Aktualizacja strony została wstrzymana

10 lat po tragedii WTC. O przyczynach katastrofy inaczej – Beata Traciak

„Czy oficjalna wersja wydarzeń z WTC z 9/11 2001 r. przekonuje Pana”? Takie pytanie zadałam kilku osobom: naukowcom, pisarzom, inżynierom. Oto co mi powiedzieli…

Krzysztof Lewandowski / Fot. Z archiwum Krzysztofa Lewandowskiego/zjęcie prywatne autorkiKrzysztof Lewandowski, rocznik 1953, Warszawa, wybitny polski neoekonomista, wydawca (m.in. 1984-91 dyrektor Wyd. Pusty Obłok), scenarzysta radiowy, publicysta i wykładowca. Współpracował m.in. z „Polityką”, „Źyciem Gospodarczym”, „Ulicą Wszystkich Świętych”, „Angorą” i „Obywatelem”.
Wykładał m.in. w Sztokholmie, Utrechcie, Berlinie, Paryżu i Mediolanie. Dawniej też muzyk grup „Ossian” i „Le Madame”. Obecnie koncentruje się na działaniach swoich portali internetowych.

– WTC było świetnym pretekstem do wyczarowania nowego globalnego wroga (po upadku komunizmu biznes militarny koniecznie musiał go znaleźć, bo inaczej koniec z tym biznesem). Wyczarowano więc al-Khaidę – wroga nie do pokonania, bo nie mającego jasnej definicji ani umiejscowienia – wroga doskonałego. WTC było na rękę jedynie prawdziwym władcom naszej planety, czyli TNC (Transnational Corporations). Jest ich – podmiotowo licząc – garstka. Według najnowszych badań naukowców ze Szwajcarii, 40 procentami światowej gospodarki zarządza zaledwie 147 TNC, wśród nich tacy potentaci, jak Goldman Sachs i Deutsche Bank. Na liście 50 topowych podmiotów TNC większość stanowią podmioty amerykańskie. [link]

Idea kartelizacji gospodarki światowej pochodzi od popleczników Hitlera, którzy finansowali mu kampanię i tworzyli intelektualny entourage (warto może wiedzieć, że ci sami ludzie tworzyli następnie EWG, np. Walter Hallstein, jej główny architekt, który był też architektem planów podbojowych Hitlera). Jest to idea faszystowska, czyli rosnącego centralizmu, opartego na rosnącej przemocy, jaka uzyskała silne wsparcie po WTC. Idea ta od strony prawnej opiera się na kodeksach handlowych, które wykluczają dobro społeczne, a na piedestał stawiają zysk. W praktyce realizowana jest poprzez tzw. niezależność banków od rządów czy parlamentów, które je powołują do istnienia. W ten sposób osiągana jest znaczna przewaga władzy TNC (ademokratycznej) nad władzą wybieralną – w istocie zaś: przewaga amoralności kodeksu handlowego nad normami współżycia społecznego. Tak więc, WTC było przede wszystkim na rękę kryptofaszystom, którzy działają w ten sposób, że finansują różne działania terrorystyczne na świecie w imię zasady „Dziel i rządź”.

 

Mirosław Dakowski / Fot. z albumu autorki/zjęcie prywatneMirosław Dakowski, rocznik 1937, Warszawa, w l. 1940-46 Sybirak. Fizyk nuklearny, w l. 1959-89 związany z Instytutem Badań Jądrowych w Świerku. W 1997 r. został profesorem zwyczajnym. Pracował też w Dubnej (ZSRR), Darmstadt (RFN) i francuskich ośrodkach jądrowych w Saclay i Orsay.
Obecnie jest Kierownikiem Zakładu Energii Odnawialnych w Akademii Podlaskiej w Siedlcach. Autor ok. 70 prac naukowych i kilku książek (niektóre z innymi specjalistami). Od czasu nieudanej próby budowy EA Źarnowiec – przeciwnik energetyki atomowej, zwolennik energetyki odnawialnej i technik energooszczędnych.

– Ja na to patrzę z punktu widzenia nie polityka, a fizyka:
1. Jeśli dwie wieże WTC w 9/11 zostały „trafione” przez duże „Boeingi”, to prawdopodobieństwo tego, że za sterami siedzieli Arabowie, nie umiejący powozić awionetką i nie znający „American English” równe jest ZERO (p=0).

