Aktualizacja strony została wstrzymana

Sikorski bierze wszystko

Kogo wysyła na placówki minister spraw zagranicznych?

Radosław Sikorski jest najdłużej urzędującym ministrem spraw zagranicznych w III RP. Dzięki temu zdążył obsadzić dużą część placówek dyplomatycznych swoimi ludźmi. Ale w wielu z nich nadal urzędują ambasadorowie wysłani jeszcze przez Annę Fotygę. Właśnie kończą się ich kadencje, co oznacza, że minister z Platformy obsadzi wszystkie brakujące w jego „kolekcji” placówki. Nic dziwnego, że gmach w alei Szucha przeżywa kolejny exodus.

Synekury wiceministrów

Zgodnie z niepisaną tradycją, szczególnie mocno kultywowaną za rządów Sikorskiego, najatrakcyjniejsze ambasady otrzymują wiceministrowie z MSZ. Nic dziwnego, że w Wiedniu przy ONZ i OBWE reprezentuje nas Przemysław Grudziński (wcześniej zastępca Geremka w MSZ i Onyszkiewicza w MON), w Paryżu przy OECD – Paweł Wojciechowski (kilkutygodniowy minister finansów w rządzie Marcinkiewicza), w Brukseli przy NATO – Jacek Najder, a w Kijowie – Henryk Litwin.

Teraz dołączają do nich kolejni zastępcy Sikorskiego. Debiutantem na posadzie ambasadora będzie Jan Borkowski, który od 4 lat „pilnował” resortu z ramienia PSL, podobnie zresztą, jak w rządzie Cimoszewicza, przy ministrze Rosatim (był wówczas posłem PSL z okręgu siedleckiego). Odpowiadał też za kontakty MSZ z Polonią. Teraz wyjeżdża do Holandii, gdzie zastąpi Janusza Stańczyka, który także był wiceministrem – za Geremka, Mellera i Fotygi.

Z kolei ambasadorem w Czechach ma zostać Grażyna Bernatowicz, prawdziwa weteranka naszej dyplomacji: od 1971 r. pracowała w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, od 1993 r. w MSZ, gdzie pierwszy raz została wiceministrem za rządów Bartoszewskiego (2000-2002), potem wyjechała na placówkę do Hiszpanii, a po powrocie od razu została zastępczynią Sikorskiego. Hiszpania to zresztą jej pasja naukowa, bo jeszcze w PRL publikowała książki na temat tego kraju – tyle że pod nazwiskiem Bernatowicz-Bierut (po mężu, dziennikarzu Marku Bierucie, który podobno pochodził z rodziny Bolesława).

Kolejny awans Schnepfa

Skoro jesteśmy już przy Hiszpanii, to warto przypomnieć postać obecnego ambasadora w tym kraju, Ryszarda Schnepfa. Również i on przed wyjazdem na placówkę pod koniec 2008 r. był wiceministrem u boku Sikorskiego, wcześniej zaś ambasadorem w kilku krajach Ameryki Południowej (m.in. w Urugwaju, gdzie usilnie walczył z Janem Kobylańskim i jego organizacją USOPAŁ) oraz doradcą ds. międzynarodowych premierów Buzka i Marcinkiewicza. Teraz Schnepfa czeka kolejny awans: ma zastąpić Roberta Kupieckiego (szefa Departamentu Polityki Bezpieczeństwa w MSZ za rządów PiS) na stanowisku ambasadora w Stanach Zjednoczonych.

To jedna z najważniejszych placówek w polskiej dyplomacji, trudno się więc dziwić Sikorskiemu, że chce ją powierzyć swojemu zaufanemu współpracownikowi. Gorzej, że Schnepf to ważna postać lobby żydowskiego: jego ojciec, oficer komunistycznego wywiadu, przez wiele lat stał na czele Związku Religijnego Wyznania Mojżeszowego w PRL, a sam Ryszard w latach 90. był dyrektorem w Fundacji Shalom, kierowanej przez Gołdę Tencer i Szymona Szurmieja. Przypomnijmy, że od dwóch lat konsulem generalnym w Nowym Jorku jest Ewa Junczyk-Ziomecka, była wicedyrektor powstającego Muzeum Historii Żydów Polskich i czołowa filosemitka w Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego. Wygląda na to, że przy takich dyplomatach stosunki polsko-amerykańskie zamienią się w stosunki żydowsko-amerykańskie…

