Aktualizacja strony została wstrzymana

Strach przed ludobójcami ukraińskiej UPA, wraca do dziś

Radni partii Swoboda najechali nocą obóz polskiej ekipy prowadzącej ekshumacje w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej.

Po 68 latach ofiary ludobójstwa UPA z Ostrówek i Woli Ostrowieckiej na Wołyniu doczekały się chrześcijańskiego pochówku. Siedem niewielkich, wykonanych z nieheblowanego drewna trumien, po odprawieniu katolickich i prawosławnych obrzędów pogrzebowych, spoczęło na cmentarzu rzymskokatolickim w Ostrówkach. Złożono w nich szczątki ponad 300 osób ekshumowanych z dwóch zbiorowych mogił w lesie pod ukraińską wsią Sokół i z terenu dawnej szkoły w Ostrówkach.

– Nie będę wymieniał wszystkich, którzy przyczynili się do tego, że możemy dzisiaj być tu spokojnie, bez strachu, bez żadnych problemów – mówił ks. bp Marcjan Trofimiak, ordynariusz łucki, dziękując ukraińskim władzom za umożliwienie godnego pochówku. – Stosunek do zmarłych jest miarą cywilizacji – podkreślił.

Swoboda w natarciu

Niestety, miary tej nie znają działacze rosnącej w siłę probanderowskiej partii Swoboda, którzy wszelkimi sposobami, broniąc fałszywego mitu „bohaterskiej” Ukraińskiej Armii Powstańczej, usiłują zanegować jej zbrodnie na polskiej ludności kresowej, nawet tak doskonale udokumentowane, jak te dokonane w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej. Kwestionują więc nie tylko liczbę ofiar rzezi w Ostrówkach, ale nawet ustaloną przez historyków liczbę mieszkańców tych polskich wsi. Najnowszym przedmiotem ich ataku stały się wyniki prac polskich archeologów i antropologów.

Stepan Bandera, ukraiński zbrodniarz uhonorowany na znaczku pocztowym Ukrainy w 2009 roku
Photo Source: wikipedia

Aktywność działaczy Swobody wzrosła, gdy ekshumacje były już na ukończeniu, a znalezione szczątki przygotowane do pochówku. Szczególnie przykra była wieczorna wizyta radnych Swobody w obozie polskich naukowców w przeddzień uroczystości pogrzebowych. W towarzystwie osoby przedstawiającej się jako lekarz sądowy kazali otworzyć przygotowane już do pochówku trumny, wyciągali z nich i składali na folię kości, usiłując wmówić polskim badaczom, że kości jest mniej, niż było w rzeczywistości, i należą do znacznie mniejszej liczby osób, niż wskazywali polscy archeolodzy i antropolodzy. Według rzeczoznawcy partii Swoboda, dla ustalenia liczby odkopanych zwłok należy policzyć kości udowe i podzielić na dwa. Doliczył się on ok. 140 takich kości, co miało świadczyć o 70 odkopanych zwłokach. Zupełnie nie docierała do niego informacja, że większość ofiar stanowiły dzieci, w tym nawet noworodki, a stan wykopanych kości i ich ubytki są wynikiem warunków, w jakich spoczywały przez prawie 70 lat. – Jestem świadkiem, że ci panowie nie wyjęli z trumien wszystkich kości udowych i nie sprawdzali, czy są to kości prawe czy lewe – mówi zbulwersowana dr Iwona Teul, wybitny antropolog, potrafiąca identyfikować ludzkie szczątki nawet pochodzące z urn. – Ciekawe zresztą, jak wytłumaczą istnienie ponad 200 odkopanych czaszek – dodaje.

Po blisko trzech godzinach dyskusji działacze partii Swoboda głęboką nocą opuścili cmentarz, domagając się przeprowadzenia ekspertyzy kości przez wskazanych przez nich specjalistów, co musiałoby się wiązać z odwołaniem zaplanowanego na następny dzień pogrzebu. Nazajutrz radni Swobody zorganizowali konferencję prasową, w czasie której twierdzili, że polscy naukowcy połamali znalezione kości udowe, aby sztucznie powiększyć liczbę ofiar zamordowanych we wsiach Ostrówki i Wola Ostrowiecka.

Wobec niebezpieczeństwa zakłócenia uroczystości pogrzebowych przez demonstrantów Swobody teren wokół cmentarza został zabezpieczony przez ukraińskie siły porządkowe i do żadnych ekscesów nie doszło.

