Aktualizacja strony została wstrzymana

Za nazistowskimi kulisami filmu Upadek – Tomasz Gabiś

Bodajże w 2003 roku na ekranach kin pojawił się film zatytułowany „Upadek”, traktujący o ostatnim etapie kariery politycznej Wielkiego Budowniczego Autostrad – partia, której prezesował, została pokonana przez koalicję Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) i Partii Demokratycznej.

Z filmem wiąże się zabawna historia; okazało się mianowicie, że agencja castingowa zatrudniła jako statystę Karla Richtera, publicystę, redaktora, autora książki o muzyce Wagnera. Ponieważ niemiecka policja polityczna, sprawująca nadzór ideologiczny nad społeczeństwem niemieckim, czyli Urząd Ochrony Konstytucji w swoich corocznych raportach zalicza Richtera do „neonazistów”, wybuchł mały skandal. Agencja castingowa tłumaczyła się, że UOK nie przesłał jej listy z nazwiskami wszystkich niemieckich neonazistów, więc po czym miała rozpoznać, że Richter jest nazistą, zwłaszcza że bardzo sprytnie się maskował: wyglądał całkiem normalnie, zupełnie nie jak typowy „neonazista”!

Sytuacja niczym z Baudrillarda: oto prawdziwy neonazista, a więc w gruncie rzeczy nazista, gra nazistę – adiutanta marszałka Keitela – w filmie historycznym o nazizmie!

Nazista Richter opowiadał potem, że bardzo się wzruszył, kiedy wódz nazistów, to znaczy nie wódz, tylko aktor grający wodza, uścisnął mu dłoń! Co tu jest filmem, a co rzeczywistością? Czy nazista Richter grał rolę pułkownika-nazisty, czy też wykorzystał udział w kręceniu filmu, aby móc się bezkarnie wyżyć jako nazista?

Jego „Kameraden” chyba to wyczuli, bo od tamtego tytułują go z lekkim przekąsem „pułkownik Richter”. Pojawia się ciekawe pytanie, czy jako naziście nie wolno mu grać nazistów, czy też nikogo nie wolno mu grać? Czy naziście wolno zagrać antynazistę? Czy Richter przyjąłby rolę niezgodną z jego politycznymi przekonaniami? Czujemy się jak na filmach, w których jedna z postaci wyświetlanego w nim filmu, schodzi z ekranu w rzeczywistość, albo na odwrót – bohater filmu dostaje się do filmu.

W filmowym studio Richter jako autentyczny nazista samą swoją obecnością zamienia filmowe rekwizyty w realne przedmioty nazistowskie; staje się dla nich kontekstem, zmieniającym ich naturę. W chwilę potem nazista Richter oznajmia, że to tylko żart, i nazistowskie przedmioty znowu są tylko rekwizytami!

Po tym, jak Richter ujawnił całą sprawę (według jego obserwacji jeszcze 15-20 nazistów grało w filmie role nazistów), wywiad przeprowadziła z nim francuska telewizja. Richter zapewnił Francuzów o swojej „frankofilii” i wyraził niezadowolenie z faktu, że w Upadku nie uwypuklono dostatecznie roli francuskich ochotników z Waffen-SS bohatersko broniących Berlina. Poza tym, film jest, według Richtera, wybitny, uczłowiecza Hitlera, nie robi z niego ani klowna, ani szaleńca gryzącego dywan w napadach szału; wódz jest człowiekiem z krwi i kości, odpychającym i przyciągającym aż do ostatniej godziny, kiedy to sam staje się ofiarą.

Swoje doświadczenia na planie filmowym Richter opisał w jednym z nazistowskich czasopism w artykule zatytułowanym „Z «wodzem» w hali nr 12”. Bardzo ciekawy tekst, w którym Richter dokumentuje swoją akcję, taki – by tak rzec – nazistowski happening. Na jego podstawie mógłby powstać kapitalny film dokumentalny o kręceniu filmu o nazizmie z punktu widzenia nazisty grającego nazistę. Podaję w skrócie:

„Wytwórnia filmowa Bavaria w Grünwald koło Monachium, tam w hali nr 12 bardzo wiernie odtworzono bunkier wodza Rzeszy Niemieckiej. W weekend jestem na ćwiczeniach jako rezerwista Bundeswehry, w niedzielę wieczorem zrzucam mundur armii RFN, a w poniedziałek rano jestem pułkownikiem Wehrmachtu, cóż za osobliwa zamiana ról!

