Tadeusz Różewicz obchodzi w niedzielę 90. urodziny.
W tym roku do literackiej Nagrody Nobla kandydowała trójka Polaków: Olga Tokarczuk, Adam Zagajewski i Tadeusz Różewicz. Kolejność według zasług dla środowiska „Gazety Wyborczej”. W ogóle dziwne, że nazwisko autora „Płaskorzeźby” znalazło się na liście, którą – jeśli się nie mylę – szwedzkim jurorom podtyka do przejrzenia polski PEN Club. Różewicz bowiem od lat nie uczestniczy w budowie III RP. Nie podpisuje listów w obronie praw gejów ani przeciwko IPN. Nie pokazuje się w mediach.
Poglądy poety znamy głównie z filmów Andrzeja Sapiji. Panowie spotykają się pod okiem cyfrowej kamery we wrocławskim mieszkaniu Różewicza i prowadzą niespieszną pogawędkę przy herbacie. W jednym z powstałych w ten sposób dokumentów poeta ironizuje, że jest chyba „zbyt normalny” dla dzisiejszych mediów: – Trzeba by wymyślić siebie bardziej poetyckiego, malowniczego, szalonego. Może trochę schizofrenika, trochę kochającego inaczej. Bieda w tym, że kocham po bożemu.
Innym razem, zapytany przez dziennikarkę o stosunek do młodego pokolenia, Różewicz denerwuje się nie na żarty – Stwórzcie rzeczywiście swój własny świat, to wtedy będzie pani mogła prowadzić dochodzenie, czy ja go akceptuję! Tymczasem, jak na razie, to nie jest wasz świat, bo ktoś inny wymyślił wam dżinsy, obcasy i koturny skrzyżowane z końskim kopytem. To nie wy, ale starzy, cyniczni wyjadacze mody dyktują wam Bóg wie co.
W tym samym wywiadzie poeta mówi wprost, że nie lubi artystycznego rozchełstania, natomiast uwielbia orkiestry wojskowe. Czyżby… nie, to nie może być prawda… Różewicz był… m o h e r e m ?! Wyobrażają sobie Państwo, co by się stało, gdyby dostał Nobla? Wstyd na całą Europę. Polscy intelektualiści musieliby napisać z dziesięć listów otwartych, zapewniając, że my tu nad Wisłą w większości jesteśmy jednak za kochającymi inaczej, za modą i za artystycznym rozchełstaniem. I nic, ale to absolutnie nic, nie robimy po bożemu.
Wojciech Wencel