Aktualizacja strony została wstrzymana

Antypolonizm znowu bezkarny

Czy Polacy to świnie? – pyta dziennikarka „Gazety Wyborczej” Wilhelma Sasnala. No tak w „Mausie” Arta Spiegelmana Polacy są świniami… – odpowiada zapytany.

Kal 15No to jesteśmy w domu. Niemieckim domu. Było to przecież ulubione określenie jakiego Niemcy, a potem Niemcy-hitlerowcy używali w stosunku do nas. „Polnische Schweine” – to zapamiętało bardzo wielu Polaków. Ostatnio to określenie spotkaliśmy w michnikowej gazecie („GW” nr 6/94 z 9.02.2012 r., „Duży format” ss. 3-5) w wywiadzie pt. „Wilhelm Sasnal. Dzisiaj omijam zawiść” udzielonym  Donacie  Subbotko). Od razu zauważmy, że oboje rozmówcy przebijali się w antypolonizmie, nawzajem się uzupełniając i wtórując jedno drugiemu.

Tropem Grossa i Spiegelmana

A więc: „Czy Polacy to świnie?” – pyta Subbotko, na co Sasnal: „No tak, w ”Mausie” Arta Spiegelmana Polacy są świniami. Ci, którzy mordowali, wydawali czy szabrowali podczas wojny, byli świniami albo zbrodniarzami. Ale świnia budzi też sympatię, współczucie. Mnie się gdzieś podoba ta postać świni. Bo świnia nie jest tylko świnią”. Takie było „wejście”. A i ciąg dalszy ociekał oszczerstwami i obelgami. Jak się okazuje pupil wyborczej nakręcił wraz z żoną film „Z daleka widok jest piękny”, w którym „zależało nam, żeby pokazać ciemną stronę naszej natury”, gdzie „ludzie są jak zwierzęta”, a „zwierzęta są szlachetniejsze, niewinne”.

Taka polska wieś między Krakowem a Tarnowem. Sam film „odczytywany może być jako uniwersalna przypowieść o gatunku ludzkim, ale także jako film o Żydach bez Żydów. Jest tu szabrownictwo, podpalanie domu, rzeka, o której wiemy, że w czasie wojny pływały w niej trupy – „ale to nie Polaki byli”, jak mówi jeden z chłopów” – zachwyca się Subbotko. Zawtórował jej Sasnal: „Bo gdy patrzyliśmy na ten świat, przypomniały nam się też historie o szabrowaniu, wypełnianiu pustki po sąsiadach. Chcieliśmy, aby ten film był parabolą, odnosił się do historii Polski. Historii, której długo nie znaliśmy. Mnie uczono w szkole, że jestem częścią społeczności, która zawsze była ofiarą. Okazuje się, że nie do końca. Kręcąc film, nazywaliśmy to z Anką po imieniu, ale tylko między sobą, z aktorami się tym nie dzieliliśmy. Słowa Holocaust, Żydzi nie padały na planie. (…) Mieliśmy nadzieję, że dla widza, który śledził dyskusję np. wokół książek Grossa  przekaz historyczny filmu stanie się czytelny, ale że będzie go można odczytać także na kilku innych poziomach. Nie chciałem dosłowności, bo uświadomiłem sobie ostatnio – jako ten, który już kiedyś tę kwestię przeszłości polsko-żydowskiej eksploatował w malowaniu – że to się teraz stało w sztuce takim „modnym” tematem, bardziej estetycznym niż etycznym”. Gross najwyraźniej zachwyca Sasnala i stanowi dla niego źródło prawdy, bo znowu do niego wraca przy pytaniu skąd u niego wrażliwość na ksenofobię: „Pewnie z troski o samego siebie. Denerwuje mnie szukanie winy w obcym, nie w sobie. Nie chciałbym taki być. Dla mnie książki Grossa to też nie są książki Żyda o Polakach, nie chodzi o zrzucanie na kogoś winy, chodzi o to, żebyśmy poznali prawdę, poradzili sobie z tym, co niezałatwione”.