2. Jeśli wszystkie trzy wieże (nie dwie – jeszcze ta, nie trafiona niczym!) zawaliły się w czasie zgodnym ze swobodnym spadaniem ciał na Ziemi (a=g), to jest pewne (p=1), że nastąpiło to na skutek jednoczesnych wybuchów na wielu piętrach, niszczących konstrukcje nośne tych budynków. Musiało to być przygotowywane miesiącami przez wielkie grupy profesjonalistów, pewnych możnej opieki i bezkarności.

3. Jeśli komisja rządu USA orzeka, że te wieże zawaliły się „na skutek nacisku górnych pięter”, to do komisji tej skierowano, ściślej: wybrano, nie tylko jołopów, ale i zbrodniarzy. Piszę jołopów nie dlatego, iż nie wiedzieli, że to fizycznie niemożliwe, ale dlatego, iż uznali chyba, że zastraszony naród amerykański nie ośmieli się tej sprawy podnieść. Ale dlaczego zbrodniarze nie zostali osądzeni i ukarani?

Jeśli podana oficjalnie trajektoria „Boeinga”, który miał trafić w Pentagon, wymagałaby przyspieszeń do 36 g, oraz skurczenia się grubego samolotu do rozmiarów małego myśliwca czy latającej bomby – i to tuż przed uderzeniem w ścianę Pentagonu – to prawdopodobieństwo takiego procesu jest zerowe (p=0). Dokładnie, matematycznie ZERO.

 

Lech L. Przychodzki / Fot. Z archiwiwum L.L Przychodzkiego/ zdjęcie prywatneLech L. Przychodzki, rocznik 1956, Lublin/Świdnik, filozof sztuki, pisarz, reportażysta, krytyk, tłumacz i edytor. Dawniej też filmowiec – ostatnim filmem dokumentalnym przy jakim pracował, był obraz Patricka Mullera „Voyage en Silésie” w styczniu 2009 r. Jemu samemu, jako reportażyście poświęcił w 1991 r. swój film „Jak cierń”, Adam Sikorski. Współautor 4, autor 5 książek (2 ostatnie to literatura faktu). Związany stale z wileńskim portalem „Infopol”, oraz polskimi redakcjami – kwartalnika „TygiEL” (Elbląg), kwartalnika „Galeria” (Częstochowa) i mieleckiego „Innego Świata”. Ostatnio coraz częściej publikuje w Szkocji i w Belgii. Wykładał w Wilnie, Olicie, Berlinie czy Erfurcie. Od 2 lat zaangażowany w prace Stowarzyszenia HAART (Kenia), walczącego z handlem ludźmi na terenie Afryki Wschodniej. Człowiek w ciągłej podróży.

– Wobec braku wiarygodnych źródeł, pytanie niezwykle trudne do odpowiedzi. Niedorzeczności (bo nie powiem idiotyzmów) w oficjalnie głoszonej przez władze USA wersji wydarzeń z 11 września 2001 r. jest jednak zbyt wiele, jak na mój, nauczony logiki, mózg. Badania ekspertów niezależnych wskazują, iż w obrębie fizyki cuda się nie zdarzają. Niewyszkoleni piloci porywają ogromne statki powietrzne, idealnie trafiają w WTC, paliwo lotnicze topi konstrukcję budynku, której stopić nie ma prawa, ujawnione dzięki uporowi społeczeństwa nagrania strażaków jasno dowodzą, iż oni – ze swej strony – pożar ugasili, nim cokolwiek zaczęło się rozsypywać… Katastrofie ulegają budynki nie objęte bezpośrednio atakiem lotniczym, zaś w ruinach WTC pozostają śladowe ilości materiałów wybuchowych (termit i semtex)… W Pentagon trafia duch samolotu, bo „coś” wyraźnie bez skrzydeł, a takie maszyny pasażerskie jeszcze się nad USA nie unoszą. I tylko liczba ofiar brzmi niezwykle wiarygodnie.

Jestem humanistą starej daty. Tragicznie zmarli budzą moje współczucie bez względu na narodowość, wyznanie, kolor skóry… Współczucie budzą też ich oprawcy, bez względu na to, kim byli. Nie wierzę w ich spokojne sny. Wobec ogromu nieszczęścia spokojnie zachować się może jedynie oko kamery.
Ci, którzy nakręcają spiralę nienawiści, marionetki mediów i korporacji przemysłowych, liczą tylko na zysk. O humanizmie słyszeli dawno temu, w szkole. Ludzie są im bliscy tylko wówczas, gdy dają wymierną korzyść. Ubezwłasnowolnionym przez TV społeczeństwom da się wmówić niemal wszystko. Nawet to, iż grabieżcza walka o ropę jest pomocą humanitarną, udzielaną uciśnionym przez satrapów narodom.

