Aktualizacja strony została wstrzymana

Zrzuć z pomnika bolszewika! – Piotr Jakucki

Walka o dekomunizację życia publicznego, w tym usunięcie symboliki peerelowskiej z naszych ulic i placów, walka o dobre imię pułkownika Kuklińskiego znieważanego także po śmierci, to w istocie spór pomiędzy obrońcami Polski Ludowej, a tymi dla których była ona kolonią sowiecką, z której do końca – przez brak dekomunizacji właśnie – do dziś nie wyszliśmy.

11 lutego w Krakowie, w ósmą rocznicę śmierci pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, po raz kolejny zbezczeszczono jego popiersie. Zamazano stopień wojskowy, farbą napisano „zdrajca”. Sprawcy nieznani. Królewskiego miasta nie stać w tym wypadku na monitoring lub patrole, choć gdyby chodziło o obelisk „ku czci sowieckich wyzwolicieli” to środki zaraz by się pewnie znalazły. Tak jak w Warszawie przy pomniku Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni, popularnych tzw. czterech śpiących, przy ul. Targowej, po tym jak wymalowano na nim „antypaństwowe” napisy, m.in. „Smoleńsk pomścimy”.

Putin zmarszczył brew, pomnik zostanie
Budowa drugiej linii metra była świetnym pretekstem, by tego symbolu stalinowskiego poddaństwa się w końcu pozbyć i wywieźć chociażby do Muzeum Zamoyskich w Kozłówce na Lubelszczyźnie, do tamtejszej Galerii Sztuki Socrealizmu, w której znalazły się już zdemontowane pomniki Bolesława Bieruta (z Lublina), Włodzimierza Lenina (z Poronina) oraz Juliana Marchlewskiego (z Włocławka). „Ten pomnik komunistycznej propagandy, sprzeczny z historyczną rzeczywistością, jest dla Polaków symbolem serwilizmu i hańby – tym bardziej niemożliwym do zaakceptowania, że obrażającym pamięć i godność żołnierzy AK, WiN i NSZ zamęczonych w katowniach i więzieniach NKWD i UB znajdujących się w czasach stalinowskiego reżimu w najbliższej okolicy dotychczasowej lokalizacji pomnika.
Gdy 18 listopada 1945 roku uroczyście odsłaniano pomnik, kilkaset metrów dalej trwały przesłuchania, mordowano ludzi i chowano potajemnie w bezimiennych zbiorowych mogiłach”- napisali w proteście do władz Warszawy, podpisanym przez blisko pięć tysięcy osób, członkowie Społecznego Komitetu Protestu Przeciwko Przywróceniu Pomnika Braterstwa Broni.

Ale co tam protesty warszawiaków. Pomnik, który spowodował opóźnienie budowy metra, gdyż ambasada rosyjska nie zgadzała się na jego przesunięcie, nie zniknie. Zostanie jedynie przesunięty bliżej ul. Cyryla i Metodego (przy tej ulicy mieściła się właśnie jedna z najbardziej ponurych katowni ubeckich), jak również… poddany renowacji za około milion złotych. Z kieszeni podatnika rzecz jasna. Stołeczni włodarze, zamiast powiedzieć, że Rosja w tej sprawie nie ma nic do gadania, posłuchali wytycznych spadkobierców Wielkiego Księcia Konstantego . No bo co to by było, gdyby Putin wzorem Stalina zmarszczył swoją brew i spojrzał gniewnie za zachodnią granicę?

