Aktualizacja strony została wstrzymana

O Polonii – wywiad z prof. dr Markiem J. Chodakiewiczem

Wywiad z prof. dr Markiem J. Chodakiewiczem

Profesor Marek Jan Chodakiewicz jest historykiem pracującym w Katedrze Studiów Polskich im. Tadeusza Kościuszki mieszczącej się w Instytucie World Politics w Waszyngtonie. W latach 2005-2010, z nominacji prezydenta USA był konsultantem Muzeum Pamięci Zagłady Żydowskiej w WaszyngtonieGłówne zainteresowania profesora Chodakiewicza jako naukowca to historia Europy Środkowo-Wschodniej XIX i XX wieku, stosunki polsko-żydowskie, myśl konserwatywna, oraz ruch faszystowski i komunistyczny. Profesor Chodakiewicz jest również znanym i uznanym publicystą oraz autorem wielu książek dotyczących czasów współczesnych, a także wybornym oratorem, którego można słuchać godzinami.

Mogliśmy się o tym zresztą przekonać w Calgary kilka lat temu gdy gościliśmy profesora M.J. Chodakiewicza z serią pasjonujących wykładów o historii Polski.

Prezentowany poniżej wywiad z profesorem Chodakiewiczem, specjalnie dla witryny „polacywcalgary.com” przeprowadził Szymon Apanowicz.

– – Szymon Apanowicz: Witam Cię serdecznie Marku i dziekuję za możliwość rozmowy. Chcielibyśmy dowiedzieć się, jak Ty widzisz przetrwanie naszej polskiej i katolickiej kultury w Ameryce Północnej? Przecież tu mieszkasz i pracujesz więc masz możliwość stałego wglądu w tematykę polskości na obczyźnie?

Marek Jan Chodakiewicz: Po pierwsze, co to jest polska i katolicka kultura? Pytanie to do 1939 r., a nawet do 1945 r., roku było proste i wyrażało się w haśle „Bóg, Honor, Ojczyzna.” Pod tym podpisywało się większość elit, które widziały polskość i katolicyzm jako ciągłość, a siebie jako spadkobierców 1,000-letniej historii naszego kraju. Do „Bóg, Honor, Ojczyzna” aspirował też i lud, który emancypował się z ignorancji i biedy, i z włościan i wyrobników stawał się od XVIII wieku Polakami. Po drugie, kto stanowił elitę? Elita wywodziła się ze szlachty i warstwy średniej i niższej. Elitę odziedziczyliśmy po modelu jagiellońskim, wywodziła się z Polaków, Rusinów, Litwinów, Włochów, Żydów, Tatarów, Ormian, Anglików, Szkotów, Niemców, czy Francuzów osiadłych w naszym kraju. Ale o o przynależności do niej stanowiła deklaracja polskości, służba narodowi i społeczeństwu na ochotnika, oraz do dużego stopnia wykształcenie, chociaż wliczano do tego i samouków.

– – SA: A lud?

MJC: Prosta odpowiedź jest taka, że nie można budować Polski bez ludu. A skomplikowana odpowiedź jest taka, że – nawet z ludem – nie da się zbudować Polski za granicą. Da się ją budować, ale się nie zbuduje. Z takich wysiłków wychodzi coś innego niż Polska. Wychodzi jej pewien wizerunek, czasami dość synkretyczny: zwykle połączenie ostatniego spojrzenia na nią, co jest bardzo statyczne, wraz z sytuacją rozwoju życia w nowym miejscu osiedlenia, co jest bardzo dynamiczne. To jest przecież logiczne. Tam się nasze życie skończyło, a tu zaczęło i toczy się. Ten wizerunek Polski to słabnie to staje się silniejszy, w zależności od natężenia emigracji ze Starego Kraju do nowego miejsca przeznaczenia, oraz w zależności od siły wychodźctwa w nowym miejscu, ale również od stopnia jej asymilacji.

SA: A jakie konkretnie czynniki wpływają na siłę Polonii?

MJC: To że polskość jest w tej chwili siłą wśród emigracji jest niezaprzeczalne. Wywodzi się to z kilku czynników. Po pierwsze, każda grupa emigrancka chce się poczuć na nowym miejscu jak w domu. Aby tak się mogło stać odtwarza instytucje takie jakie je pamięta ze Starego Kraju. W wypadku Polaków to był przede wszystkim Kościół; stąd Polonia buduje kościoły, albo je odbudowuje i trwa przy parafiach. Przynajmniej w pierwszym, no może i w drugim pokoleniu. Na ich bazie i z ich pomocą, albo błogosławieństwem tworzą się inne instytucje, na przykład kluby kombatanckie czy profesjonalne (e.g., inżynierów), te ostatnie zresztą teraz zwykle operują poza parafiami i nawet nie mają z nimi styczności za bardzo. Po drugie, większość przybyłych do Ameryki Północnej emigrantów z ziem polskich nastawiała się na zarobienie pieniędzy i powrót do domu.

