Aktualizacja strony została wstrzymana

Nadchodzi czas płacenia za „Polskę w budowie”

Premier Donald Tusk wygłosił exposé pełne konkretów i wyliczeń. Diametralnie różniło się ono od poprzedniego, pełnego pustych obietnic i ogólników. Teraz zaproponował głównie podwyżki podatków, którymi trzeba będzie zapłacić za rozpasanie inwestycyjne i Polskę w budowie.

21 października Główny Urząd Statystyczny skorygował dane dotyczące zadłużenia państwa za 2010 rok. Obniżył tenże dług o 1,4 miliarda złotych. Niby niewiele, skoro dług publiczny wynosił 778 miliardów. Tylko że wcześniej zadłużenie wynosiło 55% w stosunku do PKB i przekroczyło próg ustawowy, zgodnie z którym na 2012 rok powinien zostać przygotowany budżet bez jakiegokolwiek deficytu. Ale nie po to premier zmienił pod koniec lutego prezesa GUS, żeby ten ostatni podawał statystyki, jakie chce, tylko takie, jakie sobie władza życzy. W związku z tym w magiczny sposób 21 października (a więc 12 dni po wyborach) zadłużenie zmniejszyło się do poziomu 54,9% PKB. Można to zdarzenie nazwać pierwszym cudem nowego premiera – nie trzeba będzie ciąć wydatków i podnosić podatków już od razu. Ale pewne jest, że tego progu nie uda się obronić na koniec bieżącego roku, ponieważ wysokie zadłużenie zagraniczne, które podwoiło się w ciągu ostatnich 30 miesięcy (a w przeliczeniu na złotówki ten wzrost jest jeszcze większy), i niekorzystny kurs walutowy powodują, że nawet bez zaciągania nowych pożyczek nasze zadłużenie na papierze rośnie.

Obecny kurs dolara i euro sprawia, że nasz dług jest większy o ok. 60 miliardów złotych w stosunku do kursu z czerwca 2011 roku. Czyli to, że nowy prezes GUS znalazł gdzieś dodatkowe 1,4 miliarda złotych, nie będzie miało już zastosowania w kolejnym roku budżetowym. Wydaje się, że premier zdaje sobie doskonale z tego sprawę i dlatego postanowił w swoim exposé przygotować naród na najgorsze.

Podwyżka podatków

Wiadomo było już co najmniej od początku roku, że prawdy o finansach publicznych dowiemy się oficjalnie po październikowych wyborach. Wiadomo też było (przynajmniej Czytelnikom „Najwyższego CZASU!”), że stan państwowej kasy jest kiepski. Tzw. inwestycje europejskie, do których tylko w tym roku dołożymy 100 miliardów złotych, powoduje że pieniędzy trzeba szukać, gdzie się da. A najłatwiej oczywiście w kieszeniach ludzi. W związku z tym nie powinny być wielkim zaskoczeniem zapowiedzi premiera dotyczące podwyżek podatków.

W pierwszej kolejności zapłacą pracodawcy, którzy już od 2012 roku muszą liczyć się z podniesieniem składki rentowej od każdego pracownika o 45% (wzrost z 4,5 do 6,5% od wynagrodzenia brutto pracownika). Spowoduje to, że praca w Polsce podrożeje, co w jakiejś mierze może przyczynić się do zmniejszenia inwestycji (przedsiębiorstwa będą miały mniej pieniędzy). Premier wyliczył, że z tego tytułu kasę państwową zasili dodatkowe 13 miliardów złotych. Jest to kwota całkowicie wzięta z sufitu (nie pierwsza i nie ostatnia). Skoro obecnie pracownicy i pracodawcy płacą łącznie 6-procentową (od wynagrodzenia brutto) składkę rentową, to po podwyżce będzie to 8%, a więc o jedną trzecią więcej. Wpływy z tego tytułu na 2011 rok zaplanowano na 24,3 miliarda złotych. Jedna trzecia z tego to 8 miliardów. Oczywiście bez uwzględnienia inflacji i ewentualnych podwyżek oraz prawdopodobnego zwiększenia bezrobocia. Skąd Tusk wziął 13 miliardów, nie wiadomo. Jeżeli w ten sam sposób liczono również pozostałe dochody, to należy powątpiewać w prognozowaną obniżkę deficytu budżetowego na 2015 rok na poziomie 1% PKB.

