Aktualizacja strony została wstrzymana

10 lat w Bolszewii

Nakładem Ośrodka „Wołanie z Wołynia” ukazała się niezwykła książka. Są to wspomnienia Ks. Zygmunta Chmielnickiego zatytułowane „Kartki wspomnień”, opracowane przez Marię Dębowską. Niezwykłość tej publikacji polega na tym, ze są to wspomnienia kapłana pracującego w „Bolszewii” – jak przed II wojna światową w Polsce określano Związek Radziecki.

Ks. Zygmunt Chmielnicki nie porzucił Źytomierszczyzny, jak inni kapłani, gdy w wyniku Traktatu Ryskiego została ona włączona do sowieckiej Ukrainy i kontynuował swoja posługę duszpasterską wśród Polaków aż do momentu, gdy został aresztowany i zesłany na Sołowki.

Urodził się on w 1891r. w Nieświczu na Wołyniu. Gimnazjum ukończył w Łucku. W 1911r. zapisał się na wydział prawa w Uniwersytecie św. Włodzimierza w Kijowie. Studia prawnicze porzucił w 1914r., by wstąpić do seminarium duchownego diecezji łubko-żytomierskiej w Źytomierzu. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1918 r. Pierwszą jego placówką duszpasterską były Horoszki, filia parafii Toporzyszcze w dekanacie owruckim diecezji żytomierskiej. W tym momencie zaczynają się „Kartki wspomnień”. Zaczyna je obrazek zatytułowany „Pierwsze zetknięcie z bolszewikami”. 

Wcześniej jednak autor napisał wstęp, w którym przedstawia swoje intencje. Czytamy w nim m.in.: „Jeżeli się ma poza sobą blisko 10 lat życia kapłańskiego w Bolszewii, jeżeli się zwiedziło kilkanaście więzień i obóz koncentracyjny sołowiecki, to w pewnym stopniu posiada się warunki do napisania wcale zajmujących pamiętników. Ponieważ jednak niełatwo dałoby się to osiągnąć przy rozmaitych zajęciach kapłańskich, poprzestać trzeba na luźnych obrazkach, nie zawsze nawet związanych w całość chronologiczną. Dla czasopisma to ujdzie. Piszę je spokojnie, wiele zapomniawszy, a wszystko przebaczywszy, bez żółci i jadu. Niech Bóg błądzącym daje upamiętanie, a cierpiącym ratunek. Odtwarzam wiernie, jak mi to w tej chwili pamięć przedstawia. Nie trzeba nic dodawać ani upiększać – życie stwarza fakty i anegdoty, jakich najbujniejsza fantazja nie wymyśli.” 

Z kolejnych „kartek” wspomnień poznajemy pierwsze miesiące władzy bolszewików na Ukrainie, kiedy to nie czuli się jeszcze pewnie i cofali się na Wschód, przepędzani przez „białych” i Polaków. Opisuje wkroczenie wojsk polskich na Źytomierszczyznę podczas ofensywy na Kijów w 1920 r. Ich odwrót i ponowne wkroczenie bolszewików. Pisze o oczekiwaniach Polaków z okolicy, w której pracował, naiwnie wierzących, że podczas rokowań pokojowych Polska o nich nie zapomni. – „Panuje ogólne przekonanie, że Polska weźmie po Dniepr, a przynajmniej po Teterew. Granice 1772 r. – oto powszechna u nas opinia. Jesteśmy spokojni, że w takim razie nastąpi z wszelką pewnością włączenie naszego rejonu do granic Rzeczypospolitej.

Pewnego dnia jesiennego, potrzebując spowiedzi św., a mając kapłana o 20 km we wsi Buczkach, w osobie śp. Ks. Wincentego Pruszyńskiego, udałem się tam pieszo, bo o konie z powodu względnej bliskości frontu było trudno. Sąsiad powitał mnie wiadomością:

– Wie już ksiądz, którędy przejdzie granica?

– Nie. Albo już wiadomo?

– Proszę gazetę.

Czytam i oczom nie wierzę. Wyliczony szereg miejscowości, wśród których obchodzą mnie najbardziej leżące bliżej nas. Aż poza Zwiahlem, koło Korca… Gdzież te ustupki? Wszak o tej granicy mówili bolszewicy jeszcze zimą , przed wojną, owszem, nawet o oddaniu Zwiahla. Było to dla nas całkiem niezrozumiałe.

Cośmy jednak mogli o tym sądzić? Nie wiedzieliśmy przecie ani o rzeczywistym przebiegu bojów ani o ówczesnej racji politycznej. Bolszewicy pisali, że żądana przez Polskę linia graniczna ma charakter wybitnie strategiczny. Siedzieliśmy smutni, przygnębieni. W mózgu tętniło jedno zdanie, pożyczone ze smutnego zakończenia Trylogii sienkiewiczowskiej:

– Na Lenina po wieki wieków… Na Lenina po wieki wieków…”

Na kolejnych „kartkach” ks. Chmielnicki pisze o próbach ułożenia współżycia z bolszewikami, których wraz z wiernymi traktował jako karę za grzechy, a także życie religijne powierzonej im trzódki. O wszystkich najtrudniejszych dla siebie chwilach pisze z humorem i bez nienawiści do kogokolwiek, a zwłaszcza do swoich prześladowców. O pierwszym aresztowaniu przez bolszewików pisze: „pierwszy raz w kozie”. Swoją duszpasterską posługę zakończył ks. Chmielnicki jako proboszcz parafii św. Barbary w Berdyczowie. W tej parafii pracował tylko kilkanaście miesięcy i został aresztowany. 15 maja 1926 r. osadzono go w więzieniu w Berdyczowie. Wkrótce z trzyletnim wyrokiem znalazł się w łagrze na Wyspach Sołowieckich. W 1928 r. wyszedł na wolność w ramach wymiany więźniów politycznych. Osiadł na Wołyniu. Był m.in. ojcem duchownym alumnów w seminarium duchownym w Łucku, a także redaktorem tygodnika „Źycie Katolickie”. W nim zamieszczał kolejne odcinki swoich wspomnień z Bolszewii. W 1939 r. pozostał na Wołyniu. Sowieci nie aresztowali go, traktując nawet z pewna rewerencją. Znali doskonale jego wspomnienia i potrafili docenić księdza, który pisał o nich bez nienawiści. Był jednym z dwóch wikariuszy generalnych bpa Adolfa Piotra Szelążka, dziekanem dekanatu łuckiego, duszpasterzem parafii katedralnej. Współpracował ze strukturami cywilnymi Polskiego Państwa Podziemnego. Aresztowany przez Niemców w 1944r. zginął w obozie koncentracyjnym. Jego wspomnienia są bardzo ciekawe i stanowią obowiązkową lekturę dla wszystkich pasjonatów Wołynia i badaczy dziejów Kościoła katolickiego na Wschodzie.

Marek A. Koprowski

 

Ks. Zygmunt Chmielnicki, „Kartki Wspomnień”, opracowała Maria Dębowska, Ośrodek „Wołanie z Wołynia”, Biały Dunajec – Ostróg 2010, redaktor serii ks. Witold Józef Kowalów

Książkę można zamawiać pod następującymi adresami:

Ośrodek „Wołanie z Wołynia” skr. poczt. 9, 34-520 Poronin
http://www.wolaniecom.parafia.info.pl/
e-mail: vykovaliv@gmail.com

Za: Kresy.pl (04 wrzesnia 2011) | http://www.kresy.pl/publicystyka,omowienia?zobacz/10-lat-w-bolszewii

Skip to content