Aktualizacja strony została wstrzymana

Dlaczego Ukraińcy to nie Polacy?

Niech pana Leonida Danyłowycza [Kuczmę] nie męczy czkawka, dziś mowa będzie nie o zawartym w nazwie książki nieśmiertelnym wyrażeniu [chodzi o książkę „Ukraina to nie Rosja” – red.], a o jego współczesnym wariancie: Ukraina – nie Polska. Choć, na pierwszy rzut oka, jesteśmy do siebie podobni.

Idziesz ulicą w Warszawie czy Lublinie: sami swoi – wizualnie Polacy nie różną się zbytnio od nas. Rozumie się sam zauważasz różnicę, ale by się upewnić, że wcale nie jesteśmy sobie wcale tacy bliscy wystarczy zajrzeć do najbliższej księgarni. Jest ich tu sporo, ja jednak najbardziej lubię megalomańskie Empiki.

Zwłaszcza to piętro na którym na setkach metrów kwadratowych ciasno poukładano monografie, albumy i encyklopedie historyczne. Pół żartem mówię przyjaciołom, że jeśli kiedyś trzeba będzie się postarać o azyl polityczny – to warto to zrobić właśnie tu, w księgarni.

W Polsce ukazuje się nie dużo, a bardzo dużo książek. Szczególnie z historii XX wieku. Przypuszczam, iż jedną z głównych przyczyn w zróżnicowaniu historii oraz współczesnego stanu obu narodów jest stosunek do czytania.

Ukraina to terytorium dwa razy większe niż Polska, Ukraińców jest również więcej, ale już nie z tak bardzo – jedynie o 15 proc. Ale pod innymi względami: PKB, bogactwo narodowe, poziom szczęścia, ambicje geopolityczne, oraz poziom zdobyczy kulturalnych i intelektualnych u sąsiadów jest znacznie wyższy.

U nas bestseller to książka, jaka ukazała się w nakładzie tysiąca – dwóch egzemplarzy sprzedanych przez wydawcę w przeciągu roku, i doczekała się kilku niezbyt udanych naprędce napisanych recenzji, które zazwyczaj pojawiały się w specjalistycznych czasopismach o niewielkim nakładzie.

Dla Polaków – to książka o nakładzie dziesiątek tysięcy sztuk, recenzje na łamach Gazety Wyborczej, oraz omówienia z kontynuacją, nie wspominając już o rozmowach w eterze.

Oczywiście tamtejsi intelektualiści, nauczyciele, wydawcy i… politycy też na cały głos alarmują o katastrofie humanistycznej, zmniejszeniu się nakładów i staracie zainteresowania spuścizną Gutenberga. Ale. Poczujcie różnicę.

Jeszcze bardziej uderza i – nie będę ukrywał – wstyd za ojczyznę, gdy stoisz przed kioskiem lub błąkasz się między półkami w tym wspomnianym Empiku. W ostatnim wypadku nie jest to metafora.

Gazet i czasopism w Polsce wydaje się tak wiele, że w księgarniach mają wyznaczone osobne miejsce – setki metrów półek. To prawdziwa uczta dla duszy: weźcie pod uwagę którąkolwiek z nisz zainteresowań czytelników: kulinarną, muzyczną, historyczną, kulturologiczną, nie wspominając już o politycznej czy biznesowej; wszystko to przedstawiono w dziesiątkach pozycji.

Mnie na przykład interesuje historia, nie będę wspominał o specjalistycznych wydawnictwach dla naukowców czy o wąsko tematycznych jak np. archeologiczne. Trzy minuty i już mam w rękach miesięczniki „Focus historia”, Newsweek Historia”, „History revue”, „Świat Wiedzy”, „Mówią Wieki”, wydanie specjalne tygodnika „Polityka” o historii Arabów… Mowa o tym co zobaczyłem i kupiłem, nie wykluczam że naukowo- popularnych czasopism dotyczących historii jest znacznie więcej. Podsumujmy, sześć polskich czasopism, a ile podobnych mamy na Ukrainie? Zero.

Od specjalistycznych wydań do czasopism ogólnych. Te ostatnie nazywają w Polsce „tygodnikami opinii”. Jest ich około dziesięciu, ale format podobny do nich mają także ilustrowane tygodniki katolickie na kształt „Gościa Niedzielnego” czy „Niedzieli”, którym dziś nie poświęcimy – to fenomen zasługujący na osobną rozmowę.

