Aktualizacja strony została wstrzymana

Największa afera korupcyjna w administracji państwowej – Andrzej Zybertowicz

III RP – system przyzwoleń

Platforma Obywatelska, partia ongiś głosząca potrzebę budowy IV RP (czyli państwa lepszej jakości), sprzedała się systemowi III RP. Za co? Za przyzwolenia. PO przyzwala na patologie, a grupy interesów z tych patologii korzystające przyzwalają jej na rządzenie. Ale nie jest to przyzwolenie bezwarunkowe. PO sprzedała się za władzę i korzyści wiążące się z jej sprawowaniem. Dla jednych są to pieniądze, dla innych sława albo poczucie osobistej ważności.

Pisałem już, że nasza III Rzeczpospolita to systemem dławiony przez kłamstwo, którego rozwój ograniczany jest przez „Bolkowatość”, czyli przyzwolenie na kłamstwo widoczne w zachowaniu części elit. Dzisiaj wskazuję na kolejną ważną cechę III RP – skalę przyzwoleń na patologie korupcyjne.

Głębsze warstwy korupcji

W ostatnim tygodniu zostały ukazane kolejne warstwy mechanizmów korupcyjnych występujących przy informatyzacji urzędów publicznych. Dowiedzieliśmy się m.in., że zawyżanie przez urzędników cen w kontraktach informatycznych miało charakter powszechny. „Rzeczpospolita” (z 7 marca br.) pisze: „Możemy już mówić o trwałym systemie korupcyjnym w administracji państwowej. W zamian za gwarancje pracy i korzyści materialne pracownicy największych instytucji publicznych z MSWiA, ZUS, policją i strażą pożarną włącznie podpisywali z firmami kontrakty na niebotyczne sumy, z aneksami uniemożliwiającymi w praktyce ich zerwanie”.

Szacuje się, że tylko za ostatnie lata straty sięgają kilku miliardów złotych. Kontrakty tak konstruowano, że niemożliwe było ich zerwanie – firmy sprzedawały oprogramowanie, nie przekazując praw autorskich i tzw. kodów źródłowych. „To generowało duże koszty ich obsługi. Firma mogła dowolnie żądać dodatkowych pieniędzy za aktualizację programu. (…) CBA i pion ds. przestępczości zorganizowanej warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej ustaliły, że podobne reguły stosowano od lat. W procederze brały udział duże firmy działające na polskim rynku. Kontrakty były podpisywane na niewielką część całej kwoty zlecenia, a następnie „pompowane” (podpisywano aneksy, dorabiano dodatkowe aktualizacje itp.) przez skorumpowanych urzędników”.

I żeby nie było, że afera ta i twierdzenia o jej wielkiej skali to kolejny wymysł oszołomów, „Rzeczpospolita” dodaje: „Szef MSW Jacek Cichocki i Paweł Wojtunik, szef CBA, są zgodni: mamy do czynienia z największą aferą korupcyjną w administracji publicznej”.

Mariusz Kamiński, b. szef CBA, mówi: „Niektóre firmy informatyczne zatrudniały członków rodzin wysokich urzędników państwowych i polityków. (…) Gdyby przyjrzeć się członkom rodzin oraz niektórym posłom, którzy po odejściu z Sejmu byli zatrudniani w bardzo ważnych firmach informatycznych, to widać, że jest to całe spektrum sceny politycznej – od UW przez lewicę, prawicę i PSL. Skala tego zjawiska przeraża” („Super Express”, 8 marca br.).

Naszym zdaniem w materiale „Rzeczpospolitej” węzłowe znaczenie ma informacja następująca: „Mechanizm nadużyć został wypracowany w pierwszej połowie lat 90”.

Ani głupiec, ani cynik

Komentując sprawę dla „Super Expressu” (8 marca br.), wieloletni poseł PO, minister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Jerzego Buzka, Marek Biernacki, mówi: „Najważniejsze jest jednak dla mnie, że zadziałały mechanizmy państwa, które zajęły się w końcu tą sprawą”.

Nie chcę być złośliwy, ale przypominają mi się słowa platformowego kierownika państwa, który po katastrofie smoleńskiej, mając na myśli organizację pogrzebów ofiar, mówił: państwo zdało egzamin. I oto dla posła Biernackiego „zadziałały mechanizmy państwa”, gdyż ujawniona została (dodajmy: jak dotąd tylko ujawniona, bo jeszcze nie ukarana ani wyeliminowana) patologia występująca w rdzeniowych instytucjach państwa od prawie dwóch dekad.

Czy wypowiadając te słowa, poseł Biernacki pokazuje, że jest głupcem, który nie dostrzega absurdalności swoich słów, czy też cynikiem, który łże w żywe oczy? Wiem, że część czytelników „Gazety Polskiej” to zaskoczy, ale myślę, że ani jedno, ani drugie. Sądzę, że poseł Marek Biernacki nie tyle chce wprowadzić w błąd nas, ile przede wszystkim zwieść samego siebie. Dokładniej: chce samego siebie uspokoić.

Członka partii rządzącej już drugą kadencję, b. szefa resortu spraw wewnętrznych, członka Sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych można uznać za polityka, który w pewnym zakresie – nie największym, ale jednak istotnym – jest współtwórcą ładu instytucjonalnego III RP. Na przykład to min. Biernackiemu zawdzięczamy powołanie w policji tak ważnej dla zwalczania przestępczości zorganizowanej wyspecjalizowanej służby, jaką jest Centralne Biuro Śledcze.

