Aktualizacja strony została wstrzymana

Reglamentowany dostęp do dowodów to brak dostępu

Prokuratura wojskowa nie powinna powtarzać, że zrzut z danych z CVR był zrobiony w dobrych warunkach i że ma walor dowodowy

Z mecenasem Piotrem Pszczółkowskim, pełnomocnikiem prawnym Jarosława Kaczyńskiego, rozmawia Anna Ambroziak

Pod ekspertyzą z badania urządzeń pomiarowych i osprzętu lotniczego, dołączoną w formie załącznika do protokołu wojskowego sporządzonego po katastrofie na Siewiernym, nie ma podpisów żadnego z polskich ekspertów. Rosyjskojęzyczny dokument parafowali wyłącznie pracownicy ministerstwa obrony Federacji Rosyjskiej.
– W moim przekonaniu, brak podpisów świadczyć może albo o braku udziału polskich przedstawicieli w tworzeniu opinii, albo o ich odmiennym niż zawarte w ekspertyzie stanowisku.

Ale czy nie podważa to wiarygodności tego dokumentu?
– Zapytam tak: a dlaczego polscy biegli tego dokumentu nie podpisali?

Podpułkownik dr inż. Sławomir Michalak, członek Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, który uczestniczył w badaniach przyrządów w Moskwie, twierdzi, że żeby się podpisać, musiałby najpierw ten dokument dostać, mieć czas na zapoznanie się z nim i ewentualną dyskusję z tym, który go napisał. Tymczasem eksperci komisji dostali gotowy tekst dopiero w październiku ubiegłego roku. I nie było obiecanej dyskusji ze specjalistami rosyjskimi.
– W takim układzie należałoby zapytać polskich ekspertów, dlaczego nie zrobili swojego protokołu, w którym odnotowaliby te wszystkie fakty. Nie można stwierdzić, że jest to dokument nieważny – jest to dokument rosyjski, ważny w Rosji. Natomiast pytaniem jest, jaką on ma przydatność dla takiej komisji, jaką była Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, oraz dla polskiej prokuratury. Od razu, zanim pani postawi to pytanie, mogę powiedzieć, że zerową.

Czyli nie ma waloru materiału dowodowego?
– Absolutnie nie. Ma jedynie walor informacyjny. Jeśli ma to być pełnowartościowy materiał, należałoby takie same badania przeprowadzić ponownie. Na pewno strona polska nie jest związana tymi ustaleniami czy wnioskami. Co więcej, nawet gdyby chciała być związana, to nie bardzo może te wnioski do polskiego postępowania dołączyć.

Do badań przyrządów przystąpiono, zanim zostało wydane na to formalne zlecenie. Czy nie budzi to wątpliwości prawnych?
– Zasadą jest, że najpierw organ prowadzący postępowanie wydaje decyzję zlecającą biegłym wykonanie czynności i wydanie opinii. Odwrotna kolejność powoduje, że opinia nie powstała de facto w konkretnej sprawie. Ma taki sam charakter jak tzw. opinie prywatne. Per analogiam: sądy przyjmują tylko te opinie, które zostały wykonane na ich zlecenie. Jedynie te są dla nich wiarygodne.

Polscy eksperci uczestniczyli w badaniach tylko przez kilka dni, choć analizy trwały miesiąc. Czy nie powinni domagać się pełnego uczestnictwa w tych badaniach?
– Strona polska mogła i powinna domagać się udziału we wszystkich czynnościach dotyczących przyrządów Tu-154M. W razie uniemożliwienia takiego udziału przez Rosjan należało to zakomunikować opinii publicznej. Powtórzę raz jeszcze: końcowa opinia i cały raport powinny zawierać notatki i informacje o badaniach, w których udział polskich biegłych został uniemożliwiony lub utrudniony.

Pułkownik Edmund Klich, były polski akredytowany przy MAK, mówi, że polski rząd nie zapewnił mu zaplecza prawnego przy podejmowaniu trudnych decyzji.
– Pan Edmund Klich wpisuje się tą wypowiedzią w moją ogólną ocenę współpracy polsko-rosyjskiej przy badaniu katastrofy. Brak zaangażowania władz polskich na najwyższym szczeblu spowodował, że urzędnicy polscy są w swoich potrzebach lekceważeni przez rosyjskich odpowiedników. Nasze władze nie wykazały się w tym śledztwie należytą postawą. Nie wspierały ani śledczych prokuratury, ani zespołu ministra Millera. Dotyczy to wszystkich etapów śledztwa, od wyboru złej formuły współpracy z Rosją po nieudolność w egzekwowaniu dostępu strony polskiej do dowodów rzeczowych i składaniu obietnic bez pokrycia, jak choćby ta, że jeden z ministrów rządu pojedzie osobiście sprowadzić wrak tupolewa, jeśli do czerwca nie zwrócą go Rosjanie.