Liderem „tygodników opinii” już wiele lat pozostaje gazeta „Polityka”, która ukazuje się od 1959 roku i jest jednym z niewielu reliktów PRL-u jaki znalazł miejsce w nowej wolnej Polsce. To lewicowo-liberalny tygodnik, o największym dziś nakładzie 135 tysięcy egzemplarzy. Do kryzysu 2006 roku jego średni nakład stanowił niemal 171 tys.

Drugie miejsce zajmuje – tegoroczny debiutant „Uważam Rze”. Założona w lutym 2011 roku przez dziennikarzy znanej prawicowej gazety „Rzeczpospolita”. Prowadzi ona czytelnika w kierunku liberalno- konserwatywnym. Przedstawia się jako „tygodnik niepokornych autorów”. Jego sukces jest fantastyczny! W ciągu pół roku nakład [chodzi o ilość sprzedanych egzemplarzy – red.] osiągnął poziom 132 tys. egzemplarzy, co na razie daje drugie po „Polityce” miejsce [obecnie „Uważam Rze” sprzedaje więcej egzemplarzy niż „Polityka” – red.].

Były wieloletni lider pod względem nakładu i wskaźników finansowych „Wprost” zajmuje dziś trzecie miejsce – 117 tys. tygodniowo (pięć lat temu było to 148 tys.). Następny w kolejce jest „Newsweek Polska” (112 tys.). Szóstkę liderów zamykają kolejno tygodniki „Przekrój” i „Przegląd”, które mają odpowiednio po 41 i 20 tys. czytelników.

Wydawcy [ukraińskich tygodników] „Korrespondenta”, „Ukraińskiego Tygodnia”, „Fokusa” mogą jedynie marzyć o takich nakładach.

Nie powiedziałbym, że nasi redaktorzy, fotografowie czy dziennikarze są mniej wprawni. Problem tkwi w społeczeństwie, które nie czyta. Nie potrzebuje profesjonalnej analitycznej informacji, reportaży, badań, sondaży, zadowalając się sieczką wiadomości telewizyjnych.  

Jeszcze bardziej uderza różnica pomiędzy Ukraińcami i Polakami odnośnie gazety codziennej. U nas dzienniki niemal wymarły bądź wymrą w ciągu najbliższych lat.

Nawet liderzy – gazety „Siegodnia”, „Komsomolska Prawda”, „Fakty i Kommentarii”, „Ukraina Mołoda” – przeżywają nie najlepsze czasy. Coraz rzadziej można zobaczyć w metrze człowieka trzymającego w ręku świeżą gazetę. Wewnętrzne informacje mówią o tym, że zadeklarowane nakłady są znacznie zawyżane. Niestety, liczb tych nie można nijak sprawdzić – system certyfikacji nie istnieje.

W Polsce gazety codzienne też tracą czytelników, a ich wydawcy pieniądze. Wszędzie to samo. Prasa drukowana ustępuje miejsca Internetowi i Telewizji. Niby tak samo jak i u nas. Różnica tkwi jednak w tym, iż na polskim rynku jest pięć gazet o nakładzie od 100 tys. wzwyż.

Są to zarówno poważne gazety jak: „Dziennik Gazeta Prawna”, „Rzeczpospolita”, legendarna „Gazeta Wyborcza” (308 tys. – średni dzienny nakład!), jak również tabloidy „Super Ekspress” i „Fakt Gazeta Codzienna” ( 400 tys!).

Jak to możliwe, że Polaków jest mniej niż Ukraińców, a mają kilkakrotnie większe nakłady gazet i tygodników? Problemem nie są pieniądze. Średni warszawianin nie jest bogatszy od kijowianina. 

Problem tkwi w kulturze społeczeństwa. Czytanie jest w Polsce potrzebą kulturalną – nie raz widziałem jak człowiek o niskim statusie społecznym kupował rano kawę i gazetę – taka tradycja, bo.

„Burdel w głowach, nie w kiblu” – Bułhakowska tradycja jest wiecznie żywa [cytat z powieści „Psie serce” Michaiła Bułhakowa – red.].

Wachtang Kipiani

Autor jest ukraińskim dziennikarzem, redaktorem naczelnym portalu „Historyczna Prawda” (istpravda.com.ua).

Artykuł ukazał się na ukraińskim portalu tsn.ua, 11 listopada 2011 r.: http://tsn.ua/analitika/chomu-ukrayinci-ne-polyaki.html

Tłumaczenie: Karolina Hendrys

Za: Kresy.pl (20 lutego 2012 ) | http://www.kresy.pl/publicystyka,opinie?zobacz/dlaczego-ukraincy-to-nie-polacy

Skip to content