Następne podwyżki podatków przygotowane zostały dla dziennikarzy oraz twórców. Dwukrotnie zostanie podniesiony podatek dochodowy dla osób uzyskujących dochody powyżej 85 tysięcy złotych. Dotknie to głównie kadrę naukową oraz dziennikarzy, a więc tzw. liderów opinii. Nie można będzie się więc zdziwić, jeżeli w niedługim czasie zwolennicy podnoszenia podatków (ale oczywiście dla innych), tacy jak np. Jacek Źakowski, zmienią swoje sympatie polityczne. Nic tak nie otrzeźwia umysłu jak uderzenie po własnej kieszeni, szczególnie jeżeli jest to uderzenie tak drastyczne.

Jednak największą rewolucją ma być wciągnięcie rolników do powszechnego systemu podatkowego, czyli de facto wprowadzenie podatku dochodowego dla największej grupy zawodowej w Polsce. Oczywiście rolnicy będą musieli prowadzić księgowość co najmniej taką jak małe przedsiębiorstwa. Pozostaje pytanie, jakie stawki amortyzacyjne zostaną uchwalone na zakup krowy czy świni, jednak z pewnością odpowiedni departament powstały w Ministerstwie Finansów w niedługim czasie udzieli odpowiedzi na takie wątpliwości.

Naturalnie podwyżki podatków dla rolników nie sfinansują oni sami, ale my wszyscy – poprzez droższą żywność. Niech się rząd nie zdziwi, jak inflacja po podwyżkach podatków znów znacząco się podniesie, a najbardziej dynamiczną pozycją będzie wzrost cen żywności.

Dodatkową podwyżką podatków będzie utrącenie ulgi internetowej oraz odpisu na dziecko dla osób zarabiających powyżej 85 tysięcy złotych (oczywiście brutto) rocznie. Klasie średniej zabrano, by mniej zarabiającym dać zwiększenie tej ulgi o 50% na trzecie i każde kolejne dziecko. Jest tylko jeden niuans. By odliczyć ten podatek dla np. czwórki dzieci, trzeba by w roku zapłacić ok. 6 tysięcy zł podatku dochodowego (co można osiągnąć przy pensji brutto wynoszącej ok. 6500 złotych). Zatem ta podwyżka ulgi na trzecie i następne dziecko tak naprawdę jest iluzoryczna i mało kto z niej skorzysta. Ale w eter poszło, że dla bardziej dzietnych rodzin będzie obniżenie podatków. Trzeba powiedzieć, że zabieg piarowski wręcz idealny.

Podatki kopalniane

Wreszcie Tusk zapowiedział wprowadzenie tzw. podatków kopalnianych – od wydobycia surowców mineralnych (na ten moment największym jego płatnikiem byłby koncern miedziowy, wydobywający również srebro – KGHM, którego akcje po exposé spadły o prawie 14%). Jest to rozpaczliwy krok mający na celu zabezpieczenie przychodów z tytułu wydobycia gazu z łupków (działki sprzedano za bezcen, ale przyszłe przychody obłożone zostaną podatkiem). Takie rozwiązanie było konieczne i w sumie logiczne. W końcu Platforma w swoim programie zapowiedziała, że od 2015 roku będzie finansować emerytury z dochodów gazowych.

Cięcie wydatków

Poza podwyżką podatków premier zapowiedział również obcięcie niektórych wydatków. I tak zniesione zostanie becikowe dla zarabiających powyżej 85 tysięcy zł rocznie. Oszczędności z tego tytułu będą małe (może kilka milionów złotych w skali roku), a osoby ubiegające się o becikowe dostaną dodatkową pracę domową do wykonania – przyniesienie PIT-a za poprzedni rok, który będą musieli sprawdzić nowo zatrudnieni urzędnicy w miejskich i gminnych ośrodkach pomocy społecznej. Toteż niech się pan premier nie zdziwi, jeśli oszczędności z tytułu ograniczenia becikowego zostaną przejedzone przez dodatkowe etaty w administracji.

