Aktualizacja strony została wstrzymana

Mały krok do Wielkich Węgier

Budapeszt wezwał Ukrainę do utworzenia na jej terytorium autonomii dla mieszkających na Ukrainie Węgrów. Dodatkowo, Węgrzy mieliby mieć swoich przedstawicieli w Radzie Najwyższej Ukrainy. Jednocześnie, węgierscy politycy obiecują nie starać się o przyłączenie autonomii do swojego terytorium. Ukraińscy politolodzy są przekonani, że powodem nacisków na Kijów jest wykorzystanie sytuacji węgierskich emigrantów jako karty przetargowej w pijarowskich działaniach władz węgierskich.

Budapeszt poparł ideę utworzenia autonomii dla ukraińskich Węgrów na Zakarpaciu, o czym poinformował niedawno węgierski ambasador na Ukrainie Michał Bajer. Dyplomata utrzymuje jednocześnie, że nie chodzi o separatyzm. Ukraińscy politolodzy są natomiast przekonani, że federalizacja Ukrainy jest całkowicie nierealna, a naciski na Kijów są głęboko zakorzenione w węgierskiej polityce wewnętrznej. Sprawa wydaje się jasna, pozostają jednak niuanse.

„Duża część węgierskich polityków do tej pory nosi w sobie nostalgię za „Wielkimi Węgrami”, co przejawia się, od czasu do czasu, w ich działaniach, które z kolei wywołują niejednoznaczną reakcję ich sąsiadów”.

„Na ostatnim posiedzeniu węgierski rząd zadeklarował swoje poparcie dla inicjatyw, wysuwanych przez zarejestrowane organizacje polityczne zakarpackich Węgrów. Pomysł utworzenia rejonu pritisianskiego to pomysł jednej z dwóch węgierskich partii politycznych Zakarpacia. Wyraziliśmy jedynie poparcie dla tego pomysłu, nie może tu być mowy o żadnym separatyzmie” – oświadczył poseł Bajer.

Według niego zapowiedzi ewentualnego przyłączenia przyszłej autonomii do Węgier pozbawione są jakichkolwiek podstaw: „Podpisaliśmy Wielka Kartę Pokoju, w której zobowiązaliśmy się respektować granice w Europie. Węgry były pierwszym krajem, który 6 grudnia 1991 roku podpisał z Ukrainą obustronny traktat podstawowy, w którym ustalono, że Węgry nie roszczą żadnych terytorialnych pretensji do niepodległej Ukrainy. Dlatego rozmowa o węgierskim separatyzmie jest nie na miejscu”.

Przypomnijmy, że stosunki między Kijowem i Budapesztem zawsze pozostawały niezmienne, tzn. przyjacielskie i partnerskie. Węgierska grupa etniczna, zamieszkująca Zakarpacie i licząca ponad 150 tysięcy osób wydawała się zawsze dość nikła w skali całej Ukrainy, nawet mimo swojej konsolidacji i wyraźnej orientacji ku historycznej ojczyźnie. Tymczasem w rejonie przygranicznym istnieją wsie, których mieszkańcy nie znają ani ukraińskiego, ani rosyjskiego, oglądają węgierską telewizję, korzystają z węgierskiej telefonii komórkowej, jeżdżą do Węgier do pracy…

Ponadto, Kijów od zawsze prowadził demokratyczną politykę w stosunku do ukraińskich Węgrów, często przymykał oczy na posiadanie przez wielu z nich podwójnego obywatelstwa, mimo iż jest to sprzeczne z prawem Ukrainy. Można powiedzieć, że Ukraina ze spokojem obserwowała tradycyjne działania Węgier w kwestii rodaków, nie uważając ich za ingerencję w swoje sprawy.

Sąsiedzki zatarg

Sytuacja zmieniła się w połowie grudnia. Na posiedzeniu mieszanej węgiersko-ukraińskiej komisji międzyrządowej do spraw ochrony praw mniejszości narodowych strony po raz pierwszy (!) w ciągu 18-letniej historii istnienia komisji nie podpisały protokołu końcowego. Co więcej, ukraińska delegacja nieomalże opuściła salę obrad na znak protestu.

Kamieniem obrazy stały się dwa punkty, przy których obstawała strona węgierska. Pierwszy dotyczył utworzenia na Zakarpaciu pritisiańskiego rejonu administracyjnego, w którym skupią się Węgrzy. Drugi poruszał kwestię zagwarantowania mniejszości węgierskiej warunków do wejścia jej przedstawicieli do Rady Najwyższej Ukrainy.

