Aktualizacja strony została wstrzymana

„Bo Oświęcim przy nich to była igraszka…” – Jarosław Szarek

Przed kilku miesiącami w jednym z nowych gimnazjów nauczyciele zastanawiali się nad wyborem patrona. „Wybierzmy rotmistrza Witolda Pileckiego. Na jego życiorysie można oprzeć cały program wychowawczy szkoły” – zaproponowała garstka nauczycieli. Pomysłu nawet nie poddano głosowaniu. Większość była przeciwko. Nie mieli merytorycznych argumentów. Przeważyło jedno zdanie: „Pilecki to polityczna sprawa”…

To tylko jedna z wielu ilustracji stanu ducha części Polaków, uformowanych przez główny nurt polityczno-medialny III RP. W tym wypadku tym groźniejsza, iż dotyczy nauczycieli, niestety – już nie wychowujących (z tej funkcji szkoła w Polsce dawno zrezygnowała), ale uczących nasze dzieci. Na szczęście, w dłuższej perspektywie ten nurt, łączący spadkobierców KPP-PZPR z ich postmodernistyczno-nihilistycznym potomstwem, mimo iż nadal potężny – mogący nawet stawiać pomniki bolszewikom i sowieckim okupantom, sądowymi wyrokami kneblować prawdę, demolować Instytut Pamięci Narodowej oraz polską szkołę – nie wygra tej batalii. Dowodzi tego chociażby Narodowy Dzień Pamięci Źołnierzy Wyklętych, obchodzony dopiero po raz drugi 1 marca, i to z wielkim rozmachem, który nadała mu młodzież oraz lokalne środowiska, najczęściej bez wsparcia państwa, które odwróciło się od ojczystej historii.

Podobnie jest z rotmistrzem Witoldem Pileckim. Jego życiorys broni się sam. Powstało kilka szkół jego imienia, są także ulice, którym patronuje, jego postać była tematem jednego z telewizyjnych teatrów… Tylko, że inicjatorka Teatru Faktu TVP, Wanda Zwinogrodzka, dzięki której powstał ten spektakl, a także inne, m.in. poświęcone „Ince” czy „Anodzie”, została już zwolniona z publicznej telewizji.

Dla wielu życiorysy takich ludzi jak Pilecki (pośmiertnie odznaczony Orderem Orła Białego przez śp. Lecha Kaczyńskiego) są niewygodne. Na tle takich bohaterów widać bowiem ich zdradę narodowej sprawy. Gdy skazany przed komunistycznym sądem na potrójną karę śmierci, został 25 maja 1948 roku o godz. 21.30 zamordowany strzałem w tył głowy przez Piotra Śmietańskiego, inni rozpoczynali swe kariery w służbie zbrodniczemu systemowi. Dla niektórych z nich historia zmagań z komunistyczną władzą rozpoczęła się w marcu 1968 r. albo jeszcze później, inni byli jej wierni do końca. Zajęli miejsca niepodległościowych elit wymordowanych w Katyniu, Palmirach, poległych w Powstaniu Warszawskim i dobitych po wojnie.

W jednym ze swych raportów z obozu rtm. Pilecki pisał, iż więźniów pytano, kim są w cywilu: Odpowiedź: ksiądz, sędzia, adwokat wówczas powodowała bicie i śmierć. (…) Więc wykańczano specjalnie inteligencję. Po tym spostrzeżeniu zmieniłem nieco zdanie. To nie obłąkańcy, to jakieś potworne narzędzie do wymordowania Polaków rozpoczynające swe dzieło od inteligencji…