Ulubieniec prezydenta

Wielce wymowna jest też planowana nominacja ambasadora w Austrii, którym ma zostać Jaromir Sokołowski, minister w Kancelarii Prezydenta i główny doradca Bronisława Komorowskiego w dziedzinie polityki zagranicznej. Sokołowski jest germanistą, a w wieku zaledwie 27 lat został sekretarzem ambasady RP w Berlinie (1998-2003). Gdy Komorowski był marszałkiem Sejmu, uczynił go dyrektorem swojego gabinetu, szybko też stał się przyjacielem domu obecnego prezydenta. Jego wpływy i pozycję zaczęto porównywać do roli Wachowskiego u boku Wałęsy, tym bardziej że niektórzy współpracownicy marszałka stracili stanowiska w wyniku konfliktu z Sokołowskim. Ale też od dawna mówiło się o ambasadorskich ambicjach ministra, tyle że raczej w kontekście Berlina. Najwyraźniej jednak Sikorski nie chciał dać aż takiej satysfakcji głowie państwa i Sokołowskiemu pozostał tylko Wiedeń.

Zmieni się też ambasador w Wielkiej Brytanii. Barbarę Tuge-Erecińską (byłą wiceminister z czasów Geremka, Bartoszewskiego i Mellera) ma zastąpić Witold Sobków, który przez wiele lat pracował w tej placówce, potem był ambasadorem w Irlandii, a w 2006 r. przez kilka miesięcy był nawet wiceministrem, ale szybko stracił tę funkcję – podobno wskutek konfliktu z Anną Fotygą. Za rządów Sikorskiego Sobków był dyrektorem politycznym w MSZ, a dwa miesiące po katastrofie smoleńskiej został stałym przedstawicielem Polski przy ONZ w Nowym Jorku.

Profesor i pułkownikowa

Inny bliski współpracownik ministra, były szef jego gabinetu politycznego, socjolog, prof. Bronisław Misztal, obejmie placówkę w Portugalii (w miejsce Katarzyny Skórzyńskiej, żony znanego publicysty Jana Skórzyńskiego). Na posiedzeniu sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski tak zachwalał kandydaturę Misztala: „Jego gwiazda zabłysła na firmamencie światowej dyplomacji na stanowisku dyrektora wykonawczego Wspólnoty Demokracji. Jest to organizacja, która swoje korzenie ma w Sejmie RP. W 2000 r. podczas wielkiej międzynarodowej konferencji założono Wspólnotę Demokracji, która ustanowiła stały sekretariat w Warszawie. Profesor Misztal został jego dyrektorem. Wspólnota ma za zadanie mobilizować społeczność międzynarodową w ONZ, zarówno w Nowym Jorku, jak i w Genewie, a także koordynować stanowiska państw demokratycznych w tych ciałach na rzecz ideałów demokratycznych. Jego zadanie stało się tym pilniejsze, że od czasu arabskiej wiosny włączył się bardzo aktywnie w działania społeczności międzynarodowej. Doceniono jego wysiłki na rzecz doprowadzenia do przemian w Birmie. Wielokrotnie rozmawiał z przywódczynią opozycji birmańskiej”. Warto dodać, że owa Wspólnota Demokracji to pomysł Bronisława Geremka i Madeleine Albright.

Z kolei ambasadorem w Tunezji ma zostać Anna Raduchowska-Brochwicz, która w dyplomacji pracuje od 19 lat, zaś jej ostatnia funkcja to pełnomocnik ministra Sikorskiego ds. Unii dla Śródziemnomorza. Nie należy też lekceważyć faktu, iż jest ona żoną Wojciecha Raduchowskiego-Brochwicza, ważnego funkcjonariusza UOP z lat 90., później wiceministra spraw wewnętrznych w rządzie Buzka, obecnie prawnika, o którym zrobiło się głośno podczas kampanii prezydenckiej w 2005 r., gdy pośredniczył w sprowadzeniu Anny Jaruckiej przed komisję „orlenowską”, a także 2 lata później, kiedy został pełnomocnikiem odwołanego ministra Janusza Kaczmarka. Pułkownik Brochwicz należał do założycieli PO w Warszawie, później zasiadał w Radzie Programowej tej partii, którą kierował Andrzej Olechowski.