Techniczne trudności w spełnieniu tych wymagań wynikają z faktu, iż do parlamentu musieliby wejść przedstawiciele zakarpackiej rady obwodowej, a to wymaga, aby rady wiejskie i osiedlowe zainicjowały i przeprowadziły referendum, którego wynik zatwierdza rada rejonowa.

Trudności polityczne natomiast stwarza fakt, że Zakarpacie i tak jest wielonarodowe. 80 % stanowią Ukraińcy, Węgrzy 12 %, ponadto Rumuni (2,6%), Rosjanie (2,5%), Romowie (1,1%), Słowacy (0,5%), Niemcy (0,3%), Białorusini (0,1%), Żydzi (0,05%), Polacy (0,04%), Mołdawianie (0,04%).

Wobec tego, utworzenie autonomii tylko dla Węgrów byłoby rażącą niesprawiedliwością w stosunku do tysięcy przedstawicieli innych mniejszości. Wystarczy przypomnieć awanturę, jaka wybuchła po tym, jak w zeszłym roku berehowska rada rejonowa (w tym rejonie mieszka 76,2% Węgrów) ustanowiła, jako oficjalny, hymn Węgier…

„Zakarpacie to region wielonarodowy, dlatego stosunek władzy do przedstawicieli wszystkich mieszkających tu mniejszości będzie jednakowy, bez żadnych preferencji. Niestety zdania tego nie podzielają nasi węgierscy koledzy. Dla nas jest to kwestia zasadnicza. Być może dlatego wciąż nie możemy znaleźć kompromisu” – tłumaczył po styczniowym posiedzeniu komisji, zastępca przewodniczącego zakarpackiej administracji obwodowej Iwan Kaczur.

Bierzcie z nas przykład!

Jeśli chodzi o drugą kwestię – przedstawicielstwo w Radzie Najwyższej, to Budapeszt powołuje się w charakterze argumentu na własne prawo wyborcze, zmienione w zeszłym roku.

Zgodnie z nowymi zasadami, narodowości uznawane przez państwo (a takich jest 14, w tym ukraińska i rusińska) mogą wybierać swoich przedstawicieli do parlamentu węgierskiego. Możliwość ta istnieje jednak tylko teoretycznie. W rzeczywistości, realny przywilej wyboru swoich deputatów mają tylko dwie mniejszości – cygańska i niemiecka.

Niemniej jednak, Węgrzy nalegali, żeby Kijów zagwarantował analogiczne prawo mniejszości węgierskiej, i to już podczas tegorocznych wyborów, chociaż ukraińskie prawo w ogóle nie przewiduje takiego zjawiska jak okręg wyborczy dla oddzielnych mniejszości. Dlatego wprowadzenie podobnego rozwiązania przed najbliższymi wyborami parlamentarnymi jest nierealne.

Dodatkowo, kiedy na Ukrainie stosowano większościową ordynacje wyborczą (1994, 1998 i 2002 rok), w okręgu, obejmującym zakarpacki rejon berehowski i winogradowski, za każdym razem zwyciężał węgierski kandydat. W tym roku, wybory parlamentarne odbędą się według systemu mieszanego i Węgrzy mają jakieś szansę wejść do parlamentu. Kwestia ta jednak nie została poruszona na posiedzeniu spontanicznie: według analityków, sześć zakarpackich jednomandatowych okręgów wyborczych zostało już nieoficjalnie rozdzielonych pomiędzy Partię Regionów i Zjednoczone Centrum i dla Węgrów nic już nie zostało.

„Ukraińska delegacja starała się zwrócić uwagę strony węgierskiej na kilka zasadniczych kwestii – relacjonował później Kaczur. – Po pierwsze, należy wyodrębnić zagadnienia, praca nad którymi dubluje się z innymi węgierko-ukraińskimi komisjami (np. z komisją do spraw transgranicznej współpracy i gospodarki). Po drugie, na posiedzeniu nie powinny być podnoszone kwestie, które nie wchodzą w kompetencje komisji (m. in. utworzenie rejonu pritisianskiego). Po trzecie, z obrad należy wyłączyć zagadnienia, które są sprzeczne z prawem ukraińskim (m. in o wchodzeniu przedstawicieli węgierskiej mniejszości do Rady Najwyższej)”.