Chciałbym wierzyć prezydentowi Bushowi i obarczyć winą za 9/11 wyłącznie garstkę nawiedzonych. Ale już rok 1941 powinien dać Amerykanom przedsmak ciągu dalszego. Prezydent Roosevelt wiedział o nadciągającej japońskiej flocie.
Poświęcił Pearl Harbour, by USA mogły stać się „stroną” wojny. Fakt ów ukrywano latami, w końcu gdzieś pod koniec lat 70. XX wieku – ukrywać przestano. Tak odległa historia niczego już wówczas dla mieszkańców USA nie znaczyła. Czy dowiemy się kiedyś, kto i dlaczego zniszczył WTC i zaatakował Pentagon? Szczerze w to wątpię. Skutki, zwłaszcza dla krajów arabskich i tak są opłakane. A tzw. Oś Zła to wszak nie tylko Arabowie…”

 

Wojciech Kajtoch / Fot. z albumu autorkiz archiwum Wojciecha Kajtoch. Fot. Marek Lasyk.jpgWojciech Kajtoch, rocznik 1957, Kraków, studia polonistyczne UJ, ukończone w 1980 r. Doktorat z fil. rosyjskiej, habilitacja w r. 2009 z językoznawstwa, za rozprawę „Językowe obrazy świata i człowieka w prasie młodzieżowej i alternatywnej”(t. 1 i t. 2). Znawca fantastyki naukowej (monografia braci Strugackich) i prasy alternatywnej, w której naukowym opracowywaniu aktywnie uczestniczy.
Członek redakcji „Zeszytów Prasoznawczych”. Publikował poza Polską m. in. w Rosji, Serbii i Australii. Jest też krytykiem literackim i poetą.

– Czy oficjalna wersja wydarzeń z WTC z 9/11 mnie przekonuje? Jeśli spojrzeć na atak na WTC w kategorii amerykańskich strat i zysków, można na pierwszy rzut oka ocenić, że rzadko które wydarzenie tak podejrzanie wygląda. Co USA straciło? – Kompleks siedmiu budynków i około 3000 obywateli (w ataku na Pearl Harbour zginęło ok. 2500 Amerykanów). Co USA zyskało? – Mandat krajowej i światowej opinii publicznej do prowadzenia wojny w każdym zakątku świata, w każdym kraju, który można oskarżyć o sprzyjanie islamskim terrorystom.

Rachunek ów wyraźnie wskazuje, że gdyby zamach na WTC był prowokacją zorganizowaną przez rząd USA, to byłaby to prowokacja opłacalna. Nic więc dziwnego, że zwolennicy takiego poglądu są liczni i hałaśliwi. Ja jednak w to nie wierzę.

Po pierwsze – nie widzę w dziejach europejskiej kultury jakiegoś precedensu, który mógłby być podnietą do przeprowadzenia takiej prowokacji. Owszem – podstępne prowokacje niejednokrotnie się zdarzały, ale kosztowały życie tylko pojedynczych jednostek lub niewielkich grupek obywateli. Po drugie – w razie zdemaskowania sprawców ich kompromitacja byłaby tak wielka, że już nigdy nie mogliby marzyć o powrocie do władzy. Nikt by nie chciał z nimi nawet rozmawiać, a co dopiero – współpracować. Zwłaszcza prezydenci i kierownictwo USA dobrze o tym wiedzą, bo pamiętają aferę Watergate.

Z tych samych powodów nie wierzę także w zamach pod Smoleńskiem. Gdyby był to zamach i został wykryty – Rosja stałaby się personą non grata w polityce światowej (nota bene – hipoteza zamachu smoleńskiego jest absurdalna także dlatego, że nie było żadnych powodów dla jego przeprowadzenia, Lech Kaczyński był słabym prezydentem, który najprawdopodobniej przegrałby wybory). A więc można wyobrazić sobie wielkie, świadomie zaplanowane i przeprowadzone masowe zbrodnie na własnych obywatelach, które teoretycznie mogłyby być politycznie opłacalne – związane z nimi ryzyko wykrycia sprawców całkowicie jednak tą opłacalność by zniwelowało.

