Aktualizacja strony została wstrzymana

Nieparlamentarny język parlamentarzystów – Magdalena Kowalewska

Słowo „parlament” jest internacjonalizmem i występuje w wielu językach: angielskim, francuskim, włoskim, hiszpańskim czy łacińskim. I choć trudno wskazać bezpośrednią etymologię tego wyrazu, co do jego definicji nie ma żadnych wątpliwości. Od początku oznaczał naczelny organ władzy państwowej, w którym gromadzili się demokratycznie wybrani przedstawiciele narodu, po to aby ze sobą dyskutować. Stanowił miejsce prowadzenia rozmów. Tak w XIII wieku określano pierwszy organ władzy Europy i świata, jakim był parlament angielski. To właśnie w parlamencie w Londynie już w średniowieczu pojawiły się definicje wulgaryzmów i obelg, które zostały zaliczone do słów nieparlamentarnych.  Honorowemu, godnemu i uczciwemu przedstawicielowi narodu nie wypadało się nimi posługiwać. Parlamentarne  mogły być tylko wyrażenia poprawne i rozsądne, niezawierające obelg i poniżających epitetów. Niestety, te standardy dawno już zostały naruszone w wielu parlamentach świata. A wypowiedzi w polskim Sejmie to doskonały przykład nagminnego łamania wszelkiej kultury politycznej.

Język rodem z Orwella

Zdaje się, że nic nas już nie zadziwi, jeśli chodzi o język, którym  posługują się w III RP niektórzy  politycy. Wzajemne obelgi, wyzwiska, obrzucanie się inwektywami, wyszydzanie i ironizowanie swoich partyjnych oponentów jest na porządku dziennym. Posługują się tym przedstawiciele wszystkich ugrupowań, bez względu na opcję polityczną i  przynależność partyjną.  Niektórzy mówią  o języku nienawiści, inni o języku agresji i nowomowy rodem z „Folwarku zwierzęcego” Orwella.  Już pięćset lat temu Mikołaj Rej napisał, że „…Polacy nie gęsi, iż swój język mają”. W ten sposób Rej chciał podkreślić nasz piękny, ojczysty język polski. Język,  który jest narzędziem komunikowania się. I zauważmy, że  obelgi, a nawet przekleństwa oraz wszelkie wulgaryzmy są powszechnie znane, ale używają ich tylko prymitywni ludzie. Natomiast ci, którzy są  kulturalni, chociaż znają  to słownictwo, nie używają go.                                    
Niestety, dzisiaj politycy zapominają o polskiej mowie, która winna być najpiękniejszą w wypowiedziach najlepszych reprezentantów i wybrańców Narodu!

Bogaty język przenikają coraz częstsze wulgaryzmy i ohydne słowa, która nie powinny nigdy paść z ust osób, które uważają się za mężów stanu i wybitnych  parlamentarzystów. Językowa agresja dostrzegalna jest zarówno w Sejmie, jak i Senacie,  także przed radiowymi mikrofonami oraz telewizyjnymi kamerami.  Szczególnym  posłem, który  lubi operować dosadnym i obelżywym słownictwem jest np.  były wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski czy poseł Janusz. W ostatnim czasie poseł Niesiołowski  (zdaje się, że polityk PO robi karierę na używaniu słów przekraczających wszelkie granice smaku) powiedział na antenie Radia Zet do rzecznika prasowego PiS Adama Hofmana: „Proszę się zamknąć”. Z kolei Hofman ripostował: „Leków pan dzisiaj nie wziął?”.   Tutaj warto przypomnieć, że wszelkie niestosowne epitety, pomówienia i wyzwiska występują z reguły wtedy, gdy rozmówcy nie potrafią przytoczyć merytorycznych argumentów w dyskusji.                       

Niektórych zwrotów – jakże przecież inteligentnych i oczytanych posłów – aż wstyd jest przytaczać! Np. określenie „katolicką ciotą” ministra sprawiedliwości przez Janusza Palikota czy „pożytecznymi idiotami”  polityków Prawa i Sprawiedliwości przez … doradcę prezydenta Komorowskiego profesora Romana Kuźniara. Przykłady można mnożyć. I choć mogłoby się wydawać, że tak brutalne i agresywne słowa powinny budzić społeczny sprzeciw, jest wręcz odwrotnie.     

Kary za słowną agresję?