„Niestety, nasi węgierscy koledzy nie podzielają naszej opinii, nie doszliśmy do kompromisu…” – oznajmił urzędnik.

„Idea utworzenia rejonu pritisianskiego została zainicjowana już pod koniec 1990 roku przez „Towarzystwo Węgierskiej Kultury Zakarpacia” (TWKZ) i niejednokrotnie omawiano ją ze stroną ukraińską”, – przedstawiał stanowisko ukraińskich Węgrów przewodniczący TWKZ Miklosz Kowacz, który także brał udział w pracach komisji w grudniu.

„W 2004 roku, punkt ten znalazł się w porozumieniu między TWKZ i kandydatem na prezydenta Ukrainy Wiktorem Juszczenko. Zobowiązaliśmy się poprzeć Juszczenko w trakcie prezydenckiej kampanii, a on w przypadku zwycięstwa obiecał poprzeć kwestie zakarpackich Węgrów, a przede wszystkim utworzenie rejonu pritisianskiego. TWKZ spełniło swoje zobowiązania, natomiast Juszczenko to ukraiński polityk – spełnia obietnice tylko w razie nieuniknionej konieczności…” – żalił się Kowacz.

Według jego słów, punkt o rejonie pritisianskim niejednokrotnie figurował w poprzednich protokołach posiedzeń komisji międzyrządowej, a ukraińska strona obiecała dokładnie przyjrzeć się tej kwestii – nie podjęła jednak żadnych kroków w tym kierunku.

Zmiana kursu w Budapeszcie

Oświadczenie węgierskiego posła eksperci nazywają bezpośrednim odbiciem polityki premiera Wiktora Orbana.

Nie jest żadnym sekretem, że po zwycięstwie jego partii w wyborach parlamentarnych w 2010 roku, Budapeszt bardziej skupił się na polityce zewnętrznej i ogłosił ochronę Węgrów, mieszkających za granicą jednym ze swoich priorytetów.

”Duża część węgierskich polityków do tej pory nosi w sobie nostalgię za „Wielkimi Węgrami”, co przejawia się, od czasu do czasu, w ich działaniach, które z kolei wywołują niejednoznaczną reakcję ich sąsiadów. Wielkie Węgry to średniowieczne państwo, które obejmowało dzisiejszą Słowację, większą część Chorwacji, połowę Rumunii, serbską Wojwodinę i ukraińskie Zakarpacie, a także część Austrii i Słowenii. Z tego państwa dzisiejszymi Węgrom zostało nie więcej niż 25% terytorium. Od 1920 roku wielu węgierskich nacjonalistów stara się wskrzesić dawną potęgę.

Jednym z przejawów nostalgii była prezentacja z okazji rozpoczęcia przedstawicielstwa przy Unii Europejskiej, symbolicznego arrasu, na którym Węgrzy umieścili mapę swojego kraju, obejmującego terytorium z roku 1848…

I jeśli dywan został potraktowany z ironią, to całościowa polityka Węgrów wywołuje rozdrażnienie Unii Europejskiej. Dotyczy to, między innymi, przyjętej w zeszłym roku nowej konstytucji Węgier. W rezultacie, Bruksela zobowiązała Budapeszt do szybkiego uregulowania niezgodności pomiędzy prawem węgierskim i unijnym. Jedno z założeń ustawy zasadniczej stanowi punkt o odrodzeniu się, tak zwanych, Wielkich Węgier. W nowej konstytucji znajdują się sformułowania, które pozwalają uznać całą, trzymilionową grupę Węgrów mieszkających za granicą, za obywateli państwa węgierskiego, którym należy się pomoc i ochrona.

Szczególną niechęć punkt ten wzbudził na Słowacji i w Rumunii, gdzie żyje mniejszość węgierska.

Ukraina, do tej pory, dosyć spokojnie odnosiła się do podobnych gestów. Nie wyraziła niezadowolenia, między innymi, z powodu nadania Węgrom oficjalnego statusu narodowości rusińskiej, nie zareagowała także na węgierską ustawę o podwójnym obywatelstwie, która obejmuje również Węgrów zakarpackich.

Szczerze mówiąc, podwójne obywatelstwo nikogo na Ukrainie nie dziwi. Podobnie sytuacja przedstawia się, na przykład, w obwodzie czernowickim i kilka rejonach Zakarpacia, graniczących z Rumunią – państwem, które również przyjęło ustawę o możliwości posiadania rumuńskiego obywatelstwa Rumunom, żyjącym za granicą.