Przynajmniej dzisiaj i w krajach rozwiniętych, gdzie zawsze się zdarzy jakiś informacyjny przeciek, bo na przykład w Czarnej Afryce różnie z tym mogłaby być. Jeśli więc atak na WTC zasadniczo istotnych tajemnic nie kryje (jakieś pomniejsze by się znalazły, na przykład ta, dlaczego służby wywiadowcze USA odpowiednio wcześnie nie dowiedziały się o planach al-Khaidy i skutecznie nie zareagowały), to należy spojrzeć na całe wydarzenie tylko jako na istotny epizod w najnowszej historii. Jego istotność polega na zredefiniowaniu kierunku głównego, światowego napięcia. Po zakończeniu zimnej wojny (napięcie: Wschód-Zachód) państwa i społeczeństwa europejskiej cywilizacji miały duży kłopot z określeniem, kto jest ich wrogiem. Niestety – tylko znając wrogów znamy i przyjaciół (w polityce – przyjaciel = wróg mojego wroga).

Mamy też wystarczający powód, by między sobą współpracować. W latach dziewięćdziesiątych XX w. panowała pod tym względem pewna dezorientacja, a po ataku na WTC nagle wszystko stało się jasne: to islam zagraża nam wszystkim. Oczywiście – i w czasie „zimnej wojny” Arabowie walczyli z Żydami, Afgańczycy z Rosjanami a Irańczycy z USA, ale uważano te wojny przede wszystkim za efekt przeniesienia się walk USA i ZSRR na tamte tereny; rewolucję irańską traktowano zaś raczej jako konflikt krajowy.

Na długotrwałe, kulturowo-polityczne skutki tej zmiany poglądów, przyjdzie jeszcze poczekać. Na przykład niektórzy Polacy z zaniepokojeniem komentują islamskie chusty na głowach kobiet. Coraz tych kobiet więcej na naszych ulicach. Skutki niechęci do islamu mogą się jednak okazać u nas trwalsze i istotniejsze. Na przykład doświadczenie Francji wskazuje, że zbliżają się w Europie nowe religijne porządki i za jakiś czas inaczej może wyglądać stosunek Kościoła i Państwa w polityce różnych państw europejskich, w tym Polski.
Inaczej też będzie się żyło, kiedy na ulicach zaczną wybuchać bomby.
Dużo po WTC zmieniło się już w światowej polityce. Rosja na przykład przypuszczalnie wtedy uzyskała światową akceptację swojej polityki na Kaukazie.

Przypomniano sobie, że Czeczeni to mułzumanie i coś wspominają o nowym kaukaskim kalifacie. Ba, Federacja Rosyjska zaczyna przez niektórych być postrzegana jako nowe „przedmurze chrześcijaństwa”, a prowadzenie polityki antyrosyjskiej zdecydowanie się Zachodowi nie podoba. Sporo zmieniło się i na Bliskim Wschodzie. Palestyńczykom mocno zaszkodziły tańce radości na wieść o zniszczeniu wież. Przypominam też, że mamy za sobą już parę lat kolejnej wojny w Afganistanie. Już tych faktów starczy, by w ataku na WTC upatrywać początek nowej epoki w światowej polityce. Oczywiście najbliższa przyszłość może przynieść wydarzenia ważniejsze. Mogą rozpocząć się jakieś nowe procesy polityczne i cywilizacyjne, które nam nawet do głowy na razie nie przyszły. Póki co jednak – to 11. września 2001 wydaje się być takim początkiem.

 

Grzegorz Wałkowski / Fot. z archiwum autorkiGrzegorz Wałowski, rocznik 1979, Wałbrzych, mgr inż. technologii węglowych, obecnie doktorant i wykładowca Politechniki Opolskiej. Popularność zdobył jako lider Stowarzyszenia „Biedaszyby” i autor pracy „Wałbrzych: od biedaszybów do… Podziemne zgazowanie węgla kamiennego” (2009). Popularyzator idei podziemnego zgazowania antracytu metodą SDS (Super Daisy Shaft), autorstwa kandydata do nagrody Nobla, prof. Bohdana Źakiewicza. Organizator i uczestnik konferencji naukowych w Polsce, Niemczech i Czechach, dotyczących przejścia krajów UE z drogich i nieekologicznych technologii, opartych na węglu kamiennym, na energię wodoru, tańszą i bezpieczniejszą od atomu.

– Oficjalna wersja wydarzeń przekonuje mnie do jednego, mianowicie do refleksji w kontekście energetycznej przyszłości świata. Człowiek przez całe życie usiłował i usiłuje zapanować nad żywiołami w postaci: powietrza, wody, ognia i ziemi, które kryją w sobie niewyobrażalne ilości energii potrzebnej do egzystencji. Powietrze z punktu widzenia energetyki wykorzystuje do spalania (pod postacią ognia) paliw kopalnych (węgiel), które znajdują się w ziemi – otrzymując ciepło. Natomiast wodę zagospodarował jako nośnik energii w postaci pary wodnej, dzięki której napędza turbiny do produkcji energii elektrycznej.

