Aktualizacja strony została wstrzymana

Wśród serdecznych przyjaciół – Stanisław Michalkiewicz

No, no… Czegóż to się nie robi, jeśli już nawet nie dla szczęścia ludu, to dla przyjaciół? Na początku Wielkiego Tygodnia gruchnęła wieść, że syryjski tyran zastosował się do decyzji Judenratu i zgodził się na wycofanie wojska i ciężkiej broni z miast, w których dokazywali przeciwko niemu bezbronni cywile. Dzięki temu Judenrat będzie mógł uruchomić dla bezbronnych cywili pomoc humanitarną, dostarczając im, obok pożywnej soli, również instrumenta pozwalające jeszcze lepiej szachować syryjskiego tyrana gdyby zechciał odstąpić od sprytnego planu, którego autorstwo Judenrat taktownie przypisał „panu Onanu Kofanu” – jak nazywała tego filuta pani posłanka Renata Beger z Samoobrony. Co się stało syryjskiemu tyranowi, że zdecydował się na krok, rozpoczynający w Syrii etap dwuwładzy? Niewątpliwie przyczynili się do tego „przyjaciele Syrii”, którzy w niedzielę palmową zebrali się w Stambule.

Okazało się, że największym przyjacielem Syrii jest Hilarzyca Clintonowa, co – jak wiadomo – gorsze jest od śmierci i dopiero na tym tle lepiej możemy zrozumieć westchnienia różnych nieszczęśników, którzy molestowali Pana Boga, by chronił ich od przyjaciół, bo z wrogami jakoś sobie poradzą. Hilarzyca jest również wielkim przyjacielem naszego nieszczęśliwego kraju – może nie aż tak wielkim, jak były ambasador Szewach Weiss – ale ona też, podobnie jak cała administracja prezydenta Obamy, traktuje nasz nieszczęśliwy kraj, jako skarbonkę żydowskich organizacji przemysłu holokaustu.

Pewnie dlatego liczni publicyści apelują o zakończenie hałasów wokół tajnych więzień CIA w Polsce, w których amerykańscy torturanci mieli oprawiać osoby podejrzane o terroryzm. Dlaczego niezależna prokuratura i Janusz Palikot robią szum wokół tej sprawy akurat teraz – to inna sprawa, świadcząca o prawdopodobnym wejściu naszego nieszczęśliwego kraju w kolejny etap selekcji kadrowej przed rozpoczęciem scenariusza rozbiorowego – bo pierwszy dokonał się w drugiej połowie lat 80-tych, kiedy generał Kiszczak musiał wyselekcjonować kadry do transformacji ustrojowej – ale neoficka gorliwość publicystów wokół „racji stanu” też jest warta odnotowania. W imię „racji stanu” wiele można znieść, a jeszcze więcej – usprawiedliwić, więc tylko patrzeć, kiedy nasi Umiłowani Przywódcy uruchomią chwilowo nieczynne obozy koncentracyjne – bo przecież Judenrat gdzieś będzie musiał reedukować pomocników syryjskiego i innych tyranów, których nieubłaganym palcem wskaże nieomylny sąd zagniewanego ludu.

W dobie globalizacji każdy kraj powinien się w czymś specjalizować – więc dlaczego właściwie nasz nieszczęśliwy kraj nie mógłby specjalizować się w reedukacji, dla której odpowiednią infrastrukturę stworzyli jeszcze źli „naziści”? Oczywiście źli „naziści” działali z nikczemnych intencji i dlatego byli źli, ale infrastruktura przecież niczemu niewinna. Nóż równie dobrze może służyć do poderżnięcia gardła bliźniemu swemu, jak i ukrojenia mu kromki chleba dla poratowania zdrowia. Zresztą już Adam Mickiewicz zauważył, że „dzieło zniszczenia w dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia”, a nasza sprawa wiadomo – dobra, jak rzadko która, co w spiżowych słowach podsumował jeszcze Ojciec Narodów mówiąc: „nasze dieło prawoje – my pobiedili!

Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt sprawy – że o ile w innych nieszczęśliwych krajach pomagierzy tyranów byliby reedukowani byle jak, to u nas – po Bożemu. Pewnie w przeczuciu tej historycznej konieczności pan red. Krzysztof Kłopotowski radzi nam, byśmy się „zjudaizowali”. O, to to! Całkiem zjudaizować się nie możemy, to chyba oczywiste, bo istoty z natury rzeczy niedoskonałe, do doskonałości mogą się tylko nieco zbliżyć – ale czyż to nie wystarczy, byśmy mogli pełnić zaszczytną rolę wykonawczego ramienia Judenratu? Skoro „światowej sławy historyk” i pozostałe grono pierwszorzędnych fachowców nie ustaje w staraniach, by w opinii międzynarodowej przedstawić nasz mniej wartościowy naród tubylczy jako naród morderców, to czyż nie wypada, byśmy temu wizerunkowi wreszcie sprostali – ale oczywiście – ze słusznych pozycji? W przeciwnym razie świat może popaść w dysonans poznawczy, a przecież i bez tego dosyć ma paroksyzmów? Zresztą kto wie – może wyważam drzwi już otwarte – bo wśród „przyjaciół Syrii” w Stambule był również przedstawiciel naszego nieszczęśliwego kraju i być może jakieś zadania od Judenratu otrzymał? Kto wie, czy nie to właśnie miał na myśli pan minister Sikorski, mówiąc w Sejmie o rosnącej pozycji naszego nieszczęśliwego kraju na arenie międzynarodowej?

No dobrze, ale co teraz będzie w Syrii? Jeśli syryjski tyran przyjął plan „pana Onana Kofana” to nieomylny to znak, iż zagwarantował sobie miękkie lądowanie w jakiejś Szwajcarii, jeśli nie prawdziwej, to przynajmniej Kaszubskiej. Skoro my to wiemy, to tym bardziej wiedzą to jego współpracownicy i oficerowie armii. Co w tej sytuacji każdy zrobiłby na ich miejscu? Oczywiście jak najszybciej spieniężyłby wszystko, co spieniężyć można i szukał schronienia już teraz – bo później dobrze, jak będzie mógł uratować tylko nagie życie. W ten sposób, u progu Wielkiego Tygodnia, Syria wkroczyła do nieubłaganą drogę przejścia do demokracji, a kiedy tylko demokracja tam zwycięży, to w kolejce czeka już Iran.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    10 kwietnia 2012

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2468

Skip to content