Aktualizacja strony została wstrzymana

Ks. Drzewiecki polemizuje z ideologiem Manify

Za słowami ideologów „Manify” o tolerancji, szacunku do człowieka, standardach europejskich kryje się ordynarne kłamstwo, pogarda do człowieka i przekonanie o całkowitej bezkarności w obliczu każdej podłości i każdej manipulacji, na jaką ludzie ci się decydują – pisze ks. Marek Dziewiecki. W przesłanym KAI oświadczeniu polemizuje on ze stanowiskiem Patryka Koseli, zawartym w „Gazetce Manifowej” (s. 4), wydanej przez „Porozumienie Kobiet 8 Marca”, która przygotował podbudowę ideologiczną dla odbytej 11 marca manifestacji feministycznej.

Zdaniem kapłana, P. Kosela przypisał mu „stanowisko dokładnie odwrotne do tego, jakie zajmuję w analizowanym i cytowanym przez niego artykule”. „W ten sposób odsłania on prawdziwe oblicze demagogów, którzy przygotowują grunt pod kolejny marsz «Manify»” – podkreślił ks. Dziewiecki.

KAI/Warszawa

Na Manifie posłużono się dziećmi

W czasie „XIII Manify Warszawskiej” organizacje feministyczne potwierdziły, że nie cofną się przed żadną podłością, byle tylko promować swoje polityczne cele. Tym razem proaborcyjne środowiska wykorzystały dzieci do promowania wrogiej dzieciom ideologii.

W niedzielę [11 marca] od godzin południowych dominujące media relacjonowały niemal minuta po minucie mały pochód, nie wiadomo z jakiego powodu nazwany przez jego organizatorów „Wielką Manifą Warszawską”. Te same media od kilku tygodni nie „zauważają” wielotysięcznych tłumów ludzi, którzy na ulicach największych polskich miast protestują przeciwko rażącej dyskryminacji Telewizji „Trwam” oraz w obronie wolnych mediów.

W swoich relacjach prorządowe i lewicowe media z dumą podkreślały, że w pochodzie uczestniczyła specjalnie przygotowana dla dzieci platforma, na której przyszłość naszego Narodu mogła bezpiecznie pobawić się pod fachową opieką. Nie bardzo mogłem zrozumieć, dlaczego fakt obecności grupki dzieci był w profeministycznych mediach tak mocno akcentowany, skoro świadczył przecież o tym, że są jeszcze takie kobiety, które nie słuchają feministek i które nie zabijają własnych dzieci.

Wszystko wyjaśniło się nieco później, gdy media doniosły, że tak zwana „Wielka Manifa” dotarła pod Sejm, gdzie jej najmłodsi uczestnicy – dziewczynka i chłopiec – przecięli symboliczną pępowinę, łączącą Sejm z Kościołem. Okazało się, że dzieci, których nie zabito w fazie rozwoju prenatalnego, były potrzebne feministkom nie dlatego, że oto od dziś zaczęły się one cieszyć istnieniem tychże dzieci, lecz jedynie po to, by publicznie wykorzystać owe dzieci do własnych celów ideologicznych i politycznych.

Podczas XIII „Manify” feministki osiągnęły szczyt cynizmu. Trudno przecież wyobrazić sobie coś bardziej odrażającego i przewrotnego niż to, że ziejący nienawiścią do dzieci i proaborcyjny feminizm promuje swoją ideologię, posługując się w tym celu… dziećmi! Nie potrafię wyobrazić sobie większej podłości. Gdyby środowiska prawicowe wykorzystały dzieci do promowania swoich celów czy swoich przekonań, wtedy feministki i ich polityczni sponsorzy wywołaliby medialną burzę i ogólnoeuropejską nagonkę na te środowiska. Ciekaw jestem, czy równie przeciwni wykorzystywaniu dzieci okażą się w tym przypadku? I czy Rzecznik Praw Dziecka jeszcze dziś skieruje tę sprawę do sądu?

 

Oświadczenie ks. Marka Drzewieckiego.

Pierwszą cechą propagatora „Manify 2012”, który w „Gazetce Manifowej” relacjonuje moje poglądy, jest jego zdumienie tym, że według mnie najbardziej skrajna forma przemocy w rodzinie to aborcja, czyli zabicie bezbronnego i niewinnego dziecka w fazie rozwoju prenatalnego. P. Kosela oznajmia: „Co do Kościoła katolickiego, to ten ustami ks. Marka Dziewieckiego szczytem przemocy w rodzinie nazywa nie bicie żony przez męża, a – uwaga! – aborcję”. Nie wiem, skąd to zdumienie publicysty „Manify”, gdyż chyba nie tylko ja uznaję zabicie przez rodziców własnego dziecka za jeszcze bardziej okrutny przejaw przemocy w rodzinie niż nawet pobicie żony przez męża. W przypadku aborcji chodzi nie o pobicie, ale o zabicie i nie kogoś dorosłego, kto ma szansę się bronić, ale kogoś bezradnego, kto nie jest w stanie obronić siebie.

