Aktualizacja strony została wstrzymana

Dostałem dotację na założenie przedsiębiorstwa…

…jestem uczestnikiem projektu, realizowanego ze środków EU. Ale od początku.

Po wielu latach studiów, obronie pierwszej magisterki uznałem, że czas zabrać się za jakąś uczciwą pracę (mimo tego, że do skończenia drugiego kierunku zostały mi wtedy jeszcze dwa lata), więc w listopadzie ubiegłego roku złożyłem wniosek o przyznanie dotacji na założenie własnego przedsiębiorstwa. Nie ukrywam, że zawsze o tym marzyłem – własna firma, praca po 24 godziny na dobę, itd. Nie bałem się niczego. Co więcej, wiedziałem, że mam szansę, że mój pomysł jest dobry i potencjalni klienci szukają tego typu usług (ogrody, przycinanie krzaków, bla bla bla).

Siły i energii dodawało mi przekonanie, że na tym padole potrzebni są nowi przedsiębiorcy. Chciałem (i mimo wszystko, nadal chcę) dołożyć swoją cegiełkę do budowania kraju ludzi zadowolonych ze swojego życia. Jednak, to co instytucje realizujące projekt „mający na celu wsparcie i promocję przedsiębiorczości i samozatrudnienia” rozumieją pod tym pojęciem zakrawa o pomstę do nieba!

Po wstępnej porażce, przyjęciu do projektu z listy rezerwowych i około 3 miesiącach szkoleń (2 razy w tygodniu, chyba od 12tej do 19tej – nie wiem, chciałbym zapomnieć) przyszedł czas na konkurs biznes planów, który na swoje nieszczęście również przeszedłem.. Coś niedobrego natomiast zaczęło się dziać już podczas samych szkoleń.. to ewaluacja zajęć jest nie taka i trzeba poprawić, to ostatnia ławka przeszkadza (dosłownie, jak w podstawówce). Większość z nas zapamiętała już wtedy nazwę „Biuro Projektu”.

Po rozstrzygnięciu konkursu, kilka tygodni czekania na ukonstytuowanie się decyzji, zatwierdzenie list rankingowych przez WUP, wizyta w „BP” z żyrantami i podpisanie umowy, oczekiwanie na środki… z listopada zrobił się lipiec. Wspomnę w tym miejscu, że od słynnego wśród uczestników (już wtedy) Biura Projektu dzieli mnie kilkadziesiąt kilometrów a ja jestem biednym studentem czekającym na „wsparcie przedsiębiorczości”.

W końcu pieniądze dotarły, wydane zostały w kilka dni potem (sprzęt czekał po magazynach, wszystko musiało być ustalone już w biznes planie, który składało się gdzieś w okolicach kwietnia). Wszelkie zmiany w biznes planie traktowane były przez Biuro Projektu, jak koniec świata. Groźby sądem za zmianę parametrów technicznych kupowanego sprzętu (sam musiałem zmienić, ale miałem szczęście bo najaktywniejsza „biurowiczka” była chyba na urlopie) – ciągną się do dzisiaj. Jeszcze większe problemy ze wsparciem pomostowym, które miało nam „pomóc” przez pierwsze 6 miesięcy prowadzenia działalności – dowiedziałem się, że doładować telefon firmowy mogę, ale muszę „wygadać” doładowanie do końca miesiąca.. Wziąłbym abonament, ale miało być oszczędniej, tymczasem dzięki chęci oszczędzania muszę po raz drugi w tym tygodniu wybrać się do „BP” złożyć wyjaśnienia, bo dzisiejsze są nie ok.

Pomostówka, to ogólnie dobry temat na komedię. Jedna wizyta, złożenie rozliczenia – druga wizyta poprawienie wyliczenia o 2 grosze w dwóch pozycjach (= 1 grosz w jednej rubryczce + 1 grosz w drugiej rubryczce), i tak w koło Macieju.. Od sierpnia jakieś 6-10 wizyt w dni robocze, do 15.30. Najlepsze chyba spotkało mnie w ostatnim dniu składania podań, telefon około godziny 12tej, że we wniosku błąd i do 15.30 mam być w biurze, odbierając telefon stałem po kolana w błocie kopiąc dół pod oczko wodne.. Wprawdzie był mail, ale wszyscy z pocztą na gmailu dostali go jako spam.

To nie są tylko gorzkie żale jednej osoby. Na (nie wiem jak to nazwać) przesadną skrupulatność, zawziętość, biurokrację, czy brak pojęcia o prowadzeniu przedsiębiorstwa ze strony „BP” narzekała każda osoba, która składała ze mną wniosek i którą spotkałem w drodze/ wracając z „BP”. Plotka (nie słyszałem osobiście od tej osoby, bo się z nią jeszcze nie widziałem) głosi, że kolega kupił nowego kompa, bo biuro poprosiło o dowód zakupu sprzętu zadeklarowanego jako wkład własny (przestroga przed wyrzucaniem paragonów!!).

Nie jestem nawet na półmetku rocznego okresu trwania projektu (od podpisania umowy w lipcu bieżącego roku) a już psychicznie nie przypominam ani trochę człowieka z listopada ubiegłego roku. Osobiście zobowiązałem się do prowadzenia firmy przez rok, ale wciągnąłem w tą całą sytuację dwie niewinne osoby – moich żyrantów, i to nie daje mi spać. Prawdziwy przedsiębiorca i dawny ja, chce wejść do tego biura i zrównać wszystko z ziemią – gdyby chodziło tylko o mnie, to tak bym zrobił. Jednak drogi czytelniku, sam rozumiesz moją sytuację. Jestem tłamszony przez bezsens biurokracji a wizyty w biurze niszczą mnie finansowo (wydaję na paliwo – ok da się znieść, ale nie zarabiam a klienci czekają – bardzo nie ok!!).

Nie wiem właściwie po co to piszę, pod sam koniec trochę mi w sumie lżej na sercu, ale może chociaż ktoś trafi na to w odmętach wykopaliska i zastanowi się dwa razy przed udziałem w projektach unijnych.. chociaż może, to tylko odczucia z mojego Biura Projektu, z tego co wiem to w PUPie nie ma takiej tragedii.. Tak czy inaczej, nie istnieje coś takiego, jak darmowe obiady. Nie dajcie się ogłupić. Wsparcie i promocja przedsiębiorczości w wydaniu europejskim jest przede wszystkim dla ludzi bogatych a po drugie dla tych, którzy nie muszą po założeniu przedsiębiorstwa pracować i mogą na każde wezwanie stawić się na kolanach w Biurze Projektu.

Tak czy inaczej wszystkiego tutaj nie udało mi się opisać. Po zakończeniu projektu podpiszę się pełnym imieniem i nazwiskiem pod dłuższym listem do kilku adresatów – na dzisiaj, macie wyłączność.

Sekrety

Za: Sekrety Ameryki (paź 25, 2011) | http://www.sekretyameryki.com/?p=6717

Skip to content