Aktualizacja strony została wstrzymana

Niebezpieczna eskalacja natręctw – Stanisław Michalkiewicz

Dawno, dawno temu, jeszcze za komuny, felietonista Hamilton w tygodniku „Kultura” napisał felieton o swojej ciotce, która cierpiała na osobliwe natręctwo. Nie mogła na przykład pogłaskać kota, bo kiedy tylko brała go na ręce, natychmiast musiała szukać na nim pcheł. Wygląda na to, że od tamtej pory tego rodzaju natręctwa upowszechniły się do tego stopnia, że śmiało można mówić o epidemii.

Oto na przykład działające we Włoszech stowarzyszenie Gherush 92 mające status doradcy Rady Gospodarczej i Społecznej ONZ domaga się usunięcia „Boskiej Komedii” Dantego Alighieri z polecanej w szkołach lektury, ponieważ jest to dzieło „antysemickie”. To prawda, że Dante pisał to, co naprawdę myślał – ale właśnie dzięki temu literatura europejska otrzymała ponadczasowe arcydzieło, któremu nie dorastają do pięt współczesne „skisłe szekspiry” – chałturnicy, z wyższością, ostentacyjnie pogardzający „ciemnym średniowieczem”, o którym – jak zresztą o wszystkim innym – nie mają najmniejszego pojęcia. Dante jest ostentacyjnie chrześcijański, ale przecież za przewodnika w swojej wędrówce po zaświatach, której opisem jest właśnie „Boska Komedia”, obiera sobie Wergiliusza, jednego z największych poetów starożytnego Rzymu. Ciekawe, że właśnie Wergiliusz, żyjący na pograniczu starej i nowej ery, opiewał pojawienie się na ziemi Dziecięcia: „Wieków olbrzymi ordynek z nowego się rodzi początku. Oto powraca i Panna, powraca królestwo Saturna, Oto i nowe stworzenie z wyżyny niebieskiej zstępuje. Dziecię się rodzi – i kres pokolenie otrzyma żelaza”. Nic dziwnego, iż średniowiecze uznało, że powołujący się na Sybillę wieszcz Romy witał w ten sposób Chrystusa. Ale postępactwo zrzeszone w Gherush 92, będące włoskim odpowiednikiem działającej w naszym nieszczęśliwym kraju delatorskiej organizacji Otwarta Rzeczpospolita, w ogóle tego nie zauważa – bo dla niego najważniejsze jest, że Dante nie padł na twarz przed Żydami i nie okazał należnego respektu sodomitom. Jakie to szczęście, że „Kac Wawa”, którego producent zamierza w niezawisłym sądzie uzyskać prawomocne uznanie tego filmu za zasługujące wyłącznie na peany arcydzieło, nie zawiera żadnych akcentów antysemickich ani homofobicznych. Przeciwnie – wszyscy „spotykają się” tam ze wszystkimi bez żadnych uprzedzeń rasowych ani płciowych, więc jest wysoce prawdopodobne, że nie tylko niezawisły sąd, ale również władze oświatowe uznają go za cymes i nakażą spędzanie na seanse uczniów tak samo, jak na arcydzieło pani reżyserowej Agnieszki Holland „W ciemności”.

Ale to jeszcze nic w porównaniu z recenzją, jaką światu, a zwłaszcza Węgrom, Polsce i Hiszpanii, wystawił Abraham Foxman, dyrektor żydowskiej Ligi Antydefamacyjnej. Rosjanie powiadają, że każdy durak po swojemu s uma schodit – ale pan Foxman żadnym „durakiem” nie jest. Czasami rzeczywiście może sprawiać wrażenie, jakby uważał się za sumienie świata, ale tak naprawdę to wynalazł sobie sposób na życie polegający na czerpaniu korzyści z pomierzania wszystkim wokół poziomu antysemityzmu. Dotychczas można było traktować działalność pana Foxmana pobłażliwie, ale w ostatnim jego wystąpieniu znalazły się akcenty potencjalnie groźne. Pisze on m.in., że „na Węgrzech, w Hiszpanii i w Polsce postawy antysemickie są szczególnie silne i wymagają poważnej reakcji ze strony przywódców politycznych, społecznych i religijnych”. Wypada mieć nadzieję, że żaden z tych przywódców nie będzie przed panem Abrahamem Foxmanem skakał z gałęzi na gałąź, bo w przeciwnym razie jego wypowiedź nosiłaby wszelkie znamiona wojennego podżegania przeciwko Węgrom, Hiszpanii i Polsce. Na wszelki wypadek przydałby się więc jakiś kaftan bezpieczeństwa.

Stanisław Michalkiewicz

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 23 marca 2012, Nr 70 (4305) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=dd&dat=20120323&id=main

Skip to content