Niewyobrażalna zbrodnia

Rzeź w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej przeraża nie tylko przekraczającą tysiąc ofiar liczbą zamordowanych, co stawia ją w rzędzie największych banderowskich masakr, ale także szczególnym okrucieństwem, wyrachowaniem i bezwzględnością oprawców. Kilkuset polskich mężczyzn taśmowo zabijano, rozłupując im głowy siekierami i młotami; 250 osób, głównie kobiety i dzieci, spalono w szkole w Ostrówkach bądź zastrzelono w trakcie ucieczki, kilkadziesiąt spalono w jednej ze stodół, około 300, głównie dzieci i ich matki, po kilkukilometrowym marszu śmierci zastrzelono na łące w pobliżu lasu.

W wyniku 30-letnich badań prowadzonych przez dr. Leona Popka z lubelskiego IPN, który w zagładzie Ostrówek i Woli Ostrowieckiej stracił ok. 40 członków bliższej i dalszej rodziny, powstała bogata naukowa dokumentacja tej zbrodni. Do dziś żyją też jej naoczni świadkowie.

Jednym z nich jest 82-letnia pani Zofia Suszko, która na pogrzeb przybyła aż spod Bydgoszczy. W szkole w Woli Ostrowieckiej zostali spaleni jej starsza siostra z dwoma synami – siedmioletnim Bolkiem i dwuletnim Bartkiem. Zamordowany został też jeden z braci pani Zofii – Józek.
Pani Suszko uratowała się, gdyż pędzona przez banderowców na śmierć koło zagrody księdza wraz z mamą i bratem oderwała się od reszty i zaczęła biec w kierunku sadu. Ukraińcy posłali za nimi serię z karabinu maszynowego, która przeszła tuż ponad ich głowami. Upadli na ziemię, a oprawcy uznali, że strzały były celne. – Dzieci, nie ruszajcie się, może nas Matka Boska swoim płaszczem ochroni, szepnęła mama, a my aż wtuliliśmy się w ziemię – opowiada pani Zofia. W ten sposób uniknęli losu ok. 300 kobiet i dzieci, którzy zostali zamordowani w pobliżu wsi Sokół. Udając zabitych, leżeli w pobliżu rodzinnej zagrody, skąd słyszeli tępe odgłosy towarzyszące mordowaniu mężczyzn. To właśnie za domem Suszków banderowcy zorganizowali jedno z kilku miejsc kaźni. Gdy odeszli, pani Zofia widziała dół z zamordowanymi mężczyznami. Niektórzy jeszcze żyli. Zauważyła, że jedna z ofiar, starszy mężczyzna, miała odrąbane stopy. Oznaki życia dawał młody chłopak przywalony innymi ciałami. – Chciał pić i jak mu podawałam rondelek wody, to musiałam stanąć na plecy jakiegoś zabitego mężczyzny. Pamiętam to do dziś – wspomina tragiczne wydarzenia pani Zofia.
Jak większość ocalałych mieszkańców Ostrówek i Woli Ostrowieckiej rodzina Suszków szukała ratunku najpierw w pobliskim Jagodzinie, a potem u rodziny w Lubomlu. – Wielu z tych, którzy się uratowali, Niemcy zakwaterowali w magazynach wojskowych, a po kilku dniach podstawili wagony i wywieźli ich na roboty do Niemiec – twierdzi pani Suszko.

Pani Zofia ponownie ujrzała rodzinne strony w 1992 roku. – Po 49 latach, gdy przyjechałam tutaj i zobaczyłam Ukraińców, to z wrażenia serce waliło mi jak młot – wspomina. – Myślałam, że zaraz nas pobiją. Ten strach wraca do dzisiaj.

Ekipa poszukująca szczątków ofiar przywiozła panią Zofię do Ostrówek w lipcu br., mając nadzieję, że wskaże ona miejsce, gdzie znajdowała się stodoła w jej rodzinnym gospodarstwie, co pomogłoby w ustaleniu zbiorowej mogiły ok. 100 zamordowanych tam mężczyzn. Niestety, po latach nie udało się jej zlokalizować.

– To jedno z kilku miejsc, gdzie musimy wrócić i odszukać szczątki naszych bliskich, aby pochować ich na cmentarzu – zapewnia dr Popek. – Może uda się tego dokonać w przyszłym roku – dodaje.

Kiedy spłacimy dług?