Armia sowiecka niezwyciężona. Polska podległa
Prof. Wojciech Sadurski stwierdził w wypowiedzi dla „Rzeczpospolitej” z 8 listopada 2011 r., iż „symbolika i ceremoniały wysyłają do obywateli sygnały o charakterze ich państwa”.
Celna konstatacja. Jaki jest więc charakter naszego państwa? Zestawmy może dwa proste fakty: odmowę władz stolicy z Platformy Obywatelskiej budowy pomnika upamiętniającego ofiary tragedii smoleńskiej (nie mówię już o honorowym patronacie prezydenta Bronisława Komorowskiego przy usuwaniu krzyża z Krakowskiego Przedmieścia) oraz decyzję tych samych polityków, by „pieczołowicie odrestaurować” obelisk symbolizujący żołnierzy stalinowskich. O ile więc prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz nie widzi potrzeby upamiętniania – jak to się teraz mówi – w przestrzeni publicznej osób, które zginęły lecąc, by oddać hołd pomordowanym przez Sowietów w Lesie Katyńskim dwudziestu jeden tysiącom polskich oficerów, to nie ma nic przeciwko honorowaniu przez niepodległą Polskę żołnierzy stalinowskich, którzy polskich oficerów mordowali.
Czyli cały czas obowiązuje slogan: „Armia sowiecka niezwyciężona”. A Polska podległa.

Jaruzelski. Bohater prezydenta Komorowskiego
W ten ciąg wydarzeń wpisuje się dewastacja popiersia „pierwszego polskiego oficera w NATO” w Krakowie. Generał Wojciech Jaruzelski powiedział przed laty: „Jeśli uznamy Kuklińskiego za bohatera, to znaczy że my wszyscy jesteśmy zdrajcami”. W ponad dwadzieścia lat po okrągłym stole Jaruzelski nadal pozostaje, obok gen. Czesława Kiszczaka, „człowiekiem honoru” dla elit z ulicy Czerskiej i okolic oraz śmietanki Platformy Obywatelskiej, i jako specjalista od Rosji bryluje na prezydenckich salonach. Nie można go skazać za ludobójstwo komunistyczne, a tym bardziej zdegradować do szeregowca.

Kukliński. Zdrajca dla Wałęsy i lewicy „Solidarności”
Z Kuklińskim na odwrót. Za zdrajcę uważali go komuniści sowieccy i polscy, a po 1989 r. tzw. lewica „Solidarności”, która przejęła władzę. Marszałek Wiktor Kulikow, I wiceminister obrony Związku Sowieckiego i głównodowodzący wojsk Układu Warszawskiego wspominał: „Znałem dobrze pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. To zdrajca i sprzedawczyk, niegodny munduru oficera Wojska Polskiego. Przekazał wszystkie nasze podstawowe plany strategiczne nieprzyjacielowi. To był bardzo inteligentny oficer. Inteligentny zdrajca”.
Kuklińskiego bezskutecznie próbowano porwać z USA do Moskwy, by postawić przed plutonem egzekucyjnym. Gdy to się nie udało w tajemniczych okolicznościach zaginęli jego synowie, a sam pułkownik w 1984 r., w procesie kapturowym w Warszawie został zdegradowany i skazany na śmierć. Wyrok ten w 1990 r. (sic!) został zamieniony na 25 lat więzienia, a przywrócenie stopnia wojskowego nastąpiło dopiero pięć lat później. W 1997 r. prokuratura wojskowa umorzyła przeciwko Kuklińskiemu śledztwo (a nie uniewinniła go!), stwierdzając że działał w stanie wyższej konieczności. To trzeba przypominać, jak również to, co o Kuklińskim sądził prezydent Lech Wałęsa, który odmówił pułkownikowi prawa do rehabilitacji i publicznie nazwał zdrajcą.

Jak Amerykanie uratowali Izbę Pamięci pułkownika
Zapis na Kuklińskiego trwa. Hanna Gronkiewicz-Waltz wydała w 2010 r. decyzję o likwidacji Izby Pamięci pułkownika na stołecznej Starówce w związku z planowaną w Warszawie wizytą prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa. Jednak zmuszona była się z tego wycofać po tym jak według informacji podanych przez „Tygodnik Solidarność” amerykańskie władze zagroziły prezydent Warszawy zakazem wjazdu na teren Stanów Zjednoczonych. Tamta lekcja widocznie jednak nie poskutkowała, skoro teraz z Placu Zamkowego zniknąć ma pomnik katyński, odsłonięty przez pułkownika w 1998 r. w obecności 20 tysięcy osób. Ponoć znalazł się właściciel działki…

