Aktualizacja strony została wstrzymana

Suwerenowie nieświadomi i bezradni – Stanisław Michalkiewicz

Wy królowie zawsze robicie coś takiego, co zaskakuje zwykłych śmiertelników – skarżył się w liście do króla pruskiego Fryderyka II Franciszek Maria Arouet, powszechnie znany jako Voltaire. Voltaire był jednym z tak zwanych francuskich filozofów, którzy nadawali ton ówczesnej Europie, ale tak naprawdę, to nie był żadnym filozofem, tylko zwyczajnie – publicystą, który, nawiasem mówiąc, nie troszczył się specjalnie o faktyczną podbudowę swoich opinii. Stanisław Cat-Mackiewicz powiada, że Voltaire właściwie nic nie wiedział i prawie niczego nie czytał, ale miał fenomenalną zdolność chwytania w lot istoty rzeczy, co zawsze fascynuje czytelników, bo umożliwia zrozumienie spraw sprawiających wrażenie przekraczających możliwości umysłu ludzkiego. Można zatem powiedzieć, że wywierał znacznie większy wpływ na ówczesne salony, niż pan red. Adam Michnik na salon warszawski, w którym – jak powszechnie wiadomo – nie ma podłogi.

Ale nie tylko w podłodze ta różnica. O ile osoby zaludniające ówczesne salony w większości rozumiały sytuację, o tyle osobnicy tworzący pozbawiony podłogi salon warszawski niczego nie rozumieją, a tylko powtarzają opinie suflowane im przez pana red. Michnika, ewentualnie – przez proroków mniejszych w rodzaju pana red. Jacka Źakowskiego. Stąd Voltaire, świadomy swego wpływu na europejskie salony myślał, że królowie, z którymi korespondował i którzy sadzili mu komplementy, nie tylko podziwiają jego inteligencję i pomysłowość, ale również będą postępowali według jego wskazówek. Tymczasem ani Fryderyk, ani Katarzyna nawet przez chwilę o tym nie myśleli. Owszem, płacili tym wszystkim „filozofom”, żeby urabiali europejską opinię w kierunku odpowiadającym ich zamiarom, na przykład – względem Polski – ale ten jurgielt, to było wszystko, co mogli im oferować. O żadnym podziwie, ani tym bardziej – stosowaniu się do filozoficznych pomysłów, nie mogło być mowy, co z brutalną szczerością wyraził Fryderyk II mówiąc, że wprawdzie można posługiwać się kanaliami, ale w żadnym razie nie wolno się z nimi spoufalać.

Dlatego też, kiedy z poduszczenia, a prawdopodobnie nawet nie z poduszczenia, tylko na rozkaz razwiedki Platforma Obywatelska ograniczyła ostatnio zakres dostępnej obywatelom informacji publicznej, w „Gazecie Wyborczej” dały się słyszeć lamenty i narzekania. Najwyraźniej tamtejszemu postępactwu wydawało się, że razwiedka, która posługuje się Platformą Obywatelską, niczym król pruski Fryderyk – francuskimi filozofami, będzie zachowywała się zgodnie z zasadami, o których postępactwo myśli, iż są właściwe dla demokracji. Tymczasem razwiedka postępuje po swojemu i zasady właściwe dla demokracji ma w głębokim poważaniu, posługując się nimi tylko wtedy, gdy im z jakichś powodów akurat pasuje. Podobnie postępowali XVIII-wieczni monarchowie absolutni, doskonale orientujący się, jakie filary podtrzymują władzę. Katarzyna z powodzeniem udawała przed filozofami sawantkę i literatkę, ale Pugaczowa kazała poćwiartować żywego i bardzo gniewała się na kata, że dokonał ćwiartowania martwego już ciała skazańca.

Toteż kiedy okazało się, iż cała subtelna eseistyka francuskich filozofów posłużyła tylko za pozór uzasadnienia podyktowanych atawistyczną, chamską zaborczością rozbiorów Polski, filozofowie zorientowali się, iż przez cwanych monarchów zostali zrobieni w bambuko – co spod serca Franciszka Marii Aroueta wywołało skierowany w liście do Fryderyka jęk skargi. Ano cóż; nie na darmo Franciszek ks. de La Rochefoucauld zauważył, że nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, każdy – ze swego rozumu. Zadowolone ze swego rozumu jest zwłaszcza postępactwo, w którego seryjne móżdżki nigdy, albo prawie nigdy nie wkradła się najmniejsza wątpliwość. Jakże bowiem miałaby się tam wkraść, kiedy – po pierwsze – w panującej tam ciasnocie nie ma już miejsca na żadne wątpliwości, po drugie – pan red. Michnik za pomocą swojej żydowskiej gazety dla Polaków przekazuje im najaktualniejsze mądrości etapu („którzy chlipiecie z „Naje Fraje” swą intelektualną zupę; mądrale, oczytane faje…”), no i wreszcie – po trzecie – oficerowie prowadzący żadnych wątpliwości nie tolerują, zwłaszcza w sytuacji, gdy sposób zachowania konfidentów precyzyjnie regulują odpowiednie regulaminy i instrukcje. Toteż nie ulega wątpliwości, że mimo tego nieprzyjemnego zaskoczenia, „Gazeta Wyborcza” nadal będzie uważała Platformę Obywatelską za zaród zbawienia.

Tymczasem ograniczenia dostępu do informacji publicznej, motywowane intencja ochrony ważnych interesów państwowych czy gospodarczych, tak naprawdę uzasadnione są pragnieniem ukrycia tak długo, jak długo to będzie możliwe, dowodów zdrady przed mniej wartościowym narodem tubylczym. Jak bowiem powszechnie wiadomo, informacje uważane za tajemnice państwowe są na rozkaz razwiedki kraju ościennego, bez ceregieli, a nawet w podskokach przekazywane na tacy państwom trzecim. Ale jakże ma być inaczej, skoro nawet agentura w strukturach państwa ma pozostać tajemnicą tylko dla tubylców – bo razwiedkom państw trzecich została przekazana pod postacią kompletów mikrofilmów – zapewne jako wpisowe przy przewerbowywaniu na początku transformacji ustrojowej?

Tymczasem w ramach peregrynacji po Ameryce, po wyjeździe z Kanady do USA, jeszcze raz przekroczyłem tę granicę w związku z jednodniową wyprawą z Seattle do Vancouver. Jechaliśmy samochodem z obywatelami amerykańskimi i w miarę zbliżania się do granicy nie tylko my – posiadacze paszportów z amerykańskimi wizami – ale również oni zaczęli odczuwać zaniepokojenie. W naszym przypadku było to nawet bardziej zrozumiałe; posiadacze wiz amerykańskich mogą być wszak przez oficera imigracyjnego w każdej chwili cofnięci z granicy i żadna siła nic na to poradzić nie może. Natomiast w przypadku obywateli USA było to niezrozumiałe tym bardziej, że ani nie zrobiliśmy nic złego, ani też niczego zakazanego nie przewoziliśmy. A jednak również i u nich dało się postrzec poczucie niepewności wobec wszechmocy strażników granicznych, którzy – jak się okazuje – również z amerykańskim suwerenem mogą zrobić wszystko – podobnie jak za komuny sowieckie NKWD, niemiecka STASI, czy też tubylcza SB mogły zrobić wszystko z odpowiednimi suwerenami. Widać wyraźnie, jak pod osłoną retoryki demokratycznej zanika na świecie wolność. Jakże w tych warunkach nie odczuwać radości ze swoich 64 lat?

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2203

Skip to content