Jest zrozumiałe, że dzieci czy wnuki założycieli PRL-u, dzisiaj zajmujące wpływowe stanowiska niechętnie wracają do tej przeszłości. Jakże trafnie oddał ten problem prezes Instytutu Pamięci Narodowej śp. dr hab. Janusz Kurtyka w 2008 roku, w 60. rocznicę śmierci „ochotnika do Auschwitz”. Stwierdził, iż losy rtm. Pileckiego zmuszają nas do refleksji nad istotą komunistycznej Polski: Warto zadawać sobie wciąż pytanie, czym była PRL, kim byli ludzie, którzy aresztowali i sądzili rtm. Pileckiego. Może warto zacząć używać sformułowań bardzo prostych, ale jednak oczywistych, że PRL została założona przez zdrajców, przez tych, którzy byli w służbie sowieckiej, i była rządzona przez zdrajców, a w następnych pokoleniach przez renegatów… To wtedy też Senat RP podjął jednoznaczną uchwałę: Dokonania rtm. Witolda Pileckiego powinny stać się wzorem bohaterstwa i symbolem oporu przeciw systemom totalitarnym.

Witold Pilecki urodził się 13 maja 1901 roku w Ołońcu w Karelii, gdzie rodzina trafiła wskutek represji za udział w Powstaniu Styczniowym. Od dziewiątego roku życia mieszkał w Wilnie, gdyż rodzice pragnęli, aby ich dzieci uczyły się w polskiej szkole i nie uległy wynarodowieniu. W 1914 roku wstąpił do konspiracyjnego wtedy harcerstwa, a następnie do Polskiej Organizacji Wojskowej i bronił Wilna w Ochotniczej I Wileńskiej Kompanii Harcerskiej. Uczestniczył w walkach w wojnie polsko-bolszewickiej, m.in. w bitwie warszawskiej i niemeńskiej. W okresie II Rzeczpospolitej Pilecki studiował na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego. Założył rodzinę, ciężko pracował w rodzinnym majątku w Sukurczach pod Lidą. Po latach jego córka Zofia Pilecka-Optułowicz wspominała: Wiedział też, że nadchodzą dla nas trudne czasy i starał się nas do tego przygotować. Starał się wpoić nam, że ważna jest energia, fizyczna i psychiczna, i że można liczyć tylko na siebie. Mówił do mnie 'moja generałko’ chociaż miałam tylko cztery lata. Mówił też o mnie 'dziedziczka świeżego powietrza’, bo odziedziczę po rodzinie tylko świeże powietrze, nic więcej.

W 1939 roku rozpoczął walkę jako podporucznik kawalerii w składzie 19. Dywizji Piechoty Armii „Prusy”. Należał do ostatnich żołnierzy, którzy złożyli broń. Po przedostaniu się do Warszawy wraz z majorem Janem Włodarkiewiczem i podpułkownikiem Władysławem Surmackim założyli Tajną Armię Polską która podporządkowała się Związkowi Walki Zbrojnej.

W 1940 roku Pilecki postanowił dać się zamknąć w tworzonym przez Niemców KL Auschwitz. Jego celem było uzyskanie informacji o sytuacji więźniów w obozie i na tej podstawie przygotowanie raportu dla polskiego podziemia oraz Rządu Rzeczpospolitej na emigracji. W nocy z 21 na 22 września 1940 roku w tzw. II transporcie warszawskim, Pilecki znalazł się w Oświęcimiu pod nazwiskiem Tomasz Serafiński, któremu przydzielono numer 4859.  Za drutami założył konspiracyjny Związek Organizacji Wojskowych liczący dwa lata później około 500 osób. Informował dowódców Polskiego Państwa Podziemnego o sytuacji więźniów, przygotowywał ucieczki, pomagał przetrwać innym, przygotowywał ich do walki zbrojnej. Związek także wykonywał wyroki śmierci na wyjątkowo okrutnych esesmanach, zarażając ich tyfusem. Przez dwa i pół roku żył w piekle urządzonym przez ludzi. Więc widziało się powolną śmierć przyjaciela i niejako konało się z nim razem… przestawało się istnieć razem z nim… a jednak człowiek odżywał, odradzał się, przeradzał. I jeśli tak dzieje się nie raz, a powiedzmy dziewięćdziesiąt – to trudno, staje się kimś innym, niż było się na ziemi… A ginęły nas […] setki tysięcy… Tak przekuwaliśmy się wewnętrznie. Nie wszyscy jednak. Obóz był probierzem, gdzie się sprawdzały charaktery. Jedni staczali się w moralne bagno. Inni szlifowali swe charaktery jak kryształ – pisał.

