Aktualizacja strony została wstrzymana

Dług publiczny to kradzież – prof. Michał Wojciechowski

Przez jedną kadencję dług publiczny wzrósł o jakieś 300 miliardów złotych, a niektórzy sądzą, że o więcej. Nowy budżet sytuacji nie zmieni, zadłużenie Polski ma dalej wzrastać. Jest to powszechnie postrzegane jako problem gospodarczy i polityczny.

Ale zadłużanie państwa ma też wymiar moralny. Może nawet przede wszystkim moralny, gdyż jest nieuczciwe wobec obywateli i przyszłych pokoleń. Spłata nie jest przecież tak naprawdę problemem „ich”, władzy, lecz naszym, jako podatników. To my, każdy pracujący dorosły, będziemy musieli wysupłać dodatkowe 20 tysięcy złotych plus procenty, żeby zapłacić za ubiegłe cztery lata budżetowej lekkomyślności. Rządzący nam na dłuższą metę szkodzą, zadłużenie zahamuje i wzrost gospodarczy, i konsumpcję.

Kto i komu zabiera

Zadłużanie państwa nie jest widziane jako kradzież czy ogólniej przestępstwo, gdyż jest oczywiście legalne, choć pozostaje nieodpowiedzialne i szkodliwe. Ta formalna legalność okazuje się pokusą, gdyż i rząd centralny, i samorządy, i rozmaite instytucje, i fundusze państwowe, w tym ZUS i Fundusz Drogowy, chętnie zaciągają pożyczki na spory procent. Ustawowe ograniczenie możliwości zaciągania długów ma tym samym potężnych przeciwników. Nie dotyczy to samej Polski, czy tym bardziej partii aktualnie rządzących, gdyż sytuacja jest taka sama w znacznej większości świata. W USA noworodek przychodzi na świat z 45 tysiącami dolarów długu.

Pożyczanie, tak w życiu publicznym, jak prywatnym, miewa oczywiście sens. Wtedy mianowicie, gdy korzyści, jakie mamy z pożyczki, na przykład zrealizowanie pilnej inwestycji, przewyższają koszty w postaci oprocentowania. Bardzo ryzykowne są natomiast pożyczki konsumpcyjne, które polegają na tym, że wydajemy pieniądze, których jeszcze nie mamy, a za dobra płacimy tym samym więcej, bo do ceny dochodzą odsetki.

Zapożyczanie się przez rządy wynika właśnie z nadmiernych wydatków typu konsumpcyjnego, na przykład na pensje urzędnicze i specjalnego typu emerytury. Taka sama jest faktyczna przyczyna wzrostu podatków. Oficjalnie są to pożyczki na inwestycje itp. Jednakże, gdyby administracja wszystkich szczebli nie urosła przez 20 lat trzy- czy czterokrotnie, nie byłoby wcale dziury w budżecie i potrzeby pożyczania! Tymczasem o redukcji administracji i upraszczaniu przepisów tylko się mówi.

Weźmy przykład. Zatrudnienie w administracji rośnie szacunkowo o 25 tysięcy osób rocznie. Koszt jednego urzędnika, jego pensji, związanych z nią składek itp., oraz miejsca pracy to jakieś 100 tysięcy rocznie. Oczekiwane wpływy z tytułu niedawnego podniesienia VAT o 1 punkt procentowy szacowano na 5 – 6 miliardów złotych rocznie. A więc ta podwyżka podatków wynikła po prostu ze wzrostu liczebności administracji przez poprzednie dwa lata! Nie licząc szkody, jaka wynika stąd, że tej sumy nie wyda się na rzeczy pożyteczne.

Za obecny dług zapłacą obywatele. Powiększanie długu publicznego staje się więc zamaskowaną formą kradzieży. Tracimy my, korzystają aktualni rządzący, zbędni urzędnicy oraz lobby bankowe, spekulanci pożyczający pieniądze rządom. W skrajnym przypadku może od tego zbankrutować cały kraj. Oznacza to, że zaciąganie pożyczek przez rządzących narusza przykazanie „nie kradnij!” i właściwie powinno być ścigane przez prawo.

Definicja prawna

Wyciąganie pieniędzy od obywateli można nazwać kradzieżą nie tylko na zasadzie intuicji czy publicystycznej przesady. Tradycyjna prawna definicja kradzieży brzmi: „Potajemne zabranie rzeczy cudzej z chęci zysku”. W przypadku długu publicznego wszystko się zgadza!

Potajemne: rząd zaciąga długi, nie informując ogółu, o co tu chodzi, czym naprawdę jest deficyt budżetowy i pokrycie go przez emisję obligacji itd. Jeśli pojawi się informacja o kwocie zadłużenia, nie towarzyszą jej dane o kosztach oprocentowania. Tym bardziej nie dostaniemy kwitu z informacją, ile spadnie na nas samych i naszych potomków. Natomiast mydli się ludziom oczy zapowiedziami, ile to hojna władza przeznaczy na różne pożyteczne cele.

Zabranie: nikt nas nie pyta o zgodę, będziemy musieli przymusowo spłacać poprzez podatki. A jeśli przyjąć, że dług pozwala sfinansować jakieś wydatki pożyteczne, a obywatele, odnosząc z tego korzyści, pożyczanie zatwierdzą, nadal mamy do czynienia z kradzieżą. Wtedy bowiem aktualnie żyjący okradają następne, nieświadome jeszcze niczego pokolenia, którym zostawią rachunek za swoje obecne wydatki.

