Aktualizacja strony została wstrzymana

Ukraina, Rosja: Dramaty polskich kościołów

Sąd – winna Rada miasta Lwowa

O sytuacji wokół kościoła św. Marii Magdaleny we Lwowie z proboszczem parafii ks. Włodzimierzem Kuśnierzem rozmawia Maria Basza (Kurier Galicyjski).

20 marca br. po raz pierwszy odbyło się spotkanie przedstawicieli lwowskiej parafii św. Marii Magdaleny z merem miasta Andrijem Sadowym. Mer wzywał wiernych do porozumienia z dyrekcją Sali Organowej. Pod koniec rozmowy przyznał, że ten budynek jest rzeczywiście wybudowany jako kościół i zapewnił, że Rada Miejska odnowi krzyże na kościele, a wspólnota parafialna otrzyma pisemną odpowiedź na każdą z poruszonych podczas tej rozmowy kwestii. Czy ksiądz otrzymał takie pismo?

Nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Mer obiecał również, że rusztowanie, które stoi przy wejściu do kościoła zostanie przerobione w ten sposób, aby nie przeszkadzało podczas procesji. Ale do Niedzieli Palmowej nic się nie zmieniło. Zobaczymy co będzie na Wielkanoc.

Parafia miała już kilka rozpraw sądowych. Czego one dotyczyły?

W ubiegłym roku wygraliśmy kolejną rozprawę sądową we Lwowie, dotyczącą opłat za usługi komunalne za okres 2005 – 2008. Sala Organowa przegrała. Sąd Najwyższy Ukrainy oświadczył, że parafia nie musi uiszczać żadnych opłat. Następnie Sala Organowa pozwała parafię w sprawie opłat za lata 2009 – 2010. Przegraliśmy zarówno proces sądowy, jak i apelację we Lwowie. Natomiast Sąd Kasacyjny w Kijowie skasował decyzje sądu lwowskiego. Odbyło się ponowne rozpatrzenie sprawy. Sąd lwowski, który znów rozpatrywał sprawę parafii, podjął decyzję na naszą korzyść i odmówił w pozwie Sali Organowej.

Kościół św. Marii Magdaleny we Lwowie
Fot. Maria Basza

Dlaczego?

Nie ma takich przepisów prawnych, które zmuszałyby nas do opłat. Rada Miejska ignoruje nas, nie chce podpisać z nami umowy, nie posiadamy dokumentów według których powinniśmy uiszczać opłaty komunalne. Jesteśmy zmuszani do podpisania umowy podnajmu kościoła od Sali Organowej tak, jakbyśmy wypożyczali Salę Organową na odprawianie Mszy świętej. Tego parafia nigdy robić nie będzie. Chcą nas zmusić do zaakceptowania tej niewolniczej sytuacji. Sąd potwierdza nasze stanowisko i regularnie odmawia pozwom Sali Organowej przeciwko parafii.

Ostatnio sędzia we Lwowie napisał oddzielną uchwałę, w której wyjaśnia zaistniałą sytuację, gdy parafia korzysta z kościoła i nie wnosi opłat komunalnych. Według prawa ukraińskiego – winę ponosi Wojewódzka Administracja Państwowa i Rada miasta Lwowa. Podmioty te powinny były doprowadzić do podpisania umowy z naszą parafią abyśmy mogli korzystać z kościoła na warunkach cywilizowanych, a nie na zasadach, które są nam z góry narzucane.

Decyzja sądu jest dla nas wielką niespodzianką, ale jest słuszna i odzwierciedla właściwy stan sprawy. Sędzia we Lwowie wskazał winnego za zaistniałą sytuację. Sala Organowa należy do struktur Rady Miejskiej. To nie jest konflikt między Salą Organową a naszą parafią, to jest brak działania Lwowskiej Rady Miejskiej. Właściwie jest to konflikt między parafią a Radą miasta Lwowa.

Parafia stara się na drodze sądowej o odzyskanie kościoła. Jak wygląda ta sytuacja?

