Aktualizacja strony została wstrzymana

Mamy wojnę, pani Mullerowo? – Stanisław Michalkiewicz

Trudno o lepszy przykład na dysonans poznawczy; z jednej strony nasz nieszczęśliwy kraj wkroczył w kampanię wyborczą, której obserwowanie może każdemu dostarczyć wiele wesołości, podczas gdy z drugiej strony okazało się, ze sytuacja jest poważna. Mam na myśli deklaracje szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, gen. Stanisława Kozieja, że Polska prowadzi w Afganistanie wojnę. To coś zupełnie nowego nie tylko z punktu widzenia naszego nieszczęśliwego kraju, ale w skali światowej. Jak bowiem od dawna wiadomo, żadnych wojen na świecie nie ma – co w sposób ostateczny i nie budzący wątpliwości wyjaśniło swemu słuchaczowi Radio Erewań. Zaniepokojony słuchacz zadzwonił do radia pytając, czy będzie wojna. Radio Erewań odpowiedziało, ze wojny ma się rozumieć nie będzie, natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że na świecie nie zostanie nawet kamień na kamieniu.

Zgodnie z tym wyjaśnieniem byliśmy do tej pory całkowicie przekonani, że nasza zwycięska armia (armia nasza jest zwycięska, Buffalo Bill, Buffalo, alfons jest to… no, mniejsza z tym) nie prowadzi w Afganistanie żadnej wojny, a tylko operację pokojową, za wolność naszą i wasza – żeby biedni Afgańczykowie pławili się w rozkoszach demokracji tak samo, jak my się pławimy, żeby również im było tak samo dobrze jak nam. Jak bowiem wiadomo, jest nam tak dobrze, że dobrze nam tak, więc skoro tak, to czyż będziemy żałowali tych cymesów Afgańczykom? To się po nas nie pokaże – ale skoro tak, to warto się zastanowić, czy nie prowadziliśmy wojny również wcześniej – w Iraku.

Wracam do tej sprawy, bo kiedy nasze dzielne wojska opuściły wreszcie Irak („lepiej mieć na d… czyrak, niźli zamieszkiwać Irak” – pisał Władysław Broniewski), nawet znany z rozległej wiedzy minister Bogdan Klich nie potrafił odpowiedzieć na proste pytanie, czy wygraliśmy tę wojnę, czy przegrali. Bo jeśli wygraliśmy, to gdzie są łupy wojenne, gdzie są jeńcy i branki – a jeśli przegraliśmy, to dlaczego nikt – dajmy na to, prezydent Aleksander Kwaśniewski nie został postawiony przed Trybunałem Stanu, a może nawet – kto wie? – i pod ścianą za spowodowanie klęski wojennej?

Jak pamiętamy bowiem to właśnie prezydent Aleksander Kwaśniewski do spółki z ówczesnym premierem Leszkiem Millerem, podjęli decyzję o wysłaniu wojsk do Iraku z pominięciem Sejmu – pod pretekstem, że nie ma tam wojny, tylko walka o pokój po której – i tak dalej. Podobno każdy z innego powodu; prezydent Kwaśniewski w nadziei, że jak będzie podlizywał się prezydentowi Bushowi, to ten w nagrodę za dobre sprawowanie zrobi go pierwszym sekretarzem ONZ, a w ostateczności – NATO, podczas gdy premier Miller – w ramach postawionego mu zadania. Jak tam było, tak tam było; zawsze jakoś było, bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było – powiadał dobry wojak Szwejk. Tak czy owak, nic z tego nie wyszło; prezydent Kwaśniewski musiał przyjąć posadę u jakiegoś ukraińskiego nababa, zaś premier Miller, w ramach wiosennego przebudzenia SLD-owskiego parku jurajskiego, kandyduje do tubylczego parlamentu. Złośliwi rozpuszczają fałszywe pogłoski, ze w ramach parytetu zastrzeżonego dla kobiet, ale to nieprawda, bo w charakterze kobiety kandyduje do Sejmu pani Wanda Nowicka i nie z listy SLD, tylko Janusza Palikota, który na tym etapie potrzebował zostać osobistym nieprzyjacielem Pana Boga.

Nie jest w tym specjalnie oryginalny, bo taktykę „gryzienia proboszcza” stosowali już na przełomie wieku XIX i XX we Francji panamscy aferzyści, którzy – kiedy juz się nakradli – zasilali szeregi partii socjalistycznej. Jako rentierom i posiadaczom pakietów akcji, dajmy na to towarzystwa wagonów sypialnych, nie wypadało im ekscytować strajków na kolejach, więc żeby skierować nieubłagany gniew ludu pracującego miast i wsi we właściwą stronę, podjudzali biednych proletariuszy przeciwko Kościołowi katolickiemu, znienawidzonemu, jak wiadomo, przez starszych i mądrzejszych. Pewnie i Januszu Palikotu się marzy, że na krytyce Kościoła rozwiąże sobie swoje problemy socjalne na koszt Rzeczypospolitej zwłaszcza, kiedy mec. Roman Giertych sprocesuje do ostatnich kalesonów. W takiej sytuacji w charakterze sojusznika dobra i pani Wanda Nowicka, najwyraźniej uważająca własną egzystencję za niezbędną dla świata, bo podobnie jak inni zatroskani przeludnieniem, ani myśli rozpoczynać redukowania liczby ludzkości od siebie, tylko od jakichś anonimowych „innych”.

Nawiasem mówiąc, najlepszym środkiem zredukowania liczby ludności świata byłaby wojna, ale co z tego, skoro – po pierwsze – wojen podobno miało już nie być, a po drugie – nawet gdyby były, to nasz nieszczęśliwy kraj ich nie wygrywa. Inna rzecz, że z innego punktu widzenia wojna nie jest najlepszym rozwiązaniem, na co zwróciła uwagę Marszałowi Greczce Caryca Leonida: „niszczyć swą zdobycz? Kakij smysł?” Dzisiaj, w dobie kryzysu finansowego, każdy potencjalny kredytobiorca jest na wagę złota, więc w jakim niby celu go zabijać? Nie ma najmniejszego powodu; lepiej przecież „golić, strzyc to bydło, a kiedy padnie – zrobić mydło”. Tedy nad nowymi, atrakcyjnymi sposobami golenia i strzyżenia myślą już starsi i mądrzejsi, zaś kandydaci na Umiłowanych Przywódców nie mogą się doczekać okruszków ze stołu pańskiego w zamian za skrupulatne wykonanie powierzonych zadań. Właściwie to trudno powiedzieć, po co jeszcze w tych warunkach urządzać jakieś głosowania, kiedy przecież wiadomo, że przyszły rząd będzie musiał po staremu wykonywać dyrektywy Komisji Europejskiej? A tu jeszcze wojna w tym nieszczęsnym Afganistanie…

Stanisław Michalkiewicz

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2191

Skip to content