Nie tylko Gross stanowi dla niego źródło opinii o Polakach, także wspomniany już Spiegleman, bowiem namalował on serię obrazów zainspirowaną jego komiksem „Maus” oraz filmem ”Shoah” Claude’a Lanzmanna. Tak o tym mówi: „To był czas odkrywania „Sąsiadów”, Jedwabnego, eksplozji tych historii. Na początku przyjąłem to sceptycznie: dosyć – ile można o tym mówić? Z czasem to się okazywało coraz bardziej dla mnie przykre, bo oprócz tego, że to jest cholernie trefne moralnie, to jest także trefne estetycznie, coś takiego małego, gównianego, wpisującego się w nasze narodowe cechy”. Co więcej, jak przypomina dziennikarka „GW”, nie namalował wtedy kota, obrazującego Niemca ani myszy odzwierciedlającego Żyda, „tylko świnię Polaka”. Właśnie. Nadgorliwość antypolska popłaca, a może szczególnie w Polsce.

Obmierzłe słowo „naród”

Sasnal nie znosi słowa „naród”, najwyraźniej pojęcie  to go mierzi. Wyznaje on: „Ostatnio złapałem się na tym, że jednym ze słów, których najbardziej nie lubię, jest słowo „naród”. Jest anachroniczne i pachnie nacjonalizmem, staram się go nie używać. (…) Bo co to znaczy „naród”? Co mnie łączy z jakimiś faszystami z Młodzieży Wszechpolskiej albo z tym najbardziej chamskim kibicem, ze Staruchem? (…)Słowo „naród” zawiera w sobie terror. Państwa narodowe to była idea XIX-wieczna, dzisiaj trudno się do tego odwoływać. Irytuje mnie, kiedy słyszę, jak politycy w wystąpieniach używają tego słowa: naród, naród, naród. Terror. Uleganie tym prymitywnym patriotom to terror. Poza tym funkcjonuje coś takiego, że „naród” jest jak rodzina – my tu wiemy o pewnych faktach, ale nie musimy o nich rozmawiać, bo i tak wiemy, że były, więc nie wyciągajmy ich. Obraz naszej czystości jest najważniejszy, nie można wyciągać brudów na zewnątrz, pluć we własne gniazdo. Dlaczego nie?” Rzeczywiście, plucie na Polskę i Polaków, to jego zajęcie.

Rozmówca „GW” dwoi się i troi, by pluć więcej. Np.: „To obrzydliwe, że w Polsce ten, kto ma pieniądze, uchodzi za złodzieja. Ich posiadanie jest podejrzane”. „Tak jakby zawiść była obca innym narodom. W innym miejscu mówi: „A że ktoś mnie nazwie antynarodowcem? Bardzo jest mi z tym do twarzy, lubię siebie w tym kostiumie. (…) Ja nie wiem nawet, jakie czyny mogą świadczyć o patriotyzmie, chodzi raczej o pewne poczucie, ja czuję więź z miejscem mojego dzieciństwa, z historią”.

A w ogóle, to go sprawy polskie nie interesują: „Nie wiem, o czym to świadczy, ale jak przeglądam gazetę, to przerzucam wiadomości krajowe. Mnie to tak nie interesuje, że od razu przechodzę do wiadomości ze świata i zawsze czytam wszystko o Europie”.