Uciekł z dwójką więźniów w kwietniu 1943 roku. Wkrótce zameldował się w Komendzie Głównej Armii Krajowej. Walczył w Powstaniu Warszawskim. Trafił do niewoli, a po uwolnieniu wyjechał do Włoch do II Korpusu Polskiego, w którym gen. Władysław Anders powierzył mu misję wywiadowczą. Latem 1945 roku wrócił do okupowanej przez komunistów Polski. Na ścianach budynków wisiały plakaty „AK – zapluty karzeł reakcji”, a tysiące bohaterów Polskiego Państwa Podziemnego było aresztowanych i wywożonych w głąb Związku Sowieckiego. Zorganizował siatkę wywiadowczą i rozpoczął zbieranie informacji o sytuacji w kraju, w tym o dokonywanych przez NKWD wywózkach na Syberię. Nie zareagował na rozkaz polecający mu opuszczenie Polski, w związku z zagrożeniem aresztowaniem. W maja 1947 dopadło go UB, zarzucając mu szpiegostwo na rzecz II Korpusu gen. Andersa oraz próby zorganizowania zbrojnego podziemia. Po okrutnym śledztwie – miał powyrywane paznokcie – w pokazowym procesie, wraz z Marią Szelągowską i Tadeuszem Płużańskim – sąd pod przewodnictwem Jana Hryckowiana skazał go na trzykrotną karę śmierci. Po ogłoszeniu wyroku mówił: Ja już żyć nie mogę (…) mnie wykończono. Bo Oświęcim przy nich to była igraszka. Komunistyczny prokurator Czesław Łapiński powiedział żonie rotmistrza, iż jej mąż to „wrzód na ciele Polski Ludowej”.

Gdy informacja o wyroku dotarła do gen. Andersa ten natychmiast skomunikował się z ambasadorem RP Edwardem Raczyńskim w Londynie i byłym ambasadorem RP w Berlinie Józefem Lipskim, aby rozpocząć dyplomatyczną akcję ratunkową. Podjęli natychmiast odpowiednie kroki, ale natrafili na mur! Robili co mogli, ich wysiłkom towarzyszyło jednak milczenie środków masowego przekazu. Zachód nie chciał się narażać Związkowi Sowieckiemu i jego reżimowi w Warszawie.

Świadkiem ostatnich chwil życia rotmistrza był ks. prof. Jan Stępień, kapelan AK skazany na karę śmierci, którą zamieniono mu na 15 lat więzienia. Gdy usłyszałem szept: ‘już idą’, zbliżyłem się do okna razem z dwoma współwięźniami, którzy znali Witolda Pileckiego. Nie zapomnę tego widoku. Prowadzono dwóch skazanych. Pierwszy pojawił się Witold Pilecki. Miał usta związane białą opaską. Prowadziło go pod ręce dwóch strażników. Ledwie dotykał stopami ziemi. I nie wiem czy był przytomny. Sprawiał wrażenie zupełnie omdlałego… A potem salwa. Do dzisiaj nie wiadomo, gdzie spoczywa jego ciało…

Rotmistrza Pileckiego brytyjski historyk Michael Foot uznał za jednego z sześciu najodważniejszych ludzi antyniemieckiego ruchu oporu podczas II wojny światowej. Jego córka Zofia Pilecka-Optułowicz powiedziała przed laty, iż najbardziej zależy jej na tym, aby współcześni Polacy pamiętali nie tyle postać ojca i jego działalność, ale byli wierni wartościom, którymi on się kierował: „Te wartości to patriotyzm, odwaga, poświęcenie, koleżeństwo…” Wierność im będzie więc najlepszym pomnikiem, jaki możemy zbudować naszemu bohaterowi.

