Aktualizacja strony została wstrzymana

Zanim zmieni się etap… – Stanisław Michalkiewicz

Użalcie się nad nami, biednymi zbirami” …Ach, ileż to już razy swołocz się tłumaczyła, że jeśli nawet mordowała niewinnych ludzi, łamała im kości, albo charaktery, jeśli się łajdaczyła i nakłaniała do tego samego innych, to albo czyniła to „bez swojej wiedzy i zgody”, albo dlatego, że „musiała”, bo miała żony, dzieci, karierę, albo majątek na widoku! Pierwsza taka fala pojawiła się po śmierci Stalina, kiedy to pojawiła się kwestia, któż teraz beknie za te wszystkie zbrodnie. To znaczy – nie wszystkie, co to, to nie, aż tak dobrze nie było ani wtedy, ani teraz. Chruszczow w swoim tajnym referacie nie uważał na przykład, by rozkułaczanie, połączone ze sztucznym wywołaniem głodu na Ukrainie i Kubaniu, które pochłonęło co najmniej 11 milionów ofiar, było jakąś zbrodnią. Nawet i dzisiaj nie wszyscy uważają to za zbrodnię, bo jakże – skoro jej wykonawcą był Łazarz Mojsiejewicz Kaganowicz? Za zbrodnię – paradoksalnie – Chruszczow uznał tylko zagładę komuchów, którzy wcześniej jako rewolucjoniści lub funkcjonariusze reżymu, te wszystkie zbrodnie popełnili, a więc ludzi, którym zagłada z tego tytułu słusznie się należała.

Więc kiedy Stalin szczęśliwie powędrował do piekła (miejmy nadzieję, że za takie przypuszczenie nie grozi jeszcze ekskomunika, bo np. ojciec Paweł Gużyński, dominikanin ujawnił w „Gazecie Wyborczej”, że „Ks. Piotr Natanek za stwierdzenie, że zmarły abp Źyciński wyje w piekle, został zasuspendowany” – w co wyjątkowo chętnie wierzę, bo w inne informacje lub opinie kolportowane przez przewielebnego ojca Gużyńskiego – już niekoniecznie. Inna sprawa, skąd właściwie ks. Natanek może takie rzeczy wiedzieć tym bardziej, że np. przewielebny ks. Wacław Hryniewicz uważa, że piekła w ogóle nie ma, a jeśli nawet i jest, to jest puste – a wcale zasuspendowany nie został. Od razu widać, że zarówno przedśmiertna, a zwłaszcza pośmiertna reputacja Ekscelencji ważniejsza jest od katechizmowych nauk o czterech rzeczach ostatecznych. Ładny interes!) pojawiła się konieczność odpowiedzi na kłopotliwe pytanie, kto mu w tym wszystkim pomagał – no bo uznanie że Stalin wymordował wszystkich osobiście, byłoby za bardzo śmieszne, nawet w Związku Radzieckim. W takich momentach szalenie liczy się refleks, którym w większości wykazali się towarzysze pochodzenia żydowskiego, nieubłaganym, oskarżycielskim palcem wskazując na towarzyszy pochodzących z mniej wartościowego narodu tubylczego, jako pomagierów Józefa Stalina. Ci owszem – przyznawali że to i owo zdarzyło im się wykonać, ale przypominali, że to tamci towarzysze wydawali im rozkazy. Na takie dictum towarzysze pochodzenia żydowskiego zareagowali oskarżeniem o „antysemityzm” – no i tak się to ciągnie aż do dnia dzisiejszego.

