Aktualizacja strony została wstrzymana

Czy premier może spojrzeć w lustro? – Piotr Jakucki

Do jakich jeszcze kłamstw posunie się premier Donald Tusk, by zdjąć z siebie, rządu i Platformy Obywatelskiej odium odpowiedzialności politycznej za tragedię smoleńską?

W kolejnej odsłonie oznajmił 19 kwietnia na konferencji prasowej, iż „kłamstwem jest teza o rozdzieleniu wizyt”, gdyż projekt wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu w 2010 r. pojawił się już po ustaleniu spotkania premierów Polski i Rosji w tym miejscu. „Po ustaleniu, że jest wizyta premiera polskiego rządu na zaproszenie premiera rosyjskiego rządu, by wspólnie uczcić ofiary katyńskie, pojawił się także konkretny projekt drugiej wizyty” – podkreślił premier. Szef PO oświadczył wszem i wobec, że „kwestia katastrofy smoleńskiej obrasta kłamstwami” , ich autorami są ci, „którzy chcą wmówić Polakom, że katastrofa smoleńska to wynik zamachu i spisku Tusk-Putin, Komorowski-Miedwiediew”.

Pominę tutaj dywagacje szefa rządu na temat relacji konstytucyjnych pomiędzy prezydentem a premierem w kwestiach polityki zagranicznej, skupiając się na „rozdzieleniu wizyt”. Warto jedynie przypomnieć, że w przypadku 10 kwietnia prezydencka wizyta w Katyniu miała charakter oficjalny, wbrew temu co twierdził 29 kwietnia 2010 r. chociażby ówczesny szef Biura Ochrony Rządu gen. Marian Janicki w Radiu ZET. Co więcej, wizyta prezydenta, wbrew twierdzeniom Tuska była i wyższa rangą, co ma odzwierciedlenie w porządku konstytucyjnym

Zatem premier Tusk swoim przekazem świadomie wprowadza w błąd opinię publiczną. Ma jednak rację, gdy mówi, iż kłamstwo o rozdzieleniu wizyt „ma na celu nie tylko zniekształcenie prawdy na temat tych zdarzeń, ale (…) także wyczyszczenie sumień tych, którzy czują się być może w głębi duszy bardziej odpowiedzialni, niżby to wynikało z ich oficjalnych wystąpień, za to co się stało 10 kwietnia”. Wszystko to prawda, z tym jednak zastrzeżeniem, że te słowa odnoszą się nie do PiS, tylko do ich autora i jego najbliższego otoczenia z Kancelarii Premiera i PO. Czy premier Tusk na pewno spogląda w lustro przy goleniu? Czy ma w ogóle odwagę spojrzeć prawdzie w oczy?

Fakty są przecież bezsporne. O tym, że prezydent Kaczyński chce uczestniczyć w uroczystościach katyńskich jako najwyższy rangą przedstawiciel RP, od 27 stycznia 2010 roku wiedzieli: minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik oraz podsekretarz stanu w MSZ Andrzej Kremer. Powiadomieni o tym zostali także ambasador RP w Moskwie Jerzy Bahr oraz współprzewodniczący Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych Adam Daniel Rotfeld. Dodatkowo został przekazany, adresowany na ręce Ambasadora FR w RP Władimira Grinina. To na ich ręce został przekazany list podpisany przez ministra Mariusza Handzlika. Czy więc można przypuszczać, że Tusk byłkiwany przez swoich funkcjonariuszy jak dziecko i nic nie wiedział? Dobry żart! Należy założyć, że z tą chwilą rozpoczęła się misterna gra, przy znaczącym udziale Ambasady Federacji Rosyjskiej w Warszawie i ambasadora Grinina, odznaczonego zresztą już po 10 kwietnia za zasługi na zakończenie misji dyplomatycznej w Polsce.