Udaję się do krawcowej szyjącej kostiumy, rumiana, w ciąży. Przynosi mi mundur, pasuje jak ulał, ma przypięty Krzyż Źelazny, «Niech Pan podniesie prawą rękę» – mówi krawcowa, żeby sprawdzić, czy nie pije pod pachami. Podnoszę. U krawcowej pełno czasopism, książek o mundurach Wehrmachtu, o orderach i odznaczeniach, albumów o Berghofie, wszystko w kolorze.

Tam na zewnątrz w erefenowskim biotopie ich wydawcy, wszyscy jak jeden wymienieni w raporcie Urzędu Ochrony Konstytucji, tutaj wszystko normalne, zwyczajne. Instruuje nas konsultant historyczny. Ćwiczymy hitlerowskie pozdrowienie. Podczas przerwy obiadowej obiecuję siostrom Czerwonego Krzyża, że po ostatecznym zwycięstwie otrzymają na wschodzie germańskie zagrody dziedziczne, statystki chichoczą.

Bruno Ganz na stołówce, wykapany Hitler. To niesamowite wrażenie widzieć go, jak idzie w czasie przerwy do bufetu, zgarbiony dokładnie tak jak dyktator, drżącą ręką odgarniając włosy z czoła. Przybywam do bunkra po raz pierwszy 22 kwietnia 1945. Narada operacyjna. Rosjanie przerwali front na Odrze, okrążenie jest tylko kwestią czasu. Około 20 ludzi tłoczy się wokół stołu z mapami. Goebbels, Göring, cały entourage, dokładnie jak w książce historycznej. Nie wierzę własnym oczom.

Tu siedzi Hitler. Jest przerwa w zdjęciach. Przestawiają kamery. Bruno Ganz siedzi, wpatruje się apatycznie przed siebie. Drżącą ręką bębni po stole, demoniczne, fascynujące, atmosfera tak realistycznie oddana, tak plastyczna, rzeczywistość na wyciągnięcie ręki. Nastrój udziela się wszystkim obecnym w pomieszczeniu. Statysta, który ma podać wodzowi szklankę wody, jest zdenerwowany, plącze się kilka razy. Bruno Ganz próbuje rozładować sytuację, żartuje, ale kiedy woła charakteryzatora, to takim głosem i tonem, jakby wydawał rozkazy armii Wencka. Inni też nie mogą się wyłączyć.

Keitel, którego jestem adiutantem, chce, żeby w czasie przerwy obiadowej zwracano się do niego «feldmarszałku», to jest zaraźliwe. Nawet reżyser Hirschbiegel, niezwykle inteligentny cynik, ulega nastrojowi chwili, wpada w zachwyt, kiedy któraś scena jest szczególnie udana, chce dobrego filmu, chce autentyczności: «Tak, ci naziści to jednak mieli szykowne uniformy», wypsnęło mu się.

Innym razem, kiedy nowy statysta grający esesmana jakoś mu optycznie nie pasuje do reszty, dziwi się: «Czyżby w SS służyli Turcy?». Dostrzegam delegację gminy żydowskiej i reporterkę z telewizji NDR, która z ekipą dokumentuje prace, to są duchy z zewnątrz, z innego świata, z przyszłości.

Demoniczne sceny, pożegnania wodza z oficerami, ze zmęczonym wzrokiem, powłócząc nogami Bruno Ganz przechodzi wzdłuż krótkiego frontu oficerów, bez słowa. Obok mnie stoi marynarz. Potem Hitler i mnie podaje rękę. Cicho szumi kamera. Sowiecki ostrzał artyleryjski, symulowany uderzeniami pięści w drewniane kulisy, milknie na kilka minut. Wódz odchodzi”.

Tomasz Gabiś

Wybór tekstu ze strony Tomasza Gabisia i tytuł z: prawica.net (29-09-2011)

Za: Tomasz Gabiś blog (07.21.11) - 'MINIMA NOMINALIA – lato 2011' | http://www.tomaszgabis.pl/?p=595

Skip to content