„Bezkrytyczny” katolicyzm Polaków

Nie tylko Polska i Polacy stanowią dla tego malarzyny przedmiot oszczerstw. Kościół również: „A to, co mnie dzisiaj w kraju najbardziej boli, to ten bezkrytyczny katolicyzm. Ja muszę to powiedzieć – uważam, że Kościół jest dla Polski trochę taką katastrofą smoleńską. Utwierdza społeczeństwo w poczuciu krzywdy, że krzywda przychodzi z zewnątrz, że my zawsze ponosimy ofiarę. Denerwuje mnie, że Kościół pcha łapy tam, gdzie nie powinien ich pchać. Publiczny klerykalizm pakuje ludzi w zaścianek mentalny. A już Kościół, który mówi, jakie prawa mogą mieć kobiety, jest czymś wyjątkowo kurewskim. Każdy w sobie nosi taki naród, kraj, jaki sobie zbuduje. Tak jak nie można być obojętnym wobec historii, coś się tu jednak wydarzyło na tej ziemi, byliśmy ofiarami i nieofiarami. Potrzebna jest świadomość”.

Rynsztokowe słownictwo

Idol michnikowego piśmidła posługuje się językiem knajaka. Oto kilka przykładów: „brała mnie już kurwica”, „strasznie wkurwiali mnie goście”, „jest czymś wyjątkowo kurewskim”, „coś takiego małego gównianego” i najłagodniejsze z nich „walnęliśmy o beton”.  Nie można się dziwić. Ktoś, kto nienawidzi własnego narodu, obraża Go i poniewiera, nie może kochać naszej ojczystej mowy. Toteż posługuje się językiem rynsztokowym, który „GW” smakowicie cytuje. Bo też, jak twierdzi Sasnal, „ja się czuję dzieckiem „Wyborczej”. Wszystko się zgadza.

„GW” wolno wszystko

Gazeta Michnika przoduje od dawna w antypolonizmie. Na temat artykułów o charakterze antypolskim w tej gazecie można by było napisać wielotomowe dzieło. Oskarżanie Polaków o niepopełnione czyny i zbrodnie, nagminne fałszowanie historii, szczególnie stosunków polsko-żydowskich,  poniżanie Polaków, to differentia specifica tego pisma. Tym razem jednak „Wyborcza” przebiła samą siebie. Wręcz zaczęła posługiwać się językiem hitlerowskim. Tym samym otworzyła nowy etap w antypolonizmie.

A teraz wyobraź sobie Czytelniku, że w jakimś periodyku polskim ukazuje się wywiad zupełnie z kimś innym, zaczynający się od pytania: „Czy Żydzi to świnie?” To dopiero powstałby rejwach  nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. „Autorytety” mianowane przez „GW” napisałyby dziesiątki protestów, politycy z tzw. lewicy i tzw. prawicy prześcigaliby się w potępieniach, organizacje żydowskie w Polsce i zagranicą rozpętałyby nową kampanię  na temat polskiego antysemityzmu. Gorliwiec w śledzeniu naszego rzekomego antysemityzmu pan prokurator generalny Andrzej Seremet wszcząłby śledztwo, po czym odbyłby się pokazowy proces sprawców, nagłaśniany przez media „poprawne politycznie”. Kto wie, może i Episkopat wystosowałby potępienie. Ale antypolonizm pozostaje w Polsce bezkarny.

Podobnie jak bezkarnie uszło „GW” i innym gazetom oskarżanie Jana Kobylańskiego o mordowanie Żydów, podobnie jak uszła bezkarnie nagonka na zasłużoną polską uczoną prof. Barbarę Jedynak. Podobnie jak znieważenie biało-czerwonej flagi w TVN. Prokuratorzy i sędziowie w Polsce wiedzą, że za antypolonizm nie karze się. Bo który z nich, nawet przekonany o winie, śmiałby skazać Adama Michnika, dziennikarza lub rozmówcę tej  gazety?! To byłby koniec kariery. Tak więc w omawianej  sprawie, choć kwalifikuje się o oskarżenie, nic się nie stanie. Źaden prokurator oskarżenia nie wniesie. Tchórzostwo i kundlizm dawno odniosły zwycięstwo w III RP.

Zbigniew Lipiński

Nr 15-16 (8-15.04.2012)

Za: Myśl Polska () | http://sol.myslpolska.pl/2012/04/antypolonizm-znowu-bezkarny/

Skip to content