Jarosław Szarek

Za: Polonia Christiana – pch24.pl (2012-05-24)

Prawnicy bezprawia

Sędziowie i prokuratorzy w procesie rotmistrza Witolda Pileckiego

64 lata temu, 25 maja 1948 r., w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie wykonano egzekucję na rotmistrzu Witoldzie Pileckim. Kolejna rocznica jego śmierci budzi pytania o odpowiedzialność ludzi, którzy do niej doprowadzili. Strzał oddany w potylicę skazańca stanowił element realizowanego konsekwentnie przez wiele miesięcy planu zabójstwa zakończonego mordem sądowym. Uśmiercenie bohatera Polskiego Państwa Podziemnego było skutkiem decyzji politycznych oraz wynikających z nich działań funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, prokuratorów Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Warszawie i Naczelnej Prokuratury Wojskowej, a także sędziów Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie i Najwyższego Sądu Wojskowego.

Aktorami ostatniego aktu tragedii Pileckiego było jedenastu sędziów i prokuratorów wojskowych stosujących zbrodnicze prawo wobec niewinnego człowieka. Wśród nich znaleźli się: oficer carski, oficerowie II Rzeczypospolitej, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej 1920 r., absolwent Wydziału Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, żołnierze ZWZ-AK, powstańcy warszawscy.
Na różnym etapie postępowania prokuratorskiego i sądowego w represjach wobec rtm. Pileckiego wzięli udział prokuratorzy i sędziowie: Józef Badecki, Stanisław Cypryszewski, Kazimierz Drohomirecki, Mieczysław Dytry, Leo Hochberg, Jan Hryckowian, Roman Kryże, Czesław Łapiński, Rubin Szwajg, Henryk Podlaski i Stanisław Zarakowski.

Źaden z nich nie był niedouczonym absolwentem kilkumiesięcznych kursów prawniczych. Poza dwoma wyjątkami (nieukończone studia prawnicze) wszyscy byli absolwentami wydziałów prawa Uniwersytetu Józefa Piłsudskiego w Warszawie, Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, Uniwersytetu Poznańskiego, Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie i Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Odpowiednie wykształcenie pozwoliło im zajmować przed wojną odpowiedzialne stanowiska aplikantów, asesorów, sędziów, a nawet kierowników sądów.

W przeważającej większości celująco zdali egzamin z patriotyzmu w kampanii wrześniowej 1939 roku. Symbol komunistycznej prokuratury wojskowej – Stanisław Zarakowski został zmobilizowany 24 sierpnia 1939 r. jako podporucznik. Na stanowisku zastępcy dowódcy kompanii brał udział m.in. w walkach 85. pułku piechoty 19. Dywizji Piechoty pod Piotrkowem Trybunalskim. Walczył do 5 października 1939 r. pod Kockiem w grupie gen. Franciszka Kleeberga. Przyszły oskarżyciel ppor. Czesław Łapiński był żołnierzem Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew”, a przewodniczący składu sędziowskiego w procesie Witolda Pileckiego i innych – Jan Hryckowian w stopniu kapitana zawodowego WP był szefem Wojskowego Sądu 12. Podolskiej DP. Ze swoją jednostką brał udział w walkach w rejonie Skarżyska-Kamiennej, Iłży, Solca n. Wisłą i pod Warszawą.

Piękną kartę w swoich życiorysach zapisali uczestnictwem w podziemnej walce z okupantem w szeregach ZWZ-AK Czesław Łapiński i Jan Hryckowian. Dwóch prawników: Czesław Łapiński i Stanisław Cypryszewski, walczyło nawet w Powstaniu Warszawskim.

W latach 1944-1945, najczęściej ochotniczo, zasilili struktury wojskowego wymiaru sprawiedliwości, uczestnicząc świadomie w kształtowaniu komunistycznego bezprawia.
Wielu dożyło sędziwego wieku: prokurator Zarakowski – 91 lat, sędzia Stanisław Cypryszewski – 90 lat, prokurator Czesław Łapiński – 92 lat, a zmarły 19 kwietnia 1992 r. w Izraelu prokurator Rubin Szwajg – 94 lat. Dziś żaden z nich już nie żyje. Nikt nie poniósł odpowiedzialności za dokonane zbrodnie sądowe, w tym za śmierć dobrowolnego więźnia KL Auschwitz. Jako jedyny konsekwencje mógł ponieść prokurator Czesław Łapiński. W 2002 r. jego rola w procesie Witolda Pileckiego stała się przedmiotem śledztwa prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej. Gdy rozpoczął się proces sądowy, oskarżony zmarł 6 grudnia 2004 roku.