Jeszcze zabawniejsze były ekwilibrystyki „inżynierów dusz”, w rodzaju nieboszczki poetessy-noblistki, którzy wprawdzie osobiście kości nikomu nie łamali, ale opiewali zbrodniarzy mową wiązaną. Warto by dzisiaj opublikować antologię tych arcydzieł, żeby naiwna młodzież też wiedziała skąd komu wyrastają nogi i na jakim fundamencie zbudowana jest hierarchia autorytetów moralnych, którzy swoje życiorysy rozpoczynają od roku 1990- na przykład poemat o majorze UB, któremu w nocy ukazał się Dzierżyński, żeby podtrzymać go na duchu i dodać wigoru – sam cymes! Bodaj tylko jeden farys przyznał się, że „zwariował” – chociaż i to było kłamstwem, bo za swoje wariactwa dostawał niezły szmalec z wysokich nakładów, dochrapał się luksusowej willi i tak dalej („I ty, co mieszkasz dziś w pałacu, a srać chodziłeś za chałupę…”) – podczas gdy inni – jak to pięknie opisał Tyrmand w „Źyciu towarzyskim i uczuciowym”, najpierw inkasowali za to, że tragicznie „błądzili”, a potem – że swoje tragiczne „błądzenie” opisali – i znowu inkasowali i znowu jednym susem wskakiwali do pierwszego szeregu autorytetów moralnych i znowu wdeptywali w ziemię inaczej myślących – tylko już pod innymi pretekstami.

Podobne sytuacje miały miejsce podczas sławnej transformacji ustrojowej, ale szybko przeminęły, bo spółdzielnia pracy autorytetów moralnych, nauczona doświadczeniami z poprzednich etapów, sprawnie potępiła wszelkie wścibstwo – i albo głosząc panświnizm, że to niby wszyscy się uświnili, więc nikt nie ma prawa osądzać kogokolwiek, albo kwestionując potrzebę „rozdrapywania starych ran”, porozstawiała amatorów rozliczeń po kątach – przy czym oczywiście nie obyło się bez oskarżeń o – jakże by inaczej! – „antysemityzm!” Ale oprócz tych pieszczochów reżymu, byli również wyrobnicy – m.in. w postaci nauczycieli, na których barki zostało złożone zadanie demoralizowania dzieci i młodzieży – i niestety bardzo wielu z nich za nędzne ochłapy od reżymu zadanie to wykonywało. Niekiedy dochodziło przy tym do sytuacji podobnych do opisanych w „Syzyfowych pracach”; pamiętam, jak wychowawca naszej klasy postanowił nauczyć nas „Międzynarodówki” i dopiero po dziesiątej chyba próbie daremnego oduczenia nas fałszowania melodii zrozumiał, że to nie drewniane uszy, tylko bunt.

Wspominam o tym wszystkim dlatego, bo dzisiaj mamy do czynienia z identycznym procesem, który na tym etapie nie wymaga jeszcze ofiar z ludzi, ale wszystko przecież dopiero przed nami tym bardziej, że mamy do czynienia z dwiema przyczynami w jednym. Po pierwsze – Unia Europejska forsuje ideologię politycznej poprawności, czyli marksizmu kulturowego który nakierowany jest na doszczętne zniszczenie „kultury burżuazyjnej”, której ważnym elementem jest religia. Stąd taka niechęć, żeby nie powiedzieć – wrogość do chrześcijaństwa, które systematycznie wypierane jest z terenu publicznego – w czym niestety uczestniczą niektórzy przedstawiciele duchowieństwa oraz katolicy zawodowi, którzy z katolicyzmu żyją, więc frymarczą nim na zasadzie kto da więcej.

Właśnie 16 marca odbędzie się kolejny „zjazd gnieźnieński” podczas którego aktyw będzie stręczył uczestnikom Unię Europejską próbując przekonywać ich, że to sam Pan Bóg szepnął im z nieba. Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że dwaj główni stręczyciele zostali – oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody”, zarejestrowani w charakterze tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa. Znaczy – „służą Panu”, tylko nie tyle temu z Nieba, a raczej temu z Brukseli. Po drugie – światowe Żydostwo, zaniepokojone skutkami, jakie mogą dla diaspory wyniknąć z postępującej sekularyzacji, a także kierując się pragnieniem eksploatowania narodów mniej wartościowych – forsuje „religię holokaustu”. Judaizm ufundowany jest na traumatycznym przeżyciu opisanym w biblijnej Księdze Wyjścia – ale sekularyzacja sprawia, że coraz więcej Żydów nie jest pewnych, czy mają wierzyć, że Morze Czerwone rzeczywiście się rozstąpiło, a potem zamknęło nad egipska armią – tym bardziej, że żadne egipskie świadectwa takiej zagłady armii nie odnotowują. Ponieważ jednak religia ta była przez całe tysiąclecia i jest to tej pory istotnym czynnikiem żydowskiej tożsamości, sięgnięto po inne traumatyczne przeżycie w postaci holokaustu, w który przecież wcale nie trzeba „wierzyć”. Źeby jednak religia holokaustu wystarczająco okrzepła, nie wystarczy, by nabrali do niej smaku tylko Żydzi. Trzeba, żeby uznał ją również świat nieżydowski – a warunkiem sine qua non takiego uznania jest narzucenie wszystkim przekonania, iż holokaust jest wydarzeniem nie tylko bez precedensu w dziejach świata, ale – wydarzeniem najważniejszym. Starania te przebiegają dwutorowo; z jednej strony tworzone są prawne narzędzia terroru w rodzaju „kłamstw oświęcimskich” czy penalizacji „rewizjonizmu holokaustu” to znaczy – publicznego wyrażania wątpliwości wobec zatwierdzonych wersji wydarzeń, a z drugiej – intensywna propaganda tych właśnie zatwierdzonych do wierzenia wersji. Jednym z ważnych narzędzi tej propagandy jest film.

