Aktualizacja strony została wstrzymana

Unia Europejska jako utopia i jej kres

Kryzys, w jakim znalazła się Unia Europejska, to przykład na to, że systemy polityczne, które nie są oparte na realnych podstawach społecznych, muszą – w pewnym momencie – popaść w głęboki stan dysfunkcjonalności.

Polityka i struktury władzy nie są, wbrew temu, co się wydawało wielu inżynierom społecznym, domenami konstruktywizmu i mechanistycznej wizji rzeczywistości, tylko stanowią część świata społecznego i działalności ludzkiej. Studia nad polityką to część nauk humanistycznych. Nie da się zatem skonstruować idealnie działającego systemu wedle projektu z deski kreślarskiej. Nie da się stworzyć superpaństwa, jak tworzono projekty osiedli w PRL-u, kiedy to wytyczano ścieżki między blokami, po których i tak nikt potem nie chodził, a mieszkańcy sami wydeptywali najdogodniejsze dla siebie przejścia przez środek idealnie zaprojektowanych trawników (wówczas pojawiały się tabliczki „szanuj zieleń”, a potem strażnicy tych tabliczek i tak osiedle stawało się przykładem opresyjnego państwa w mikroskali). Zatem, nauka i doświadczenie polityczne mówią, że system polityczny musi tak działać, by być „społecznoczułym” (na wzór światłoczułej kliszy filmowej), to znaczy być w stanie odbierać sygnały z otoczenia społecznego i na nie odpowiednio reagować, poprzez ciągłe korygowanie reguł swego działania. Nie da się na dłuższą metę utrzymać sytuacji odwrotnej: najpierw tworzymy system, a potem dostosowujemy do niego obywateli, a gdy mają oni jakieś wątpliwości, to odpowiedź jest jedna: jest tak, bo tak chciał Pan Projektant. Tak nie da się działać w środowisku społecznym. Nie da się zaprojektować systemu, który nie będzie miał solidnych podstaw społecznych, zwanych legitymizacją polityczną.

Poza tym, obecny kryzys Unii Europejskiej świadczy o tym, że utopia jako narzędzie projektowania świata politycznego jest zadaniem może i intelektualnie zajmującym, ale praktycznie bezwartościowym. Utopia, w znaczeniu politycznym, to brak potrzeby uwzględniania rzeczywistości w planowaniu i egzekwowaniu działań politycznych. Świat realny, dla utopistów, nie jest „czynnikiem interweniującym” w ich projektach politycznych. Niekiedy po prostu jest on ignorowany – wtedy mamy do czynienia z utopią o charakterze baśniowym (wizja innego świata o cechach pożądanych, idealnych: piękny kraj, w którym wszyscy są zdrowi i bogaci), a niekiedy świat ten jest wykluczany jako przeszkoda w tworzeniu utopijnej przyszłości – wówczas tworzy się utopię rewolucyjną (na razie jest jeszcze wiele przeszkód, ale nadejdzie dzień…).

Źródła politycznych utopii

Utopie rodzić się mogą z różnych przesłanek.

Najbardziej klasycznym źródłem utopii jest idealizm, w stadium ekstremalnym zbliżający się do obłędu pseudomesjańskiego. Nakazuje on „odkrywcy zasady świata” tworzyć modele utopijnego państwa czy społeczeństwa, w którym uznane przez niego idee byłyby w pełni realizowane, a tym samym prowadziłyby ludzkość do szczęśliwości. Część utopistów idealistów pozostawała na etapie tworzenia wizji jako takiej – pisali o niej książki i snuli opowieści. Niekiedy jednak – jak wiemy z historii – utopiści dostawali do ręki narzędzie w postaci władzy (zwykle zdobytej rewolucyjnie) i zaczynali wcielać w życie swoje pomysły. Wówczas, prędzej czy później, natrafiali oni na jedną istotną przeszkodę, którą była rzeczywistość (materialna albo społeczna) niedająca się do końca zignorować. O ile utopiści mieli dość siły i władzy, podejmowali wówczas konfrontację z realiami, próbując je zlikwidować lub przynajmniej nagiąć je do swojej utopijnej wizji (wizji, która z czasem stawała się zresztą coraz mniej idealistyczna, a coraz bardziej po prostu realizowała ich osobistą chęć rządzenia). Koszty tego typu nieudanych realizacji utopii były ogromne – liczone w dziesiątkach milionów istnień ludzkich, zagładzie ekologicznej dużych połaci Ziemi czy zniszczeniu całych kultur i cywilizacji. 