„Kukliński był najcenniejszym naszym źródłem informacji w całym bloku sowieckim od Władywostoku do Berlina Wschodniego, co pozwoliło USA uprzedzić agresywne zamiary Kremla.” – stwierdził Robert Gates, dyrektor CIA za prezydentury Georga Busha. Co do tego nie ma wątpliwości. „Jack Strong” ratując pokój osłabił siłę militarną Sowietów dostarczając Amerykanom ponad trzydzieści tysięcy stron kluczowych dokumentów Układu Warszawskiego. Były to m.in. szczegółowe plany mobilizacyjne, dane o najnowszych rodzajach broni i elektronicznych systemów bojowych z uwzględnieniem roli satelitów.
Nie dziwi więc, że George Tenet, następca Gatesa za prezydentur Billa Clintona i Georga W. Busha, poszedł jeszcze dalej w ocenie Kuklińskiego: „Ten pełen poświęcenia odważny Polak pomógł zapobiec przekształceniu się zimnej wojny w gorącą. (…) Uczynił to, kierując się najszlachetniejszym z powodów – aby wesprzeć świętą sprawę wolności i pokoju w swoim ojczystym kraju oraz na całym świecie. To w dużej mierze dzięki odwadze i poświęceniu pułkownika Kuklińskiego odzyskała wolność jego ojczyzna Polska, a także inne, niegdyś zniewolone państwa Europy Środkowej, Wschodniej i byłego Związku Sowieckiego.”
Pułkownik Kukliński spoczywa dziś, na szczęście, w Alei Zasłużonych cmentarza na warszawskich Powązkach. Nie byłoby tego, gdyby nie poległy 10 kwietnia 2010 r. śp. prezydent Lech Kaczyński, który, piastując wówczas funkcję prezydenta Warszawy, tak mówił podczas ceremonii pogrzebowej: „Gdy rozpoczynał swoją misję dla ratowania Polski, sowieckie imperium było w ofensywie. Gdy wydawało się, że to imperium zawładnie Europą i światem, Pułkownik rozpoczął swoją samotną walkę i odniósł zwycięstwo. Gdyby sowieckie imperium ruszyło na Europę, Polska przestałaby istnieć. I to jest miarą zasług pułkownika Kuklińskiego – jesteśmy. Wciąż mamy niezałatwione rachunki krzywd, ale jesteśmy.”

„Polsko-rosyjskie pojednanie” w Smoleńsku
Obecna władza traktuje dekomunizację i oderwanie się od spuścizny peerelu jak najgorszą zarazę. W polityce nie ma przypadków, tak więc nieprzypadkowo marszałek Sejmu Ewa Kopacz 5 lutego zwróciła do poprawki pisowski projekt ustawy „o usunięciu symboli komunizmu z życia publicznego Rzeczypospolitej Polskiej”. Ponoć dlatego, że nie określono kosztów tej operacji. „Gdyby takimi sprawami zajmowali się politycy po 1945 i 1989 r., nie doszłoby do usunięcia alei Adolfa Hitlera” – skomentowali ten fakt poirytowani parlamentarzyści PiS.

Zupełnie jakby nie wiedzieli, że w dzisiejszej Polsce największym zagrożeniem jest „faszyzm”, a komunizm to nic takiego, zwłaszcza że priorytetem dla polityków PO jest polsko – rosyjskie „pojednanie”, którego symbolem jest i będzie dla potomnych Władimir Putin obejmujący w Smoleńsku Donalda Tuska. To nie jest przecież tylko sprawa pomnika Polsko-Radzieckiego Braterstwa Broni, ale także nominacje generalskie po 10 kwietnia 2010 r. i powrót na decyzyjne stanowiska w armii absolwentów sowieckiej Woroszyłówki, czy militarno-polityczne zbliżenie pomiędzy Warszawą a Moskwą na warunkach dyktowanych przez Kreml. To także obrona przez Platformę Wojskowych Służb Informacyjnych, których pion dowódczy był szkolony w Moskwie, otoczony opieką sowieckich przyjaciół z wywiadu wojskowego GRU. Prezydent Bronisław Komorowski jako poseł PO w sejmie głosował przeciwko likwidacji WSI, zaś późniejsze ataki na Komisję Weryfikacyjną i paraliżowanie jej prac przez rząd Donalda Tuska są same w sobie już komentarzem.

