Aktualizacja strony została wstrzymana

Tajemnica trzech kropek

Dociekliwi obserwatorzy zauważyli, że od jakiegoś czasu francuski prezydent Nicolas Sarkozy przy podpisie składanym na oficjalnych dokumentach stawia trzy kropki w kształcie trójkąta. Wniosek jest logiczny: Sarkozy musi być masonem. W końcu piramida (bo tak tłumaczy się ten trójkąt) jest ważnym symbolem działającej na całym świecie tajnej loży, czym można również wytłumaczyć to, dlaczego w obliczu kryzysu finansowego Grecji Europa pod przewodnictwem Sarkozy´ego i kanclerz Niemiec Angeli Merkel stopniowo zarzuca demokrację. Mianowicie taki był stary plan wolnomularzy, zapoczątkowany przez twórcę paneuropeizmu – Richarda Nikolausa Coudenhove-Kalergiego (1894-1972).

Coudenhove-Kalergi, brat znanej publicystki Idy Friederiki Görres, a od 1922 r. członek wiedeńskiej loży masońskiej „Humanitas”, już w 1925 r. poprzez swoją książkę „Praktyczny idealizm” dostarczył masonom plan bitwy, w której stawką jest podbój kontynentu. Mimo wszystko Unii Europejskiej trudno jest znieść oznaki chrześcijaństwa, podczas gdy aż roi się w niej od kojarzonych z wolnomularstwem symboli i rytuałów: czy jest to napisana przez Friedricha Schillera, a udźwiękowiona przez Beethovena „Oda do radości”, która pierwotnie była hymnem loży, a od 1985 r. jest oficjalnym hymnem Unii Europejskiej, czy ustanowiona w Akwizgranie Międzynarodowa Nagroda Karola Wielkiego, która od 1950 r. przyznawana jest osobistościom Europy i po raz pierwszy powędrowała do Coudenhove-Kalergiego, czy to odznaczenie Coudenhove-Kalergiego, przyznawane od 2002 r. przez Unię Europejską osobom i instytucjom, które wyróżniają się zaangażowaniem na rzecz Europy. Posługując się trzema punktami Sarkozy´ego, po raz kolejny wykazano postępującą infiltrację masonerii.

Interesy w loży

Pałac Elizejski oficjalnie zaprzecza, jakoby prezydent był członkiem loży masońskiej. Francuski magazyn informacyjny „Le Point” również nie pisze nic pewnego o jego domniemanym członkostwie. Ale to nie znaczy, że masoni trzymają się z dala od francuskiej i światowej polityki. Wprost przeciwnie. Według „Le Point”, dwaj drugoplanowi kandydaci w wyborach prezydenckich to zadeklarowani masoni: Jean-Luc Mélenchon, kandydat radykalnej lewicy, jest członkiem Wielkiego Wschodu Francji, jednej z najstarszych lóż masońskich w Europie. Natomiast Corinne Lepage, kandydatka „zielonych”, należy do żeńskiej loży masońskiej.
Abstrahując od tych lewicowych powiązań, magazyn w bezpośrednim politycznym otoczeniu Sarkozy´ego doliczył się przynajmniej trzynastu masonów. Wśród nich są: minister gospodarki Fran÷ois Baroin, minister pracy Xavier Bertrand, minister obrony Gérard Longuet, minister spraw wewnętrznych Claude Guéant, minister sprawiedliwości Michel Mercier, minister sportu David Douillet, minister ds. współpracy międzynarodowej Henri de Raincourt i minister edukacji Luc Chatel. Jeśli ta lista rzeczywiście miałaby się zgadzać, to można podejrzewać, że rząd francuski nie tyle jest sterowany przez tajną lożę, ile praktycznie sam jest jedną wielką lożą, której członkowie – niezależnie od tego, czy prezydent maluje piramidy, czy też nie – pod otoczką służbowych spraw bezpiecznie załatwiają swoje interesy.
Dokładnie tak, jak ujął to hiszpański znawca wolnomularstwa i autor książki „Spisek masonów” ks. prof. Manuel Guerra Gómez w wywiadzie z Katolicką Agencją Informacyjną Kath.net: „Należy rozróżniać między masonerią a masonami. Wolnomularstwo jako takie nie dąży do władzy. A jednak masoni mają swoją reprezentację we wszystkich międzynarodowych organizacjach, gdzie zapadają ważne decyzje”. To dla nich nie tylko ważny krok w karierze, ale także okazja do szerzenia najważniejszych założeń elitarnego, mającego swoje początki w średniowieczu bractwa, a więc: wolności, braterstwa, tolerancji wobec innych. A formułując to trochę mniej kwieciście: relatywizmu, gnostycyzmu i konsekwentnego odrzucenia kościelnego monopolu na zbawienie.