Amerykanie zainwestowali kolosalne pieniądze w ropę naftową, bo jest naturalnym paliwem przetwarzanym na benzynę i inne pochodne węglowodorów. Nie dziwi mnie fakt uzależnienia rządu USA od „życiodajnej ropy”, ponieważ pewne powiązania środowisk biznesowych czerpią z tego tytułu niewyobrażalne korzyści finansowe, nie bacząc na obciążenie naturalnego środowiska.
Ponadto także Polskę czeka też ekspansja amerykańskiego biznesu, ba, lobby – ale wobec gazu, pozyskiwanego z łupków, którego na terenie RP jest pokaźna ilość. Obecnie funkcjonujący system energetyczny w Polsce, oparty na konwersji (przemianie) paliwa stałego, jakim jest węgiel kamienny i brunatny w ciepło, może być w większej mierze zamieniony na system technologii wodorowych.

Ponieważ wodór, będąc substancją najbardziej energetyczną o wartości opałowej równej 120 [MJ/kg] jest paliwem w 100 proc. zero emisyjnym, natomiast węgiel kamienny pozostaje na poziomie 25 [MJ/kg] i posiada emisyjność 96 [kgCO2/GJ]. Ale, nim dojdzie do funkcjonowania technologii wodorowych, będziemy korzystać również z „Czystych Technologii Węglowych”, które są wyzwaniem dla obecnej energetyki z uwagi na „nie chciany” CO2 i przestarzałe instalacje, obsługujące wyprodukowaną a nieefektywną sprawność konwersji paliw tradycyjnych.

Nie wykluczam zaangażowania się „ropopochodnej” administracji USA, obwiniającej przy tym kraje arabskie, będące de facto spadkobiercami myślenia kategoriami ropy naftowej, w utylitarny terroryzm własnego kraju, dla kontynuacji i tak już zachwianego i zdehumanizowanego modelu gospodarki USA.
Myślę, że Polskę nie spotka ów terroryzm w wydaniu „wodorowej energetyki”, którą być może będą chciały wdrażać kraje rzekomo „rozwijające się” – w formie zawłaszczenia przez silniejszych ekonomicznie obecnych sojuszników – „Doliny Wodorowej”, której stolicą może być Wałbrzych ze swoimi bogactwami naturalnymi, również i BIEDASZYBAMI w tej części Europy, jaka wciąż czeka na podziemne uwodornienie pokładów węgla kamiennego, z którego tradycyjnej eksploatacji 20 lat temu (nie tylko z ekonomicznych względów) zrezygnowano.

 

Wojciech Mazur / Fot. Z archiwum WojciechaMazura/zdjęcie prywatne autorkiWojciech Mazur, NYC, USA, rocznik 1962, ur. w Gdańsku. W latach 80. XX w. związany z trójmiejskim podziemiem antysystemowym (RSA, „S”W, WiP), współtworzył prasę podziemną i współorganizował strajki roku 1988.
W jego domu jesienią 1988 r. odbył się rozbity przez antyterrorystów gen. Jaruzelskiego I Zjazd MA. Na emigracji znalazł się w Nowym Jorku, gdzie najpierw pracował w biznesie mechaniki wentylacyjnej, obecnie prowadzi „Mazur Mechanical LLC”, zwracając szczególną uwagę na technologie solarne. Jest znanym działaczem polonijnym, związanym z Radio „Pacifica”. Co kilka lat odwiedza z rodziną Polskę i dawnych przyjaciół.

 – Obecnie, gdy media są prywatyzowane i konsolidowane w ręku kilku właścicieli, często związanych z korporacjami i partiami politycznymi, lansuje się stereotypy i definiuje na nowo określenia, by służyły one tylko i wyłącznie pewnej (ściśle wybranej) formie przekazu informacji. Można to nazwać nowomową i nowomyśleniem. Jednym z takich określeń jest „teoria konspiracji”. Według definicji należało by ją rozumieć jako zbiór wydarzeń i ludzi, ujętych w tajnym spisku, którego celem jest dokonanie przestępstwa lub wykroczenia.
Teoria konspiracji może być oparta na faktach, poszlakach lub przypuszczeniach, jakie winny składać się w logiczny przebieg wydarzeń.

