Aktualizacja strony została wstrzymana

Fiskus ma fortunę z opodatkowania kierowców – Tomasz Cukiernik

Podatki nałożone na paliwa silnikowe wraz z parapodatkami nałożonymi na stacje benzynowe w 2012 roku przyniosą budżetowi państwa prawie czwartą część dochodów – gigantyczną kwotę około 70 mld zł! To ponad 2,5 razy więcej niż dochody z podatku od dochodów osób prawnych (26,6 mld zł) i prawie dwa razy więcej niż dochody z podatku od dochodów osób fizycznych (40,2 mld zł).

Od 1997 roku, kiedy cena litra benzyny wynosiła niewiele ponad 1,5 zł, do dzisiaj wzrosła trzy razy! Tylko w ciągu ostatnich trzech lat litr benzyny bezołowiowej 95 na stacjach benzynowych zdrożał aż o 65 procent! W styczniu 2009 roku, kiedy cena ropy na światowych rynkach była wyjątkowo niska, litr tego paliwa kosztował na polskich stacjach „zaledwie” 3,4 zł, natomiast do stycznia 2012 roku cena zwiększyła się aż do 5,6 zł. Nie mówiąc o cenach oleju napędowego, którego cena zawsze była niższa niż benzyny bezołowiowej, a teraz przekracza ją o około 20 groszy na litrze, szybując do 5,8 zł, a na niektórych stacjach dochodzi nawet do 6 zł!

Oprócz państw-eksporterów ropy naftowej, swoje dochody z takiego stanu rzeczy poprawiły też wyjątkowo podatkożerne państwa unijne, w tym Polska. Fiskus z Warszawy, który w styczniu 2009 roku na litrze popularnej benzyny bezołowiowej zarabiał około 2,29 zł, teraz już zyskuje 2,73 zł, choć w kwietniu 2011 roku było to jeszcze 2,64 zł. Polska Izba Paliw Płynnych wskazuje, że do tego trzeba dodać jeszcze parapodatki, takie jak opłaty koncesyjne, które każdego roku musi ponosić właściciel stacji paliw, opłaty legalizacyjne czy środowiskowe, a także inne regulacje unijne i polskie, które generują koszty związane z prowadzeniem stacji benzynowej. – Podstawy prawne działalności branży paliw w Polsce stanowi ponad 60 aktów prawnych. Większość z nich wiąże się z ograniczaniem swobody działalności gospodarczej i generuje duże koszty dla przedsiębiorców – wyjaśnił dla Polskiej Izby Paliw Płynnych Mirosław Barszcz, były wiceminister finansów oraz minister budownictwa. – W sumie stacje benzynowe kontroluje o około 10 instytucji więcej niż zwykły biznes – dodał. Z uwzględnieniem tych opłat, w cenie litra paliwa podatki stanowią prawie 3 zł, czyli aż 53 procent.

Na tak drastyczny wzrost cen na stacjach benzynowych w ostatnim czasie miało wpływ kilka czynników. Pomijając kursy walut, warto przyjrzeć się bliżej przede wszystkim czynnikom politycznym. Drastyczny wzrost ceny oleju napędowego to w głównej mierze wynik wzrostu akcyzy, który wymusiła na polskich władzach Unia Europejska. Od 1 stycznia 2012 roku akcyza na olej napędowy wzrosła z 1048 zł do 1196 zł za 1000 litrów, co wymusiło wzrost cen w sprzedaży detalicznej o ok. 18 gr na litrze (około 15 gr akcyza i dodatkowo ponad 3 gr VAT, który liczy się też od akcyzy). Unijne minimum akcyzowe na benzynę również wzrosło, ale był to wzrost minimalny (z 359 euro do 360 euro za 1000 litrów). Co roku rośnie też opłata paliwowa, która od stycznia 2012 roku została powiększona z 239,84 zł do 249,92 zł za 1000 litrów (w przypadku oleju napędowego) i z 95,19 zł do 99,19 zł za 1000 litrów (w przypadku benzyn silnikowych). Ponadto należy przypomnieć o wzroście od stycznia 2011 roku VAT-u z 22 procent do 23 procent, co zwiększyło ceny paliw o około 5 gr na litrze (VAT liczy się także od akcyzy i opłaty paliwowej). Cenę paliwa zwiększyła także likwidacja w 2011 roku ulg w akcyzie od biokomponentów.