Prawdopodobnie, jak wszyscy inni postawieni w III RP w stan oskarżenia sędziowie i prokuratorzy okresu stalinowskiego, także on usłyszałby wyrok uniewinniający.

Dr hab. Krzysztof Szwagrzyk
Instytut Pamięci Narodowej

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 25 maja 2012, Nr 121 (4356)

 

Kto opowie o rotmistrzu

Stąd, z Rakowieckiej 37, ruszali w ostatnią drogę. Bez honorów, kwiatów, należnej powagi.
Ciała okryte papierowymi workami, rzucone bezwładnie na drewniany, jednokonny wóz. Pod osłoną nocy lub wczesnego poranka potajemny pochówek – do połowy 1948 r. prawdopodobnie na cmentarzu służewieckim, później na obrzeżach Powązek. Bez żadnego znaku. Po ludziach, którzy wybrali służbę wolnej Polsce, a nie sowieckiemu satrapie, miał nie pozostać choćby ślad pamięci. Alojzy Grabicki, naczelnik więzienia na Rakowieckiej, cynicznie przyznał: „Po takich zbrodniarzach ziemia musi być zrównana”. Pod murem cmentarza na Powązkach, w późniejszej kwaterze Ł, na tzw. Łączce, urządzono więc najpierw kompostownię, a potem śmietnik. Wzorem NKWD, które na dołach śmierci polskich policjantów w Miednoje ustawiło latrynę.

W tych samych celach

Szczęk zamków i trzask zasuwanych krat. Do cel dociera muzyka z radiowęzła. Źycie w Areszcie Śledczym Warszawa-Mokotów toczy się w rytm regulaminu: spacerniak, praca, widzenia. Wyroki odbywa blisko 1000 osadzonych. Przebywają w tych samych celach co najwięksi bohaterowie naszej najnowszej historii: generał August Emil Fieldorf „Nil”, rotmistrz Witold Pilecki, major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, major Hieronim Dekutowski „Zapora”. Do dziś ustalono, że w więzieniu na Rakowieckiej wykonano w latach 1945-1955 ok. 380 wyroków śmierci, ale prof. Krzysztof Szwagrzyk z IPN ocenia, że mogło ich być nawet 500.

Co zostało po zbrodniczej przeszłości mokotowskiej katowni? Okazuje się, że ludzie bezpieki zadbali o zatarcie wszelkich śladów.
Dwuosobowe cele nie przypominają przepełnionych pomieszczeń, gdzie stłaczano nawet 25 więźniów. Wtedy musieli spać na zmianę na barłogach, bo wszyscy naraz nie mieścili się na podłodze. Swoje przeznaczenie już dawno zmienił budynek przesłuchań – tzw. pałac cudów, rewir sadystycznych oprawców z płk. Józefem Różańskim (Goldbergiem), szefem Departamentu Śledczego MBP, na czele. Dziś mieści się tu więzienny oddział szpitalny. Nie ma szubienicy zdemontowanej po 1986 r., gdy zaprzestano wykonywać wyroki śmierci. Przez powieszenie został zamordowany w 1953 r. gen. „Nil”.