To też implikowało ich działania w sferze pielęgnowania polskości na miejscu. Z jednej strony siedzieli na walizkach i nie asymilowali się, czyli nie wchodzili w mainstream społeczeństwa amerykańskiego i kanadyjskiego, a z drugiej strony – tym gorliwiej popierali instytucje (a w tym Kościół), które przypominały im o Starym Kraju. Po trzecie, przybyli w drugiej połowie XIX w. do Ameryki i w ciągu pokolenia asymilując się na Amerykanów – jest to teza profesora Tadeusza Radziłowskiego – chłopi z ziem polskich rozbiorowych stawali się najpierw Polakami.

Zaczynali – pod wpływem swych przywódców, a w tym księży i innych – rozumieć, że ich ekonomiczna niedola, która wymusiła na nich porzucenie swoich wiosek ma podstawy polityczne: agresję Rosji, Prus i Austrii na Rzeczpospolitą i klęska tej ostatniej. Stawali się więc polskimi patriotami, a jednocześnie też amerykańskimi. To właśnie z nich wyrosła armia Hallera.

– – SA: Czyli mamy i elitę i lud, działających w oparciu o Kościół. I to jest tło historyczne?

MJC: W USA przywykliśmy mówić o pierwszych Polakach w Jamestown, czyli u zarania kolonii. Faktycznie było tam trochę rzemieślników z Gdańska i kilku ze szlachty, którzy byli skorzy do wojaczki, ale nie mogli się splamić pracą wyrobniczą aby nie stracić szlachectwa. To bardzo denerwowało Anglików. Nota bene, kolonistów z RP zarekrutował John Smith. Wcześniej walczył z Turkami na Bałkanach, dostał się do niewoli; Tatarzy gnali go na rynek niewolników, ale gdy już ściągnęli cały jasyr do tzw. „kosza” – czyli obozowiska przenośnego – niespodziewanie na odsiecz nieborakom przyszła polska obrona potoczna, nasza lekka jazda i uwolniła porwanych.

Potem Smith spędził z rok na ziemiach RP i przez Gdańsk wrócił do domu. Poznał polskich fachowców i ściągnął ich do Ameryki. Zresztą wnet dobiło kilku innych, głównie protestantów, na przykład z rodu Zaborowskich, którzy dostali ziemie z nadania królewskiego i mieli niewolników. Naturalnie powodem największej dumy Polonii są Tadeusz Kościuszko i Kazimierz Pułaski, którzy walczyli o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Następnie przez kilkadziesiąt lat do brzegów USA dobijali zwykle wojskowi emigranci – po każdej przegranej wojnie i powstaniu. Było ich kilka tysięcy. Dopiero w drugiej połowie XIX w., szczególnie pod koniec zjawiły się tutaj setki tysięcy polskich chłopów.

– – SA: Czyli pojawiły się okresy, w których emigracja polska była szczególnie intensywna. Dlaczego?

MJC: Jak wspominałem, były powody głównie polityczne. Zabory nie pozwoliły na unowocześnienie, uprzemysłowienie Polski. Dla wielu odpowiedzią na biedę wynikającą z tego była emigracja. Ponadto każda klęska polityczna i powstańcza wymuszała emigrację. Lepiej na Zachód niż na Syberię, czy do pruskiego bądź austryjackiego więzienia, prawda?

– – SA: Jaką rolę społeczną, kulturową, a więc i religijną, polityczną i naukową odgrywała i odgrywa polska grupa etniczna w formowaniu się kręgosłupa Stanów Zjednoczonych Ameryki?

MJC: Polonia przede wszystkim formowała swój własny kręgosłup. Zamknęła się w sobie i rozwijała, to potężniejszym, a już to bardziej rachitycznym sposobem. Polonia nie miała za bardzo wpływu na formowanie kręgosłupu USA. Czasami jest to gigant, który się potrafi obudzić i zmobilizować. Ostatnim takim wypadkiem była sprawa przyjęcia Polski do NATO. Ale niestety, Polonia nie może się za dobrze zmobilizować we własnych sprawach, nie za bardzo udaje jej się wybierać radnych. Właściwie kiepsko widać Polonię w wyborach lokalnych. A jak wiadomo, all politics is local. Generalnie, Polonia głosuje w rozproszeniu, zwykle na liberalnych demokratów. Uwielbiała Roosevelta prawie do końca, niedawno wsparła Rahma Emmanuela przeciw Nancy Kaszak. Wcześniej Polonia głosowała przeciwko antykomunistycznemu senatorowi Josephowi McCarthemu bowiem jego przeciwnik obiecał więcej kiełbasy wyborczej.

– – SA: No, dobrze, ale przecież Polonia miała na coś wpływ.

MJC: No, tak. Gdy Polonia była narodowa i katolicka przed i w czasie I wojny światowej, liczyła się też na scenie ogólnoamerykańskiej. Ponadto miała wybitne jednostki, które z Polonią współpracowały, takie jak Ignacy Jan Paderewski. To on pierwszy rozpracował mechanizm jak się wpływa na elity amerykańskie. Był supergwiazdą, pianistą. Miał przyjaciół wysoko na Pantenonie władzy. I dzięki temu miał dostęp do Prezydenta Wilsona. Ponadto – we współpracy z Romanem Dmowskim – potrafił zgrać cele polityki polskiej z linią polityczną Białego Domu o samostanowieniu narodów oraz z retoryką o wspólnocie wizji i interesów Polski i USA. Przywódcy polonijni grali na tę samą nutę. Na przykład Apolonia Chałupiec, czyli aktorka Pola Negrii pomagała organizować turnee generała Hallera po USA, przyjmowała go w Kalifornii.