Eksperci podkreślają, że agresywny i pełen wulgaryzmów język, który używany jest  przez polityków, ma służyć budowaniu swojego  poparcia (dzięki temu popularność danego posła rośnie!)  bądź odciągnięciu uwagi od  najważniejszych spraw. „Obrazić może każdy każdego, obrazić można wszystkich. Źycie polityczne ostatnich lat nasycone jest emocjami, które muszą – siłą rzeczy – rozładować się w jakiś sposób. Najczęściej na płaszczyźnie werbalnej”  – pisze w jednym ze swoich artykułów poświęconych językowym środkom zwalczania przeciwnika profesor Uniwersytetu Szczecińskiego Ewa Kołodziejek, akcentując społeczne przyzwolenie na stosowanie przez parlamentarzystów mocnych, obraźliwych, a niekiedy nawet opryskliwych słów.                                         

W Sejmie działa Komisja Etyki Poselskiej, jak sama przyznaje, do jej kompetencji należą przede wszystkim „sprawy opracowania  »Zasad etyki poselskiej«, ich uzupełniania i korygowania oraz upowszechnianie wśród posłów, rozpatrywanie spraw posłów, którzy zachowują się w sposób nieodpowiadający godności posła (…)”. Ale trudno jest przyznać, aby funkcjonowanie tejże komisji miało w jakiś sposób zapobiegać obelżywym słowom, które niemal codziennie są słyszalne na sejmowych korytarzach. Dlaczego? Bowiem takiemu parlamentarzyście komisja (oczywiście składająca się z posłów) może jedynie „zwrócić uwagę”, „upomnieć” bądź „dać naganę”. A na przykładzie chociażby posła Palikota, widać jak politycy  przejmują się takimi naganami.    
W ostatnim czasie marszałek Sejmu  Ewa Kopacz zaproponowała, aby posłowie ponosili kary finansowe za wykroczenia etyczne. Wprawdzie Pani marszałek nie zawsze ma dobre pomysły, ale może tym razem warto rozważyć tę propozycję? Może parlamentarzyści opamiętają się i przestaną wreszcie wzajemnie z siebie szydzić, gdy będą mieli świadomość, że za każde niestosowne słowo będą musieli zapłacić?

Przykładny polityk

Niska i coraz niższa frekwencja w kolejnych wyborach w III RP wskazuje na to, że Polacy nie idą do urn m.in. dlatego, że nie chcą, aby rządzili nimi tacy ludzie. Ktoś może powiedzieć, że złych polityków wybierają właśnie dobrzy ludzie, którzy nie głosują. Jednak zwróćmy uwagę na to, że ponad połowa społeczeństwa polskiego nie bierze udziału w wyborach właśnie dlatego, że do parlamentu,  oprócz  ludzi zdolnych, dostają się  również miernoty.                                                

Obserwując wypowiedzi polityków w mediach, można stwierdzić, że tak naprawdę  na polityczno-medialnym ringu każdy chwyt jest dozwolony. Ale czy na pewno?  Czy nie powinniśmy zapytać wreszcie siebie, czy chcemy takich  przedstawicieli w Sejmie i w Senacie, którzy nie potrafią merytorycznie i bezpośrednio rozmawiać w programach telewizyjnych, tylko rzucają  powiedzenia typu: „To jest chamstwo”? Czy od posłów  prezentujących taką „kulturę polityczną” można czegoś więcej oczekiwać? Czy rzeczywiście społeczeństwo polskie dokonało dobrego wyboru? I czy chcemy właśnie  polityków, którzy są tak bardzo „przykładni” w używaniu mowy ojczystej dla młodego, bacznie przyglądającego im się pokolenia?            

Posłowie, senatorowie i wszelcy politycy bardzo często usprawiedliwiają samych siebie. Twierdzą, że skoro ich ktoś obraził albo użył słów nieparlamentarnych, to znaczy, że polemizując, mają prawo też obrażać. Tymczasem już  200 lat temu Aleksander Fredro w jednej ze swoich znakomitych komedii („Damy i huzary”) napisał:  „Kiedy g…o leży na drodze, nie należy w nie wchodzić, tylko je omijać”. Warto, aby z tą sentencją zapoznali się niektórzy z naszych polityków, a parlamentarzyści w pierwszej kolejności.

Magdalena Kowalewska

Artykuł ukazał się w najnowszym numerze „Naszej Polski” Nr 19 (862) z 8 maja 2012 r.

KOMENTARZ BIBUŁY: „Przykłady można mnożyć.” – pisze Autorka, jednak podaje zaledwie cztery przykłady, w tym jako jeden wypowiedź posła Hofmana („Z kolei Hofman ripostował: „Leków pan dzisiaj nie wziął?”„), która wcale nie jest obraźliwa i ma się nijak do wulgaryzmów posła Niesiołowskiego. Nie można zestawiać jako równorzędne zachowania się posła Niesiołowskiego z celnymi ripostami, w tym przypadku posła Hofmana. Bo tak naprawdę to przypominanie o braniu leków  człowiekowi o zszrganych nerwach i zszarganej psychice, jakim jest poseł Niesiołowski, nie jest nieparlamentarnym zachowaniem, lecz obiektywnym faktem, a nawet wręcz dbałością o bliźniego.
Bo chory człowiek powinien brać stosowne dla niego leki. Nie mówiąc o tym, że tak poważnie chorzy ludzie nie powinni sprawować jakichkolwiek funkcji w aparacie państwowym.

Za: Nasza Polska | http://www.naszapolska.pl/index.php/component/content/article/3035-nieparlamentarny-jzyk-parlamentarzystow

Skip to content