Faktycznie obecnie w toku jest proces sądowy w Kijowie. Mieliśmy nadzieję, że 2 kwietnia sąd już wyniesie decyzję. Niestety, jedna osoba z kolegium sędziowskiego została zmieniona. Nie wiemy co to nam rokuje, ale jesteśmy cierpliwi, modlimy się i czekamy.

W kościele św. Marii Magdaleny rozgrywa się dramat lwowskiej demokracji. Na tym przykładzie widzimy jaka jest władza miasta Lwowa, czy jest jednakowa dla wszystkich obywateli, niezależnie od wyznania i narodowości. Sytuacja wokół kościoła jest papierem lakmusowym, który świadczy o tym w jakim mieście żyjemy. Sposób traktowania mniejszości narodowych i religijnych świadczy o poziomie demokracji w państwie. Tu, w kościele Marii Magdaleny, doświadczamy podmuchu dawnych czasów.

Tekst ukazał się na: http://kuriergalicyjski.com/index.php/polemikii/384-sd-winna-rada-miasta-lwowa

Za: Kresy.pl (06 kwietnia 2012)

Na kościół padażditie

Katolicy ze Smoleńska nie mogą doczekać się zwrotu odebranej przez sowieckie władze świątyni. Liczą, że w połowie roku będą mogli wejść do kościoła, który dziś jest niemal ruiną.

W neogotyckiej świątyni urzędują teraz archiwiściOjciec Ptolemeusz Kuczmik, franciszkanin, posługuje tu od prawie 20 lat. Ale neogotycki kościół stoi w Smoleńsku od dawna. Wybudowano go w 1896 roku ze składek miejscowej społeczności katolickiej, złożonej głównie z Polaków. Świątynię zaprojektował Michał Mejszer i jego syn, też Michał, w środku freski wymalował polski arystokrata, hrabia Plater. Obecność katolików w Smoleńsku sięga XVII wieku, kiedy to miasto należało do I Rzeczypospolitej, wtedy utworzono diecezję smoleńską. Potem wrócili Rosjanie, ale pod koniec XVIII w. ponownie erygowano parafię. Kościół katolicki stoi na wzgórzu, wielkim cmentarzu żołnierzy napoleońskich. Do dziś zresztą obok kościoła jest cmentarz. Z czasem powstawały coraz większe budynki kościelne. Nosiły wezwania Matki Bożej Anielskiej, Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, wreszcie ostatni, który stoi do dzisiaj. – Powstał dzięki zesłańcom i potomkom zesłańców. W 1902 r. parafia liczyła 11 tysięcy osób w czterdziestotysięcznym Smoleńsku. Kościół konsekrowano pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, tak jak wiele innych ówczesnych świątyń katolickich w związku z ogłoszeniem dogmatu o Niepokalanym Poczęciu w 1854 roku – opowiada o. Ptolemeusz.

Rewolucja październikowa rozpoczęła najtrudniejszy okres dla katolików smoleńskich. Ostatnia Msza św. została tu odprawiona publicznie w 1930 roku. Czterech księży zostało do 1938 roku. Wszystkich rozstrzelano w Katyniu. – W 1938 r. kościół definitywnie zamknięto, według propagandy komunistycznej, „na prośbę parafian” – relacjonuje proboszcz smoleński. – Potem otworzyli go na krótko Niemcy w 1941 r., ale miejscowi wierni nie chcieli przychodzić i odprawiał tu tylko kapelan niemiecki dla żołnierzy Wehrmachtu. Po powrocie Sowietów kościół zamieniono na spichlerz. A w 1952 r. na archiwum miejskie. I tak jest do dzisiaj – dodaje.

Źycie religijne tej wspólnoty zaczęło się odradzać w 1991 roku. Obecnie parafia liczy kilkuset wiernych. Najstarsi zostali ochrzczeni w okresie międzywojennym w smoleńskim kościele, ale większość to katolicy z Białorusi i Litwy, którzy dostali w okresie komunistycznym nakazy pracy i musieli zamieszkać w Smoleńsku. Oprócz Polaków są też: Litwini, Białorusini, Łotysze, Niemcy i Rosjanie. Poza codzienną posługą duszpasterską parafia, którą tak jak dwieście lat temu opiekują się franciszkanie, sprawuje opiekę duchową nad przybywającymi do miejsc pamięci, przede wszystkim na Polski Cmentarz Wojenny w Lesie Katyńskim oraz rejon katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku. To całkiem pokaźna liczba turystów, pielgrzymów, rodzin katyńskich, bliskich ofiar, wycieczek i delegacji oficjalnych.