Drugą, jeszcze bardziej charakterystyczną cechą P. Koseli jest to, że w sprawie przemocy w rodzinie przypisuje mi stanowisko dokładnie odwrotne do tego, jakie w tej sprawie zajmuję w cytowanym przez niego moim tekście. Publicysta „Gazetki Manifowej” zaczyna od przytoczenia tego, co piszę na temat wierności człowieka wobec złożonej przez siebie przysięgi: „krzywdzony małżonek (…) nie ma prawa do łamania własnej przysięgi małżeńskiej i do wchodzenia w nowy związek”. Potwierdzam, że Kościół katolicki traktuje poważnie człowieka, który składa przysięgę małżeńską i że dojrzały człowiek nie ma zwyczaju łamać złożonej przez siebie przysięgi także wtedy, gdy swoją przysięgę łamie jego małżonek. W cytowanym zdaniu Patryk Kosela pomija akurat to, co piszę na temat prawa do obrony ze strony krzywdzonego małżonka. Czytelnicy „Gazetki Manifowej” nie dowiedzą się zatem, że w analizowanym przez P. Koselę artykule stwierdzam:

„Zapobieganie dramatom małżeńskim to nie tylko solidniejsza formacja i weryfikacja narzeczonych. To także precyzyjne i szczegółowe wyjaśnianie – w ramach kursów dla narzeczonych – prawa do stanowczej obrony przed krzywdą w małżeństwie. Kościół nigdy nie zaakceptuje rozwodów, gdyż poważnie traktuje człowieka, który składa przysięgę małżeńską, ale akceptuje możliwość separacji, gdyż równie poważnie traktuje cierpienie krzywdzonego małżonka.

Obowiązkiem kapłana przygotowującego do sakramentu małżeństwa jest wyjaśnianie, że po zawarciu małżeństwa małżonek wcale nie jest własnością drugiej osoby i że także w małżeństwie obowiązuje zasada: to, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. Im więcej narzeczeni wiedzą o prawie do obrony przed krzywdą do separacji włącznie, tym wcześniej i tym bardziej stanowczo mają szansę interweniować w obliczu pierwszych przejawów kryzysu współmałżonka. Wiedzą bowiem, że żadna „klamka nie zapadła”, gdyż miłość to bycie dobrowolnym darem, a nie naiwną ofiarą.

Z kolei dla małżonka, który wchodzi w kryzys, świadomość, że ta druga strona nie jest naiwna, stanowi najlepszą motywację do tego, by czuwać nad sobą i by przezwyciężać swoje słabości. Im więcej narzeczeni wiedzą na temat mądrej miłości oraz na temat prawa do obrony przed krzywdą w małżeństwie, tym mniej będzie rozpadu małżeństw i osób porzuconych. Ważnym zadaniem Kościoła jest wyjaśnianie małżonkom, że w obliczu poważnego kryzysu ich związku należy szukać rozwiązań mądrych i uczciwych, a nie rozwiązań łatwych. Oznacza to, że krzywdzony małżonek ma prawo do obrony, do wezwania policji, rozdzielności majątkowej i separacji włącznie, ale nie ma prawa do łamania własnej przysięgi małżeńskiej i do wchodzenia w nowy związek.

Gdy już dochodzi do rozpadu małżeństwa, wtedy zwykle ten, kto bardziej zawinił, nie ma skrupułów i nie tylko porzuca małżonka oraz dzieci, ale też wchodzi w nowy związek, dopuszczając się cudzołóstwa. Osoba pokrzywdzona i porzucona pragnie zwykle zachować wierność przysiędze małżeńskiej. Obie strony potrzebują pomocy duszpasterskiej, ale strona porzucona powinna mieć w tym względzie pierwszeństwo i ma prawo oczekiwać większej pomocy” (Przewodnik Katolicki, nr 9/2008, s. 24-25).

Młodego ideologa „Manify” można uznać za doświadczonego już mistrza manipulacji i kłamstwa. Zdanie w moim tekście, do którego odwołuje się P. Kosela, brzmi: „Krzywdzony małżonek ma prawo do obrony, do wezwania policji, rozdzielności majątkowej i separacji włącznie, ale nie ma prawa do łamania własnej przysięgi małżeńskiej i do wchodzenia w nowy związek.” Czytelnikom „Gazetki Manifowej” P. Kosela cytuje powyższe zdanie w „przypadkowo” okrojonej wersji: „Krzywdzony małżonek (…) nie ma prawa do łamania własnej przysięgi małżeńskiej i do wchodzenia w nowy związek. Ideolog „Manify” opuszcza zatem słowa najważniejsze: „(krzywdzony małżonek) ma prawo do obrony, do wezwania policji, rozdzielności majątkowej i separacji włącznie”.

Analizując i cytując mój powyższy tekst, Patryk Kosela, który podpisuje się jako doktorant Uniwersytetu Opolskiego, wyciąga następujący wniosek co do mojego stanowiska: „W praktyce dla kobiet to stanowisko oznacza jedno – podtrzymywanie i sankcjonowanie przemocy”. Istnieją tylko dwie możliwości wytłumaczenia, jak to możliwe, że P. Kosela przypisuje mi stanowisko odwrotne do tego, jakie zawarłem w analizowanym i cytowanym przez niego tekście: albo ideolog „Manify” nie jest w stanie zrozumieć tego, co czyta, albo też świadomie kłamie i z premedytacją wprowadza w błąd swoich czytelników.

Powyższa sytuacja to jeszcze jedno potwierdzenie tego, że ludzie, którzy są inspiratorami i organizatorami „Manify”, czują się aż tak bardzo pewni swojej bezkarności, że nie wahają się kłamać publicznie i na piśmie, byle tylko uzasadnić „słuszność” ideologii, którą głoszą. Nie dziwi mnie tego typu cynizm i przewrotność, jeśli pamiętamy, że to, co środowiska związane z „Manifą” najbardziej agresywnie promują, to „prawo” kobiety do zatruwania własnego organizmu zbędnymi hormonami (antykoncepcja), a także „prawo” do zabijania własnych dzieci w fazie rozwoju prenatalnego (na razie tylko w tej fazie). Może natomiast tych ludzi zdziwi to, że nie pozwolę, by w „Gazetce Manifowej” bezkarnie kpili sobie z Kościoła katolickiego i by przypisywali mi twierdzenia odwrotne do tych, które głoszę.

Ks. Marek Dziewiecki / Warszawa

Za: Blog ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego (2012-03-12) | http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=5834

Skip to content