Jak skomentuje Pan fakt, że odczyt rejestratorów odbywał się w miejscu do tego nieprzystosowanym? Był to zwykły pokój biurowy, a nie pomieszczenie akustyczne.
– To wszystko potwierdza tylko tezę, że rejestratory powinny zostać zbadane w Polsce. Czasem życie wymusza to, że z jakimś dowodem biegły nie może zetknąć się bezpośrednio, że musi korzystać z rosyjskich notatek. Moim zdaniem, w tym wypadku taka sytuacja nie zachodziła. To wstyd, że na potrzeby najważniejszego śledztwa w powojennej historii Polski nikt nie potrafił zapewnić badającym sprawę organom cywilnym i wojskowym należytego dostępu do kluczowych dowodów. Wszystko to potwierdza wcześniej prezentowaną przeze mnie tezę, że wnioski kategoryczne w tej sprawie można będzie postawić wtedy, kiedy i skrzynki, i wrak wrócą do Polski, o co polskie władze powinny zabiegać każdego dnia. To samo dotyczy wraku tupolewa.

W Moskwie przy odczytywaniu rejestratorów był jednak obecny prokurator Zbigniew Rzepa z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Czy nie powinien w takiej sytuacji zareagować?
– Powinien wymusić na stronie rosyjskiej takie warunki, jakie są niezbędne do odsłuchania zapisów, a jeśli to niemożliwe – powinien odstąpić od tych czynności. W każdym innym przypadku uwiarygodniamy jedynie rosyjskie tezy, na kształt których nie mamy wpływu. Przecież Rosjanie też dobrze wiedzieli, że warunki są złe. Swoim uczestnictwem w przeprowadzanych tam badaniach firmujemy tylko te czynności. Poza tym prokuratora wojskowa nie powinna powtarzać, że zrzut był zrobiony w dobrych warunkach i że ma walor dowodowy.

Jak polscy biegli i prokuratorzy powinni reagować na fakt, że miejsce katastrofy nie było właściwie zabezpieczone? Wokół wraku kręciło się mnóstwo ludzi, zadeptywali ślady.
– Na miejscu zdarzenia wszystkim zarządzały służby rosyjskie. Polscy prokuratorzy nie byli od tego, żeby wydawać w związku tym jakiekolwiek polecenia, bo znajdowali się na terenie obcego państwa.

Ale mogli zwrócić uwagę. Przecież przez pierwsze dni obowiązywało porozumienie z 1993 roku, które umożliwiało obu stronom współuczestniczenie w zabezpieczaniu miejsca wypadku…
– Prokuratorzy mieli podstawę prawną ku temu, by zabiegać o zabezpieczenie miejsca katastrofy. Była formuła prawna, by zgłaszać swoje zastrzeżenia i uwagi. To samo dotyczy polskich ekspertów.

Wspomniał Pan wcześniej, że należałoby powtórzyć badanie przyrządów. Polska prokuratura może wystąpić z takim wnioskiem o pomoc prawną.
– Pytanie tylko, czy ten wniosek przez stronę rosyjską będzie realizowany. Dlatego uważam, że prokuratura powinna mieć tu szerokie wsparcie państwa, które powinno zapewnić i prokuraturze, i jej biegłym nieskrępowany dostęp do dowodów. Podkreślę raz jeszcze to, o czym mówiłem wielokrotnie: polscy fachowcy powinni oczekiwać na możliwość przeprowadzenia nieskrępowanych badań na terenie Polski. A władze naszego kraju powinny im to umożliwić… Wiele miesięcy temu. Niestety tak się nie stało, czego skutki odczuwamy do dziś.

Jakie ma Pan oczekiwania w związku z wyjazdem prokuratorów i biegłych do Smoleńska i Moskwy?
– Do dzisiaj polska prokuratura nie posiada swobodnego dostępu do jednego z najistotniejszych dowodów: wraku samolotu. Komisja ministra Millera zakończyła prace, nie doczekawszy się oględzin wraku w Polsce. Z punktu widzenia śledztwa prokuratorskiego, w którym jestem pełnomocnikiem, wszelkie namiastki w postaci rosyjskich protokołów oględzin wraku czy jednorazowe udostępnienie wraku polskim biegłym, jakie ma mieć miejsce jeszcze we wrześniu, nie może zastąpić pełnego, nieskrępowanego dostępu do szczątków samolotu. Biegli, strony, ich pełnomocnicy powinni mieć dostęp do tak istotnego dowodu na każdym etapie postępowania. Bez żadnych ograniczeń. Prokurator jest zobligowany do tego, żeby na potrzeby własnego śledztwa wydać własne opinie przy pomocy własnych biegłych. Tego po prostu wymaga profesjonalne opiniowanie. Reglamentowany dostęp do dowodów w tak skomplikowanej sprawie to brak dostępu.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Piątek, 23 września 2011, Nr 222 (4153) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110923&typ=po&id=po25.txt | Reglamentowany dostęp do dowodów to brak dostępu

Skip to content