Aktualizacja strony została wstrzymana

Parodia śledztwa smoleńskiego: Dostaniemy wrak Tupolewa, ale… na zdjęciach trójwymiarowych

Sobotnia noc w Smoleńsku. W hotelu, w którym mieszka polska ekipa prokuratorów i ekspertów, odbywa się akurat huczne wesele. Rozbawieni goście oczywiście nie myślą o takich sprawach, jak katastrofy lotnicze. Pewną sensacją jest jednak furgonetka z napisem „Komitet Śledczy Rosji”. Wszyscy oglądają pojazd, jakim polscy biegli codziennie jeżdżą do wraku i z powrotem. Weselnicy robią zdjęcia, pytają o przyczynę zainteresowania budzącej grozę instytucji. Ekscytacja łączy się mimowolnie z obawą. Nic dziwnego. Kilka dni wcześniej aresztowano szefa miejskiej administracji (zwanego tu z angielska city managerem) Konstantina Łazariewa, jego zastępcę Nikołaja Pietroczenkę oraz innego urzędnika Witalija Jerofiejewa. Organa ścigania zarzucają im łapówkarstwo i oszustwa. Władze centralnego okręgu federalnego uznały administrację Smoleńska za niezdolną do wykonywania swoich obowiązków i miasto zostało wzięte w zarząd komisaryczny.

Skorumpowani urzędnicy będą sądzeni w Moskwie, a sprawy prowadzą policjanci i śledczy z odległych obwodów. Podobne afery są władzy centralnej bardzo nie na rękę w okresie przed wyborami do Dumy Państwowej, a nadgraniczny Smoleńsk mógł być wizytówką państwa. Wizerunek miejscowej władzy już został poważnie nadszarpnięty, gdy w lutym ubiegłego roku aresztowano pod takim samym zarzutem poprzedniego mera Eduarda Kaczanowskiego. Kilka miesięcy później okazało się, że na wiele lat Smoleńsk będzie kojarzył się całemu światu z wielką katastrofą lotniczą. Z tym wyzwaniem próbowano sobie jakoś poradzić, ale skończyło się na aferze z podmienioną cichaczem tablicą na upamiętniającym tragedię obelisku.

Mieszkańcy Smoleńska nie muszą o tym myśleć. Władza postawiła na igrzyska. Wczoraj był Dzień Miasta, ale jego obchody nieco przyspieszono i rozłożono na dłużej. Są festyny, występy, a nawet fajerwerki. W 1943 r. 25 września Armia Czerwona wyparła ze Smoleńska Niemców. Dzień wyzwolenia obchodzi się jako lokalne święto. Mieszkańcy, nawet ci niezadowoleni z obecnej sytuacji w Rosji, najczęściej są dumni z historii. Szczycą się tytułem miasta bohatera. Nadano go za bitwę pod Smoleńskiem w 1941 roku. Wówczas sowiecka Rosja po raz pierwszy zatrzymała armię hitlerowską podążającą w ramach Blitzkriegu na wschód. Przytrzymano wtedy Niemców na trzy miesiące, od 10 czerwca do 10 września.

Za dwa lata, również we wrześniu Smoleńsk ma bardzo hucznie obchodzić swoje 1150-lecie. Wczoraj czas do tych wydarzeń zaczął odmierzać specjalny zegar. Wszędzie widać już przygotowania. Odnawia się zabytkowe budynki, a szczególnie sławne miejskie mury. Wreszcie rozpoczęto poważne remonty dróg. Na wszystkie programy związane z rocznicą wyasygnowano łącznie 16,5 miliarda rubli (około 1,5 mld zł). Chociaż mówi się, że połowę tych pieniędzy pochłoną łapówki, to i tak wszyscy oczywiście zyskają. Za stan drogi prowadzącej do Katynia publicznie rugał gubernatora premier Putin, i na niewiele to się zdało. Teraz w końcu na tzw. trakt witebski wjechały buldożery i koparki. Gdyby jeszcze coś zrobić z najgorszymi w tej części Rosji wskaźnikami przestępczości. – Ot, Putin i Miedwiediew się zamieniają. Będzie po staremu – komentują najnowsze doniesienia z Moskwy dwaj mężczyźni oglądający pokaz sztucznych ogni. Prezentują nam, jak jest ładnie, miasto tak pięknie przystrojone. Rzeczywiście, na każdej latarni powiewa czerwona chorągiewka…

Wśród rocznicowych inwestycji jest też nowe miejskie archiwum. Ta kwestia jest ważna dla miejscowych katolików, głównie Polaków. Obecnie urząd ten mieści się w budynku zabytkowego kościoła. Wybudowaną pod koniec XIX wieku za pieniądze parafian świątynię pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny zamknęli Sowieci. I przeznaczyli na inne cele. Na zwrot obiektu, którym władza chwali się jako jedną z atrakcji turystycznych, liczą nie tylko katolicy. – Jeśli tych pieniędzy nie rozkradną, to przez dwa lata zdążą. Potem nie będzie szans – dzieli się swoją oceną taksówkarz, sam prawosławny, ale sympatyzuje z oczekiwaniami Polaków – chciałby w końcu posłuchać organów…

Wirtualna układanka

W takiej to atmosferze odbywają się badania wraku samolotu, którego katastrofa półtora roku temu postawiła Smoleńsk w centrum zainteresowania całego świata. Ale lotnisko położone jest na uboczu, obok są głównie duże zakłady, magazyny i osiedla – szare sowieckie blokowiska. Polscy specjaliści nie mają czasu na zwiedzanie, pracują od dziewiątej rano, gdy przyjeżdża po nich wspomniany na początku mikrobus, do późnych godzin, długo po zmroku. Obok wraku jest duży wojskowy namiot. W nim nasi eksperci prowadzą szczegółowe badania poszczególnych części samolotu, mierzą, wykonują jakieś obliczenia, sporządzają notatki. Wszystkiemu cały czas przygląda się dwóch rosyjskich śledczych, choć z czasem już nie tak skrupulatnie jak pierwszego dnia.