To bardzo pomagało wizerunkowi Polski. Potem było gorzej. Naturalnie istnieją wybitne jednostki, takie jak Zbigniew Brzeziński, ale tacy ludzie operują sami, na własny rachunek i ugrywają coś dla Polski i Polaków przy okazji. Dla Polonii raczej nie wiele. Poza tym tragedią Polonii jest właśnie to, że koncentruje się głównie na Polsce (o ile w ogóle się koncentruje). A tu trzeba skoncentrować się na polityce lokalnej, potem stanowej, następnie federalnej. Stworzenie silnej pozycji Polonii w USA przetłumaczy się przy okazji w możliwość pomocy dla Starego Kraju. Najpierw się zająć sprawami tutejszymi, a potem starać się coś uczynić dla Polski. To powinno być żelazną zasadą, a nie jest.

– – SA: Trochę o historii terminu „Polonia”, którego konotacja, od czasu lat 40-ych ubiegłego wieku ma charakter negatywny? Dlaczego?

MJC: Nie wiedziałem, że termin Polonia ma konotację negatywną. Specjalistą od tego jest profesor John Radziłowski. Namawiam na wywiad.

– – SA: Chętnie skorzystamy jeśli uda się dotrzeć do profesora Radziłowskiego!!!

– – SA: Czy istnieją jakieś szczególne i zauważalne konflikty społeczno-polityczne polskiej grupy etnicznej z innymi społecznościami?

MJC: Konflikty istnieją i istniały. Na przykład, bardo silny był konflikt na gruncie katolickim z Niemcami i Irlandczykami. Z „Airiszami” ścierano się również w polskich sąsiedztwach. Znali angielski, co powodowało, że mieli wielką przewagę nad Polakami. Byli tu też dużo dłużej i byli bardzo dyskryminowani. Pomogli sobie między innymi przez to, że przerzucili niechęć protestanckiego motłochu i elity z siebie na Polaków i innych katolików, na przykład Włochów.

Teraz na poziomie sąsiedztwa są konflikty z Meksykanami i innymi Latynosami, oraz Murzynami, którzy wprowadzają się do starych polskich dzielnic. No i na poziomie ogólnoamerykańskim jest sytuacja love-hate z etno-kulturową grupą żydowską. Z jednej strony są wysiłki, głównie ze strony liberalnej inteligencji, aby się jakoś porozumieć. Z drugiej strony są stałe ataki na polskość i Polaków, ataki idą za równo ze strony elitarnej, jak i ludowej żydowskiej. Przodują w tym media ze swoimi „polskimi obozami koncentracyjnymi.”

– – SA: Czy nasza Macierz, i nasz rząd polski chcą i są w stanie wykorzystywać potencjał zawarty w milionach Polakow i Amerykanów polskiego pochodznia na rzecz polepszania szeroko rozumianego istnienia naszej ukochanej Ojczyzny?

MJC: Może by i chcieli, ale nie potrafią. Myślę, że polskość w formie tradycyjnej goreje dużo mocniej w Polonii niż w post-PRLowcach. W tej chwili Polacy w Kraju przechodzą przez kryzys cywilizacyjny. Wielu z nich nie wie co chce. Następuje też denacjonalizacja ludu. Po prostu polskość nie jest sexy. Odrodzenie – o ile przyjdzie – wyjdzie stąd, od nas. Po prostu trzeba zorganizować nową armię Hallera i pojechać z wizytą i ustawić rzeczy jak trzeba. Przypomnę, że po pogromie bolszewików, Hallerczycy w większości wrócili do siebie do nowego domu. Ale żeby taki szczęśliwy finał miał znów miejsce, trzeba się zabrać do roboty.

– – SA: Tak, to prawda. Ale to temat na inną już rozmowę. Dziekuję Ci bardzo za chęć podzielenia się z nami Twoim spojrzeniem na ewenement polskości i jej egzystencję w Ameryce Północnej. Myslę optymistycznie, iż pomimo różnych zawirowań losowych, Polskość przetrwa. W jakiej kondycji, trudno wyrokować. Dziekuję serdecznie za wywiad.

MJC: Rownież dziękuję Tobie i pozdrawiam wszystkich poznanych w Calgary słuchaczy, czytelników i ludzi mi przyjaznych.

– – –
Wywiad opublikowany na witrynie: Polacy w Calgary

Marek Chodakiewicz – ur. w 1962 r., profesor historii w Instytucie Polityki Międzynarodowej w Waszyngtonie. W kwietniu 2005 roku został przez prezydenta Busha powołany do amerykańskiej Rady Pamięci Holokaustu. Specjalizuje się w historii Europy Środkowowschodniej w XIX i XX wieku

Za: Prawica.net (28-04-2012) | http://prawica.net/29875 | O Polonii