Z prawdopodobnych miejsc straceń zachowało się jedno – w podziemnym korytarzu, którym więźniów doprowadzano z Pawilonu X na przesłuchania. Za drewnianymi drzwiami z judaszem długie, obskurne pomieszczenie. Dwa stopnie w dół. Więźnia doprowadzało dwóch strażników. Gdy stawał w otwartych drzwiach, kat wymierzał mu strzał w tył głowy, katyńskim sposobem. Ciało bezwładnie opadało na ziemię. Świadkiem egzekucji rotmistrza Pileckiego był ks. prof. Jan Stępień: „Gdy usłyszałem szept: „już idą”, zbliżyłem się do okna razem z dwoma współwięźniami, którzy znali Witolda Pileckiego. Nie zapomnę tego widoku. Prowadzono dwóch skazanych. Pierwszy pojawił się Witold Pilecki. Miał usta zawiązane białą opaską. Prowadziło go pod ręce dwóch strażników. Ledwie dotykał stopami ziemi. Nie wiem, czy był wtedy przytomny. Sprawiał wrażenie zupełnie omdlałego. A potem salwa”. W protokole wykonania wyroku na jednym z największych bohaterów II wojny światowej figuruje podpis „dowódcy plutonu egzekucyjnego” Piotra Śmietańskiego, etatowego kata na Mokotowie. W rzeczywistości to on jednym strzałem, a nie pluton, zamordował rotmistrza. Ma na sumieniu m.in. śmierć „Zapory”, Adama Doboszyńskiego. W podziemnej celi Pawilonu X składa dziś kwiaty pani Zofia Pilecka-Optułowicz. Dwa pozostałe miejsca egzekucji, w tym niewielki bunkier, gdzie rozstrzelano członków IV Zarządu WiN z płk. Łukaszem Cieplińskim na czele, nie istnieją.

Ale tak naprawdę krwią polskich patriotów w więzieniu mokotowskim przesiąknięta jest każda grudka ziemi. Ginęli nie tylko w egzekucjach, ale także podczas bestialskich przesłuchań i tortur (Kazimierz Moczarski wymienia w swoich „Rozmowach z katem” 49 rodzajów wyrafinowanych metod stosowanych przez śledczych – od sadzania na nogę stołka po bicie nahajką zakończoną metalową kulką, nie licząc tortur moralnych). Przesłuchania rotmistrza Pileckiego prowadzili m.in. znani z okrucieństwa ubecy: Stefan Alaborski i Eugeniusz Chimczak. Maria Pilecka w czasie pożegnania z mężem po zakończeniu procesu zapamiętała, że miał zerwane u palców rąk paznokcie. Wstrząsającą relację zostawił ks. Antoni Czajkowski „Badur”, który widział Pileckiego jako świadka na swoim procesie kapturowym. Opowiadał, że rotmistrz nie był w stanie podnieść głowy, miał połamane obojczyki, ręce zwisały mu bezwładnie wzdłuż ciała. Beneficjenci kontrolowanego upadku komunizmu wiele zrobili, by Polskę Ludową „oswoić”, przedstawić jako „najweselszy barak” bloku wschodniego, obejmując zbiorową amnezją czasy i ludzi czerwonego terroru. Źaden rząd nie zadbał, by na wzór Muzeum Okupacji w Rydze czy Domu Terroru w Budapeszcie powstała oficjalna instytucja opowiadająca o zbrodniach, bestialskich śledztwach, torturach UB i Informacji. O egzekucjach w katowniach i potajemnych pochówkach. Instytucja, która odda hołd patriotom, ale pokaże też twarze morderców Polaków, nie tylko bezpośrednich siepaczy, ale ich przełożonych, poczynając od Bieruta i Bermana, na zabójcach w togach kończąc. Pokolenia potomków KPP, UB, Informacji Wojskowej, agentów NKWD. Nikt z nich nie odpowiedział za swoje zbrodnie, nieniepokojeni przez wymiar sprawiedliwości zabrali do grobu wiele tajemnic zbrodniczej przeszłości. Jeszcze w 2003 r. (!) Aleksander Kwaśniewski odznaczył Supruniuka, kata Rzeszowszczyzny, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Prokurator Czesław Łapiński w sprawie Witolda Pileckiego do końca życia nie miał sobie nic do zarzucenia. Tak jak 60 lat wcześniej uważał go za „wrzód, który trzeba wyciąć”, jak mówił do żony rotmistrza po wyroku. Mokotowskie więzienie to nie jedyna katownia polskich bohaterów w Warszawie. Piwnice MBP na Koszykowej, więzienie „Toledo” na Namysłowskiej, areszty UB w Miedzeszynie, we Włochach, kazamaty Informacji Wojskowej na Oczki (chwała ministrowi Antoniemu Macierewiczowi za stworzenie tu miejsca pamięci)… Czy powstanie w nich Znak Pamięci o tych, których zapomnieć nie wolno?