Największą rewolucją jest jednak podniesienie wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn (dla tych pierwszych od 2040 r., a dla płci niepięknej od 2020 r.) do 67 lat. Od dawna już pisałem na łamach „Najwyższego CZASU!”, że system emerytalny w Polsce bankrutuje (w najbliższych czterech latach system ubezpieczeń społecznych będzie potrzebował ok. 730 miliardów złotych), a jednym rozwiązaniem, jakie znajdą politycy, chroniąc się przed tym bankructwem, będzie wydłużenie pobierania składek i obniżenia liczby osób pobierających emerytury. Najłatwiej osiągnąć to poprzez podniesienie wieku emerytalnego.

Gdy Bismarck wprowadzał powszechny system emerytalny w Niemczech, ustanowił wiek emerytalny na poziomie 70 lat (wówczas do tej granicy dożywało w Niemczech ok. 2% populacji). Wydaje się, że to jest naturalny wiek, do którego będą dążyć politycy w bankrutujących systemach socjalnych. Tusk tu niczym się nie wyróżnia, ale wyborcy raczej mu tego już nie wybaczą. System emerytalny ma być jeszcze ratowany (ukłon w stronę Palikota) poprzez wciągnięcie duchownych do ZUS-u. Dotychczas składki na ubezpieczenie np. emerytalne duchowni sami sobie ustalali (ale nie mniejsze niż wynikające z płacy minimalnej); wydaje się, że obecnie będą płacić od uzyskanego przychodu (Palikot pewnie zaciera ręce na myśl o kontrolach zusowskich przy niedzielnych tacach). Antyklerykałowie osiągnęli swoje – opodatkują najgorszym podatkiem w Polsce duchownych.

Z plusów należy zdecydowanie wymienić podniesienie wieku emerytalnego dla służb mundurowych do 55 lat (ale dla nowo wstępujących od 2012 roku) oraz ograniczenie przywilejów emerytalnych dla górników do osób pracujących bezpośrednio przy wydobyciu. Dodatkowo zapowiedziano skrócenie wydawania pozwoleń na budowę mieszkaniową do 60 dni i inwestycyjną do 100 dni. Na razie Polska ma jeden z gorszych na świecie systemów biurokratycznych uniemożliwiających budownictwo, toteż ta decyzja może przyczynić się do spadku cen mieszkań oraz ułatwienia powstawania nowych inwestycji. Tylko na początku trzeba sobie poradzić z silnym lobby urzędników gminnych, którzy wykorzystywali ten system do osiągania dodatkowych dochodów (nie zawsze legalnych). Historia uczy, że na razie we wszystkich meczach Tusk kontra urzędnicy górą byli ci drudzy.

Poprzednie exposé premiera Tuska pełne było pustych obietnic i ogólników. Tegoroczne przepełnione było konkretami i zapowiedzią jasnych rozwiązań. Niestety te najbardziej konkretne dotyczyły podwyżki podatków oraz podniesienia wieku emerytalnego. Jeżeli Tuskowi uda się wszystko przeprowadzić, to efekt dla budżetu będzie raczej niewielki – co najwyżej 20 miliardów zł rocznie w pierwszych latach. Prawdziwe oszczędności zaczną się w momencie podwyższania wieku emerytalnego (a więc już prawdopodobnie po upływie kadencji tego parlamentu). Można powiedzieć, że zapowiedź podniesienia wieku emerytalnego uratuje ZUS przed bankructwem. Na ile jednak uda się przeprowadzić wszystkie reformy, to się dopiero okaże. PSL nie da tknąć rolników, ale tutaj premier może liczyć na Palikota i jego drużynę. Najbliższe cztery lata to będzie dalsze pustoszenie naszych kieszeni.

Jedni stracą trochę (przedsiębiorcy), inni więcej (twórcy i naukowcy), a jeszcze inni zostaną włączeni do represyjnych systemów podatkowych (rolnicy oraz duchowni). Jednego możemy być na 100% pewni: pieniądze na nowe pensje dla urzędników – jak widać po exposé premiera – znajdą się. Szkoda, że z naszych kieszeni.

Marek Langalis

Za: Najwyższy Czas! (28/11/2011) | http://nczas.home.pl/wazne/nadchodzi-czas-placenia-za-polske-w-budowie/

Skip to content