Rzeczy cudzej: przecież rząd spłaca długi naszymi pieniędzmi, a nie swoimi. Nigdy dość powtarzania, że władza niczego nie produkuje, lecz wyłącznie zabiera nasze pieniądze i nimi obraca. Obraca nieefektywnie, marnuje, dlatego gospodarczo szkodliwy jest każdy wzrost wydatków państwowych innych niż na bezpieczeństwo.

Z chęci zysku: gdyż premier, minister, burmistrz, wójt, dyrektor chcą mieć komfort finansowy teraz, zamaskować kryzys i pustki w kasie, wygrać następne wybory. Dbają o tegoroczny budżet, a nie o sytuację rządu, gminy, obywateli za lat kilka i więcej, a tym bardziej nie o następne pokolenia, które będą musiały obecne długi spłacać. To samo dotyczy posłów i radnych, którzy uchwalają budżety. Nie myślą o naszej sytuacji, lecz o korzyściach i życzeniach swojej grupy.

Nazywać po imieniu

W czasach, gdy o sukcesie politycznym decyduje piar, dobre wrażenie w telewizji, a przepisy prawa chronią polityków przed ostrzejszą krytyką, specjalnego znaczenia nabiera nazywanie rzeczy po imieniu. Nazwa kradzieży na określenie wielu poczynań dzisiejszych państw może być poczytana za obraźliwą. Trudno.

Skądinąd, jak wiadomo, kwitnie upiększanie rzeczywistości we wszelkich dziedzinach przez zmiany nazw. Na przykład podatki na cele socjalne nazywa się składkami. Zwolennik eurobiurokracji, państwa opiekuńczego i polityczno-poprawnej cenzury wobec inaczej myślących nazywa siebie liberałem. Zabijanie dzieci przed narodzeniem otrzymuje nazwę zabiegu, przerwania ciąży czy sztucznego poronienia (czyli za łaciną – aborcji). Bojówkarze zamiast za faszystów podają się za antyfaszystów.

A zatem: przez wysokie podatki, dług publiczny i inflację rządy biurokratyczne okradają obywateli, a przez propagandę ich oszukują.

Inne formy

Kradzieżą w ogólnym, potocznym sensie tego słowa można nazwać i inne formy działalności władzy. Podatki nie są nadużyciem, jeśli służą pożytkowi publicznemu. Ale jeśli są przejadane i marnowane przez pasożytniczą biurokrację (nie mówiąc już o korupcji), zbliżają się do kradzieży. Kradzieżą były konfiskaty majątku przez komunistów. Brak reprywatyzacji zbliża się zatem do paserstwa.

Następnie kradzieżą jest wywoływanie inflacji przez emisję pustego pieniądza i lewych papierów wartościowych, praktyka powszechna. Inflacja powoduje bowiem utratę wartości pieniędzy, jakie mamy. Analogiczny charakter mają manipulacje stopą procentową: za wysoka (jak obecnie w Polsce) zapewnia nadmierne zyski bankom, za niska oznacza karanie oszczędnych.

Cechy oszukańczej piramidy finansowej ma system emerytalny, w którym składkami ściągniętymi dziś spłaca się stare zobowiązania, a płacącym obiecuje, że kiedyś przyszły rząd coś im da. Tylko że ten przyszły rząd nie bardzo będzie miał z kogo ściągać. Rodzice chcieliby mieć więcej dzieci, ale przy obecnym systemie podatkowym ich nie stać. A młodzi podatnicy emigrują.

Nic nowego

Te wszystkie formy kradzieży mają oczywiście skutki gospodarcze w postaci znikomego wzrostu gospodarczego w całym świecie zachodnim. Warunkiem zdrowej gospodarki jest bowiem przestrzeganie przykazania „nie kradnij!” – także i przede wszystkim przez rządzących! Wiadomo z historii, że chciwość i rozrzutność władz w sposób nieunikniony towarzyszy instytucji państwa. Jeśli z nią jednak nie walczyć, rządzący nas zrujnują.

Cytat: „Ilekroć banda złodziei uchwyci w pewnym stopniu władzę, potrafią oni zagrabić całe państwa, nie obawiając się wcale represji prawa, ponieważ czują się silniejsi od prawa. Są to jednostki o skłonnościach oligarchicznych, spragnione tyranii i panowania, a dokonując potwornych kradzieży, osłaniają je dostojną nazwą majestatu legalnej władzy i rządu, które są w istocie dziełem rabunku”.

Są to słowa ze starożytnego komentarza do Dekalogu pióra żydowskiego filozofa Filona z Aleksandrii… Zatem nic nowego pod słońcem (tym razem zdanie biblijne z Księgi Koheleta). A Biblia mówi jeszcze, że król buduje kraj sprawiedliwością, a niszczy uciskiem podatkowym (Księga Przysłów 29,4). A obok (13,22): „Mąż dobry zostawia dziedzictwo wnukom”. Dziś zostawiamy im długi.

Michał Wojciechowski

Pierwotnie artykuł zamieszczony w dzienniku „Rzeczpospolita” z dn. 27.12.2011 r. Śródtytuły pochodzą z redakcji tego dziennika.

Autor jest ekspertem Centrum im. Adama Smitha i świeckim profesorem teologii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, biblistą. Napisał m.in. książki „Moralna wyższość wolnej gospodarki”, „Biblia o państwie”, „Między polityką a religią”.

Za: Antysocjalistyczne Mazowsze (1, stycznia 2012 ) | http://www.asme.pl/132543428199520.shtml

Skip to content