Aktualizacja strony została wstrzymana

Odręczne notatki o cięciu wraku

Do końca lutego ma potrwać tłumaczenie rosyjskiej dokumentacji przysłanej do Polski w związku z wnioskiem o pomoc prawną w sprawie niszczenia wraku Tu-154M. Jeden z tomów akt sporządzony jest pismem odręcznym.

Sposób potraktowania wraku samolotu Tu-154M, który jest jednym z głównych dowodów w śledztwie smoleńskim, wywołuje oburzenie środowisk prawniczych. Cięcie poszczególnych części płatowca, co utrudnia jego odtworzenie, skandaliczny sposób zabezpieczenia pod brezentem, gdzie materiał ulega stopniowej korozji – to tylko część zarzutów, jakie są formułowane pod adresem strony rosyjskiej. Śledztwo w tej sprawie wszczęto w grudniu 2010 r. po zawiadomieniu pełnomocnika części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej – mec. Rafała Rogalskiego o przestępstwie niszczenia dowodów przez Rosjan.

W grudniu 2011 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie, która prowadzi postępowanie, otrzymała odpowiedź ze strony rosyjskiej na pytanie dotyczące fragmentacji Tu-154M. Od tej chwili trwa jej tłumaczenie. – Do końca lutego przetłumaczone materiały powinny wpłynąć do prokuratury od tłumacza – informuje Monika Lewandowska, rzecznik prokuratury. Dodaje, że w pierwszej kolejności prokurator zapozna się z nimi, a potem będzie decydował, jakie podjąć działania. Prokurator zapewnia, że czas tłumaczenia materiału nie jest długi, zważywszy na to, iż obejmuje on ponad tom z dokumentacją sporządzoną pismem odręcznym.

Prawnicy rewelacji raczej się nie spodziewają. Mecenas Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego w śledztwie smoleńskim, zastrzega, że do chwili ujawnienia przetłumaczonych informacji trudno cokolwiek powiedzieć. – Ale nie ma co ukrywać – wszyscy widzieli, że nikt z tym wrakiem delikatnie się nie obchodził – zaznacza. Powołuje się na materiał filmowy programu „Misja specjalna” przedstawiający cięcie tupolewa przez rosyjskie służby. – Zdjęcia, na jakich uwieczniono te działania, nie pochodziły z listopada ani z marca 2011 r., tylko były robione świeżo po katastrofie. Ewidentnie tak się nie traktuje dowodu rzeczowego. Cokolwiek Rosjanie by teraz nie napisali, fakty są takie, że zasługiwał on na szacunek – podkreśla mecenas. Przypuszcza, że do końca lutego poznamy zapewne opowieść próbującą usprawiedliwić czy rzucić inne światło na te działania. – Ale szczerze mówiąc, gdyby mnie poproszono o stworzenie takiej fantastycznej wersji, miałbym kłopot. Jestem zaciekawiony, w jaki sposób będzie można takie barbarzyństwo dowodowe – bo tak to można nazwać – a z drugiej strony jawną głupotę i pewnego rodzaju niechęć do tych dowodów uzasadnić w taki sposób, który byłby akceptowalny przez opinię publiczną – zauważa. Wskazuje, że można by to tłumaczyć niechęcią do wszystkiego, co polskie, „ale na taką szczerość ze strony rosyjskiej by nie liczył”.

Zdaniem posła Stanisława Piotrowicza (Prawo i Sprawiedliwość) z zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r., sposób potraktowania wraku od samego początku jest rzeczą skandaliczną. – Po pierwsze, wszystkie przedmioty znalezione na miejscu jakiegokolwiek badanego przez prokuraturę zdarzenia są w szczególny sposób chronione przed zniekształceniami i pozbawieniem śladów fizykochemicznych. To wszystko jest szalenie ważne – mówi Piotrowicz. Zaznacza, że możemy czasami obserwować, jak technicy kryminalistyki zabezpieczają jakiekolwiek ślady i postępują z wyjątkową starannością. – Łącznie z tym, że mają rękawiczki nie dla ochrony osobistej, ale dlatego, żeby nie nanosić linii daktyloskopijnych, a także substancji chemicznych, które zazwyczaj znajdują się na rękach. Nie mówiąc już o jakimkolwiek rozdrabianiu czy zniekształcaniu dowodu rzeczowego – mówi poseł. W Smoleńsku natomiast, jak zaznacza, mieliśmy możność zaobserwowania brutalnego postępowania z materiałami dowodowym. Tymczasem, jego zdaniem, w prawidłowo prowadzonym śledztwie dotyczącym katastrofy lotniczej robi się wszystko, żeby poskładać maszynę w całość. – W tym przypadku mieliśmy do czynienia wręcz z odwrotną praktyką, z kawałkowaniem wielu bardzo istotnych rzeczy – zaznacza. Piotrowski przyznaje, że nie spodziewa się po odpowiedzi rosyjskiej żadnych rewelacji. – Rosjanie mają przecież skłonność do tego, żeby nigdy nie przyznawać się do żadnego błędu. W tej sprawie mieliśmy do czynienia z dowodami, które wręcz kompromitowały stronę rosyjską. Nigdy nie usłyszeliśmy słowa: tak rzeczywiście, te nieprawidłowości w działaniu obsługi wieży kontrolnej na lotnisku smoleńskim, która źle naprowadzała samolot, w jakimś stopniu nas obciążają – kwituje parlamentarzysta.

Jacek Dytkowski

Za: Nasz Dziennik, Czwartek, 16 lutego 2012, Nr 39 (4274) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120216&typ=po&id=po31.txt

Skip to content