Aktualizacja strony została wstrzymana

Euro albo śmierć – Janusz Szewczak

Nasi ekonomiczni geniusze – pseudoautorytety od prognoz gospodarczych – dostrzegli wreszcie czarne chmury.

Minister finansów J.V.Rostowski, który jeszcze nie tak dawno twierdził, że kryzys europejski został zażegnany, a problem Grecji rozwiązany, dziś w alarmistycznym tonie stwierdza: „albo solidarność, albo rozpad Europy”; ubolewa i martwi się tym, że elity muszą się zdecydować, czy chcą, aby euro przetrwało, nawet za wysoką cenę, czy nie, a jeśli nie, to należy poważnie przygotować się do kontrolowanego rozwiązania strefy. W jego mniemaniu rozpad strefy euro byłby dla Polski katastrofalny.

Z kolei guru BCC Stanisław Gomułka uważa, że przyjęta przez strefę euro strategia walki z kryzysem jest bliska optymalnej, a Grecy muszą odcierpieć za popełnione grzechy. Nawet gazeta „Rzeczpospolita” dostrzegła, że nie jesteśmy już „zieloną wyspą”. Co się takiego stało, że liberalni demagodzy załamują ręce, martwią się aż tak bardzo o przyszłość wspólnej waluty strefy euro, o stabilność ekonomiczną Niemiec, Hiszpanii, Francji czy Włoch?

Redaktor T.Wróblewski z „DGP” twierdzi już nawet, że euro doszło do kresu drogi. Ci, którzy przez ostatnie lata skutecznie robili nam wodę z mózgu, i ci, którzy skutecznie spenetrowali nasze portfele i walizki, radzą nam dziś, co do nich włożyć, by zdywersyfikować ryzyko. Dlaczego znowu ci, którzy zepsuli zegarek, rwą się do jego naprawiania?

Złotoustych łajdaków ci u nas dostatek. Dyżurny autorytet TVN-CNBC Ryszard Petru twierdzi, że pomoc dla Grecji oznacza, że część inwestorów poniesie straty. Ma to jednak dotyczyć głównie banków zachodnich, a nie naszych. Jakbyśmy jeszcze mieli nasze banki poza połową PKOBP… Prof. L.Balcerowicz zarzuca błędy w koncepcji i rozumowaniu nawet laureatowi nagrody Nobla – prof. P. Krugmanowi – uważając, że programy pomocowe i interwencja największych gospodarek świata były błędem i sprawiły, że są one w gorszej kondycji niż 3 lata temu. Szef Banku Światowego R. Zoellick ostrzega, że są zagrożone światowe rynki.

Komu więc tu wierzyć, skąd ta nagła troska o koncepcję walki z kryzysem, skoro jeszcze do niedawna w ogóle go nie było, a najlepszą metodą walki z nim było nicnierobienie? Dziś Ministerstwo Finansów mówi o igraniu z ogniem w UE. To jest przygotowanie propagandowe, lekki ostrzał PR-owski przed jesienną godziną zero, czyli 9 października.

Już wiadomo, że kryzys zadłużeniowy w strefie euro to zaraźliwa dżuma, tak przynajmniej uważają Chińczycy. Według nowej szefowej MFW nie udało się uratować światowej gospodarki, a Europa weszła w niebezpieczną fazę recesji. Minister finansów Niemiec W. Schauble zapowiada 7 chudych lat.

Strategia kupowania czasu niewiele dała, Finlandia, Holandia, Słowacja nie chcą pomagać tonącej Grecji. Mimo że polski premier D. Tusk deklaruje pełne zaufanie do wspólnej europejskiej waluty i domaga się pogłębienia integracji, w tym samym czasie prezydent Niemiec Ch. Wulff krytykuje EBC za skupowanie obligacji krajów PIIGS; niemieccy politycy sugerują złamanie prawa w tym art. 123 traktatu UE, 7 września Trybunał Konstytucyjny Niemiec wyda wyrok. Jego skutki mogą być dla europejskich rynków prawdziwym szokiem, to może być europejski Lehman Brothers z porażającymi skutkami dla rynków.

J.V. Rostowski może zostać niemile rozczarowany, gdy się okaże, że władze i parlamenty krajów strefy euro nie zdołają do końca października zatwierdzić zmian w Europejskim Funduszu Ratunkowym. Wtedy agonalna sytuacja Grecji i przedzawałowa Irlandii, Portugalii, Hiszpanii i Włoch – jeszcze się pogłębi. Do tej mieszanki wybuchowej kryzysu eurolandu cegiełkę może dołożyć kryzys zadłużeniowy krajów Europy Środkowo-Wsch., zadłużonych na ponad 80 mld franków szwajcarskich w mieszkaniowych hipotekach. Nic dziwnego, że zawsze skory do żartów i balang premier S. Berlusconi ma coraz bardziej zatroskaną twarz i ostrzega, że sytuacja jest bardzo trudna – dług Włoch wzrósł do blisko 2 bln euro, a tegoroczny deficyt budżetowy do ponad 50 mld euro.

Druga faza kryzysu zalewa świat, walutę euro ratują dziś tak naprawdę w znacznej mierze Chińczycy. Szef Europejskiego Banku Centralnego J.C. Trichet robi już bokami, skupując za 120 mld euro długi Hiszpanów, Włochów, Irlandczyków czy Greków i twierdząc, że obecny kryzys jest najgorszy od czasu II wojny światowej.

Przewodniczący Komisji Europejskiej J. Barroso domaga się większej kasy na ratowanie bankrutów, bo wypłaty mogą być zagrożone. Kryzys euro sięga apogeum. Dopiero dziś sternicy „zielonej wyspy” naprawdę się przerazili. Wreszcie zaczynają ten kryzys traktować poważnie, bo można będzie już po wyborach spokojnie zwalić całą winę za ogromne turbulencje w polskiej gospodarce, za cięcia, podwyżki fiskalne, spadające dramatycznie wskaźniki makroekonomiczne, rosnące gwałtownie bezrobocie, drożyznę właśnie na kłopoty strefy euro.

Finansowa strategia min. J.V.Rostowskiego, która niczym „tajfun Vincent” przetoczyła się przez polskie finanse publiczne, zadłużając dodatkowo nasz kraj w 4 lata na blisko 300 mld zł, nie będzie winna kryzysowym falom tsunami zatapiającymi „zieloną wyspę”. Winne będzie trzęsienie ziemi w strefie euro.

Chcieliśmy dobrze, wszystko przewidzieliśmy, byliśmy w kulminacyjnej fazie budowy antykryzysowej tamy stulecia i tylko ten brak integracji, słabość euro, kolejne bankructwa i długotrwała recesja w Europie pokrzyżowała rządzącej koalicji plany budowy eldorado tu nad Wisłą. Mistrzowie bajeru całą dotychczasową jazdę po bandzie, dotychczasowe życie i rozwój na kredyt zwalą na europejskich decydentów. Kłopoty euro mogą okazać się doskonałym alibi dla pustych obietnic, zwykłych kłamstw, lekceważenia zagrożeń i braku profesjonalizmu.

Janusz Szewczak

Autor jest głównym ekonomistą SKOK

Za: niezalezna.pl | http://niezalezna.pl/15463-szewczak-euro-albo-smierc