Na nowej liście leków refundowanych, która obowiązuje od 1 marca znalazły się preparaty antykoncepcyjne. Rząd znalazł pieniądze na antykoncepcję, ale nie ma ich na leki, które ratują pacjentom życie. Tak Ministerstwo Zdrowia gospodaruje pieniędzmi podatników.
Działania rządu skomentowali m.in. Lucyna Wiśniewska, lekarz medycyny oraz ks. Marek Dziewiecki, psycholog.
„Trudno wyobrazić sobie bardziej niewrażliwy na sytuację społeczeństwa rząd, niż taki rząd, który poddaje się naciskowi lobby antykoncepcyjnego, a jednocześnie doprowadza do tego, że wielu pacjentów nie stać na wykupienie leków koniecznych do ratowania ich życia” – powiedział ks. Dziewiecki.
Na obecnie obowiązującej liście pozostały środki antykoncepcyjne, które widniały już na poprzedniej, czyli Microgynon, Rigevidoni Stedril 30. Te środki umieszczono pod pretekstem stosowania ich w leczeniu zaburzeń miesiączkowania. Nową listę uzupełniono o Levomine. Jest to preparat stosowany wyłącznie do celów antykoncepcyjnych.
Ministerstwo Zdrowia postanowiło objąć refundacją również Depo-Proverę, którą w dużych dawkach stosuje się w leczeniu nowotworów, ale w mniejszych wykorzystuje się jako środek antykoncepcyjny. Oprócz Levomine i Depo-Provery na nowej liście znalazły się przepisywane dziewczętom i młodym kobietom „leki na trądzik”: Cyprest, Diane i Syndi.
Dr Wiśniewska podkreśla, że antykoncepcja hormonalna ma poważne w skutkach działanie uboczne. Przede wszystkim zaburza poziom hormonów, u kobiety pojawiają się cechy męskie, w jej organizmie nie ma wystarczającego poziomu hormonów odpowiadających za prawidłowy przebieg cyklu miesiączkowego oraz występowanie owulacji.
Z jednej strony mówi się, niepłodność jest problemem społecznym, bo duża liczba małżeństw nie może mieć dzieci. Z drugiej natomiast, zachęca się kobiety w wieku rozrodczym do zupełnego rozregulowania płodności.
[Na podstawie serwisu informacyjnego eKAI – 28.03.2012 r.]