Jak donosi ukraińska prasa, paralelne rumuńskie obywatelstwo zdążyło już otrzymać 50 tysięcy mieszkańców obwodu czernowickiego, chociaż oficjalnie nikt tych danych nie potwierdza. Kijów patrzy przez palce, także na analogiczną sytuację z rosyjskimi paszportami dla mieszkańców Krymu.

Komentując oświadczenie węgierskiego posła, dyrektor kijowskiego Centrum Badań nad Problemami Społeczeństwa Obywatelskiego, Witalij Kulik powiedział w wywiadzie dla gazety „Vzglyad”:

„Nie ma tu mowy o żadnej federalizacji. Temat ten jest obcy panującej obecnie władzy. Tak, Węgrzy proszą, żebyśmy pozwolili na stworzenie okręgu wyborczego w rejonie berehowskim, żeby mogli mieć swoich przedstawicieli w parlamencie. Oprócz tego, podnoszone jest hasło terytorialnej autonomii. Jednakże utworzenie podobnej autonomicznej jednostki terytorialnej na zasadzie narodowej przynależności jest sprzeczne z konstytucją Ukrainy. Dlatego też nikt nie rozpatruje tej kwestii na poważnie”.

Gra na patriotycznej strunie

Kulik dopuszcza, że Budapeszt będzie w dalszym ciągu naciskał na Kijów, także poprzez europejskie instytucje, „jednak Węgry i Ukraina nie osiągną konsensusu w tej kwestii”.

Kulik zwrócił też uwagę że niedawno swoje zdanie na ten temat wyraziło Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Ukrainy. Dyplomaci przypomnieli Węgierskim kolegom, że ich roszczenia kłócą się z ustawą zasadniczą republiki, a poza tym Węgrów nic nie zmusza do takich rozwiązań, ponieważ ich prawa i tak są bardzo dobrze chronione.

MSW przypomniało, że na czterech uczelniach wyższych obwodu zakarpackiego utworzono grupy z węgierskim językiem wykładowym. Na kierunkach zamawianych: filologia, matematyka, fizyka i medycyna, uczą się absolwenci węgierskojęzycznych szkół. W Berehowe od 1996 roku działa instytut węgierskojęzyczny, w którym uczy się 1200 studentów. W obwodzie działa centrum koordynacji działalności uczelni wyższych mniejszości narodowych, 87 bibliotek z węgierską literaturą, 76 klubów, 395 grup, zajmujących się działalnością artystyczną, teatr dramatyczny. Zarejestrowanych jest 88 periodyków w języku węgierskim, działa stacja telewizyjna „Tisa-1” z programami po węgiersku.

„Oddzielny status nie jest więc rozpatrywany na poważnie. To tylko polityczne deklaracje, nic więcej.” – podkreślił rozmówca gazety „Vzglyad”, wyjaśniając, że przyczyną nacisku Budapesztu jest wewnątrzpolityczna sytuacja samych władz węgierskich.

Zgadza się z nim także dyrektor kijowskiego Instytutu Współpracy Euroatlantyckiej Ołeksandr Suszko: „To jest polityka węgierskiego rządu – podlizywanie się swoim wyborcom”.

W wywiadzie dla gazety „Vzglyad”, ekspert nazwał politykę węgierskiej prawicy, polegającą na trosce o sytuację rodaków za granicą, jednym z chwytów wyborczych – całkiem popularnym i niezawodnym:

„Niestety, nie wnosi to nic konstruktywnego do stosunków węgiersko-urkaińskich. Zdecydowanie, Węgrzy maja prawo troszczyć się o swoich rodaków za granicą, każde państwo jednak samo dla siebie określa stopień tego zaangażowania i jego udział w polityce”.

„W tym przypadku chodzi o stanowisko sąsiedniego kraju. Jednakże rząd węgierski nie ma żadnych uprawnień do tworzenia autonomii na terytorium Ukrainy. To jest subiektywna opinia, która zostanie wzięta pod uwagę przez stronę ukraińską – ale nic ponadto”, – uważa politolog.

Iwanna Janina

Źródło: „Wzgliad”, Rosja / http://vz.ru

Tłumaczenie: Maja Maćkowiak

Za: Kresy.pl (12 kwietnia 2012) | http://www.kresy.pl/publicystyka,wydarzenia-tygodnia?zobacz/maly-krok-do-wielkich-wegier

Skip to content