Jednakowoż mamy też przykłady utopii, dla których źródłem nie jest idealizm, lecz arogancja. Arogancja wynikać może z przeświadczenia, że obywatele (a raczej należałoby powiedzieć: poddani) nie dojrzeli do celów i ducha epoki, w której żyją, w związku z tym elita – pojmująca wagę spraw – ma obowiązek przewodzić im na kształt „pasterski” i poprowadzić na właściwe pola. Tworzy zatem „program wychowawczy”, posługując się w tym celu miękkimi, ale masowymi instrumentami perswazji (edukacja szkolna, reedukacja medialna), po to, by zrealizować swój słuszny program i przemienić społeczeństwo wedle założonej oświeconej wizji. Źródłem utopii z arogancji może być także potrzeba sprawowania władzy „dyscyplinującej”, kiedy elita uważa, że pojawiające się niezadowolenie społeczne jest przeszkodą w realizacji śmiałych planów zrobienia „kolejnego kroku” albo nawet „decydującego skoku”, a w takim razie należy wykluczyć rzeczywistość jako czynnik interweniujący w polityce i zamienić ją na utopię, a następnie, w imię jej realizacji, podporządkować zachowania społeczne, dyscyplinując całe narody, tak jak rodzice „prostują” swoje niesforne dzieci. Utopia zrodzona z arogancji może wynikać wreszcie z posiadanej znacznej siły, znajdowania się w pozycji rzeczywistego hegemona. W takiej sytuacji niechęć do mocowania się z realnością wynika po prostu z braku takiej potrzeby. Nasza przewaga nad pozostałymi jest tak wielka, że nie musimy przejmować się tym, co oni uważają i co chcieliby robić. Oni – jako część otoczenia – nie mają istotnego znaczenia, więc nie ma potrzeby uwzględniać ich zdania w naszych planach. Tym samym możemy bez przeszkód budować świat wedle naszych reguł, to znaczy reguł, które nie przejmują się światem.

I taka właśnie utopia europejska pada na naszych oczach, pada w konfrontacji z rzeczywistością i pada pod własnym ciężarem konstruktywistycznego projektowania świata społeczno-gospodarczego i politycznego.

Utopia po europejsku

Unia Europejska cierpi bowiem dzisiaj na wszelkie negatywne przypadłości politycznej utopii zrodzonej z arogancji.

Osiągnięcie takiego stanu przez Unię jest zjawiskiem o tyle zastanawiającym, że sam proces integracji europejskiej u swych źródeł nigdy nie był utopijny. Wręcz odwrotnie. Napędem integracji w Europie po II wojnie światowej był pragmatyzm połączony z ideowością i głęboką duchowością (które są czymś zasadniczo innym niż idealizm). Z jednej strony zatem mieliśmy do czynienia z pomysłami na praktyczną współpracę gospodarczą (dla której zasadniczym impulsem były warunki pomocy amerykańskiej w ramach planu Marshalla, wymuszające współpracę państw chcących ubiegać się o wsparcie), a z drugiej, chrześcijańską cnotę przebaczenia bliźniemu, jako podstawę do przezwyciężenia wzajemnej wrogości między konkretnymi ludźmi i narodami. Dwóch francuskich „Ojców – założycieli Europy” znakomicie ilustruje te dwie podstawy integracji: Jean Monnet (trzeźwo kalkulujący przedsiębiorca) i Robert Schuman (polityk katolicki przywiązany do tradycyjnych wartości).

Dlatego warto zapytać: co i kiedy stało się z procesem integracji europejskiej, że dziś postrzegać go można jako niestabilną wewnętrznie utopię zrodzoną z arogancji?

Wydaje mi się, że można wskazać na cztery źródła tego degenerującego Unię Europejską procesu. Są nimi: lewicowy abordaż na integrację europejską owocujący projektami konstruktywizmu społecznego, wytworzenie się biurokratycznej „elity brukselskiej” żyjącej we własnym świecie i zainteresowanej jego trwaniem, wytworzenie się „legendy europejskiej”, czyli edukacja poprzez baśń o Unii Europejskiej oraz postępujące ignorowanie faktów i twardych danych w imię powodzenia projektu. Do zjawisk tych dołączyła także brutalna walka między państwami o władzę nad projektem europejskim, która zakończyła się arogancją duopolu decyzyjnego francusko-niemieckiego.

Z czasem więc, zamiast służyć znoszeniu barier i uwalnianiu energii, przedsiębiorczości i pomysłowości obywateli Europy, żyjących w ich naturalnych wspólnotach od rodziny po państwa, integracja europejska zaczynała przypominać wielkie laboratorium utopijnej arogancji.

