Aktualizacja strony została wstrzymana

„Zasrancen” poczuli ulgę – Stanisław Michalkiewicz

Po ogłoszeniu raportu komisji pod kierownictwem ministra Jerzego Millera, Salon, a zwłaszcza oficerowie i drobniejszego płazu wyrobnicy frontu ideologicznego wydobyli z głębi swoich trzewi westchnienie ulgi. Wreszcie „góra”, która w postaci wspomnianego raportu urodziła mysz, przyszła im w spóźniony sukurs. Spóźniony – bo sytuacja stawała się coraz bardziej kłopotliwa, a nawet groźna, kiedy nie tylko poseł Antoni Macierewicz opublikował swoją „Białą Księgę”, ale ogłoszenie swojego raportu zapowiedziała również Najwyższa Izba Kontroli, podobnież wcale nie podlegająca Platformie Obywatelskiej. Wprawdzie poseł Macierewicz, wiadomo – najpierw wymyśla, a potem ogłasza „bzdury”, ale jeśli – co oczywiście nie daj Boże – NIK te „bzdury” by potwierdził, to co wtedy? CO WTEDY? Weterani frontu ideologicznego pamiętają przecież, z jakim wysiłkiem udało się odeprzeć „bzdury” Antoniego Macierewicza w roku 1992, kiedy to zapodał Sejmowi słynną „listę agentów”. Nie tylko „Drogi Bronisław” stracił swoją dżentelmeńską flegmę, ale własną piersią musiał rzucić się na złowrogiego Macierewicza sam Jacek Kuroń, zaś pan redaktor Adam Michnik, przypomniawszy sobie o wyssanych z mlekiem matki leninowskich przykazaniach dotyczących organizatorskiej funkcji prasy – poetessie, co to nie tylko samego jeszcze znała Stalina, ale nawet pisywała ku jego czci słynne pimpoletki – niczym ojciec chrzestny Vito Corleone – przypomniał o obowiązku odwdzięczenia się za nadymanie do Nagrody Nobla. Poetessie, zdającej sobie sprawę, że w przeciwnym razie dotychczasowa zgraja wielbicieli jej talentu ściągnie jej majtki na oczach rozradowanej publiczności, nie trzeba było dwa razy tego powtarzać, więc natychmiast natchnienie podsunęło jej utwór przepojony nienawiścią do nienawiści, który redaktor Michnik, w swojej żydowskiej gazecie dla Polaków wydrukował na pierwszej stronie. Przypominam o tych wszystkich heroicznych wysiłkach by pokazać, że przyniosły one efekt niewspółmiernie mały; dzisiaj gwoli rozpaczliwej obrony reputacji samego tylko Kukuńka trzeba mobilizować niezawisłe sądy, które wprawdzie w podskokach prostytuują się ochoczo jeden po drugim, jednak rozkalibrowanej reputacji Kukuńkowi z powrotem nakalibrować przecież nie mogą, podobnie zresztą, jak pozostałym autorytetom moralnym, którym nie pomogła nawet uniwersalna formuła: „bez swojej wiedzy i zgody”.

Tymczasem teraz sytuacja jest jeszcze gorsza niż wtedy, bo w tak zwanym międzyczasie złowrogi Antoni Macierewicz wszedł w posiadanie rewelacji ukrywanych wcześniej za murami Wojskowych Służb Informacyjnych. Zresztą nie tylko on; żyją jeszcze ludzie pamiętający, jak to pieszczotliwą inwokacją „ech, Stokrotka, Stokrotka”, prezydent Lech Kaczyński do łez doprowadził panią redaktor Monikę Olejnik, a chociaż zginął w katastrofie, to przecież po mieście uporczywie krążą fałszywe pogłoski, jakoby w utajnionym „Aneksie”, którego 10 kwietnia 2010 roku tak gorączkowo poszukiwali wszyscy ludzie pana marszałka Komorowskiego, znajdowały się również informacje o pozostałych 49 agentach, ulokowanych w rozmaitych miejscach, między innymi – również w mediach „głównego nurtu”. Więc wprawdzie każdy spośród „Zasrancen” („man kann singen, man kann tanzen, aber nicht mit den Zasrancen”) powtarzał, że „bzdury” i tak dalej – ale coraz bardziej niepewnym, a niekiedy nawet drżącym głosem.

Ale wreszcie bezpieczniackie watahy osiągnęły kolejny kompromis, z którego wynika, że SB bierze spóźniony odwet na wojskowych razwiedczykach, którzy podczas sławnej transformacji ustrojowej nie tylko przeczołgali ubowniczków przez rozmaite „weryfikacje”, ale przede wszystkim – nie dopuszczali do konfitur w stopniu przez nich oczekiwanym, przez co zmusili nawet do zasilenia szeregów „przestępczości zorganizowanej”. Toteż katastrofa smoleńska, dzięki której pan marszałek Komorowski i jego mocodawcy wreszcie dowiedzieli się, co było w tym przeklętym „Aneksie” i mogli odetchnąć z ulgą – również dla ubowniczków okazała się darem Niebios. Nietrudno się o tym przekonać, słuchając informacji o „głowach” jakie będą musiały polecieć nie tylko w „Siłach Powietrznych”, ale w pozostałych rodzajach sił zbrojnych, że o ile przedtem podział łupów przypadających z tytułu okupacji naszego nieszczęśliwego kraju mógł dokonywać się w proporcjach, dajmy na to: 80 procent dla wojskówki, 20 – dla SB, to teraz – pół na pół. I dopiero po szczęśliwym wynegocjowaniu tego kompromisu, co przecież musiało trochę potrwać i stąd komisja min. Millera przez 15 miesięcy „badała” i „badała” fusy z MAK-u – premieru Tusku można było wreszcie przekazać rozkaz nie tylko, by energicznie zażądał publikacji suwerennego raportu komisji ministra Millera, ale nawet – by „przyjął dymisję” ministra Bogdana Klicha, zaś na opróżnione w ten sposób stanowisko naznaczył człowieka Renesansu w osobie pana Tomasza Siemoniaka. Tedy „podczas kiedy we dworze sztab wesoły łyka, przed domem się zaczęła w wojsku pijatyka”, dodajmy – pijatyka radosna, z której, oprócz wspomnianych westchnień ulgi, dobiegają również szyderstwa ze złowrogiego Macierewicza. Jak zwykle w pierwszym szeregu szyderców znaleźli się przodujący w wyszkoleniu bojowym i politycznym „Zasrancen” z „Gazety Wyborczej”, tym razem dlaczegoś w osobie pana red. Sroczyńskiego. Ale na tym przecież nie koniec, bo ciekawe, co powie MAK, co ogłosi NIK, no a poza tym i złowrogi Macierewicz też musi chować jakieś asy w rękawie, o których istnieniu dał zresztą do zrozumienia. Czy to będą rewelacje z Renton w stanie Waszyngton, gdzie mieszczą się sławne na cały świat zakłady lotnicze, czy jeszcze coś innego – zobaczymy, bo przecież okładanie się po głowach raportami dopiero się zaczyna.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    9 sierpnia 2011

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2153

Skip to content