Walka o dekomunizację życia publicznego, w tym usunięcie symboliki peerelowskiej z naszych ulic i placów, walka o dobre imię pułkownika Kuklińskiego znieważanego także po śmierci, to w istocie spór pomiędzy obrońcami Polski Ludowej, a tymi dla których była ona kolonią sowiecką, z której do końca – przez brak dekomunizacji właśnie – do dziś nie wyszliśmy.

Bolszewicy znikną z cokołów?
Być może jednak czara się przepełnia. Stowarzyszenie KoLiber rozpoczyna właśnie akcję „Goń z pomnika bolszewika”. „Nie można pozostać obojętnym wobec tego, że w naszym kraju nadal stoją pomniki ku czci osób odpowiedzialnych za śmierć i prześladowania dziesiątek tysięcy Polaków”- mówił 11 lutego „Rzeczpospolitej” prezes stowarzyszenia Seweryn Szwarocki. W najbliższych dniach działacze KoLibra zamierzają uruchomić stronę internetową dokumentującą miejsca, w których znajdują się pamiątki po komunizmie. A jest ich wiele, by wymienić chociażby pomniki Karola „Waltera” Świerczewskiego w Warszawie i Jabłonkach, czy żołnierzy sowieckich w Lesku i Białymstoku.

Jak skończy się inicjatywa KoLibra? Mają przeciwko sobie silną machinę władzy, ale za sobą ludzi nie skażonych wirusem homo sovieticusa. Podobną akcję, pod hasłem „Zadzwoń do ubeka”, przeprowadziła w latach 90. Liga Republikańska. Tamta skończyła się sukcesem.

Piotr Jakucki

KoLiber: „Goń z pomnika bolszewika”. Prof. Dudek: Tak, ale każdy przypadek jest inny

Stowarzyszenie KoLiber rozpoczęło akcję „Goń z pomnika bolszewika”, w ramach której młodzi prawicowcy chcą wywrzeć społeczną presję na posłów i samorządowców i nakłonić ich do usunięcia komunistycznych pomników i symboli z przestrzeni publicznej. – Zależy, co przyjmujemy za pamiątki, emblematy czy komunistyczne symbole. Często na tym polu dochodzi do nadużyć – mówi w rozmowie z portalem Fronda.pl prof. Antoni Dudek i podaje przykład Ludwika Waryńskiego. Dodaje jednak, że pomniki ku czci Armii Czerwonej powinny być bezspornie usunięte, bo nie przyniosła ona wyzwolenia, a jedynie inną formę zniewolenia. Młodym prawicowcom uda się „pogonić” bolszewików? 

– Nie można pozostać obojętnym wobec tego, że w naszym kraju nadal stoją pomniki ku czci osób odpowiedzialnych za śmierć i prześladowania dziesiątek tysięcy Polaków – mówił w rozmowie z „Rz” Seweryn Szwarocki, prezes stowarzyszenia KoLiber.

Prof. Antoni Dudek zwraca uwagę, że spór o komunistyczne pomniki wcale nie jest nowy, bo właściwie zaczął się z upadkiem komunistycznej dyktatury. Dodaje jednak, że każdy przypadek jest inny i należałoby je rozpatrywać indywidualnie. – Zależy, co przyjmujemy za pamiątki, emblematy czy komunistyczne symbole. Często na tym polu dochodzi do nadużyć – mówi w rozmowie z portalem Fronda.pl prof. Dudek i za przykład podaje casus Ludwika Waryńskiego, który wprawdzie był „działaczem socjalistycznym, ale nie był komunistą i nie miał nic wspólnego z PRL, choć był wtedy na sztandarach i banknotach niezwykle promowany”.

