Aktualizacja strony została wstrzymana

Klaus to nie Hacha – Jan Engelgard

W nocy z 14 na 15 marca 1939 roku Adolf Hitler, rozmawiając z prezydentem Czechosłowacji Emilem Hachą, doprowadził go do omdlenia, grożąc zmasowanym bombardowaniem Pragi, jeśli ten natychmiast nie podpisze zgody na aneksję swojego kraju. Hacha zemdlał i zgodził się na złożenie podpisu. Tym razem aż tak dramatycznie nie było, ale ekipa przewodniczącego Parlamentu Europejskiego z Hansem-Gertem Poetteringiem wykazała podobną arogancję, jak Hitler i Goering w 1939 roku. Już sam fakt, że Poettering zabrał ze sobą do Pragi Daniela Cohn-Bendita i Martina Schulza, lewackich krzykaczy, był symptomatyczny. Po co ich zabrał? Pewnie po to, by wygarnęli Klausowi. Poettering musiał wiedzieć, że miło i dyplomatycznie nie będzie, a mimo to zabrał ich, to on więc ponosi odpowiedzialność za to, co się stało. Bendit to stary lewak, trockista i anarchista, który demolował w maju 1968 Paryż. Jego bezczelna twarz, uwieczniona na zdjęciach z 1968 roku, po dziś dzień jest symbolem tego przerażającego pokolenia. Dzisiaj Bendit ma podwójnie obywatelstwo – francuskie i niemieckie – i stał się fanatycznym orędownikiem „zjednoczonej” Europy. Z kolei Schulz to typowy intelektualny zadymiarz, swego czasu Silvio Berlusconi zgasił go podczas obrad Parlamentu Europejskiego, proponując mu rolę kapo w filmie o obozach koncentracyjnych.
Jeśli podrzędny eurodeputowany, jakim jest Bendit, mówi do prezydenta Czech, że nie interesują go jego poglądy i musi traktat podpisać, po czym bezczelnie wyjmuje  flagę UE i wciska ją Klausowi (wiadomo, że Klaus nigdy nie zgodził się na wywieszenie takiej flagi na Hradczanach) – to jest mało wyszukana prowokacja. Mało tego, ta prowokacja znajduje poparcie u przewodniczącego Poetteringa! I tak, trzej Niemcy na salonach hradczańskich próbują ustawić prezydenta Czech do pionu. Ale Klaus to nie Hacha, a rok 2008, to nie rok 1939. Pomysłodawcy tej intrygi nie rozumieją, że akurat im, Niemcom, nie wypadało tego rozbić. Cała czeska klasa polityczna stanęła po stronie Klausa, także komuniści. Zbyt świeże jest nadal wspomnienie roku 1938 i 1939, by przejść nad tym do porządku dziennego.  Zbyt czułą strunę dumy narodowej dotknęli Bendit i Schulz, by nie pozostało to bez echa. Klaus, spychany pomału do politycznego narożnika we własnym kraju, nagle znowu stał się centralną postacią, dzisiaj atak na niego byłby wsparciem dla bezczelności Cohn-Bendita i próby wymuszania na krajach UE wygodnych dla doktrynerów i eurokratów rozwiązań. To był wielki błąd Poetteringa. Jeśli chciał przybliżyć ratyfikację Traktatu Lizbońskiego, to efekt może być zupełnie odwrotny. Klaus dostał do ręki nowe karty i rzucił je na stół. Teraz ci w Czechach, którzy chcieli szybko ratyfikować traktat są w rozterce – nie mogą przecież stanąć po stronie Benditów i Schulzów przeciwko własnemu prezydentowi.  Nie mogą stanąć po stronie Niemców, którzy obrazili i zbesztali ich prezydenta.

Jan Engelgard

Za: Blog Jana Engelgarda


Skip to content