Na tej sytuacji tracą nie tylko kierowcy, ale również stacje benzynowe. W ostatnim czasie znacznie spadła marża stacji benzynowych. W 2010 roku średnioroczna marża stacji benzynowej na litrze oleju napędowego wynosiła 21 groszy, podczas gdy w 2011 roku – 13 groszy. Teraz marża wynosi około 8-12 groszy na litrze sprzedawanego paliwa. Należy zauważyć, że w kwocie około 44 groszy w litrze benzyny bezołowiowej zawiera się koszt dystrybucji, transportu, sprzedaży detalicznej, zyski rafinerii i stacji paliw, wymienione wyżej parapodaki, koszty pośrednie itd.

Podliczając, na cenę litra benzyny bezołowiowej 95, kosztującej w styczniu br. na stacji paliw 5,6 zł, składa się: cena ropy na rynkach światowych – 2,43 zł (43 procent), akcyza i opłata paliwowa – 1,67 zł (30 procent), VAT – 1,06 zł (19 procent) oraz pozostałe koszty i marże – 0,44 zł (8 procent). Jeśli chodzi o olej napędowy (aktualna cena 5,8 zł), to w cenie tego paliwa oficjalne podatki wynoszą około 2,55 zł (1,2 zł akcyza, 1,1 zł VAT i 0,25 zł opłata paliwowa), ale do nich dochodzą jeszcze różne parapodatki i opłaty, podobnie jak w benzynie. Z kolei w LPG (aktualna cena 2,8 zł) podatki wynoszą niecały 1 zł (0,37 zł akcyza, 0,53 zł VAT i 0,06 zł opłata paliwowa).

Według danych z raportu „Przemysł i handel naftowy”, przygotowanego przez Polską Organizację Przemysłu i Handlu Naftowego, w 2010 roku sprzedano 5,782 mld litrów benzyn silnikowych, 14,614 mld litrów oleju napędowego i 4,042 mld litów LPG. Raport ostrożnie szacował, że sprzedaż w 2011 roku tych paliw zwiększy się o około 3 procent. Jednak lepiej wziąć realne dane z pierwszego półrocza 2011 roku, które mówią, że sprzedaż benzyny spadła o 5 procent, LPG – o 3 procent, a oleju napędowego wzrosła o 10 procent. Oznacza to, że wraz z parapodatkami i opłatami dodatkowymi, w 2011 roku budżet państwa z samych podatków nałożonych na paliwa miał: z benzyn silnikowych – około 16,5 mld zł, z oleju napędowego – około 44 mld zł i z LPG – około 4 mld zł. Łącznie jest to gigantyczna kwota około 64,5 mld zł, czyli prawie czwarta część dochodów budżetowych państwa w 2011 roku, które wynosiły 273 mld zł! Jeśli kierowcy z powodu drożyzny nie zaczną rezygnować z podróży samochodami, to w 2012 roku fiskus odbierze im prawie 70 mld zł!

Jednak do stosunkowo niskich cen LPG dobierze się już niedługo Bruksela. Eurourzędnicy chcą zwiększyć akcyzę na ten gaz z aktualnych 125 euro do 501 euro za tonę. Oznaczałoby to zwiększenie ceny LPG o 1 zł z aktualnych 2,8 zł do 3,8 zł. Gdzie tu unijny ekologizm? Bo warto przypomnieć, że w procesie spalania LPG emituje znacznie mniej dwutlenku węgla niż benzyna czy olej napędowy i w ogóle nie emituje szkodliwych dla zdrowia pyłów i sadzy.