Drzewa na dachu

Niestety franciszkanie musieli zadowolić się budynkami przykościelnymi, dawnym zakładem pogrzebowym. Budynek zaadaptowali na niewielki klasztor z kaplicą, która zastępuje świątynię. A ta niszczeje. Piękne, dekoracyjnie profilowane cegły odpadają, w spłaszczeniach dachu między wieżyczkami zaczynają rosnąć drzewa. W 2010 r., kiedy bardzo pożądane były gesty podkreślające „polsko-rosyjskie pojednanie”, gubernator obwodu smoleńskiego Siergiej Antufjew zapowiedział zwrot kościoła wiernym. – Gdy zakończymy budowę nowego budynku archiwum państwowego, a będzie to już w przyszłym roku, możemy rozważyć sprawę przywrócenia lub odbudowy budynku kościoła katolickiego – powiedział na spotkaniu z miejscowymi przedsiębiorcami. Według urzędnika, ze strony polskiej otrzymuje zapewnienia, że są instytucje gotowe rozpocząć prace przy kościele „choćby jutro”.

„Przyszły rok”, czyli 2011, już minął, a nowe archiwum wciąż się buduje. Jednocześnie miasto chwali się budynkiem neogotyckiego kościoła jako jednym ze swoich zabytków i atrakcji turystycznych. Na mapach miasta i w różnych wydawnictwach promocyjnych obiekt na rogu ulic Urickiego i Pamfiłowa oznaczany jest jako świątynia, a nie archiwum. Ciągle jednak w środku pracują urzędnicy, historyczne wnętrze jest całkowicie zniszczone, przestrzeń nawy podzielono na piętra drewnianymi przepierzeniami, a wierni nie mają do niego wstępu.

W tej sprawie poseł Artur Górski skierował do ministra spraw zagranicznych interpelację, dopytując się o działania rządu w obronie złożonej w dużej mierze z Polaków katolickiej wspólnoty Smoleńska z jej polskimi duszpasterzami. „Ministerstwo Spraw Zagranicznych zadeklarowało udzielenie wsparcia dyplomatycznego staraniom Kościoła. W lipcu 2011 r. odbyły się w tej sprawie rozmowy reprezentanta Ambasady RP z przedstawicielami Kurii Arcybiskupiej w Moskwie. Pragnę zapewnić, że MSZ popiera postulaty rodaków za granicą, dotyczące ich niezbywalnego prawa do praktykowania swojej religii w godziwych warunkach. Działania w tej sprawie są jednak podejmowane przez MSZ w ścisłym porozumieniu i na prośbę władz kościelnych, które w sprawie zwrotu obiektów sakralnych są instytucją wiodącą” – odpisał wiceminister Jan Borkowski.

Rok poślizgu

Wydaje się, że budowa archiwum rzeczywiście jest na ukończeniu. Wygląda na to, że inwestycja opóźniła się o rok. W Smoleńsku trwają obecnie przygotowania do 1150. rocznicy istnienia miasta i bardzo dużo się buduje, odnawia i modernizuje, na inwestycje przeznaczono duże środki z budżetu, ale jakoś archiwum z tego nie skorzystało. – Mamy nadzieję, że w maju, może czerwcu, pracownicy archiwum już opuszczą budynek kościoła wraz ze swoimi zbiorami – cieszy się ojciec Kuczmik. Jeśli to nastąpi, to przed parafią stoi nowe wyzwanie: kapitalnego remontu i ponownego wyposażenia świątyni. Smoleńscy katolicy liczą tu z pewnością na pomoc z Polski. Obietnic składanych gubernatorowi i franciszkanom wraz z wiernymi trzeba dotrzymać.

Piotr Falkowski

Za: Nasz Dziennik, Wielkanoc, 7-9 kwietnia 2012, Nr 83 (4318)

Skip to content