Na podstawie tej definicji państwowa wersja wydarzeń 911 – jest również teorią konspiracji. Jeśli bowiem podamy poszlaki tak nieprawdopodobne, że aż z pogranicza fantastyki lub metafizyki, nietrudno jest kwestionować logikę wydarzeń i powagę instytucji tu ujętych. „Komisja 911” – wybrana przez prezydenta Busha – określiła sama, jaki zakres poszlak będzie przez nią zaakceptowany a jaki pominięty.

Oficjalna wersja wypadków, przedstawiona w końcowym dokumencie, ujmuje parę paradoksalnych i nieprawdziwych wydarzeń, które pozwalają wątpić w rezultat badań i nasuwają poważne pytania co do autentyczności wersji.
Po atakach na budynki WTC, Pentagon, a także w zgliszczach tego, co powinno być szczątkami samolotu, rozbitego w Pensylwanii, nie natrafiono na czarne skrzynki a jedyna znaleziona uległa poważnym uszkodzeniom.

Nie było też bagaży ani ciał pasażerów – ale za to… dwa paszporty porywaczy a nawet inne prywatne ich rzeczy. Porywacze bez doświadczenia w prowadzeniu samolotów dokonać mieli trudnych manewrów zawracania, sterowania w budynek i przelotu nisko nad ziemią przez odległość ponad kilometra. Pomimo ostrzeżeń o nadchodzącym niebezpieczeństwie, system bezpieczeństwa państwowego i obrony lotniczej całkowicie zawiódł i nie podjęto nawet żadnych sensownych przeciwdziałań. Jest to także teoria konspiracyjna i powinna być rozpatrywana dotąd, aż wszystkie fakty się wyjaśnią i nabiorą sensu. Konspiracja jest aktem ukrytym i pozostawiającym mało poszlak.

Proces dochodzeniowy winien do końca wyjaśnić fakty i odrzucić wydarzenia nieprawdopodobne. Proces taki nie może być obliczu niewyjaśnionych zdarzeń upraszczany, zatajany i po przyjęciu mało prawdopodobnej wersji zamknięty, bez możliwości otwarcia w obliczu nowych dowodów. Teoria konspiracji powinna być teorią zdarzeń, zawierającą możliwe hipotezy. Tymczasem stwierdzenie to z góry nasuwa nam błędność i fikcyjność wersji, której przypiszemy to określenie.

Dzieje się tak, ponieważ media potrzebują skrótów i ogólników, by szybko dyskredytować i przerwać próbę alternatywnej analizy. Ogólnie przyjęta wersja nie powinna być podważana i analizowana i to ona jest nazywana „wersją wydarzeń” lub innym stwierdzeniem a alternatywne wersje, niewygodne dla pewnej grupy ludzi, nazywane są „teoriami konspiracji”, żeby z góry założyć ich błędność i brak oparcia w faktach lub pomniejszyć dokładność. Gdy spojrzymy na wydarzenia z 11 września w Nowym Jorku, zauważymy, że tylko jedna wersja wydarzeń jest osiągalna i ze szczególną zaciekłością media dyskredytują wersje alternatywne, jak też unikają dyskusji na ten temat. Wystarczyło tylko, by Bush powiedział „…nie tolerujmy więcej oszczerczych teorii konspiracyjnych na temat 911” i już media ucichły, z zaciekłością odrzucając rozwiązania alternatywne.

Skoro mamy do czynienia z demokratycznymi strukturami społecznymi, opartymi na swobodnym przepływie informacji, jakiekolwiek ograniczenia tego typu można nazwać tylko cenzurą polityczną. Jeśli zgodzimy się z powyższą definicją teorii konspiracji, możemy bez przeszkód przystąpić do analizy teorii, przedstawiających wydarzenia 911. Zacznijmy od rządowej teorii konspiracji. Zakłada ona, że:

