wprost albo pośrednio wykluczało  teorię Darwina i teistyczny ewolucjonizm. Wypowiedzi te nie miały jednak  rangi uroczystego nauczania. Niestety paradygmat ewolucyjny był  narzucany z taką siłą i zaangażowaniem przez naukowców ateistycznych, że  również środowisko teologiczne uległo tej presji. Pamiętajmy, że  darwinizm był wspierany zarówno przez komunizm na wschodzie, jak i  liberalizm na zachodzie. Z drugiej strony brakowało badań krytycznych  wobec ewolucji w dziedzinie biologii. Tezom ewolucjonistów  przeciwstawiano religijne koncepcje kreacjonistyczne, co z kolei dla  wrogów religii było dowodem na niemożliwość powiązania nauki i  objawienia. Dodatkowo nauki przyrodnicze święciły triumfy w wielu  dziedzinach praktycznego zastosowania wynalazków, co oczywiście  wzmacniało ich prestiż społeczny. W tym kontekście nawet jeżeli  naukowiec głosił nienaukowe tezy, ale czynił to w imię nauki, cieszył  się autorytetem całego środowiska. Pytanie o pochodzenie gatunków nie  jest wyłącznie pytaniem biologicznym i dlatego filozofia, a zwłaszcza  teologia, mają tu dużo do powiedzenia. Bez znajomości aspektów  biologicznych zagadnienia trudno jest jednak dyskutować z przyrodnikami.  I taką sytuację mieliśmy już w pierwszej połowie XX wieku. To wszystko  sprawiło, że w teologii porzucono klasyczną naukę o stworzeniu  zastępując ją teistycznym ewolucjonizmem – poglądem o zabarwieniu  deistycznym i panteistycznym. Należy jednak zwrócić uwagę, że to nie  Magisterium Kościoła popełniło błąd, lecz raczej środowisko teologów i  filozofów chrześcijańskich. Warto też zaznaczyć, że autentyczna wiara  Kościoła przetrwała „w ludziach”, czyli zasadniczo sprawdza się pojęcie  sensus Ecclesiae (lub sensus fidelium) – zmysł wiary ludu Bożego.  Większość nawet niewykształconych, ale głęboko wierzących ludzi, po  prostu intuicyjnie wyczuwa, że z „Darwinem coś jest nie tak”.

Teoria inteligentnego projektu, co to jest?

Najprościej rzecz ujmując jest to teoria mówiąca, że  przynajmniej niektóre struktury biologiczne noszą znamiona projektu,  czyli celowego ułożenia części, a nie przypadkowego powstania. Przy czym  fakt ten możemy badać empirycznie, czyli nie jest on wynikiem naszych  przekonań filozoficznych lub religijnych, tylko owocem ściśle naukowych  poszukiwań. Nie wynika stąd, że w świecie wszystko zostało  zaprojektowane, albo, że istnieją tylko doskonałe projekty i optymalne  struktury. Z teorii IP wynika raczej coś odwrotnego, czyli, że nie  wszystko w świecie biologii powstało na drodze przypadkowych zmian i  naturalnej selekcji. Oczywiście inteligentny projekt jest przede  wszystkim alternatywą dla darwinizmu w biologii, ale można go rozszerzyć  na inne dziedziny poszukiwań (Owocne badania prowadzi się na przykład w  dziedzinie astronomii). W tym sensie można powiedzieć, że inteligentny  projekt jest także nowym paradygmatem naukowym, alternatywnym wobec  kultu konieczności i przypadku, który zdominował współczesne badania  przyrodnicze. Teoretycy IP (np. W. Dembski) mówią, że do niedawna nauka  uznawała, że świat jest zbudowany z materii i energii. Dzisiaj do tych  dwóch składników trzeba dodać jeszcze trzeci – informację. Informacja  jest niezbędna do wytworzenia wielu elementów świata widzialnego. A jak  wiemy, informacja pochodzi od intelektu. Informacja jest planem,  projektem, rozumną odpowiedzią na pytania w rodzaju: jak rozwiązać taki  czy inny problem techniczny. Stąd właśnie teoria inteligentnego  projektu.

We współczesnej debacie często stawia się tezę, że teoria IP jest tylko  nową szatką dla kreacjonizmu. Dokonując takiego niesłusznego  utożsamienia zwolennicy darwinizmu zwalniają się z odpowiedzi na  argumenty nowej teorii. Tymczasem teoria IP nie mówi nic o stworzeniu –  zgodnie z tą teorią świat mógłby na przykład istnieć odwiecznie. Zatem  nie jest to w żadnym razie kreacjonizm. Czy jest to teoria ściśle  naukowa, metanaukowa, czy może jest to nowy paradygmat w nauce, a może  jakaś filozofia nauki? Myślę, że odpowiedź na to pytanie nie jest tak  istotna. Ważne, że inteligentny projekt plasuje się na tym samym  poziomie epistemicznym, co darwinizm. I to wystarcza, aby prowadzić  realną i owocną dyskusję. Darwinizm może być również rozważany na  różnych płaszczyznach – jest nie tylko jedną z teorii naukowych, ale  także paradygmatem i filozofią nauki. Zatem myślę, że we współczesnej  debacie zwolennicy darwinizmu idą na skróty, gdy przesuwają inteligentny  projekt w sferę religii jednocześnie nie dając odpowiedzi na argumenty.

Wywiad przeprowadziła Alicja Bukowska

Rozmowa przeprowadzona 29 maja w Olsztynie podczas spotkania z redaktorem kwartalnika FRONDA, ojcem Michałem Chaberkim OP pt. „Czy Darwin da się złapać w pułapkę na myszy?” 

Za: Fronda.pl | http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/darwin,_kreacjonizm_i_kosciol_21540

Skip to content