Dalej wypadki biegły coraz szybciej. 3 lutego 2010 r. Kancelaria Premiera Federacji Rosyjskiej publikuje komunikat, informujący że „z inicjatywy strony rosyjskiej doszło do rozmowy telefonicznej premiera Rosji Władimira Putina z prezesem Rady Ministrów Polski Donaldem Tuskiem. (…) Podczas rozmowy Władimir Putin zaprosił Donalda Tuska do udziału w uroczystościach rocznicowych w Katyniu, gdzie pod koniec lat trzydziestych, w wyniku represji politycznych, zginęło wielu obywateli radzieckich, w latach czterdziestych rozstrzelano polskich oficerów, a później z rąk nazistowskich okupantów – zginęło wielu żołnierzy Armii Czerwonej. Szef polskiego rządu przyjął zaproszenie z zadowoleniem”. Trudno o wyraźniejsze stwierdzenie kto z kim grał w jednej drużynie przedsmoleńskiej. Trudno się też dziwić, że minister Sikorski twierdził, że prezydent jest zbędny na uroczystościach i wysyłał go do Moskwy na obchody rocznicy zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami. By zachować pozory zastrzegał jednocześnie, że gdyby prezydent nie zmienił zdania co do obecności w Katyniu, to MSZ „oczywiście mu w tym pomoże”.”

Prezydent podtrzymał swoje stanowisko, co do obecności na gronach polskich ludobójczo zamordowanych w 1940 r, przez Sowietów (warto przypomnieć, że minister prezydenta Bronisława Komorowskiego, Roman Kuźniar, utrzymywał jeszcze niedawno, że Katyń w myśl prawa ludobójstwem nie był).

Minister z Kancelarii Prezydenta Paweł Wypych, który zginął w Smoleńsku, podkreślał wtedy, że rocznica Katynia powinna jednoczyć, a nie być przedmiotem rozgrywek politycznych, i z tego względu pożądane są wspólne uroczystości z udziałem prezydenta, premiera, marszałków Sejmu i Senatu. Wówczas MSZ formalnie zmieniło swoje stanowisko i w liście z 11 marca zwróciło się do Lecha Kaczyńskiego, by przewodniczył polskiej delegacji na uroczystościach państwowych w Katyniu, które miały mieć charakter obchodów oficjalnych i państwowych. Stronę rosyjską reprezentować mieli przedstawiciel prezydenta Dmitrija Miedwiediewa oraz wiceminister spraw zagranicznych. W przygotowaniach do wizyty Prezydenta w Katyniu brali udział przedstawiciele MSZ, MON, MKDN, Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. W liście podano dokładną datę: 10 kwietnia. Prezydent, rzecz jasna, się zgodził, a niedługo potem został postawiony pod ścianą, gdy wyszło na jaw, że Putin i Tusk będą „obchodzić” Katyń trzy dni wcześniej, mimo apeli ośrodka prezydenckiego o jedność przy okazji tej ważnej daty w historii Polski.

Kłamcy smoleńscy znaleźli się właśnie na ostrym wirażu. Grunt usuwa się spod nóg, więc coraz częściej odzywają się demony przeszłości, znane z czasów generała Jaruzelskiego z grudnia 1981 r. oraz Lecha Wałęsy z czerwca 1992 r. Ten ostatni 19 kwietnia zaproponował Tuskowi rozwiązanie siłowe, by skończyć z opozycją. Prezydent i premier muszą bronić demokracji i nie mogą pozwolić „podpalić Polski”: „Apeluję do Prezydenta, Premiera i innych osób i struktur demokratycznego państwa, o przygotowanie stosownych sił porządkowych i gotowość do konkretnej i zgodnej z prawem odpowiedzi na te działania, które dziś mogą prowadzić nawet do fizycznej konfrontacji” – napisał Wałęsa, nie wykluczając swej ponownej „walki o wolną Polskę”.

Gdy człowiek czyta złote myśli Wałęsy i słucha Tuska, Szejnfelda, Niesiołowskiego i im podobnych przedstawicieli obozu, który po demokratycznym podwójnym zwycięstwie Kaczyńskich wzywał do rozpalenia ognia frontu obywatelskiego nieposłuszeństwa i obalenia nowej władzy siłą, to zastanawia się, czy już gdzieś przed laty podobnej tragikomedii nie grali.

Piotr Jakucki

Za: Stefczyk.info (21.04.2012 ) | http://www.stefczyk.info/blogi/miedzy-polska-a-swiatem/czy-premier-moze-spojrzec-w-lustro

Skip to content