Ludzie w całej Europie są sfrustrowani cenami paliw. W ramach protestu przeciwko zbyt wysokim cenom paliw dwaj kierowcy z Częstochowy zawiązali „Inicjatywę obywatelską przeciwko podwyżkom cen paliw”, która miała polegać na podjeżdżaniu na stacje paliw i tankowanie za 1 zł. Z kolei portugalscy naukowcy opracowali – jako alternatywę dla drogiej ropy – formułę biodiesla z tłuszczu pochodzącego z mycia naczyń. Tymczasem Unia Europejska jeszcze chce nałożyć embargo na irańską ropę (Iran ma około 10-procentowy udział w światowym rynku ropy naftowej, ale co gorsza, w ramach retorsji po ataku militarnym USA Iran może zablokować cieśninę Ormuz, przez którą transportuje się czwartą część światowych dostaw ropy), co z pewnością podniesie ceny tego surowca na rynkach światowych.

Jednak dla polskiego fiskusa dochody z podatków obciążających paliwa są niewystarczające! Politycy wymyślili więc jeszcze e-myto, które uderzy nie tyle w kierowców, co w firmy transportowe, a te przerzucą koszty na konsumentów przewożonych towarów. Sam system e-myta jest skandalem, na który wydano gigantyczną sumę około 2 mld zł, a dodatkowo za obsługę systemu ViaToll co roku Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad płaci firmie Kapsch jakąś pewnie znaczną sumę, skoro nie chce ujawnić jej wysokości. Śmiało można rzec, że pieniądze te zostały wyrzucone w błoto! Za tę sumę można by wybudować 50 kilometrów nowiutkiej autostrady! Gdyby budowę finansowały firmy prywatne, to prawdopodobnie za te pieniądze powstałaby dwa razy dłuższa autostrada. Z pewnością system winiet był tańszy niż kwota, którą pobiera austriacka firma Kapsch. Buduje się szpetne bramownice nad drogami, bezsensowny system kontroli i pobierania myta, tak jakby nie można było zrobić tego bezkosztowo lub znacznie niższym kosztem, na przykład w cenie paliwa czy w podatku od przedsiębiorstw transportowych. Jednak paliwa, jak wykazałem i tak już są za bardzo opodatkowane, a podatek od środków transportu pobierają samorządy.

Dlaczego uwzięto się akurat na firmy transportowe? Przecież podobną sumę pieniędzy można by uzyskać z jakichkolwiek innych podatków. A tak firmy transportowe zwiększone koszty przerzucą na zleceniodawców, podnosząc ceny za transport, a zleceniodawcy na klientów, podnosząc ceny przewożonych towarów. W rezultacie my wszyscy, kupując cokolwiek w sklepie, zapłacimy za ten towar więcej, by minister Jacek Rostowski z premierem Donaldem Tuskiem mieli dodatkowe wpływy z e-myta. W tej sytuacji i w związku z rosnącymi w astronomicznym tempie cenami paliw nie ma się co dziwić, że inflacja sięga aż 4,8 procenta. Należy się raczej dziwić, że wynosi tylko 4,8 procenta.

Autor pomysłu e-myta powinien iść pod Trybunał Stanu za zdradę wobec podatników! Dlaczego zamiast płacić obcej firmie Kapsch za zbudowanie niepotrzebnego nikomu systemu e-myta, nie wybudowano nowych dróg? Czy celem działania tych władz i tego rządu jest coraz większy ucisk fiskalny i utrudnianie społeczeństwu życia? Co to za inwestycja, na której społeczeństwo ma tylko straty? W dodatku zrealizowana za ich pieniądze!