– Po pierwsze, trzeba się dobrze przyjrzeć postaci, której poświęcony jest obiekt. Ci, którzy służyli dyktaturze, byli w ten, czy inny sposób związani z aparatem władzy od ’44 roku, moim zdaniem nie powinni być w żaden sposób upamiętniani. Takie miejsca pamięci powinny być bezspornie usuwane, co nie oznacza, że należy usunąć pomniki wszystkich ludzi, którzy byli w PRL promowani – mówi prof. Dudek i podaje przykład Ludwika Waryńskiego. – Waryński miał swoje zasługi w walce z caratem, był socjalistą, ale w czasach, kiedy żył, socjalizm oznaczał coś zupełnie innego niż po II wojnie światowej – argumentuje.

Inaczej sprawa wygląda z, niezwykle promowanym w PRL, Karolem Świerczewskim, którego pomniki, zdaniem prof. Dudka, powinny być bezspornie usunięte, ponieważ aktywnie uczestniczył w budowie reżimu komunistycznego w Polsce.

Działacze KoLibra mogą liczyć na wsparcie znanych osób. W komitecie honorowym akcji znaleźli się m.in. historycy: Leszek Żebrowski i Jan Źaryn, socjolog Barbara Fedyszak-Radziejowska, kompozytor Przemysław Gintrowski, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, były rzecznik interesu publicznego Bogusław Nizieński oraz Zofia i Zbigniew Romaszewscy. Aprobaty dla inicjatywy nie kryje też Andrzej Melak, prezes Komitetu Katyńskiego oraz płk Jan Podhorski, prezes Związku Źołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych w Wielkopolsce. 

Prof. Dudek zastanawia się jednak, jak sprawę rozwiązać skutecznie – usuwanie pomników wiąże się z pewnymi kosztami. A te są największe w przypadku zmiany nazw ulic. – Tutaj koszty powinien pokrywać skarb państwa, ale jeśli chodzi o różnego rodzaju tablice, czy pomniki, to koszty są niższe, ale też ktoś je musi pokryć. Sprawa niestety zawsze będzie zależała od lokalnych samorządów. Jeśli nikt nie będzie przeciw upamiętnianiu komunistów protestował, to takie tablice zostaną na zawsze. A nie powinny – mówi prof. Dudek. 

I dodaje, że inicjatywa ma sens, „ale pod warunkiem, że będzie rozsądnie prowadzona i nie da się łatwo ośmieszyć takimi historiami, jak z Ludwikiem Waryńskim”. 

– Jest dużo pomników poświęconych Armii Czerwonej i zawsze pojawiają się głosy, że może lepiej ich nie usuwać, bo będzie to drażniło rosyjskie władze. Do tego dochodzi kwestia oceny tego, co się w Polsce wydarzyło w ’44 i ’ roku. Dla jednych to było wyzwolenie, dla innych nie. Tu jest spór zasadniczy, co doskonale widać na przykładzie pomnika tzw. „czterech śpiących” na warszawskiej Pradze. Moim zdaniem, powinniśmy go usunąć, bo czym innym jest dbanie o groby żołnierzy sowieckich, którzy polegli na ziemiach polskich (powinny być otoczone należytą opieką, a jeśli w pobliżu takich cmentarzy są pomniki, to powinni tam zostać), a czym innym postawienie pomnika w środku miasta. To nie ma racji bytu, bo Armia Czerwona przyniosła Polsce nic ponad inną formę zniewolenia. Nie ma też powodów, by ulegać presji ze strony rosyjskiej – oni zawsze będą mieli do nas o coś pretensje. Niezależnie od reakcji strony rosyjskiej, na takie pomniki nie ma w Polsce miejsca. Armia Czerwona przyniosła kolejną dyktaturę i tolerowanie pomników jej poświęconych jest nieuprawnione – konstatuje prof. Dudek. 

Marta Brzezińska

Za: Fronda.pl

Za: Jakuccy (13/02/2012) | http://jakuccy.pl/zrzuc-z-pomnika-bolszewika/

Skip to content