Aktualizacja strony została wstrzymana

Złowieszcze meandry światowych finansów

Międzynarodowy Fundusz Walutowy upublicznił przed kilkoma dniami chyba najbardziej pesymistyczny w całej swej historii raport. Przestrzega przed globalnym spowolnieniem. Wskazuje na liczne sprzężenia zwrotne, które hamują rozwój. Przykładowo, oddłużanie („delewarowanie”) sektora bankowego i zwiększone zaangażowanie banków w finansowanie długów państw (przede wszystkim w krajach strefy euro) doprowadzi do ograniczenia akcji kredytowej dla firm, mniejszych inwestycji oraz zahamowania wzrostu. Ot, takie finansowe abc. Wrażenie robią dopiero dane zbiorcze z ostatnich lat dotyczące zamówień w przemyśle i światowego eksportu – indeks zamówień w przemyśle przebił linię rozdzielającą obszar recesji od obszaru koniunktury, a światowy eksport maleje. Obie te wielkości po raz pierwszy od kryzysu w 2008 r. wskazują na zbliżającą się globalną recesję.

Tymczasem w Europie Bank Centralny (EBC) zasilił banki drugi raz w ciągu dwóch miesięcy zastrzykiem gotówki, tym razem na kwotę 530 mld euro, po 489 mld euro w grudniu 2011 roku. W sumie ponad bilion euro! Finansowa transfuzja zbiega się z dwoma wydarzeniami. Międzynarodowy Instytut Finansów (IIF) ogłosił ostateczne warunki redukcji zadłużenia Grecji wobec prywatnych instytucji finansowych o… 74 procent (szacunkowo w bieżących euro) i zachęcił je do… „dobrowolnej” partycypacji. Jednocześnie Międzynarodowe Stowarzyszenie Swapów i Derywat (EMEA) orzekło, że w przypadku Grecji restrukturyzacja długu jest zaiste dobrowolna i nabywcy tzw. CDS-ów – ubezpieczenia na wypadek niewypłacalności Grecji, nie otrzymają odszkodowań. Zatem tłumacząc na ludzki język, Grecy są wypłacalni, bo zapłacą tylko nieco więcej niż 20 eurocentów za każde pożyczone euro. Gdzie tu logika i zdrowy rozsądek? Cóż, świat finansów i polityki przebił właśnie dno w swej straceńczej dialektyce.

Nie dziwmy się zatem, że w Polsce deficyt budżetowy waha się z roku na rok między 25 do 45 mld zł, a dług publiczny przyrasta w tempie ponad 100 mld zł rocznie. 60 do 70 miliardów ginie po drodze zamiecione pod dywan, bo przecież w Unii deficyt i dług są liczone inaczej. Minister Jacek Rostowski prowadzi zatem podwójne księgi – na użytek wewnętrzny i na potrzeby Unii. A może i potrójne, by niejako przy okazji kontrolować prawdziwy stan finansów państwa? Premier Donald Tusk podpisał w zeszłym tygodniu tzw. pakt fiskalny wraz z przedstawicielami 25 z 27 krajów Unii Europejskiej. Czechy i Wielka Brytania nie przystały na ograniczenia suwerenności finansowej w ramach UE. Trudno ten dokument określić inaczej niż łabędzi śpiew europejskiego establishmentu. Państwa sygnatariusze zaklinają rzeczywistość. Wyznaczały kryteria długu i deficytu finansów publicznych, których przez lata nie będą w stanie wypełnić. Choćby 60 procent długu publicznego do PKB, gdy w Niemczech sięga on, bagatela, 80 procent, w Belgii 100 procent, nie wspominając o Włoszech i Grecji – odpowiednio: 120 i 160 procent. Może więc za jakieś 25 lat…, jeśli wszystko dobrze pójdzie. Drogą do finansowej nirwany ma być ograniczenie deficytu strukturalnego do 0,5 procent i deficytu finansów publicznych do 3 procent, deklaracja niestosowania kreatywnej księgowości oraz kary sięgające do 0,1 procent PKB. Jednak nikt nie pamięta, że te same kraje nagminnie nie wypełniały zbliżonych od dawna obowiązujących kryteriów.

Cóż, nie sposób traktować poważnie paktu fiskalnego, deklaracji o wypłacalności Grecji czy o „dobrowolnym” obniżeniu wysokości jej długu. Prawda jest po prostu taka, że gdyby szacowne amerykańskie i europejskie banki miały wypłacić sobie nawzajem ubezpieczenia za greckie CDS-y, to cały system finansowy z dnia na dzień by się załamał. Z kolei uznanie Grecji za wypłacalną, podczas gdy pokryje ona jedynie 20 eurocentów z każdego eurodługu, spowoduje, że rynek CDS-ów już wkrótce się załamie. Słowem, mimo szumnych deklaracji i paktów żaden problem globalnych finansów nie został rozwiązany. Walka finansowych buldogów pod dywanem trwa. Nad światem nadal wisi, niczym miecz Damoklesa, 600 bilionów dolarów derywat podobnych do greckich CDS-ów. Dalej mamy do czynienia ze „zbyt dużymi, by upadły, bankami”, ba, nawet ogłoszono ich listę. Banki pożyczają od Kowalskiego (pożyczka NBP dla MFW czy kredyty EBC dla europejskich banków), by pokrywać bieżące straty lub bezkarnie spekulować.

Tymczasem ostatni dzwonek brzmi niezwykle donośnie. Realna gospodarka ginie pod ciężarem spekulacji finansowych. Spada światowy handel, rośnie zagrożenie protekcjonizmem, narasta niezadowolenie społeczne, chwieją się państwa. Winni kryzysu zapadli się pod ziemię. Rosną dysproporcje między bogatym centrum Europy a biednymi peryferiami. Państwa i narody są traktowane jak żetony w grze. A światowa finansjera w najlepsze lobbuje za utrzymaniem fikcji rynku derywat, by kolejny raz ukryć narastające straty.

Jerzy Bielewicz
prezes Stowarzyszenia „Przejrzysty Rynek”

Za: Nasz Dziennik, Czwartek, 8 marca 2012, Nr 57 (4292) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120308&typ=my&id=my05.txt

Skip to content