Do tego dochodzą patologie związane z funkcjonowaniem tego niepotrzebnego systemu ViaToll. Urzędnicy nałożyli już na operatora systemu e-myta 7,5 mln zł kar za opóźnienia w jego wdrażaniu, a austriacka firma prawdopodobnie będzie musiała zapłacić dodatkowe 40 mln zł rekompensat. Na dodatek system źle działa – kierowcy narzekają, że kilkukrotnie naliczono im na bramownicach te same opłaty. Większe firmy transportowe skarżą się, że co chwilę muszą wymieniać tzw. viaboksy, psujące się urządzenia pokładowe montowane w ciężarówkach w związku z systemem.

Zresztą samo istnienie e-myta obala jeden z socjalistycznych mitów, że zwykłe drogi nie mogą być prywatne, gdyż prywatni właściciele nie mieliby jak pobierać opłat za przejazd nimi. Otóż mogliby albo poprzez bramki, tak jak to się robi na autostradach, albo winietkami, albo wreszcie bramownicami e-myta. Tylko że prywatny właściciel zanim wprowadziłby jeden z systemów, to w przeciwieństwie do państwa, najpierw skalkulowałby, co jest najtańsze i najbardziej się opłaca. A za ViaToll na pewno nie zapłaciłby tak astronomicznej kwoty. Okazuje się, że prof. Murray Rothbard miał rację, że można sprywatyzować drogi. Wtedy z pewnością byłoby ich znacznie więcej, a korki pozostałyby wyłącznie na drogach państwowych. Jak czytamy na stronach portalu korespondent.pl, na Hawajach wystarczyło osiem dni amatorskiej roboty, aby naprawić drogę zniszczoną przez powodzie, które państwo wyceniło na 4 mln USD w bliżej nieokreślonym terminie, a znając biurokratyczne procedury byłyby to długie miesiące, albo i lata. Podobnie w Małopolsce wójt gminy Chełmiec w trzy dni wybudował tzw. przejazd techniczny, naprawiając w ten sposób uszkodzony odcinek drogi za około 200 tys. zł, podczas gdy mieszkańcy nie mogą się od dwóch lat doprosić u państwowej administracji, by naprawiła drogę, a ta zamiast ją odbudować, prowadzi kolejne… obserwacje geologiczne. Podobnie jest z autostradami i drogami ekspresowymi. Źadna z autostrad nie będzie gotowa przed EURO 2012 w całości.

Jakby tego było mało w błyskawicznym tempie rozwija się jak najbardziej państwowa „branża fotoradarowa”. To takie samo marnowanie pieniędzy podatników jak system e-myta. Coraz więcej przydrożnych mierników prędkości ma policja i straże miejskie. Z kolei Główny Inspektorat Transportu Drogowego, dysponując „zaledwie” 70 takimi urządzeniami, które obsługuje aż 500 funkcjonariuszy (!), w grudniu 2011 roku rozpisał przetarg na kolejne 300 fotoradarów, na które wyda 50 mln euro. Co najciekawsze, do takiego drenażu kieszeni polskiego kierowcy przykłada rękę nawet Unia Europejska, które dotuje zakupy fotoradarów dokonywane przez polskie służby.

Ta cała fortuna zabierana przez fiskusa polskim kierowcom oczywiście w niewielkim stopniu idzie na naprawę i budowę dróg i autostrad. Te pieniądze wrzuca się do wspólnego worka o nazwie budżet państwa, by potem utrzymywać niepotrzebną biurokrację (także tę szkodzącą kierowcom), wydawać miliardy na obsługę zadłużenia publicznego czy przeznaczać je na cele socjalne, czyli w znacznej mierze na utrzymanie nierobów i bumelantów.

Tomasz Cukiernik

Pierwodruk powyższego opracowania: 2. numer miesięcznika „Opcja na Prawo” z 2012

Za: TomaszCukiernik.pl | http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/komentarze-wolnorynkowe/fiskus-ma-fortune-z-opodatkowania-kierowcow/

Skip to content