  1. Dziewiętnastu arabskich terrorystów porwało cztery samoloty pasażerskie i dokonało ataku udanego lub nieudanego na amerykańskie budynki rządowe i biurowe.
  2. Źaden z samolotów nie został przechwycony przez najdroższy i najbardziej nowoczesny na świecie system obrony powietrznej zwany NORAD z powodu braku koordynacji i uchybień (winnych nie przedstawiono).
  3. Dwa z samolotów spowodowały pożar w World Trade Center, w wyniku którego trzy budynki uległy kompletnemu wyburzeniu, składając się w kupę złomu u własnych podstaw.
  4. Paliwo i materiał budowlany, palący się w budynkach, doprowadziły po niespełna pół godzinie do stopienia stalowych słupów wzmacniających, osłabienia konstrukcji i zawalenia.
  5. Jeden z samolotów po ponad godzinie był zdolny wlecieć w najbardziej strzeżony budynek na świecie, którym jest Pentagon, mijając go najpierw i wykonując manewry złożone z zakrętu 180 stopni i półkilometrowego przelotu kilkanaście metrów nad ziemią, żeby w końcu wlecieć w część, która była poddana rekonstrukcji. Bez wykonywania tych manewrów maszyna mogła wlecieć prosto w biuro Donalda Rumsfelda, część gęsto zaludnioną oficerami wysokiej rangi i pracownikami tajnych służb.
  6. Samolot ten swoim uderzeniem utworzył w budynku otwór, mniejszy niż średnica kadłuba, nie zostawiając śladu skrzydeł, silników i usterzenia pionowego na ścianach i oknach Pentagonu, bo po prostu uległ złożeniu, kiedy penetrował konstrukcję ściany przedniej.
  7. Samolot przebił się przez trzy pierścienie kompleksu, co daje całkowitą grubość żelbetonu ponad trzy metry. Ciała pasażerów i ich bagaż a także siedzenia i silniki nie zostały znalezione, ponieważ wyparowały w wyniku wysokiej temperatury spalającego się paliwa lotniczego.
  8. Ostatni samolot, który rzekomo miał wlecieć w Biały Dom, rozbił się na polach Pensylwanii w wyniku działań pasażerów, którzy mieli obezwładnić porywaczy. Na miejscu katastrofy nie znaleziono ciał ani części maszyny, które miały się kompletnie spalić w ogniu rozbitego samolotu.

Już prosta analiza porównawcza powyższych punktów nasuwa poważne wątpliwości. Jak jest możliwe, by te same maszyny, wpadające w budynki, zachowywały się różnie? Prawa fizyki są takie same dla Pentagonu jak i WTC.
Samoloty wpadające w WTC zostawiły w ścianie budynku dokładne odbicie kształtu, gdy w Pentagonie pozostał tylko otwór, o średnicy mniejszej niż kadłub samolotu, nie mówiąc o skrzydłach i dziewięciotonowych silnikach. Jak jest możliwe, żeby samolot przebił się przez żelbetonowe pierścienie Pentagonu, kiedy wcześniej (w WTC) podobna maszyna została zmielony przez słabą konstrukcję, nie przelatując na drugą stronę budynku? Zaczynając od początku wydarzeń, a więc na kilka miesięcy poprzedzających ataki, kiedy – jak już wiemy – zewsząd (wywiady krajów europejskich wraz z rosyjskim) napływały ostrzeżenia przed przygotowywanymi porwaniami samolotów, możemy powiedzieć, iż ktoś nie tylko nie wykonał podstawowych rutynowych przedsięwzięć policyjnych i militarnych – ale także poważnie takowe skomplikował.

Tłumaczenie się obejmującymi całe Wschodnie Wybrzeże ćwiczeniami wojskowymi, które spowodowały przemieszczenie znacznej części floty lotniczej w kierunku Kanady i uniemożliwiły przechwycenie porwanych samolotów nawet godzinę po porwaniu, jest poważnym przekłamaniem. Kto nakazał takie ćwiczenia w obliczu zagrożenia i kto zdezorientował obronę lotniczą? Odpowiedzi są niemożliwe z powodu powszechnej państwowej „tajności”, jaka panuje do tej pory. Jeśli ktoś ma wątpliwości, co do jawności informacji na te tematy, to można tylko dodać, iż na drugi dzień po ataku 911 Kongres przegłosował zdecydowaną większością ustawę pod nazwą „Akt Patriotyczny”, która utajniła wszystkie rządowe dokumenty, dotyczące jakichkolwiek ataków terrorystycznych.

Dopiero od kilku lat na podstawie „Freedom of Information Act” wysądzono ujawnienie części dokumentów. Wciąż trwa proces odtajniania bardzo ważnych faktów, jakie tylko podważają oficjalną wersję wydarzeń. Do tej pory nie ma żadnego dowodu, iż domniemani terroryści-porywacze byli na pokładach samolotów. Po prostu nie figurują na listach pasażerów. Mimo to do znudzenia podaje się ich nazwiska i personalia. Nie prowadzi się jakiegokolwiek dochodzenia na potwierdzenie tej tezy lub obalenia informacji o obwinionych osobach, nadal jakoby przebywających w Arabii Saudyjskiej i kontynuujących loty zawodowo.

