Aktualizacja strony została wstrzymana

Smoleńsk: tajemnice zarekwirowanych dowodów

Niebawem miną dwa lata od katastrofy, a Rosja nadal nie chce zwrócić Polsce kamizelek kuloodpornych oraz broni funkcjonariuszy BOR, telefonu satelitarnego prezydenta, telefonów komórkowych BlackBerry, jakie posiadali dowódcy wojsk, i aparatów fotograficznych znalezionych na miejscu katastrofy. Rosjanie uniemożliwiają polskiej prokuraturze przeprowadzenie badań kluczowych dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy.

– Kamizelki kuloodporne są produkowane z włókna kewlarowego. Są grube, mają wiele warstw. Gdy pocisk uderza w kamizelkę, włókna się rozciągają, ale nie pękają, nie wracają też do stanu pierwotnego. Jeśli w Tu-154 doszło do eksplozji, na kamizelkach mógł zostać ślad od uderzeń różnych odłamków, ale także wbiłyby się w nie drobiny materiału wybuchowego – mówi „GP” specjalista od badania materiałów wybuchowych.

Po co Rosji broń funkcjonariuszy BOR?
Także zbadanie broni, jaką mieli przy sobie funkcjonariusze BOR będący na pokładzie samolotu (funkcjonariuszom, którzy mieli zabezpieczać teren w Smoleńsku i Katyniu przed lądowaniem, Rosjanie zabronili, by zabrali ze sobą broń), mogłoby dać odpowiedź, czy z broni tej strzelano po katastrofie. Jak wiadomo, na filmie znanym z internetu pod nazwą „Samolot płonie” słychać wystrzały. Według analizy dostarczonej z Niemiec zespołowi parlamentarnemu ds. katastrofy smoleńskiej – to odgłosy pochodzące z broni palnej. „Analiza sprawia wrażenie bardzo profesjonalnej – zarówno obraz, jak i dźwięk. Dźwięk jest wyczyszczony i odszumiony, a obraz przejrzysty, najlepszy ze wszystkich, jakie widziałem. Analizę zrobiono bardzo szczegółowo, z dźwiękiem podzielonym na 2-sekundowe, bardzo dokładnie opisane fragmenty” – komentował w rozmowie z portalem Niezalezna.pl Antoni Macierewicz.

Czy zatem strzały utrwalone na nagraniu pochodzą z broni funkcjonariuszy BOR? A jeśli nie, w jakim celu Rosjanie tak długo ją przetrzymują?

Mimo wielokrotnego podnoszenia sprawy zwrotu broni polskich funkcjonariuszy Rosja milczy w tej sprawie, nie podając nawet terminu, kiedy ją zwróci.

Dostaliśmy kawałek słuchawki
Podobnie jest z telefonem satelitarnym, jaki znajdował się na pokładzie polskiego tupolewa.
Pod koniec lutego 2012 r. zwróciliśmy się do rzecznika Naczelnej Prokuratury Wojskowej w sprawie telefonu satelitarnego. Zapytaliśmy: „W odpowiedzi dla »GP« odpowiedział Pan, że »urządzenie służące do nawiązywania łączności satelitarnej, które było zamontowane na pokładzie samolotu Tu-154 M nr 101, nie zostało w całości przekazane Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie«. Czy oznacza to, że stronie polskiej przekazano wszystkie resztki urządzenia, które ucierpiało w wyniku katastrofy, czy też jakieś elementy telefonu zostały w Rosji, a do Polski wróciła np. Obudowa?”.

Rzecznik prasowy NPW wz. kpt. Marcin Maksjan napisał: „W odpowiedzi na przesłane w dniu 20 lutego 2012 r. o godz. 10.12 pytania, uprzejmie informuję, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie dysponuje jednym z fragmentów urządzenia służącego do nawiązywania łączności satelitarnej, które było zamontowane na pokładzie samolotu Tu-154 M nr 101; prokuratura nie ma wiedzy, czy jeszcze jakaś część tego urządzenia przetrwała w wyniku katastrofy”.

Jaką część urządzenia miał na myśli kpt. Maksjan? Z wcześniejszych informacji szefa Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prok. Ireneusza Szeląga, przekazanej PAP, wiadomo, że telefon satelitarny na pokładzie Tu-154 składał się ze stacji bazowej i trzech słuchawek oraz linii faksowej. „Polska prokuratura nie wie, czy stacja bazowa telefonu satelitarnego z Tu-154 została zniszczona w katastrofie, czy też jest w dyspozycji strony rosyjskiej. My jej nie otrzymaliśmy, mamy część jednej z trzech słuchawek” – mówił Szeląg.