I właśnie Czytelnik nadesłał mi list, w którym pisze m.in.: „Wczoraj moja córka z całą klasą NA POLECENIE WŁADZ SZKOLNYCH poszła na film „W ciemności” Agnieszki Holland. Był to jakby pół przymus, bo gdyby ktoś się sprzeciwił, niejako byłby poza środowiskiem klasy jako ten, który jest przeciw Żydom. (…) Więc wszyscy karnie, jak na 1 Maja poszli.” Domyślam się, że biedne polskie dzieci musiały same zapłacić za bilety, a to znaczy, że propaganda żydowskiego przemysłu rozrywkowego – bo pani Agnieszka kręci filmy według klucza trybalistycznego – a zarazem – religii holokaustu, odbywa się nie tylko w warunkach coraz silniejszego przymusu, ale również – za pieniądze wymuszone pod pretekstem „nauczania” od indoktrynowanych oraz przy użyciu „ciała pedagogicznego” w charakterze ślepego instrumentu. Krótko mówiąc – mechanizm według najlepszych stalinowskich wzorów i nie bez kozery Czytelnikowi to wyjście całą klasą do kina przypomniało spędzanie uczniów przez nauczycieli na pochody pierwszomajowe.

Warto przy tej okazji zauważyć, że żydowska gazeta dla Polaków i inne media głównego nurtu piętnują spędzanie Rosjan na demonstracje popierające Putina. Znaczy – spędzanie na Putina jest niegodziwe, ale spędzanie i wyłudzanie pieniędzy od dzieci na Agnieszkę Holland i jej knoty jest w jak najlepszym porządku? Warto też zwrócić uwagę, że tego rodzaju presja ze strony pedagogów – bo przypadek opisany przez Czytelnika jest typowy, a nie odosobniony – nie może odbywać się bez odgórnych dyrektyw ze strony rządu premiera Tuska. Realizuje on w ten sposób wyznaczonemu zadania w zakresie realizacji scenariusza rozbiorowego i pewnie dlatego – jak informuje mnie mój honorable correspondant – jeszcze w czerwcu ub. roku premier Tusk wydał tajne zarządzenie zobowiązujące wojewodów do pozytywnego załatwiania w trybie administracyjnym roszczeń majątkowych żydowskich „spadkobierców”, którzy nie legitymują się jakimikolwiek dokumentami. Bardzo możliwe, że taki tryb „odzyskiwania mienia żydowskiego w Europie Środkowej” został uzgodniony podczas wizyty rządu premiera Tuska in corpore w Izraelu w lutym ubiegłego roku.

Z jednego choćby powodu chciałbym długo żyć. Obawiam się, że przy statystycznej długości życia mogę już się nie dowiedzieć, jakich wykrętów będą się imać członkowie Platformy Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego i „ciała pedagogicznego”, że dali się wciągnąć w realizację scenariusza rozbiorowego i w to stręczycielstwo, którego celem jest – podobnie jak w czasach stalinowskich – zniszczenie łacińskiej cywilizacji – kiedy znowu zmieni się etap. Bo każda akcja wywołuje reakcję, więc jeszcze trochę takiej presji i tylko patrzeć, jak etap się zmieni.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    serwis „Nowy Ekran” (www.nowyekran.pl)    29 lutego 2012

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2418

Skip to content