Teoria, opisująca zburzenie budynków, nasuwa najwięcej kontrowersji i oficjalnie przedstawiona mogłaby całkowicie obalić mit niewinności strony amerykańskiej. Jeśli rozpatrzymy to uważnie z punktu fizyki a nie gołych stwierdzeń, posługując się choćby tablicą Mendelejewa, zobaczymy, że paliwo lotnicze nawet z adekwatnym dostarczaniem tlenu nie spala się w temperaturze wyższej niż topnienie stali. Na pewno piętnaście minut nie jest wystarczającym czasem do posunięcia procesu osłabienia tak daleko, żeby budynek runął. Nigdy przed tym ani potem żaden budynek nie zawalił się z powodu pożaru.

Madrycki wieżowiec palił się ponad 24 godziny – a częściowemu zawaleniu uległo tylko kilka pięter ze szczytu drapacza chmur. Zgliszcza zawisły bezładnie na ścianie budynku, który stał bez uszkodzeń fundamentów. Argument o kontrolowanej rozbiórce, przy pomocy ładunków wybuchowych, wydaje się bardziej prawdopodobny. Prędkość upadania konstrukcji, która jest mniejsza niż przyspieszenie Ziemi i dosłowne złożenie się do własnych podstaw – są jednymi z dowodów potwierdzających.

Drugimi stały się relacje świadków i ujawnione w 2006 roku nagrania rozmów policjantów i strażaków, mówiące o eksplozjach w różnych częściach budynku przed jego zawaleniem. Najbardziej dramatycznym dowodem jest nagranie strażaka, który dotarł na miejsce uderzenia samolotu wraz z grupą kolegów i zameldował, iż ugasił pożar na kilka minut przed zawaleniem. Jak więc umieścić w tej sytuacji teorię o stopieniu konstrukcji, kiedy pożar został ugaszony i możliwa była ewakuacja?

Całkowicie pominięto w analizach komisji rządowej budynek numer siedem z kompleksu WTC. Powszechnie wiadomo, że był on specjalnie wzmacniany, bo miał pełnić funkcję centrum dowodzenia dla władz NY w czasie kataklizmów. Mieściły się w nim biura władz miasta, FBI i CIA. Jest wiele analiz video a także sejsmograficznych, które wskazują na starannie zaplanowane osłabienie struktury budynku ładunkami wybuchowymi. Na taśmach video zarejestrowano dokładnie proces jego upadku. Mamy widoczne fuzje i eksplozje, widziane w zwolnionym tempie, występujące sekwencyjnie kilka pięter poniżej walącej się konstrukcji.

Porównywany z przykładami innych budynków, burzonych za pomocą ładunków wybuchowych, stwarza najwięcej kłopotów, bo trudno wytłumaczyć, dlaczego budynek – nie uderzony przez samolot – składa się jak domek z kart. Począwszy od parteru a kończąc na ostatnim piętrze – niknie w kupie gruzu i kurzu u swych podstaw. Szczyt „siódemki” łamie się pośrodku, pozwalając ścianom zewnętrznym przechylić się do wnętrza budynku. Obraz video i analizy wskazują na rozbiórkę kontrolowaną. O tym mówią wszyscy eksperci od pirotechniki.

Analizy są nieoficjalne, to znaczy nie odbywają się w mass-mediach i na oficjalnych państwowych spotkaniach. Nie docierają też do szerszej opinii publicznej. Poza głównymi mediami udowodniono niedawno użycie środka chemicznego, zwanego TERMITE, który jest używany w przemyśle metalowym do cięcia stali ale też stosowany w rozbiórkach budowli. Związki chemiczne, tworzone przy spalaniu, są charakterystyczne tylko dla tego środka, a znaleziono ich ślady na jedynych pozostałościach konstrukcji budynków, których użyto do budowy pomników ofiar WTC.

Pobrano je komisyjnie i zabezpieczono do przyszłych analiz – zaś naukowiec, prowadzący te badania, oznajmił to publicznie kilka miesięcy temu na zjeździe ruchu 911TRUTH. Przebieg wydarzeń w Pentagonie w wersji oficjalnej jest równie nielogiczny. Według alternatywnej wersji niedoświadczony pilot, którego profil znany jest z wypowiedzi instruktora szkoły latania, nie byłby w stanie zawrócić samolotu tak precyzyjnie i lecieć na tyle nisko nad ziemią, by w taki sposób uderzyć w budynek.

Beata Traciak

Za: Wiadomosci24.pl (2011-09-08) | http://www.wiadomosci24.pl/artykul/10_lat_po_tragedii_wtc_o_przyczynach_katastrofy_inaczej_209830-12–1-d.html