Sekrety telefonu satelitarnego

Choć nie udało nam się dotąd odzyskać z rąk Rosjan tak ważnego urządzenia jak telefon satelitarny, to prokuratura, zamiast zdwoić wysiłki w celu przejęcia tego urządzenia, zwracała się do… Królestwa Danii. „Skierowany do Danii wniosek o pomoc prawną w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej dotyczył kwestii technicznych związanych z funkcjonowaniem aparatu telefonii satelitarnej na pokładzie Tu-154M” – informował płk Zbigniew Rzepa, rzecznik NPW. Gdy próbowaliśmy dopytać o szczegóły tego wniosku, otrzymaliśmy odpowiedź, że „Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie otrzymała w sierpniu 2011 r. materiały związane z realizacją wniosku o udzielenie pomocy prawnej z Królestwa Danii. Jeśli chodzi o ich znaczenie dla prowadzonego śledztwa, niestety na to pytanie – z przyczyn oczywistych – pozwolę sobie nie odpowiedzieć Panu Redaktorowi”.

Według naszych informacji, śledczy chcieli poznać treść nagrania rozmowy Lecha Kaczyńskiego z pokładu samolotu z bratem Jarosławem, jaką przeprowadzili przed katastrofą. Jak wiadomo, prezydent dzwonił z telefonu satelitarnego, a treść rozmowy mogła zostać rzekomo utrwalona przez Duńczyków w wyniku prowadzonego przez nich nasłuchu. Z ujawnionych w mediach zeznań Jarosława Kaczyńskiego złożonych w prokuraturze wynikało, że rozmawiał on z bratem o godz. 8:20 rano o zdrowiu ich matki. Po około minucie rozmowa się urwała. Jej treść jest dla wyjaśnienia katastrofy sprawą trzeciorzędną, mimo to śledczy – zapewne pod wpływem presji ze strony osób, które sugerowały, jakoby Jarosław Kaczyński zmusił brata do lądowania – włożyli wiele trudu, by pozyskać nagranie.

Łakome kąski dla GRU

Aleksander Ścios, współpracujący z „Gazetą Polską” publicysta i bloger, pisał: „Jest prawdopodobne, że z aparatu firmy TechLab 2000 korzystał prezydent Lech Kaczyński (spółka TechLab 2000 opracowała system Sylan, oferujący rozwiązania dla analogowych, cyfrowych i bezprzewodowych sieci telefonicznych – red.). (…) W listopadzie 2008 MON zawarło z TechLab 2000 umowę na dostawę urządzeń szyfrujących systemu Sylan (…). Według nieoficjalnych informacji, szef Sztabu Generalnego, gen. Franciszek Gągor, oraz gen. Andrzej Błasik używali natomiast telefonów BlackBerry. Wiemy, że po tragedii smoleńskiej Rosjanie nie zwrócili żadnych terminali, używanych przez najważniejsze osoby w państwie. Prawdopodobnie trafiły one w ręce rosyjskich służb specjalnych, które potencjalnie – zależnie od poziomu zastosowanych zabezpieczeń – mogły znaleźć w nich wiele interesujących informacji. O takim zagrożeniu informował już 13 maja 2010 r. »Washington Times« w artykule Billa Gertza. Autor, powołując się na »źródła w wywiadzie NATO«, pisał, że »najbardziej znaczące jest to, że Rosjanie prawdopodobnie uzyskali ultratajne kody używane przez armie NATO do komunikacji satelitarnej«. Zdaniem Gertza, »jeśli rosyjskie służby specjalne były w stanie odzyskać karty kodowe telefonów satelitarnych, będą w stanie rozkodować teraz całą natowską komunikację sprzed katastrofy«. »To przełom dla rosyjskich służb« – informował dziennikarz, dodając, że »niemal na pewno natychmiast po katastrofie wydano wojskom państw NATO nowe kody«”.

Witold Waszczykowski, wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego za prezydentury Lecha Kaczyńskiego, mówił w wywiadzie dla „GP”: „(…) jest duży problem z telefonami oficerów i niektórych ministrów, które były zaawansowane technologicznie tzw. BlackBerry, które miały dostęp do internetu instytucji, w których pracowali. W tych telefonach ci oficerowie i ministrowie mogli odczytywać wewnętrzną pocztę tych instytucji, maile, notatki, sprawozdania, mogli wydawać polecenie podległym pracownikom i otrzymywać od nich sprawozdania”.

Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski

Więcej w jutrzejszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”

Za: niezalezna.pl () | http://niezalezna.pl/24712-smolensk-tajemnice-zarekwirowanych-dowodow

Skip to content