Uratowani z masakry, o ile pozwalają im na to siły, starają się uczestniczyć w corocznej pielgrzymce do rodzinnej wsi. Sędziwy Jan Ulewicz z Woli Ostrowieckiej, który w czasie rzezi miał 17 lat, z 22 dotychczasowych pielgrzymek opuścił tylko dwie. Pamiętnego 30 sierpnia 1943 r. stracił rodziców i siostrę. – Chłopaki, którzy wyskoczyli z podpalonej szkoły w Ostrówkach, widzieli w środku moją mamę, więc pewnie tam się spaliła, a ojca zabili za stodołą u Strażyca. Jego szczątki zostały pochowane na cmentarzu po ekshumacji w 1992 r., a teraz przyszła kolej na mamę i siostrę – mówi ze spokojem w głosie.

Na pytanie, jak sam się uratował, rozkłada ręce i mówi, że to działanie Opatrzności Bożej. Wraz z kolegą ukryli się w stodole nad stajnią, przykrywając suchą koniczyną. Słyszeli, jak tropiący Polaków banderowcy kłuli siano bagnetami i odgrażali się, że jak podpalą stodołę, to Polacy sami powyłażą. – Ale ręka Boska ich powstrzymała i nie podpalili – mówi.

Chłopcy przeczekali w stodole najgorsze i potem uciekli do Jagodzina. Panu Ulewiczowi, gdy opuszczał rodzinną wieś, pozostały w pamięci sterczące kominy spalonych domów. Gdy ponownie przybył tu na początku lat 90., ze wsi nie zostało już nic. – To dziś prawdziwe dzikie pola – mówi z rezygnacją.
Jan Ulewicz sprzeciwia się nazywaniu ludobójczej działalności UPA walką narodowowyzwoleńczą. – Zabijać niewinnych, i to od kolebki do starego dziadka, kto to widział?! – mówi poruszony. – Znałem Ukraińców dobrze, do dziś zrozumieć nie mogę, jak oni mogli to robić.
Dla wielu Kresowian prace ekshumacyjne i przeprowadzone z rozmachem uroczystości pogrzebowe w Ostrówkach stanowiły duże zaskoczenie.

– To dla mnie prawdziwy szok – przyznaje pani Helena Honczaruk, uratowana z rzezi jako półtoraroczne dziecko. – Myślałam, że to będzie normalna pielgrzymka jak co roku, a tu takie wielkie uroczystości, tak zmieniona droga na cmentarz i jego otoczenie.
Panią Helenę uratował ojciec, Jan Szwed, który w przeddzień napadu wywiózł żonę i trzy córki do Jagodzina. Dostał się w ręce banderowców, gdy rano poszedł do swojego gospodarstwa, aby oporządzić inwentarz. Zginął w stodole u Strażyca. – Dowiedziałam się, że ucięli mu głowę siekierą, przytrzymując widłami, żeby się nie wyrwał – mówi kobieta.

Nagłe przyspieszenie i spełnienie nadziei na katolicki pochówek bliskich zaskoczył nawet 90-letnią Helenę Popek, matkę dr. Leona Popka. – Już zaczynałam tracić nadzieję, że Leonowi się uda – wyznaje. – Bo wszystko jakby przycichło, nikt już go nie popierał, a Ukraińcy za wszelką cenę chcieli wyciszyć całą sprawę. Aż tu naraz taka wiadomość. To chyba cud – dodaje.

Przełom w sprawie ekshumacji i upamiętnienia ofiar banderowskiej zbrodni w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej związany jest z polsko-ukraińskimi uzgodnieniami politycznymi na najwyższym szczeblu. Wkrótce na cmentarzu w Ostrówkach Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa ma wystawić okazałe upamiętnienie, w odsłonięciu którego wezmą udział prezydenci Polski i Ukrainy. Niejako w rewanżu po stronie polskiej w Sahryniu obaj prezydenci odsłonią pomnik mający upamiętnić cywilne ofiary ataku oddziałów AK i BCh na terroryzujący polskie wsie bastion UPA i policji ukraińskiej w Sahryniu.

Nie wchodząc w całą nieadekwatność tego zestawienia, trudno nie zadać pytania, co dalej z upamiętnieniem dziesiątek tysięcy zbiorowych i pojedynczych ofiar ludobójstwa dokonanego na Polakach przez OUN-UPA na Kresach.

– W czasie dzisiejszego nabożeństwa z jednej strony jak gdyby płacimy dług tym, którzy tak długo czekali na ten dzień, ale przecież to nie wszyscy, jest ich o wiele więcej w nieznanych mogiłach – upomniał się o Polaków leżących w niepoświęconej kresowej ziemi ks. bp Marcjan Trofimiak w czasie pogrzebu w Ostrówkach.

Adam Kruczek
Ostrówki, Ukraina

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 3-4 września 2011, Nr 205 (4136) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110903&typ=my&id=my14.txt | Strach wraca do dziś

Skip to content