Jawni i tajni

Jednakże o tym, na ile silnie poszczególni masoni pociągają za sznurki władzy politycznej w Europie lub też współpracują ze sobą ponad granicami swoich krajów – można jedynie spekulować, zwłaszcza że sytuacja w poszczególnych państwach jest zróżnicowana. Nie wszędzie poszczególni masoni dążą do władzy. W krajach północnych i w Wielkiej Brytanii już rządzą. Na przykład głowa Wielkiej Brytanii królowa Elżbieta II jest zarazem wielkim mistrzem Zjednoczonej Loży Anglii, która – co by nie mówić – zrzesza przynajmniej 750 tysięcy członków. Do takich światopoglądowych „kołowrotków” przez długi okres należał także angielski duchowny Jonathan Baker, którego nominacja na biskupa Ebbsfleet w 2011 r. wywołała burzę wśród wiernych Biblii anglikanów. W międzyczasie Baker opuścił lożę i objął swój nowy urząd.

To nie jedyne publiczne wystąpienie masonów w Anglii. Kiedy rząd Tony´ego Blaira zamierzał wprowadzić obowiązek zgłaszania swojej masońskiej przynależności, od 1400 angielskich sędziów otrzymał odpowiedź z deklaracją ich członkostwa w loży. Godna podziwu szczerość pasująca do zasady przejrzystości nowoczesnej masonerii, której rytuały i symbole, pilnie strzeżone przez długi czas, już dawno zostały opisane w przeróżnych książkach i w internecie. Jednak obowiązek meldowania przynależności do masonerii do tej pory nie został wprowadzony w Wielkiej Brytanii.

Inaczej niż we Włoszech, gdzie od czasów skandalu, jaki w latach 70. wybuchł wokół wolnomularskiej loży „Propaganda Due”, funkcjonariusze poszczególnych obszarów administracji publicznej są objęci obowiązkiem zgłaszania swojego członkostwa w loży masońskiej. Licio Gelli, założyciel i „czcigodny mistrz” tej w międzyczasie rozwiązanej loży, która tak jak on w 1976 r. została wykluczona z kręgów masonerii, oskarżony o agenturalne uwikłania uciekł do Ameryki Południowej. W 1981 r. podczas przeszukania jego willi w Arezzo odkryto długą listę z nazwiskami włoskich oficerów, polityków i osobistości życia publicznego zaangażowanych w działalność loży „Propaganda Due”. Były na niej nazwiska przeszło 900 urzędników rządowych, przemysłowców, dziennikarzy i czołowych bankierów, a wśród nich również głowy byłej włoskiej rodziny królewskiej z dynastii sabaudzkiej Wiktora Emanuela.
Na liście znalazł się również niejaki Silvio Berlusconi, znany obecnie na arenie międzynarodowej jako były premier Włoch oraz człowiek niebędący nieskazitelnym wzorem cnót etycznych. Czy był on „cavaliere”, wykuwającym skrzętnie w kamieniu swoją osobowość, tak jak to przewiduje „Old Charges”, czyli masońska konstytucja?

Czy w Niemczech, gdzie mówi się o 14 tysiącach masonów zrzeszonych w 470 lożach, wśród polityków chrześcijańskiej demokracji są również masoni? I czy Angela Merkel, chociaż (przynajmniej do tej pory) składając podpis, nie stawia trzech kropek, nie stworzyła wokół siebie czegoś na kształt rządzącej krajem loży?
Te i inne tajemnice próbował zgłębić dziennikarz Guido Grandt na potrzeby swojej książki „Czarna księga masonerii”. W ramach tzw. zasady przejrzystości w Bundestagu, mającej na celu upublicznienie nie tylko stosunków zatrudnienia, dodatkowych miejsc pracy i dochodów poszczególnych parlamentarzystów, ale również ich zaangażowania w działalność stowarzyszeń, wysłał do wszystkich partii zapytanie, jacy politycy należą do stowarzyszeń masońskich, które w Niemczech zazwyczaj są zarejestrowane.