Małgorzata Rutkowska

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 25 maja 2012, Nr 121 (4356)

 

KOMENTARZ BIBUŁY: Świetlana postać rotmistrza Pileckiego nie powinna budzić wątpliwości, jednak takowe niestety pojawiają się przy lekturze trzeciego Raportu, przypisywanego właśnie jemu. Badaczom historii nie obarczonym skazą ideologii i religii Holokaustu, polecamy baczniejsze przyjrzenie się i szczegółową analizę porównawczą, także z pierwszym Raportem („W”) i drugim Raportem („S”). Niestety, ostatni, trzeci Raport – a właśnie ten jest nagłośniony – powstał dopiero po 1945 roku (a w Polsce opublikowano go dopiero w 2000 roku). Oryginały Raportów mają znajdować się w Archiwum Studium Polski Podziemnej w Londynie. (Niestety, nigdzie nie są dostępne skany bądź kompletne szczegółowe zdjęcia tych Raportów, a za kopie Archiwum w Londynie żąda sobie kilkaset dolarów. Być może aby odstraszyć ewentualnych dociekliwych badaczy. Apel do Archiwum: prosimy o upublicznienie w Internecie skanów wszystkich Raportów. No, chyba że jakieś względy pozamerytoryczne wchodzą w grę…)

Polecamy przyjrzenie się pod tym kątem właśnie trzeciemu Raportowi, w którym niestety mnożą się nonsensy o życiu obozowym, np. o szczegółach gazowania Żydów. Dziwne, że pisane w czasie wojny Raporty (które są krótkie) nie zawierają tych historii, lecz dopiero 100-stronicowy Raport powojenny zawiera szczegóły, których walory jakoś zbieżne są z ówczesną powojenną propagandą sowiecką. Należy podkreślić, że w powszechnej świadomości istnieje określenie „Raport Pileckiego”, lecz utożsamiany jest on z raportem powojennym, a nie z raportami (suchymi i krótkimi) powstałymi podczas wojny. Najczęściej jednak publicyści zlewają te raporty w jakąś jedną całość, zniekształcając obraz historii.

A mówiąc o propagandzie sowieckiej przypomnijmy, że twierdziła ona i wmawiała społeczeństwom przez wiele powojennych lat, że  np. w Majdanku zginęło półtora miliona ludzi (co miało stanowić efekt „dogłębnych badań komisji naukowców radzieckich” – cytat z wydawanych po wojnie książek, rozpowszechnianych w milionowych nakładach), w KL Auschwitz – nawet 10 milionów, w Treblince – 3 miliony (dzisiaj dowodzi się od 80 tysięcy do maksymalnie 250 tysięcy), a w Sobiborze – 350 tysięcy (dzisiaj dowodzi się 15 tysięcy ofiar).

Powstaje zatem pytanie, czy aby ta wspaniała postać rotmistrza Pileckiego nie została perfidnie wykorzystana przez komunistów aby uwiarygodnić powojenną propagandę sowiecką, przypisując mu – już po wojnie – trzeci Raport, bądź dodając doń pikantne szczegóły zgodne z narracją propagandy. Naukowcy, badacze, historycy – polecamy rzetelne zajęcie się tematem.

A jakby przy okazji, oraz w związku z „Raportem Pileckiego”, zwracamy się do Czytelników o wskazanie nam jakiegokolwiek dokumentu pochodzącego z czasów wojny, w tym jakiegokolwiek dokumentu wywiadów Aliantów, w którym mowa jest o masowym gazowaniu więźniów w niemieckich obozach koncentracyjnych. Trudne zadanie, prawda? No, chyba, że będzie to… „Raport Pileckiego”… powstały po wojnie, na który powołują się niektórzy osobnicy nazywający się historykami, których stać jedynie na wzajemne i bezkrytyczne cytowanie siebie i kolegów.

Skip to content