W piątek i sobotę trwało głównie sporządzanie dokumentacji fotograficznej. Dwóch specjalistów z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji wykonuje zdjęcia metodą fotografii sferycznej. Każdy fotograf-amator spotkał się z tą techniką, gdy próbował kilka zdjęć połączyć w panoramę. Nie jest to łatwe. Zwykłe połączenie fotografii z różnych stron daje efekt niezadowalający, ze względu na odmienną perspektywę w różnych osiach. Grafika komputerowa pozwala zniwelować ten efekt, ale profesjonalny aparat sferyczny naszych policjantów ma znacznie większe możliwości. Obracając się o 360 st., skanuje przestrzeń dookoła siebie, jednocześnie zapisuje obraz obejmujący 180 st. w pionie, czyli razem pełną sferę, skąd pochodzi nazwa tej techniki. Fotografii towarzyszy pomiar odległości. Po powtórzeniu procedury z kilku miejsc komputer może wykonać plastyczny model wszystkich przedmiotów leżących na placu i niejako przenieść wrak do swojej pamięci. Policja na całym świecie używa fotografii sferycznej do badania katastrof komunikacyjnych, a także jako narzędzia wspomagającego dochodzenie w sprawach, w których istotne znaczenie ma rozmieszczenie śladów. W praktyce widać, jak cała ekipa najpierw ucieka od aparatu, a potem biegnie wokół wraku, gdy obiektyw powoli obraca się, tak żeby ludzie nie zakłócali obrazu rejestrowanego przez supernowoczesne urządzenie.

Zapisany na nośnikach pamięci trójwymiarowy obraz wraku pojedzie (niestety zamiast oryginału) do Polski. Tam eksperci będą próbowali złożyć z rozbitych elementów samolot. Będą go porównywać z modelem nieuszkodzonego tupolewa. W ten sposób będzie można zobaczyć, czego brakuje, w jaki sposób maszyna ulegała zniszczeniu.

Te nowoczesne techniki śledcze to wynik postępu w informatyce ostatniego dziesięciolecia, należą do metod nazywanych „rzeczywistością wirtualną” (ang. virtual reality, VR). Miejmy nadzieję, że w tym wirtualnym świecie eksperci znajdą jak najbardziej realne fakty i będziemy mogli w końcu poznać rzetelną ocenę tego, co naprawdę działo się z samolotem w ostatnich chwilach lotu, a prokuratorzy otrzymają wartościowy materiał w prowadzonym śledztwie.

Piotr Falkowski, Smoleńsk

 

Kampania wyborcza, czyli badamy wrak

Musi być rzeczywiście kiepsko z nastrojami i nerwowo w obozie władzy oraz w całym tym establishmencie III RP skoro w kulminacyjnym momencie kampanii wyborczej zorganizowano wyprawę polskich specjalistów, którzy w tempie iście ekspresowym, bijąc światowe rekordy, w kilka dni zbadają wrak TU-154M, a fotografując go aparatem sferyczny dostarczą nam go do kraju w wersji wirtualnej.

Profesor Binienda prezentując wyniki swoich badań przeprowadzonych przy pomocy sprawdzonego i uznanego w świecie przez fachowców narzędzia, jakim jest program Ls Dyna3D wprawił polskich „ekspertów” w niemały kłopot.

Nie było innego wyjście i po dwóch wiosnach, dwóch okresach letnich, jednej jesieni i jednej zimie uznano, że wypadałoby rzucić okiem na wrak pod czujną kontrolą Rosjan.

Póki, co nasze media mogą profesorowi przeciwstawić jedynie redaktora Jasia Osieckiego i jego zdjęcie na owej pancernej brzozie.

Na czym opieram swoje przekonanie, że owa wyprawa specjalistów do Smoleńska to tylko wyborczy i propagandowy chwyt?

Oczywiście pierwsze podejrzenie to termin, a po drugie przypomina to do złudzenia wyprawę polskich archeologów, którzy nie mogli używać najnowocześniejszego sprzętu oraz sięgnąć w głąb ziemi. Narodziła się wówczas nowa gałąź nauki, czyli „archeologia naziemna”.

Bez żmudnych badań w laboratoriach i udziału specjalistów z zakresu kinematyki lotów, aerodynamiki, mechaniki, wytrzymałości materiałów czy dynamiki możemy mówić jedynie o eskapadzie wpisującej się w kampanię wyborczą i grze tragedią tych, którzy niemal dzień w dzień ową grę zarzucają swoim politycznym konkurentom.

Z tych samych powodów związanych z wyborami inne z kolei badania będą bardzo żmudne przeciągną się poza dzień 9 października. Mam tu na myśli wyniki sekcji zwłok Zbigniewa Wassermanna, którego drugi pogrzeb odbył się 1 września bieżącego roku.

Warto pamiętać, że wszystko to dzieje się w państwie, które podobno po 10 kwietnia 2010 roku „zdało egzamin”.

Mirosław Kokoszkiewicz

Za: kokos26 blog

Za: Nasz Dziennik, Poniedziałek, 26 września 2011, Nr 224 (4155) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110926&typ=po&id=po05.txt | Dostaniemy wrak w trójwymiarze

Skip to content