Wystarczy być z resortu…

Większość pozostałych placówek, które obsadza właśnie minister Sikorski, przypadnie ministerialnym urzędnikom różnego szczebla. Do Japonii pojedzie Cyryl Kozaczewski (dyrektor Departamentu Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa w MSZ), do Chile – Aleksandra Piątkowska (dyrektor Departamentu Dyplomacji Publicznej i Kulturalnej w MSZ), do Izraela – Jacek Chodorowicz (były ambasador w Syrii), do Kolumbii – Maciej Ziętara. Ten ostatni podczas prezentacji w Sejmie deklarował, że chce „aktywizować Polonię kolumbijską i kontynuować bardzo dobrą współpracę ze społecznością żydowską, która w dużej mierze wywodzi się z Polski”.
Wśród nowych ambasadorów są ludzie, którzy na danym kraju naprawdę się znają, jak Marek Jeziorski, współautor jedynego słownika polsko-albańskiego i albańsko-polskiego, wysyłany właśnie do Tirany. Ale są i tacy, dla których najwyraźniej nie znalazło się nic lepszego. Dobrym przykładem jest tu Marek Ziółkowski, były konsul i radca w Mińsku oraz ambasador w Kijowie (2001-2005), a zatem znawca polityki wschodniej, który ma teraz zostać ambasadorem w… Kenii. Na absurdalność tej nominacji wskazywał poseł Witold Waszczykowski, na co wiceminister Grażyna Bernatowicz odparła, iż „czasami po prostu trzeba zmienić obszar zainteresowań, dlatego że człowiek się czuje w pewnym zakresie albo nie powiem nadmiernie kompetentny acz w jakiś tam sposób wypalony”.

Militaryzacja dyplomacji

Z kolei poseł Krzysztof Szczerski (również z PiS) zauważył niedawno inną niepokojącą tendencję w polityce personalnej ministra Sikorskiego: „rosnącą militaryzację polskiej dyplomacji”. Był to komentarz do faktu, iż w ciągu zaledwie miesiąca (od połowy lutego do połowy marca) Komisja Spraw Zagranicznych zatwierdziła aż trzech wysokiej rangi wojskowych na stanowiska ambasadorów. Do Afganistanu wyjeżdża płk Piotr Łukasiewicz, były attaché obrony w Islamabadzie i Kabulu, później pełnomocnik ministra Klicha ds. Afganistanu. Z kolei do Iraku MSZ wysyła gen. Lecha Stefaniaka, o którym wiceminister Bogusław Winid powiedział posłom, że „kształcił się na Wschodzie, Zachodzie oraz Południu”. Nie miał jednak odwagi powiedzieć wprost, że kandydat na ambasadora jest absolwentem Akademii Wojsk Pancernych ZSRR w Moskwie (którą ukończył w 1985 r.) i Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej (w 1996 r.). Stopnie generała brygady i dywizji otrzymał od prezydenta Kwaśniewskiego i to za jego kadencji zajmował ważne stanowiska w Sztabie Generalnym WP. Pod rządami PiS przeszedł do rezerwy, ale – jak widać – nadal jest potrzebny.
Trzecim wojskowym jest gen. Stefan Czmur, który będzie ambasadorem w Norwegii. To również były pracownik Sztabu Generalnego, a wcześniej, w latach 80. i 90., pracownik Akademii Obrony Narodowej. Był zastępcą przedstawiciela wojskowego Polski w NATO, a po powrocie do kraju został cywilnym pracownikiem Departamentu Polityki Bezpieczeństwa w MSZ. Warto zauważyć, że już w ubiegłym roku ambasadorami zostało aż trzech wysokich oficerów: w Indonezji – gen. Grzegorz Wiśniewski, w Korei Północnej – gen. Edward Pietrzyk, a w Wietnamie – gen. Roman Iwaszkiewicz. Dwaj ostatni to absolwenci moskiewskich uczelni, zaś cała trójka – podobnie jak Czmur i Stefaniak – zawdzięcza generalskie szlify prezydentowi Kwaśniewskiemu. Minister Sikorski powoli, ale konsekwentnie tworzy więc korpus dyplomatyczny, biorąc przykład z gen. Jaruzelskiego, który także hurtowo wysyłał na placówki emerytowanych generałów.

Paweł Siergiejczyk

Artykuł ukazał się w najnowszym numerze „Naszej Polski” Nr 14 (857) z 3 kwietnia 2012 r.

Za: Nasza Polska | http://www.naszapolska.pl/index.php/component/content/article/42-gowne/2946-sikorski-bierze-wszystko

Skip to content