Ślepota obowiązkowa

A jednak – mimo specjalnych pionów policji, mimo działań tajnych służb, prokuratury, aparatu kontroli skarbowej, Najwyższej Izby Kontroli, specjalnego programu przeciwdziałania korupcji Fundacji Stefana Batorego i pewno wielu jeszcze innych instytucji kontrolnych – rozgałęzione patologie trwały przez tak wiele lat. Rozgałęzione, czyli znane niemałej liczbie osób. Patologie usytuowane w samym, powtórzmy to, rdzeniu maszynerii państwa.

Dlaczego tak inteligentny obywatel jak Marek Biernacki prezentuje tak rażącą ślepotę na mechanizmy życia publicznego w Polsce? Jak to w ogóle jest możliwe? Upraszczając, ale tylko odrobinę, odpowiemy tak. Jedną z przyczyn jest to, że żyjemy w świecie takiej polityki i takich (dominujących) mediów, które powodują, iż ślepota jest tu obowiązkowa (por. mój tekst w ubiegłotygodniowej „Gazecie Polskiej”). I zarazem nie taka trudna. Odmowa wiedzy i przyzwolenie na zło działają bowiem na poziomie na-wpół-świadomie przebiegających procesów myślowych. Mało kto jest świadom swego zakłamania.

Czy III RP jest OK?

Polaków interesujących się swoim krajem możemy podzielić na dwie grupy. Na tych, którzy uważają, że III RP w zasadzie jest OK., oraz na tych, którzy podkreślają, iż błędy konstrukcyjne III RP strukturalnie, a zatem trwale, deformują demokrację i blokują potencjał rozwojowy Polski.

Zwolennicy, w tym współtwórcy III RP – niezależnie od tego, jakie informacje o patologiach by do nich spływały – nie chcą dopuścić do świadomości wiedzy o tym, że chore są nie tylko pewne fragmenty tkanki społecznej, ale i cały system. Źe dla wyprostowania nie da się poprawić jakości naszego państwa bez głębokiej przebudowy reguł gry w politykę i gospodarkę. Mało kto ma bowiem odwagę, by przyznać, że wiele lat swojego życia poświęcił na umacnianie spróchniałej konstrukcji oraz bronienie jej jako (rzekomo) jedynej realnie możliwej. Normalny człowiek chce bowiem zachować dobrą ocenę samego siebie i nieswojo czuje się, gdy tylko pomyśli, że jego działania i przyzwolenia wspomagają różne społeczne niesprawiedliwości i nieszczęścia.

Dlatego odrzucanie tez o systemowym podłożu wielu problemów Polski jest obowiązkowe nie tylko dla polityków (i nie tylko tych aktualnie przy władzy). Owa ślepota jest psychologicznie potrzebna także wielu policjantom, pracownikom tajnych służb, prokuratorom, sędziom. I obowiązkowa przede wszystkim dla dziennikarzy – piewców III RP.

Platforma – partia sPeeSeLizowana

Platforma Obywatelska, partia ongiś głosząca potrzebę budowy IV RP (czyli państwa lepszej jakości), sprzedała się systemowi III RP. Za co się sprzedała? Za przyzwolenia. PO przyzwala na patologie, a grupy interesów z tych patologii korzystające przyzwalają jej na rządzenie. Ale nie jest to przyzwolenie bezwarunkowe. Mówiąc dokładniej, PO sprzedała się za władzę i korzyści wiążące się z jej sprawowaniem. Dla jednych są to pieniądze, dla innych sława albo poczucie osobistej ważności („iluż to ludziom pomogłem znaleźć pracę w administracji i spółkach Skarbu Państwa!”).

Można powiedzieć, że Platforma się sPeeSeLizowała. Wrosła w SLD-owską i PSL-owską tkankę klientelistycznych sieci korzyści. I być może właśnie te sieci stanowią istotę systemu III RP. Co tam wrosła! Platforma sama kreatywnie nawarstwia całe płachty powiązań przynoszących nowe korzyści. (Taka oto jest wartość dodana rządów PO).

Sprzedany jest uwikłany. Dlatego tak trudno jest zwalczać patologie tym z polityków i urzędników, którym stare odruchy przyzwoitości nie są jeszcze obce. Dlatego tak ślamazarne są liczne postępowania karne i wyjaśniające.

I zwróćmy uwagę: mimo wielkiej skali korupcji przy informatycznych przetargach, mimo ukazania głębokiego mechanizmu, media takie jak TVN, TVP i „Gazeta Wyborcza” sprawie tej nie poświęciły większej uwagi (przynajmniej do piątku 9 marca, gdy tekst niniejszy kończę).

Czy to może oznaczać, że dalsze losy Jacka Cichockiego i Pawła Wojtunika kiepsko wyglądają?

A… to zależy. Od dwóch spraw. Po pierwsze, od faktycznej skali powiązań i korzyści (sięgających przecież także firm międzynarodowych), od tego, jak daleko powiązania te sięgają. I po drugie – od tego, na ile panowie Cichocki i Wojtunik okażą się „elastyczni”.

Andrzej Zybertowicz

Więcej o mechanizmach wskazanych w tym tekście mówi książka prof. Andrzeja Zybertowicza „Pociąg do Polski. Polska do pociągu” (Warszawa 2011), dostępna w księgarni multibook.pl).

Za: Publikacje "Gazety Polskiej" (17.03.2012) |http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/400163,najwieksza-afera-korupcyjna-w-administracji-panstwowej

Skip to content