Po pierwsze, zaczęto edukować, reedukować i wychowywać Europejczyka – myślącego w jednakowy sposób mieszkańca kontynentu, który miał tworzyć „europejską opinię publiczną”, a w końcu i „lud europejski” spojony „patriotyzmem konstytucyjnym” (czyli tożsamością polityczną zbudowaną na podstawie przywiązania do wspólnych reguł). Europejczyk miał realizować idee polityczne „roku ‘68” – lewicowy model człowieka wyzwolonego i kochać Unię jako ostateczną realizację oświeceniowego projektu w wersji francuskiej (a projekt ten uznawany miał być z kolei za najwyższy wyraz intelektualnego dziedzictwa Europy, co miała zadekretować formalnie Konstytucja dla Europy). Aby było to możliwe, władze unijne przełamały ustanowioną wcześniej barierę odgradzającą regulacje europejskie od ładu społecznego i obyczajowego w państwach członkowskich i zaczęły z całą mocą wkraczać na obszary, takie jak: prawo rodzinne, edukacja, prawa równościowe, ochrona życia itp., oczywiście wszędzie lansując lewicowe koncepcje.

Tym lewicowym abordażem dowodziła od początku specyficzna kasta „ludzi bez właściwości”, czyli elita brukselska złożona z biurokratów, lobbystów i polityków – wszystkich czasowo wykorzenionych z własnych środowisk kulturowych i zawieszonych w „nibylandii” instytucji unijnych. Środowisko to wymaga odrębnego studium, gdyż jest jedynym w swoim rodzaju przykładem skumulowania w jednej, dość wąskiej, grupie społecznej cech, które złączone tworzą istną mieszankę wybuchową: braku odpowiedzialności, wysokich zarobków, mocno standaryzowanej codziennej monotonnej pracy, oderwania od kultury, w której się wzrastało, wiecznej tymczasowości, aż wreszcie braku moralnych ograniczeń. W efekcie grupa ta zamknęła się w „złotej klatce”, co większość z nich sama przyznaje – wie, że się nie rozwija i nie robi niczego istotnego, frustruje się, ale nie jest w stanie się z tego wyrwać, bo komfort pracy i sytuacja bycia na „wiecznym wyjeździe służbowym” robią swoje. Elita brukselska w ogóle nie rozumie już problemów pozostałych mieszkańców Unii, ale nie zatrzymuje się w dziele coraz bardziej szczegółowego regulowania ich życia w imię wymyślanych przez samą siebie utopijnych wizji.

Jednym z wykwitów działalności euroelity stał się zmasowany projekt opowiadania o Unii w formie baśniowo-legendarnej. Wiele wysiłku wkłada się w tworzenie i wtłaczanie w umysły Europejczyków (tych małych, ale i tych dużych) odpowiednich narracji o sukcesie integracji i jej zbawiennych skutkach. Niektórzy tak dalece się w tym zapędzają jak jedna z polskich posłanek do Parlamentu Europejskiego, która po przekroczeniu jego progu miała stwierdzić: „jestem w raju”. Półki księgarń, archiwa uczelni pełne są książek i prac magisterskich czy doktorskich pisanych z zakresu tzw. europeistyki, która w znacznej części jest po prostu powielaniem proeuropejskiej propagandy serwowanej przez same instytucje.

Po latach tego typu działalności konfrontacja z rzeczywistością staje się po prostu niemożliwa, bo jeśli fakty przeczą baśni o Unii, to tym gorzej dla faktów, ale już całkiem potępić należy tych, którzy ośmielają się te fakty głosić, nazywanych „eurosceptykami” albo wprost „eurofobami”. W efekcie, mimo iż wielu ekonomistów od samego początku mówiło, że strefa euro nie spełnia warunków optymalnego obszaru walutowego, że jej wewnętrzna nierównowaga prędzej czy później wywoła kryzys, że państwa manipulują danymi i nie przestrzegają przyjętych zobowiązań, to wszystkie te głosy były spychane na margines, bo „w naszej Unii dobrze jest”.

Powrót zdrowego rozsądku

Stąd też, jeśli Unia ma przetrwać, to powinna na nowo stać się „Unią zdrowego rozsądku”. Unia, która nie jest utopią, to Unia, która wierzy w siłę i aktywność naturalnych wspólnot: narodów i państw europejskich. Dlatego środowiska europejskich realistów, w Polsce jest to Prawo i Sprawiedliwość, głoszą program powrotu Europy do korzeni jej integracji. Wskazują na potrzebę postawienia Unii z głowy na nogi. Mówią, że na problemy integracji odpowiedzią nie jest więcej integracji, ale więcej wolności i solidarności w Europie.          

Krzysztof Szczerski
NGP-Nowe Państwo

Za: Publikacje "Gazety Polskiej" (05.01.2012) | http://autorzygazetypolskiej.salon24.pl/378567,unia-europejska-jako-utopia-i-jej-kres

Skip to content