Grandta interesowało to, jak ci politycy godzą swój wolnomularski światopogląd ze stanowiskiem, które piastują. W końcu politycy, którzy są masonami, według „Międzynarodowego Leksykonu Wolnomularzy” nie mogą działać wbrew swojej masońskiej ideologii. Po ciągnącym się tygodniami oczekiwaniu na odpowiedź nie otrzymał żadnych konkretnych informacji. CDU nie chciała zabierać głosu w tej sprawie. CSU również. SPD milczało, ponieważ rzekomo nie zna „tego rodzaju danych osobowych” swoich członków, a przede wszystkim ich nie udostępnia. Związek 90/Zieloni nie przysłał żadnej odpowiedzi. Natomiast partia Die Linken wyjaśniała, że nic nie wie o tym, aby jej politycy byli masonami.

Jedynie FDP odpowiedziało na to pytanie obszerniej, stwierdzając, że nie ma żadnej sprzeczności między wolnomularstwem a polityką, a „bezpartyjni politycy” to zazwyczaj „iluzja”. Nie jest więc zaskoczeniem fakt, że kilku niemieckich powojennych polityków, publicznie znanych z przynależności do masonerii, przeważnie było członkami FDP: np. Thomas Dehler i Reinhold Maier, których imieniem nazwano fundacje i centrale partii.
Aby poprawić swój wizerunek w oczach opinii publicznej, loże wolnomularskie przyznają różnego rodzaju nagrody, organizują panele dyskusyjne i imprezy kulturalne. Mozart tutaj, gdzieś indziej Zulehner. Wielka Loża Dawnego Rytu Wolnych i Przyjętych Mularzy Niemiec przyznaje cieszące się dużym zainteresowaniem nagrody osobom szczególnie zasłużonym w propagowaniu wartości humanitarnych. I tak w książce „Byłem masonem” były „wielki mówca” niemieckich masonów Burkhardt Gorissen, który powrócił do Kościoła katolickiego, opisuje przyznanie nagrody pozbawionemu prawa nauczania teologowi Hansowi Kźngowi w 2007 r. w Kolonii za jego „światowy etos”.

Lobbing w Parlamencie Europejskim

Już rzut oka na organizacyjne kulisy pokazuje, że w każdej loży, pomimo pozornie szczytnych ideałów, dzieją się rzeczy bardzo dziwne. Jak pogodzić deklarowaną przez nich ideę demokracji, jeśli wiadomo, że polityczna, duchowa i gospodarcza elita spotyka się potajemnie, sprawuje tajemnicze rytuały i omawia sprawy, o których opinia publiczna nic nie wie? Wymowny jest też fakt, że wszystkie propozycje dotyczące rodziny i bioetyki, stojące w sprzeczności z nauką Kościoła, zostały niedawno przyjęte przez Parlament Europejski.

Ostatecznie, jak sugeruje również artykuł w „Le Point”, nie ma już większego znaczenia, jaki polityk i z jakiej partii jest wybierany na dane stanowisko. W drużynie, która tworzy kampanię wyborczą rywala Sarkozy´ego, Fran÷ois Hollande´a, według danych magazynu, również znajduje się dziesięciu masonów. A wśród nich przewodniczący Senatu Jean-Pierre Bel i byli ministrowie: Michel Sapin i Jean-Yves Le Drian. Czy to tylko francuska przypadłość? Skutek rewolucji i laicyzacji? Dążenie do obsadzenia ważnych stanowisk w polityce, społeczeństwie i kulturze, rytualna praca sięgająca parlamentów, a wszystko po to, aby rozbłysła świątynia humanitaryzmu.

Dr Stefan Meetschen
niemiecki pisarz, publicysta

tłum. Bogusław Rąpała

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 10-11 marca 2012, Nr 59 (4294) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120310&typ=my&id=my07.txt

Skip to content